Najpiękniejsze jest centrum, którego nie ma
W plebiscycie, jakim będzie druga tura wyborów prezydenckich, dwaj drewniani kandydaci będą reprezentować Tuska i Kaczyńskiego, liberalną i antyliberalną Polskę. Polityka to wybór mniejszego zła, tym bardziej, że nie ma dziś w polskim pejzażu politycznym żadnego większego dobra. Dla mnie mniejszym złem jest Trzaskowski, bo jego prezydentura, lojalna wobec rządu Tuska, może (choć wcale nie musi) dać temu państwu nieco większą stabilność przez dwa lata.

Stabilność jest Polsce potrzebna szczególnie w czasach upadku Rzymu nad Potomakiem. Donald Trump obrzuca wyzwiskami Fox News za sondaż pokazujący, że część Amerykanów (także wyborców Partii Republikańskiej) straciła wiarę w jego ekonomiczny geniusz. I każe Murdochowi "zrobić porządek z jego China Loving Wall Street Journal, które jest do bani", bo "Wall Street Journal" zbyt trzeźwo przedstawia ekonomiczne konsekwencje Trumpowej zabawy cłami i światowym handlem.
Władimir Putin obiecał Steve'owi Witkoffowi sprzedaż biznesowemu otoczeniu Trumpa sporych udziałów w Nord Streamie i całej rosyjskiej infrastrukturze gazowo-naftowej. Warunek jest jeden: żeby w ramach dealu, w zamian za ten ogromny kawał nieco tylko przerdzewiałego tortu, Trump zmusił Europę do kupowania faktycznie taniego rosyjskiego gazu i ropy.
Dla Ameryki jest to deal absurdalny, bo po wypchnięciu Rosjan z Europy w wyniku sankcji i wojny, to ona sprzedaje dziś Europie swój droższy gaz skroplony. Kiedy do europejskich fabryk i domów wróci rosyjski gaz, droższe paliwo z Ameryki zostanie z tego rynku wyparte. Jednak Trump i Witkoff jednoznacznie prą do energetycznego dealu z Putinem, bo w amerykańskim biznesie szczelinowania nie mają znaczących udziałów, a jeśli obejmą udziały w Nord Streamie, Gazpromie, Rosniefcie... - oni i ich najbliżsi biznesowi wspólnicy będą krezusami.
W Białym Domu trwa zatem wojna lobbystów. Nie jedna, ale ta jest wyjątkowo ważna nie tylko dla Ameryki, lecz także dla Europy, Ukrainy, Polski.
Pokojowy Nobel dla Putina i Trumpa
Na razie Putin jest dla Trumpa księciem pokoju, z którym amerykański prezydent chętnie podzieli się pokojowym Noblem, kiedy tę nagrodę będą przyznawać w Mar-a-Lago. Zełeński jest dla Trumpa "podżegaczem wojennym", a Putin "chce pokoju", choć "zaliczył pomyłkę", uderzając rakietami balistycznymi w centra ukraińskich miast (na przykład w Sumy w Niedzielę Palmową, która, jak wiemy, jest w ukraińskich kościołach okazją dla przegrupowania wojsk).
Swobodny patchwork Heliogabala z Kaligulą rozwala amerykański Rzym pod sztandarem "rewolucji zdrowego rozsądku". Podczas gdy Persowie z zainteresowaniem patrzą na rozchybotane imperium, które może im ofiarować swoje wschodnie prowincje.
Ponieważ my jesteśmy jedną z nich, a na razie Unia Europejska wypada lepiej w expose Radosława Sikorskiego niż w rzeczywistości (może to się zmieni, może nie zmieni, Hello…, że pozwolę sobie sparafrazować największy przebój zespołu The Kiffness - fantastyczny David Scott śpiewający z kotami, internet jest go pełen, przywracając wiarę w ludzi i koty, którą zazwyczaj odbiera), niektórzy najbardziej inteligentni mieszkańcy naszej prowincji zaczynają już grać na Persów.
Persowie byli w Polsce przed 40 laty, być może za parę lat znów do Polski wrócą (oby tylko jako lobbyści, a nie jako czerwonoarmiści), warto się już pod Persów zacząć ustawiać.
Powrót do manichejskiej gnozy
Najpiękniejsze jest centrum, którego nie ma, najpiękniejszy jest Zachód, który odchodzi. Mówię to z bólem, jako konserwatysta, który przed paroma dekadami (zaledwie) porzucił manichejską gnozę Simone Weil i Zbigniewa Herberta na rzecz "mniejszego zła" i szacunku dla tego, co jest.
Wracać do manichejskiej gnozy po 30 latach, tylko (tylko, ha!) dlatego, że świat cię opuścił, to mało przyjemne doznanie, nie polecam. Trzeba jednak spojrzeć prawdzie w oczy. Cyzeluję centrum, którego nie ma. Nie ma go w USA, niewiele go w Polsce, trochę w kancelarii premiera, jakieś resztki na Nowogrodzkiej, ale dookoła powoli rozpętuje się piekło.
Dwóch drewnianych kandydatów będzie twarzami plebiscytu, którym jak zwykle stanie się druga tura wyborów prezydenckich w Polsce. Nawrocki, sam antyliberalny, antyunijny, prawicowy radykał, został do roli kandydata PiS zaproszony przez mniej radykalnego Kaczyńskiego (w drugiej turze głosy wyborców Mentzena, Brauna i Konfederacji warte są mszy, choćby i czarnej), ale wcale nie wiadomo, czy spod tej kurateli nie wyzwoli się jako prezydent.
Trzaskowski będzie stabilizował sytuację w Polsce, choćby przez swoją niezbyt intensywną obecność, o ile twarzą jego prezydentury nie stanie się ponadnormatywnie wyrazisty Sławomir Nitras, wyczynowy minister sportu. A także Barbara Nowacka, bo to jednak lewe (niebudzące zaufania przytłaczającej większości Polaków) skrzydło KO, czyli obozu, który do centrum żmudnie pchają Sikorski i Tusk.
Trzaskowski pozwoli Tuskowi "dorzynać watahę" (i być może rządzić). Nawrocki zablokuje dla Kaczyńskiego parlamentarną większość, rząd i całe państwo.
Mając taki wybór, wolę Trzaskowskiego, bo Sikorski i Tusk są dla mnie mniejszym złem niż Czarnek i Mentzen, którzy będą rządzić prędzej czy później (z jakiego miejsca? prowadząc Polskę w jakim kierunku?), jeśli Kaczyńskiemu uda się za pomocą prezydentury zablokować państwo, a rząd zmusić do dryfu (bez ustaw, z paroma kluczowymi instytucjami wykorzystywanymi do destabilizowania wszystkiego).
Polityka to wybór mniejszego zła, a ja tak je właśnie definiuję. Mniejsze zło jest cenne, może zależeć od niego życie lub śmierć państwa, szczególnie jeśli na horyzoncie nie ma żadnego większego dobra (w realnej powszechnej historii i polityce większe dobro raczej się nie zdarza).
Cezary Michalski
Zobacz również:
- Dlaczego Hołownia, PSL i Lewica (dla własnego dobra) nie powinny poprzeć Trzaskowskiego w drugiej turze wyborów prezydenckich?
- Hołownia zwrócił się do Trzaskowskiego. "Proponuję sparing"
- "Warto było wygrać wybory". Tusk odpowiada Orbanowi, przypomina słowa Kaczyńskiego
- Deregulacja po wyborach. "Czekaliśmy tyle lat, poczekamy jeszcze chwilę"