Kaczyński i Nawrocki zlepieni przez Tuska
Poglądy Nawrockiego lokują go na prawo od Kaczyńskiego i PiS. Nowy prezydent jest od Kaczyńskiego bardziej nacjonalistyczny, bardziej klerykalny, bardziej antyunijny. Jednak nadzieje koalicji (i Konfederacji), że między Nawrockim i Kaczyńskim wybuchnie konflikt, nie będą spełnione. Skład gabinetu prezydenta i pierwsze jego deklaracje pokazują, że Nawrocki i Kaczyński pozostaną "zlepieni przez Tuska". Realizując przez dwa lata jeden wspólny cel, jakim będzie odsunięcie Tuska od władzy.

Do centrum politycznej gry wprowadzał Karola Nawrockiego profesor Andrzej Nowak. Ideowo wspierał go redaktor Paweł Lisicki (kierowane przez niego "Do Rzeczy" stało się jednoznacznie prezydencką gazetą, gdzie krytyka Morawieckiego czy różnice ocen wobec Kaczyńskiego są tolerowane, wręcz ośmielane, natomiast stosunek do Nawrockiego jest entuzjastyczny).
Lisicki i Nowak wzywali nawet parokrotnie do zastąpienia Kaczyńskiego przez bardziej radykalnego polityka na czele prawicy. Krytykując go za "miękkość" zarówno wobec UE, jak też wobec liberalnych instytucji i środowisk w Polsce.
Ani słowa o Rosji
Nowaka i Lisickiego łączy coś, co można nazwać "duginizmem po polsku". Różniący ich od Kaczyńskiego i PiS radykalizm w odrzuceniu Unii Europejskiej, jeszcze ostrzejsza niż u Kaczyńskiego krytyka dekadencji całego liberalnego Zachodu, a przede wszystkim odrzucenie fundamentalnego dla zmiany ustrojowej roku 1989 (długo podzielanego również przez Kaczyńskiego) przekonania, że stanie się przez Polskę częścią wszystkich instytucji Zachodu wyprowadza nas z rosyjskiej strefy wpływów, a więc powinno być nienaruszalnym dogmatem najbardziej nawet suwerennej polskiej polityki.
W kraju, gdzie większość obywateli nadal uważa, że Polska powinna być członkiem Unii Europejskiej (choć już bardziej Unii jako źródła pieniędzy, niż jako wspólnej przestrzeni wartości czy instytucji), prosta hipokryzja nakazuje, żeby nie mówić otwarcie o polexicie (choć Andrzej Nowak i Paweł Lisicki nawet z tą hipokryzją zrywają).
Także w hipokryzji znaczące są jednak proporcje. W pierwszym prezydenckim orędziu Karol Nawrocki, w kontekście zagrożenia dla polskiej suwerenności, wymienił wyłącznie Unię Europejską: "Będę głosem tych, którzy chcą Polski suwerennej, Polski, która jest w Unii Europejskiej, ale Polski, która nie jest Unią Europejską, tylko jest Polską - i pozostanie Polską... będę - oczywiście - wspierał relacje w ramach Unii Europejskiej, ale nigdy nie zgodzę się na to, aby Unia Europejska zabierała Polsce kompetencje...".
Te słowa nie są zaskoczeniem w ustach prawicowego polityka, jednak znów - liczą się proporcje i przemilczenia. W tym samym orędziu, jako zagrożenie polskiej suwerenności nie zostaje w ogóle wymieniona Rosja (prowadząca agresywną wojnę najeźdźczą tuż za naszą wschodnią granicą). Nie pojawia się też Ukraina jako ofiara tej wojny. Jakby tej wojny już nie było, a nie - tak jak w rzeczywistości - wkraczała ona w najbardziej decydującą fazę, mogącą przesądzić o istnieniu lub nieistnieniu ukraińskiego bufora oddzielającego nas od putinowskiej Rosji.
W tym orędziu NATO, a przede wszystkim "bilateralny sojusz ze Stanami Zjednoczonymi", zostają przeciwstawione Unii jako jedyna gwarancja bezpiecznego rozwoju Polski. Jednak po kilku miesiącach prezydentury Trumpa wiemy już, że jeśli Unia (a nawet NATO, też kontestowane przez Trumpa preferującego "bilateralne sojusze") zostanie zastąpiona "bilateralną relacją" Trump-Putin, oznacza to dla Polski w najlepszym razie ogromne ryzyko, a w najgorszym stanie się bezsilną ofiarą nowego koncertu mocarstw rozgrywanego ponad naszymi głowami.
Pałac Prezydencko-Kaczyński
Zarówno koalicja rządząca (i jej medialne zaplecze), jak też Konfederacja wiązały z ideowym napięciem pomiędzy Nawrockim a Kaczyńskim, czy Morawieckim ogromne polityczne nadzieje. Zdaniem zwolenników koalicji tarcia między Kaczyńskim i Nawrockim miały się okazać jeszcze większe niż między Kaczyńskim i Dudą, doprowadzając do paraliżu współpracy.
Dla części Konfederacji (szczególnie dla "wolnościowców" Mentzena i Wiplera, bo Krzysztof Bosak rozgrywa tu inną grę) Nawrocki miał przyspieszyć proces detronizacji Kaczyńskiego przez młodsze i bardziej radykalne pokolenie liderów prawicy.
Te nadzieje całkowicie przekreślił skład prezydenckiej kancelarii. Paweł Szefernaker, Zbigniew Bogucki i Marcin Przydacz to ludzie ze średniego pokolenia PiS, będący "dziećmi i wychowankami" partii i prezesa Kaczyńskiego.
Nawet jeśli Bogucki i Przydacz sami pojawiali się na liście potencjalnych prezydenckich kandydatów PiS, robili wszystko, aby przedstawić się jako osoby pozostające wyłącznie "w kadrowej rezerwie prezesa", całkowicie zależne od jego woli, gotowe bez żadnych szemrań ją zaakceptować. Inaczej niż Morawiecki i Czarnek, których ambicje zdemaskowały ich jako potencjalnych następców Kaczyńskiego. A on nie wybiera się przecież na emeryturę.
Sławomir Cenckiewicz, nowy szef BBN, był kojarzony bardziej z Macierewiczem niż z samym Kaczyńskim. Jednak szybko nauczył się lojalności wobec silniejszego w tym sporze. Kiedy Macierewicz został zmarginalizowany i upokorzony, Cenckiewicz wybrał Kaczyńskiego. Rozumiejąc, że nie ma dla niego w tej chwili alternatywy jako dla lidera PiS, czyli formacji, która zarówno gwarantuje Cenckiewiczowi osobisty awans, jak też w największym stopniu realizuje jego poglądy.
Obalenie Tuska ważniejsze niż ideowe różnice
Ideowe różnice między Nawrockim i Kaczyńskim (Morawieckim, PiS…) stają się nieistotne wobec jak najszybszego i jak najbardziej definitywnego nie tylko odsunięcia Donalda Tuska od władzy, ale też usunięcia go z polskiej polityki.
Kaczyńskiemu udało się (nie bez udziału Tuska, któremu wydawało się, że taka polaryzacja bardziej służy jemu) przedstawić "antytuskowość" jako podstawowy obowiązek całej polskiej prawicy, wobec którego nieistotne stają się ideowe niuanse.
Konfederacja ma oczywiście problem z takim ustawieniem priorytetów. Konfederaci, tak jak kiedyś Hołownia, zebrali część swego rosnącego elektoratu pod hasłem "trzeciej drogi", zachowania równego (a w każdym razie znacznego) dystansu zarówno wobec "chytrego Tuska" jak też wobec "socjalisty Kaczyńskiego". Dlatego Mentzen i Wipler wchodzą w coraz ostrzejszą polemikę z PiS-em i dlatego Mentzena nie było na inauguracji Nawrockiego.
"Wolnościowcy" z Konfederacji zrozumieli już, że Nawrocki przez najbliższe dwa lata pozostanie sojusznikiem Kaczyńskiego, podczas gdy oni staną się obiektem narastającego szantażu: "jeśli nie jesteście bezkrytycznie po stronie Kaczyńskiego i Nawrockiego, znaczy to, że jesteście po stronie Tuska". Nawet jeśli Mentzen (a szczególnie Wipler) to wiedzą, nie mają dziś żadnego pomysłu, aby z tej pułapki zastawionej na nich przez Kaczyńskiego wyjść. Świeżość i radykalizm Nawrockiego są morderczą bronią przeciwko nim, dopóki oczywiście Nawrocki pozostaje w ścisłym związku z Nowogrodzką.
Kaczyński i Nawrocki nieuchronnie zderzą się w walce o podział władzy i ideowe zagospodarowanie tej władzy. Nastąpi to jednak dopiero wówczas, kiedy (jeśli) będzie co dzielić, a więc dopiero wówczas, kiedy (jeśli) władzę straci Tusk.
Cezary Michalski













