Deja vu sprzed 14 lat. Jak Polska wykorzysta szansę?
Na Kubie rządził Fidel Castro, Amerykanie zabili Osamę Bin Ladena, a Iga Świątek miała 10 lat. Mija 14 lat od poprzedniej prezydencji Polski w Radzie Unii Europejskiej. Jedno pozostało niezmienne - Donald Tusk znów przejmuje pałeczkę od Viktora Orbana. A od Polski zależy, jakie wydarzenia będziemy wspominać za następne kilkanaście lat.
Kiedy ostatni raz Polska sprawowała prezydencję w Radzie Unii Europejskiej, nikt jeszcze nie słyszał o pandemii COVID-19 czy wojnie Rosji z Ukrainą, choćby o Krym. Polska żyła wtedy m.in. skokami narciarskimi, a w Zakopanem triumfowali kończący karierę Adam Małysz i młody Kamil Stoch. Iga świątek kończyła 10 lat. W Pałacu Prezydenckim Orderem Orła Białego byli odznaczani Wisława Szymborska i Andrzej Wajda. Janusz Palikot rejestrował nową partię, a w polityce nie było jeszcze Ryszarda Petru, Szymona Hołowni czy Pawła Kukiza. W wyborach parlamentarnych ponownie wygrała Platforma Obywatelska.
W USA po ciężkiej chorobie zmarł Steve Jobs, a na Starym Kontynencie Chorwacja podpisała traktat akcesyjny z Unią Europejską. W Korei Północnej Kim Dzong Un przejął władzę po zmarłym Kim Dzong Ilu. Na Kubie Fidel Castro zrezygnował z funkcji pierwszego sekretarza na rzecz swojego brata Raula Castro. Benedykt XVI beatyfikował Jana Pawła II. Amerykanie zabili Osamę Bin Ladena.
Władimir Putin był wtedy premierem Rosji, a milicja została zastąpiona przez policję. W Niemczech rządziła Angela Merkel, a Jens Stoltenberg i Mark Rutte - czyli kolejni sekretarze generalni NATO - byli wtedy premierami Norwegii i Holandii. Szefem rządu we Włoszech był Silvio Berlusconi, a Luksemburga Jean-Claude Juncker. Prezydentem Francji był Nicolas Sarkozy, a Czech Vaclav Klaus. Królowa Elżbieta II szykowała się do 58. roku rządów, a prezydent USA Barack Obama był dopiero w połowie pierwszej kadencji.
Polska prezydencja w UE. Deja vu sprzed 14 lat
Wydawałoby się, że od 2011 roku na świecie wszystko się zmieniło. Nie wszystko. Można mieć wrażenie pewnego deja vu, bo kiedy 14 lat temu Polska przejmowała prezydencję w Radzie Unii Europejskiej od Węgier, pałeczkę Donaldowi Tuskowi przekazywał Viktor Orban. To dwaj premierzy, którzy są jednymi z najbardziej doświadczonych polityków na Starym Kontynencie. Pod tym względem ustępują jedynie Aleksandrowi Łukaszence, który rządzi Białorusią od 1994 roku.
Tyle tylko, że i na polu braterskich relacji między Polakami i Węgrami, albo precyzyjniej: między Tuskiem i Orbanem, zmieniło się sporo. O ile w 2011 roku polski premier przejmował prezydencję od węgierskiego odpowiednika z tej samej rodziny europejskiej (Europejska Partia Ludowa - red.), tak dziś obaj są na przeciwnych biegunach. Największa różnica dotyczy oczywiście podejścia do wojny na Ukrainie.
Viktor Orban węgierską prezydencję w UE rozpoczął frywolnie, ale z jasno sprecyzowanym celem. Liczył, że dzięki jego działaniom uda się doprowadzić do przełomu, a być może nawet pokoju między Ukrainą a Rosją. Spotkał się m.in. z Wołodymyrem Zełenskim, Władimirem Putinem i Xi Jinpingiem. Pokoju jak nie było, tak nie ma. Zabrakło też choćby małego przełomu. Zamiast tego Orban znalazł się jeszcze bardziej na cenzurowanym w UE, bo jego "misja pokojowa" została określona jako samowolka.
Pierwsze zadanie Polski - zatrzeć złe wrażenie po prezydencji Węgier
Pogorszyły się też relacje bilateralne na linii Polska-Węgry. Miała na to wpływ oczywiście też sprawa Marcina Romanowskiego, który uzyskał azyl nad Dunajem. Stosunki między Budapesztem a Warszawą są na tyle napięte, że podczas oficjalnej inauguracji polskiej prezydencji zabraknie nie tylko Viktora Orbana.
- Ambasador Węgier nie jest mile widziany na piątkowej inauguracji polskiej prezydencji w Radzie UE, szef MSZ wystosował w tej sprawie notę - powiedziała w TVP Info wiceminister ds. europejskich, Magdalena Sobkowiak-Czarnecka. - Czekamy czy pojawi się przedstawiciel niższy rangą z ambasady - dodała.
Mimo dyplomatycznego impasu między Polską a Węgrami cele na prezydencję oba państwa mają podobne. Używają jednak innych środków. Orban postawił na samowolną "misję pokojową", Tusk natomiast startuje z oficjalnym mottem: "Bezpieczeństwo, Europo".
I te dwa słowa w zasadzie definiują polską prezydencję. Tak jak zapowiadał szef polskiego rządu, to bezpieczeństwo ma być najważniejszym zadaniem na najbliższe pół roku. I to bezpieczeństwo szeroko rozumiane, bo Polska (wspólnie z Danią i Cyprem, które będą kontynuować prezydencję przez kolejny rok - red.) przedstawiła siedem filarów tego zagadnienia. To: zdolność do obrony, ochrona ludzi i granic, odporność na obcą ingerencję i dezinformację, zapewnienie bezpieczeństwa i swobody działalności gospodarczej, transformacja energetyczna, konkurencyjne i odporne rolnictwo oraz bezpieczeństwo zdrowotne.
Program prezydencji. "Bezpieczeństwo" odmieniane przez wszystkie przypadki
Kiedy spojrzymy w program polskiej prezydencji widać tam wyraźnie, na co został położony główny nacisk. Poszczególne grupy robocze zajmują się niby różnymi tematami, ale wszystkie one ogniskują się wokół bezpieczeństwa. I tak, w zadaniach tzw. Rady do Spraw Ogólnych czytamy m.in., że "polska prezydencja będzie podejmować działania na rzecz wzmacniania odporności UE na zagraniczną manipulację i ingerencje w informacje, inspirując dyskusję, w tym na forum Rady do Spraw Ogólnych, jak również angażując się we wsparcie budowy odporności demokratycznej państw kandydujących do UE".
Co z innymi gremiami? Prace Rady do Spraw Zagranicznych "skupią się na maksymalizacji wsparcia dla Ukrainy na poziomie politycznym, militarnym i ekonomicznym, utrzymaniu obecnej polityki wobec Rosji i Białorusi oraz wzmacnianiu bezpieczeństwa i odporności UE oraz jej partnerów".
Czym zajmie się Rada ds. Gospodarczych i Finansowych? M.in. pracami "nad finansowymi aspektami wzmocnienia zdolności obronnych UE i wsparcia Ukrainy oraz zrównoważoną i sprawną stroną dochodową budżetu UE".
Rada ds. Wymiaru Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych? "Skupimy się na kompleksowej odpowiedzi na wyzwania w zakresie bezpieczeństwa i migracji, w tym przeciwdziałaniu jej instrumentalizacji przez Rosję i Białoruś oraz szerokiej współpracy z partnerami międzynarodowymi w zwalczaniu jej pierwotnych przyczyn. Kluczowym jest poszukiwanie innowacyjnych rozwiązań w zakresie polityki migracyjnej, tak aby odpowiadać na obecnie identyfikowane wyzwania" - czytamy.
To tylko wyimek spraw, którymi zamierza zająć się Polska podczas półrocznej prezydencji. Jak na dłoni widać natomiast, że słowo "bezpieczeństwo" jest tu odmieniane przez wszystkie przypadki. Wyzwań jest naprawdę sporo.
Polska prezydencja w UE. Pięć piętrzących się problemów
Jak pisał w Interii red. Łukasz Rogojsz, który rozmawiał w Brukseli z wysokimi rangą unijnymi dyplomatami, tak trudnego momentu do objęcia prezydencji nie było już dawno, a być może nie było go wręcz nigdy wcześniej. "Problemy piętrzą się zarówno w samej Unii, jak i w jej bezpośrednim otoczeniu. Nasi rozmówcy wyliczają je jednym tchem: prezydentura Donalda Trumpa, wojna i chaos na Bliskim Wschodzie, negocjacje pokojowe Ukrainy z Rosją, akcesja Ukrainy do Unii Europejskiej, poważny kryzys przywództwa w samej UE (zwłaszcza wewnętrzne problemy Francji i Niemiec)" - pisał nasz redakcyjny kolega.
- Nie chcemy, żeby nasze podejście do bezpieczeństwa było rozumiane defensywnie i interpretowane jako wyraz strachu. Europejczycy chcą dzisiaj stabilizacji i wywiązywania się z kluczowych obietnic. Chcemy o tym przypomnieć i pokazać, że UE jest gotowa na trudne czasy, że nie zostawia nikogo w tyle - tłumaczył nam jeden z dyplomatów pracujących przy polskiej prezydencji.
Kłopot jednak w tym, że często nawet najlepszy plan czy program może się wykoleić na bieżących wyzwaniach. A te w ostatnim czasie pojawiały się z dnia na dzień. Finalny efekt polskiej prezydencji będzie też zależeć od spraw bezpośrednio niezwiązanych z polskimi działaniami. To choćby postawa nowego prezydenta USA Donalda Trumpa, który rozpocznie drugą kadencję za trzy tygodnie. Na dziś do końca nie wiadomo, w jaki sposób będzie starał się ułożyć relacje z Unią Europejską, ani w jaki sposób włączy się w konflikt Ukraina-Rosja.
Druga niewiadoma dotyczy wyników całej sekwencji europejskich elekcji. Przede wszystkim wraz z polską prezydencją toczyć będzie się kampania prezydencka w Polsce, o której nad Wisłą będzie bardzo głośno. Wybory czekają też naszych sąsiadów - na przełomie stycznia i lutego Białorusinów, a pod koniec lutego nowe władze wybiorą Niemcy. Już po prezydencji, bo jesienią tego roku, odbędą się wybory w Czechach. Wybory parlamentarne odbędą się też w Mołdawii, które są o tyle istotne, że Rosja może próbować bezpośrednio na nie wpływać. Wyzwań jest więc sporo.
Zagadką pozostaje jedynie, które wydarzenia z 2025 roku będziemy wspominać za kilkanaście lat. A to zależy również od Polski.
Łukasz Szpyrka