Jakub Szczepański, Interia: Jak się pan czuje jako gwiazda? Artur Dziambor, kandydat do Sejmu Trzeciej Drogi: - Nie wiem, czy to jest gwiazdorstwo. W polityce to tak nie działa. Chociaż, kiedy spojrzymy na internet, moi dawni koledzy i ich trolle bardzo mnie nie lubią. Cała reszta? Liczyłem, że moja kandydatura, walka o mandat, będzie jakimś newsem i skoro rozmawiamy, to chyba nim jest. Wszystko zmieniało się u pana jak w kalejdoskopie: począwszy od odejścia z Konfederacji, po potencjalny start do Senatu. Nagle wyskakuje pan na listach Trzeciej Drogi do Sejmu. Trochę jak królik z kapelusza, co? - To propozycja mojego startu z Trzeciej Drogi wypadła trochę z kapelusza, bo przecież niedawno nie było takiej możliwości. Jeszcze w piątek rano zbierałem podpisy na targowisku w Kościerzynie, żeby zawalczyć o mandat senatora. Tego samego dnia wieczorem otrzymałem propozycję i zgodziłem się. Kto panu zaproponował start? Zdradzi pan trochę politycznej kuchni? - Wiadomo, że na konwencji wyborczej Trzeciej Drogi przywitał mnie Władysław Kosiniak-Kamysz. Tak że to on mnie zaprosił. "Ani AgroUnii, ani Kołodziejczaka, ani posła Dziambora, ani innych tego typu pomysłów na listach Trzeciej Drogi nie będzie" - powiedział na początku sierpnia Szymon Hołownia. Jak tam państwa konflikt? - Żaden konflikt. W pewnym momencie Szymon Hołownia i jego posłowie dużo mówili o tym, kogo nie chcą na listach. Natomiast wówczas, zupełnie się nie znaliśmy. Powiedziałem nawet dla Interii, że dobrze byłoby, gdyby moje nazwisko nie pojawiało się w wypowiedziach lidera Polski 2050. Tym bardziej, że stałem się przypadkowym bohaterem całej dyskusji. Wyjaśniliśmy już sprawę z Szymonem Hołownią. Jak to wyglądało? - Rozmawialiśmy przez telefon, umawialiśmy się co do tego, jak będzie wyglądała kampanijna walka. Co powiedział panu facet, który jeszcze kilka tygodni temu nie miał o panu najlepszego zdania? - Pytał się mnie o różne sprawy. Powiedziałem, że możliwości walki o wolnorynkowego wyborcę, który obecnie przychylnym okiem spogląda na Konfederację, jest dobrą ofertą. Dyskutowaliśmy o tym, że będę miał ostatnie miejsce. To nie jest komfortowa sytuacja, miejsce biorące. Dlatego jedyne co mogę zrobić, to wyszarpać sobie mandat bardzo dobrą kampanią. Przyjęli pana do Trzeciej Drogi z otwartymi rękoma? Tak po prostu? - Panie redaktorze, wymaga pan ode mnie cytowania prywatnej rozmowy? Takich rzeczy się nie robi. Mogę jedynie powiedzieć, że ja się nie zmieniłem. Inne jest jedynie logo, pod którym występuję. Jako kandydat PSL i Polski 2050 będzie pan specjalistą od wycinania byłych kolegów z Konfederacji? - Nie tylko od tego. Razem z Ryszardem Petru będziemy pokazywali, że podejście do gospodarki ma być praktyczne, a przede wszystkim możliwe do zrealizowania. Jak zawsze zaznaczałem, całe życie prowadziłem jednoosobową działalność gospodarczą. Jestem w Sejmie, żeby pomagać podobnym ludziom. Uważam, że kolejne rządy, a przede wszystkim PiS, chciały ich zniszczyć. Pomysły Trzeciej Drogi są podobne do moich. Z PSL mamy chociażby prawie identyczny projekt dobrowolnego ZUS-u. Niestety, nie został nawet odczytany przez marszałek Elżbietę Witek. Nie obawia się pan, że wytnie konkurencję z Konfederacji, a sam zostanie bez mandatu? - Będę walczył na swoim terenie, gdzie mam dość wysokie poparcie. Jeśli nie uda się zdobyć mandatu, będę próbował w kolejnych wyborach. Przyjmuję do wiadomości, że polityka wygląda jak wygląda. Nie mamy jednomandatowych okręgów wyborczych, żeby wziąć udział w wyborach ogólnopolskich, trzeba mieć jakąś ekipę. Dla mnie najistotniejsza jest gwarancja, że Trzecia Droga nie będzie wprowadzać nowych podatków ani podwyższać już obowiązujących. Chcę, żeby przedsiębiorcom żyło się łatwiej i właśnie taką obietnicę usłyszałem. To prawda, że pańskie rozmowy z ludowcami czy Platformą pomogły wrócić Dobromirowi Sośnierzowi do Konfederacji? - Doniesienia o PO to jakaś kompletna bzdura, a rozmowy o współpracy z PSL były luźne, mówiliśmy o potencjalnej współpracy, jeżeli będzie taka wola. Nie było jednak ofert, rozmów o miejscach na listach. Dobromir Sośnierz od początku chciał wrócić do Konfederacji i tak też zrobił. Osobiście, nie wyobrażam sobie takiego scenariusza w moim przypadku. Może pan jest zbyt surowy dla Sośnierza? Rok albo dwa lata temu najpewniej nie wyobrażał pan sobie współpracy z Szymonem Hołownią albo Ryszardem Petru? - To prawda, jeszcze do niedawna nie wyobrażałem sobie współpracy z Hołownią czy Petru. To wszystko wynikało z braku kontaktu między naszymi środowiskami. Obecnie trudno patrzeć na polską politykę przez pryzmat komuny i Solidarności. To pojedynek zbiorów, które łączą się wokół konkretnego założenia. Dla mnie to pomoc dla przedsiębiorców i sprzeciw dla kontynuacji władzy PiS ze strony środowisk, do których dołączyłem. Najważniejsze, że jesteśmy umówieni co do głosowania w odpowiedni sposób. Nie zmienił się pan, więc wciąż stanąłby pan obok Janusza Korwin-Mikkego pod transparentem stylizowanym na bramę Auschwitz, z napisem "szczepienie czyni wolnym"? - Ciągle się za to tłumaczę, a moje wypowiedzi w tej sprawie są nawet w stenogramie komisji etyki poselskiej. Sytuacja była prosta: akurat kończyła się pikieta Justyny Sochy oraz jej zwolenników. Kolejną miała być demonstracja Konfederacji. Przyszliśmy z Sejmu, poproszono nas o wejście na scenę i przywitanie się. Zobaczyłem, co mamy za plecami i powiedziałem kolegom, że tak nie możemy występować. Potem wyprosiłem ludzi, którzy trzymali ten transparent. Zdjęcia poszły w świat. - Były straszne, więc trzeba było się tłumaczyć. Nie powinno się wykorzystywać podobnej symboliki w taki sposób. Na pewno zareagowałem prawidłowo. Fotografie są, ale nie mówią o tym, jak było. Trudno. Moją argumentację uznali inni posłowie, nikt mnie nie karał. Ostatnio musi się pan też tłumaczyć za swoją radość i głosowanie w sprawie wniosku do Trybunału Konstytucyjnego dotyczącego aborcji. - Już po wyroku trybunału pisałem, że bardzo źle się stało. Wniosek podpisałem zgodnie z dyscypliną partyjną, bo taka była część naszej umowy koalicyjnej. Nie sądziłem, że Trybunał Konstytucyjny wywoła tak wielkie poruszenie społeczne. Ustawodawca mógł to naprawić, wprowadzić wady letalne jako okoliczność umożliwiającą aborcję. Taki był mój pomysł, przychylił się do niego prezydent Andrzej Duda. Zrobiłem wszystko, co mogłem. Dyscyplina partyjna chyba nie zakłada, że należy się cieszyć po takim głosowaniu? - Sytuacja była, jaka była. Byliśmy jednym zespołem, który musiał ze sobą współpracować, a nie wyszydzać się nawzajem. Jeśli będę kiedyś prezydentem, nie będę musiał się nikogo pytać... ...czy się cieszyć? Dobrze, zostawmy to. Jaka jest gwarancja, że po wyborach nie opuści pan Trzeciej Drogi? - Koledzy znają mnie z działalności sejmowej i wiedzą czy można obdarzyć mnie zaufaniem. Znają też kulisy mojego odejścia z Konfederacji. Nie ma zagrożenia mojego odejścia z klubu, nikt nie powinien go nawet sugerować. Jestem wolnorynkowcem, potrzebuję partnerów do współpracy. Na pewno cieszę się, że w PSL nie ma dyscypliny partyjnej w głosowaniach światopoglądowych. Właśnie to pozwala mi patrzeć dobrze w przyszłość, cieszyć się z tego, gdzie się znalazłem. Co jako koalicjant Trzeciej Drogi proponuje pan wyborcom? - Wiele zależy od tego czy po wyborach Trzecia Droga będzie częścią koalicji rządowej. Pomysły związane z gospodarką na pewno dałyby ludziom dużo oddechu. Przykładowo, wakacje ZUS-owskie dla sezonowych działalności, płatność VAT dopiero od zapłaconej faktury. Dodatkowo, wycofanie zmian z Polskiego Ładu, takich jak składka zdrowotna. Jeśli doliczymy ją do ZUS, od stycznia przedsiębiorca zapłaci 2 tys. zł. To minimalna kara za prowadzenie własnej działalności, bo inaczej nie da się tego traktować. Mógłbym jeszcze chwilę wyliczać. W 2019 r. dopytywał pan Pawła Kukiza, czy wie, czym jest trójpolówka. Rozumiem, że teraz zacznie pan coś hodować albo zasieje pole? Ile w panu prawdziwego chłopa? - Oczywiście, trójpolówka to dzielenie pola. Niemniej, nie aspiruję do bycia ministrem rolnictwa. Kukiz aspirował? - Konkretnymi tematami powinni zajmować się ludzie, którzy się na tym znają. W wywiadach zawsze śmieję się, że o środowisku wiem jedno: trawa powinna być zielona, bo inaczej robi się trochę smutno. Zajmuję się gospodarką, edukacją, bo znam się na nich. Październik 2021 r. W studio telewizyjnym pokłócił się pan z Piotrem Zgorzelskim z PSL. Chodziło o przedłużenie stanu wyjątkowego na granicy z Białorusią. Stwierdził pan, że powodem ataków Aleksandra Łukaszenki było wspieranie białoruskiej opozycji. Udało się już dogadać, były przeprosiny? - Nie rozmawialiśmy w ogóle na ten temat, ale dzisiaj sytuacja jest inna. Białoruś jest w pełnej symbiozie z Rosją, może być dla nas niebezpieczna. To oczywiste, że granica musi być wzmocniona, głosowałem za "barierą" w Sejmie. Przed dwoma laty dyskutowaliśmy o dyplomatycznych pojedynkach, teraz mamy do czynienia z fizycznymi atakami. Po ostatnich wypowiedziach Pauliny Hennig-Kloski z Polski 2050 wnioskuję, że nie jesteście kumplami. Co więcej, wyśmiał ją pan kilka miesięcy temu. Bo najpierw domagała się embarga na rosyjski węgiel, a potem szukała go po Polsce oklejonym samochodem. Pani poseł zadzwoniła już do pana, żeby wspomnieć o pańskiej nonszalancji? - Nie kontaktowaliśmy się w tej sprawie. Proszę jednak wziąć pod uwagę, że nie zapisałem się ani do Polski 2050, ani do PSL. Jak już mówiłem, nie zmieniłem zdania w sprawach fundamentalnych. Kiedy przyjęto mnie do Trzeciej Drogi, nikt nie wymuszał na mnie zmiany poglądów. Oczywiście wiem, że przyjdzie nam pewnie głosować w sprawach czysto politycznych kierunków i tu będę szanował decyzję klubu. Jakub Szczepański