Tusk wykorzystał "linię kredytową". Polska staje się zagrożeniem dla potęg
Unia Europejska czekała na powrót Donalda Tuska do władzy co najmniej tak, jak on sam i wyborcy Koalicji Obywatelskiej. Na odcinku europejskim przez pierwszy rok nowego rządu zmieniło się wiele, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że jest to obraz bez najmniejszej skazy.
- Jak na razie świetnie wychodzi mu przywracanie polski do unijnego mainstreamu - skwitowała we wrześniu Vera Jourova, ówczesna wiceszefowa Komisji Europejskiej, kiedy zapytaliśmy ją o to, jak Donaldowi Tuskowi idzie odbudowywanie politycznej pozycji Polski w pierwszej lidze UE.
Jourova podkreśliła w trakcie tamtej rozmowy, że od lat znacznie bardziej obawia się Polski słabej niż silnej. - Wierzę, że Polska ma wszelki potencjał, żeby być jednym z wiodących krajów i jedną z wiodących sił w UE. Zwłaszcza teraz, gdy u naszych bram trwa wojna - zapewniła Interię Czeszka.
Na koniec dodała: - Wierzę, że nadchodząca polska prezydencja w UE, która rozpocznie się po nowym roku, pokaże, że Polska jest silnym krajem i ma potencjał, by być głównym unijnym rozgrywającym. A wyzwań dla UE w najbliższym czasie nie zabraknie.
Rok rządu Tuska.Dwie strony medalu unijnych miliardów
Polska pod nową władzą niewątpliwie wzmocniła swoją pozycję w Unii Europejskiej, ale przy polityce spalonych mostów wobec Brukseli prowadzoną przez rządy Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego nie było to wielkie wyzwanie. Jak zatem realnie przedstawia się bilans zysków i strat ekipy Donalda Tuska w pierwszym roku jego (kolejnych) rządów?
Zacznijmy od pieniędzy, bo to one najmocniej przemawiają do wyobraźni wyborców. Pod tym względem rząd Tuska może pochwalić się dotrzymaniem obietnicy odblokowania dla Polski pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy (KPO) oraz polityki spójności. KPO to łącznie niemal 60 mld euro (ponad 256 mld zł po obecnym kursie), na które składa się 25 mld bezzwrotnych dotacji i 35 mln preferencyjnie oprocentowanych pożyczek. Z kolei z polityki spójności na lata 2021-27 Polsce przypada 76 mld euro (324,5 mld zł).
Tusk obiecywał, że zdobędzie dla Polski pieniądze z KPO i polityki spójności na drugi dzień po wygranych wyborach, ale w praktyce potrzebował na to kilku tygodni. Opozycja niejednokrotnie wbijała mu szpile z powodu tej hiperboli i rzekomego przecenienia swoich wpływów w Brukseli. Fakt jest jednak faktem: za rządów Zjednoczonej Prawicy Polska na pieniądze z KPO i polityki spójności szans nie miała, rząd Tuska je odblokował.
To uwschodnienie UE. Zachód stracił monopol na nieomylność, więc my, Wschód, podnosimy nasze propozycje. Co więcej, jesteśmy słuchani
~ Wysoko postawiony urzędnik MSZ w rozmowie z Interią
Każdy medal ma jednak dwie strony. Nie inaczej jest z funduszami z KPO. Prawo i Sprawiedliwość oraz Suwerenna Polska były od nich odcięte z powodu poważnych naruszeń praworządności, które stwierdziły m.in. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej oraz Europejski Trybunał Praw Człowieka. Mimo dialogu prowadzonego z Komisją Europejską przez rząd Zjednoczonej Prawicy, PiS nigdy nie zdołało odblokować środków z KPO, ponieważ nie dokonało wymaganych przez UE zmian w polskim prawie, które zabezpieczałyby niezależność i niezawisłość rodzimego wymiaru sprawiedliwości.
Rzecz w tym, że za rządów Koalicji 15 Października nic w tej mierze nie uległo zmianie. Reformy wprowadzone przez Zjednoczoną Prawicę nie zostały cofnięte, bo na ich straży stał i nadal stoi prezydent Andrzej Duda. Nowa władza przygotowywała więc plany, strategie, a nawet przegłosowywała w Sejmie i Senacie projekty ustaw, ale prawa formalnie nie zmieniła. Brukseli to jednak nie przeszkadzało. KE zamknęła nawet toczącą się wobec Polski procedurę z art. 7. Traktatu o Unii Europejskiej.
Oficjalne powody wytłumaczyła w przytaczanym już wywiadzie dla Interii Vera Jourova. - Doszło do ogromnej zmiany. Nastąpił niewyobrażalny wzrost zaufania - zapewniła nas ówczesna wiceszefowa KE. Jak podkreśliła, "Unia jest przede wszystkim klubem państw, które muszą sobie ufać".
Na pytanie, czy Tuskowi Bruksela ufa bardziej niż Morawieckiemu, Jourova nie chciała odpowiedzieć wprost, zarzekając się, że "w kwestiach praworządności nie chodzi o nazwiska, a o działania". - Ten rząd rozpoznał i otwarcie przyznał, że Polska ma problem, który musi rozwiązać. Poprzednia ekipa podczas wielu rozmów, które odbyliśmy, zawsze twierdziła, że wszystko jest w najlepszym porządku i że Polska ma prawo po swojemu reformować wymiar sprawiedliwości - argumentowała czeska polityczka.
Tyle oficjalnej linii, bo z nieoficjalnych informacji Interii w Brukseli wynika jasno: zmiana nastawienia KE do Polski była efektem zmiany władzy, osobistym autorytetem Tuska i dużym kredytem zaufania, jaki mają dla niego najważniejszy unijny politycy. Podobnie rzecz ma się z bardzo pochlebnie ocenianym w Brukseli ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem. Podkreśliło to w rozmowach z Interią kilkoro wysoko postawionych unijnych dyplomatów.
W Brukseli dali Tuskowi zielone światło do - jak to określają na unijnych salonach - posprzątania po ośmiu latach rządów "dobrej zmiany". To dlatego Komisja Europejska nie interweniowała w przypadku budzących duże kontrowersje i obiekcje prawne przejęć mediów publicznych oraz prokuratury przez nową ekipę rządzącą. W UE liczą, że kiedy obecna władza odbije również Pałac Prezydencki latem 2025 roku, wszystkie prowizoryczne i wątpliwe rozwiązania zastąpi konkretnymi zmianami prawnymi tak, żeby wszystko było lege artis.
Rocznica rządu. Nadmierny deficyt po raz trzeci
Z pieniędzmi wiąże się też jednak mniej optymistyczna i łaskawa dla rządu Tuska sprawa - w połowie roku Komisja Europejska do spółki z Radą Unii Europejskiej wszczęły wobec Polski i sześciu innych państw członkowskich (Belgii, Francji, Malty, Słowacji, Węgier i Włoch) procedurę nadmiernego deficytu z powodu złego stanu finansów publicznych.
W przypadku Polski problemem okazało się przekroczenie progu 3 proc. PKB dozwolonego deficytu sektora instytucji rządowych i samorządowych. Rząd Donalda Tuska szacował, że w 2024 roku będzie to 5,1, a w 2025 roku 4,4 proc. Szacunki Komisji Europejskiej były nieco mniej łaskawe dla Polski i wynosiły odpowiednio 5,4 oraz 4,6 proc.
Otwarcie procedury nadmiernego deficytu to dla Polski nie pierwszyzna. W przeszłości byliśmy nią objęci już dwukrotnie - w latach 2004-08 i 2009-15. Polskie władze zapewniają, że decyzja UE nie odbije się mocno na portfelach Polaków, ale w koalicji rządzącej od połowy roku nie słabną obawy o przyszłość wielu kluczowych projektów. Pisaliśmy o tym zresztą na łamach Interii.
Rząd Donalda Tuska a uwschodnienie UE
Chociaż w kwestii finansów i praworządności rządowi Donalda Tuska pierwszy rok u władzy upłynął słodko-gorzko, o tyle w kwestii samej polityki było już zdecydowanie lepiej. Nowa władza na sztandary wzięła kwestie bezpieczeństwa i obronności, zajmując miejsce w awangardzie zmian, których celem jest przygotowanie Unii Europejskiej na możliwą agresję ze strony Rosji. Polska, jako ten kraj, który od początku miał rację co do intencji Władimira Putina, cieszy się dużym autorytetem i jest słuchana. Tym bardziej, że na obronność wydajemy najwięcej w całym NATO - w 2024 roku było to 4,2, a w 2025 będzie to aż 4,7 proc. PKB.
Jednocześnie, mimo pewnych zatargów (np. o kwestie rolnictwa i sprzedaży żywności), nadal jesteśmy głównym orędownikiem przyjęcia Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO. Polska chce też, żeby UE odważniej działała w zakresie zakupów broni i odbudowy przemysłu zbrojeniowego, nawet za cenę zaciągania pożyczek na światowych rynkach.
Wierzę, że nadchodząca polska prezydencja w UE, która rozpocznie się po nowym roku, pokaże, że Polska jest silnym krajem i ma potencjał, by być głównym unijnym rozgrywającym
~ Vera Jourova, była wiceszefowa Komisji Europejskiej, w wywiadzie dla Interii
Co ważniejsze, we wszystkich tych kwestiach polskiemu rządowi udało się zbudować stabilną i stopniowo poszerzającą się koalicję. Obok nas stoją zwłaszcza państwa bałtyckie i nordyckie. W Brukseli mówi się dzisiaj zresztą o Polsce jako "kraju północy", a nie państwie Europy Środkowo-Wschodniej.
Przypieczętowaniem rosnącej pozycji Polski w UE było październikowe głosowanie nad przygotowaną przez gabinet Tuska strategią migracyjną. Dokument ostro skrytykowały organizacje zajmujące się prawami człowieka, niepochlebnie wypowiedziała się o nim również Komisja Europejska. Mimo tego, Polska potrafiła przekonać do swojego spojrzenia na sprawę nielegalnej migracji wszystkie kraje członkowskie. Strategia Tuska zdobyła jednogłośnie poparcie.
Wielu rozmówców Interii z rządu i koalicji rządzącej mówiło po tym głosowaniu o momencie przełomowym zarówno dla polskiego rządu, jak i dla całej UE. - To uwschodnienie UE. Zachód stracił monopol na nieomylność, więc my, Wschód, podnosimy nasze propozycje. Co więcej, jesteśmy słuchani - tłumaczył w rozmowie z Interią wysoko postawiony urzędnik MSZ.
Z kolei posłanka Koalicji Obywatelskiej Agnieszka Pomaska mówiła wprost: - To pokazuje nie tylko, że Polska wróciła do głównego stołu decyzyjnego, ale że wobec słabości Francji czy Niemiec jest dzisiaj liderem UE. Unia w ostatnim czasie mocno cierpiała z powodu braku wyraźnego przywództwa, a Tusk ten problem właśnie rozwiązał.
Kolizyjny kurs z potęgami
Wielu naszych rozmówców - z rządu, koalicji rządzącej, europarlamentu, najważniejszych instytucji unijnych - przy różnych okazjach powtarzało, że przed Polską stoi niepowtarzalna szansa na odegranie jednej z głównych ról w UE w kolejnych latach. Zapewnić nam to mają autorytet Tuska na unijnych salonach w połączeniu z celnymi diagnozami najważniejszych wyzwań i zagrożeń stojących przed Unią, a także słabością dwóch etatowych rozgrywających UE: Francji i Niemiec.
W polskim MSZ nie mają co do tego wątpliwości. - Widzimy w tej chwili w UE zmierzch tandemu francusko-niemieckiego. Świat zmienił się na tyle, że ten duet już nie wystarczy - tłumaczyło nam swego czasu jedno ze źródeł Interii w resorcie. - Wojna w Ukrainie pokazała konieczność przesunięcia punktu ciężkości - Wschód ma już nie tylko się dostosowywać do tego, co decyduje Zachód, ale ma współdecydować i brać współodpowiedzialność - dodał nasz rozmówca.
Jak mówił wysoko postawiony dyplomata, "jest w UE zapotrzebowanie na Wschód, który nie ma kompleksów, który nie żywi się nienawiścią wobec Zachodu, tylko razem z tym Zachodem stawia czoła największym wyzwaniom i, kiedy trzeba, przejmuje inicjatywę, przewodnictwo".
O zdobycie, a tym bardziej utrzymanie, wiodącej pozycji w UE nie będzie jednak łatwo. Chociaż i Francja, i Niemcy targane są obecnie wewnętrznymi politycznymi kryzysami, a ich przywódcy nie mają z tego powodu mocnego mandatu, nikt nie odda Polsce wpływów na srebrnej tacy. Nawet mając na głowie własne problemy potęgi będą walczyć o swoje.
Jak? Chociażby tak jak w połowie października zrobiły to Niemcy. Kanclerz Olaf Scholz urządził mini szczyt z udziałem Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji. Przywódcy wspomnianego kwartetu rozmawiali m.in. o przyszłości Ukrainy i żegnali odchodzącego z Białego Domu Joe Bidena. Przedstawiciela Polski w Berlinie nie było. Nieoficjalnie wiadomo, że była to osobista decyzja kanclerza Scholza.
Tego rodzaju manifestacji i prób podkopania pozycji Polski będzie w przyszłości więcej. Zwłaszcza, że już 1 stycznia Polska obejmuje prezydencję w Unii Europejskiej. Po fatalnie przyjętej prezydencji węgierskiej, z przewodnictwem Polski wiązane są wielkie nadzieje. Zresztą sama Polska chce dzięki temu umocnić swoją pozycję w pierwszej lidze unijnych graczy. Jak pisaliśmy jednak w Interii, wyzwań i problemów utrudniających nam zadania nie zabraknie. A ci, którzy czują oddech Polski na swoich plecach, z pewnością zechcą to wykorzystać.
Łukasz Rogojsz
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!