Czemu Tusk aż tak bardzo nagrodził PSL przy rekonstrukcji rządu
Donald Tusk nagrodził PSL drugim już po MON "superresortem" w swoim rządzie, podczas gdy Szymon Hołownia dostał od niego po łapach. Premier ma wystarczające doświadczenie zarówno ze współpracy z PSL-em (czyli ze zdyscyplinowanym i przewidywalnym koalicjantem), jak też z "rozbierania" efemerycznych antysystemowych inicjatyw w rodzaju Ruchu Palikota. Wniosek jest oczywisty: PSL warto mieć w całości, partię Hołowni będzie można rozebrać.

Publicystyka w Interii to pełen przekrój opinii: od lewa do prawa i z powrotem. Felietoniści portalu z różnych perspektyw komentują dla naszych czytelników to, co dzieje się tu i teraz. Więcej komentarzy znajdziecie w sekcji Felietony.
Rekonstrukcja rządu była gigantyczną nagrodą dla PSL-u. Szczególnie na tle Szymona Hołowni, który wyszedł z rekonstrukcji osłabiony i ośmieszony (choćby "uzyskiem" dla Polski 2050 w postaci słabej i tymczasowej nominacji w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego).
Dlaczego 32 posłów PSL liczy się dla Donalda Tuska bardziej niż 31 posłów Polski 2050? I czemu beznadziejne notowania PSL-u po rozpadzie Trzeciej Drogi nie zaszkodziły ludowcom tak, jak podobnie beznadziejne notowania partii Hołowni zaszkodziły jej liderowi?
Nawet słynne spotkanie Hołowni z Kaczyńskim (które miało wzmocnić jego pozycję podczas rekonstrukcji) zaszkodziło mu bardziej, niż trwające od blisko dwóch lat umizgi PiS-u i Konfederacji do PSL-owców. A przecież w obu przypadkach doszło do kontaktów pomiędzy politykami koalicji i opozycji. I w obu przypadkach prawica proponowała liderom koalicyjnych partii pozycję "premierów rządu technicznego". Groteskową, gdyż całkowicie zależną od politycznej woli Kaczyńskiego, Mentzena, Wiplera, Bosaka…
Polityczne doświadczenie Tuska
Po wcześniejszym dwukadencyjnym rządzeniu wraz z PSL-em Donald Tusk wie, że jest to partia przewidywalna zarówno w swoich wadach, jak i politycznych zaletach. Mający podobne doświadczenie Leszek Miller lubił szydzić z ludowców jako z najdroższego (jeśli chodzi o konieczność "wypłacenia się" pieniędzmi i stanowiskami), a jednocześnie najwygodniejszego koalicjanta.
Koalicjanta - jak na polskie standardy - relatywnie spójnego i zdyscyplinowanego wewnętrznie. A przede wszystkim przestrzegającego zawartych umów, przynajmniej do momentu, kiedy naprawdę trafi się dużo lepsza okazja.
Tusk ma też inne doświadczenie - w przejmowaniu posłów z partii "antysystemowych", których liderom powinęła się noga, stracili charyzmę. Po wyborach 2011 roku Janusz Palikot wprowadził do Sejmu 40 posłów (więcej, niż ma dzisiaj Hołownia). Cztery lata później pozostało już przy nim tylko 11, a większość tych, którzy odeszli, znalazło się albo w klubie PO, albo na orbicie tej partii.
Prawie wszyscy posłowie tamtej "antysystemowej" inicjatywy byli totalnymi nowicjuszami. Opromienieni charyzmą lidera szybko przestali być lojalni, kiedy ta charyzma zaczęła blednąć.
Klub Hołowni cierpi na tę samą przypadłość. W dodatku poza nowicjuszami są tam politycy, którzy trafili do Hołowni po nieudanych lub zablokowanych karierach w innych partiach (np. w PO). Tacy posłowie do "transferowania" ze słabnącej partii są jeszcze łatwiejsi.
Morał z tego oczywisty: PSL warto mieć w całości (a całej partii płaci się więcej), podczas gdy partię Hołowni będzie można (o wiele taniej) rozebrać.
PSL ze stanowiskami, ale bez wyborców
Ludowcy otrzymują do Tuska drugi już "superresort" po Ministerstwie Obrony Narodowej. O ile jednak MON służy przede wszystkim do budowania pozycji ministra (ewidentnie wzmacnia Władysława Kosiniaka-Kamysza, także w wewnętrznych grach o pozycję w PSL-u), to superresort energetyki może wzmocnić cały PSL.
Spółki energetyczne to setki, o ile nie tysiące stanowisk. Nie tylko w centrali, ale w każdym regionie, województwie, powiecie. Podobnie jak Lasy Państwowe, także rozbudowana struktura spółek energetycznych (produkcji, przesyłu energii) była używana do nagradzania i wzmacniania aparatu terenowego partii kierujących państwem zarówno pod rządami Zjednoczonej Prawicy, jak też pod wielu wcześniejszymi rządami.
Nawet w dzisiejszych czasach, kiedy media bardziej uważnie obserwują partyjne nominacje w spółkach skarbu państwa, a obywatele łatwo się na nie oburzają, redystrybucja stanowisk trwa - na poziomie centralnym, samorządowym, lokalnym.
Partiom bardziej opłaca się przetrwać chwilę medialnego wzbudzenia, niż zrezygnować z pieniędzy i stanowisk utrzymujących w dyscyplinie najszerzej rozumiany aparat partyjny.
Miłosz Motyka i przyszłość PSL-u
Miłosz Motyka jest na czele tego superresortu najlepszym wyborem ludowców. Jeszcze stosunkowo młody, a jednocześnie doświadczony i zawsze lojalny człowiek partyjnego aparatu. Kaczyński ma takich ludzi (poumieszczał ich w Komitecie Wykonawczym PiS), PO miało takich ludzi za czasów pokolenia Sławomira Nowaka (dziś ich nie ma, co jest może największą słabością formacji Donalda Tuska).
Od istnienia lub braku młodszych, ambitnych i lojalnych działaczy zależy przyszłość formacji, jej międzypokoleniowe przetrwanie. Do tej pory Motyka był też dobrym wiceministrem w resorcie klimatu i środowiska, kierowanym przez nie najmocniejszą panią minister.
Jednocześnie polityczna biografia samego Miłosza Motyki odzwierciedla problem, jaki mają dzisiaj ludowcy. Są coraz silniejsi w polityce centralnej, o ich rękę stara się każdy i każdy jest gotowy za tę rękę coraz więcej płacić. Jednocześnie jednak tracą elektorat, co może przekreślić wszelkie zalety płynące z posiadania zwartej i zdyscyplinowanej partii.
Miłosz Motyka w aparacie partyjnym awansował regularnie, zasłużenie i szybko. Jest dziś ważnym politykiem PSL w Małopolsce, zajmując jednocześnie stanowisko sekretarza Rady Naczelnej PSL. Jednocześnie jednak dwukrotnie nie dostał się do Sejmu, a Małopolska jest jednym z mateczników PSL-u, gdzie ta partia utraciła na rzecz prawicy większość wyborców.
PSL było przez PiS niszczone w czasie całych ośmiu lat rządów Zjednoczonej Prawicy. Ludowców odcinano od centralnych i samorządowych pieniędzy, szantażowano służbami i prokuraturą, kupowano i przejmowano całe grupy ich działaczy lokalnych. Jednak także po zmianie władzy, kiedy PSL stało się znowu częścią koalicji rządzącej, nie zdołało odbudować ani pozycji na wsi, ani w województwach ściany wschodniej czy w Małopolsce.
Potwierdzały to każde kolejne wybory - samorządowe, europejskie, a nawet prezydenckie, gdzie co prawda PSL nie wystawiło własnego kandydata, ale też nie potrafiło żadnym realnym elektoratem wesprzeć Hołowni, którego formalnie poparło.
Ludowcy zostali nagrodzeni przez Tuska, ta nagroda może ich wzmocnić lub uśpić i zabić. Nawet bowiem partia ministrów superresortów, partia prezesów, dyrektorów i członków rad nadzorczych spółek skarbu państwa nie przeżyje i nie będzie nikomu do niczego potrzebna, jeśli trwale stanie się partią bez elektoratu.
Cezary Michalski














