Nokautowany wcześniej przez Tuska Kaczyński, któremu banaliści i oportuniści w mediach pisali już epitafia, błyskawicznie wybudził się z drzemki. Zażądał ustąpienia Hołowni ze stanowiska marszałka, a także odroczenia prac Sejmu do następnego dnia. Była to próba sparaliżowania procesu powoływania rządu, jednocześnie w PiS-owskim przekazie dnia pojawił się argument, że to Hołownia "wpuścił wszystkich wszędzie". W rzeczywistości Hołownia pozwolił dziennikarzom zbliżać się do obalonego lorda Sithów, co tego ostatniego wyjątkowo upokorzyło. Jednocześnie ma też zabrać mu prawo chodzenia po Sejmie w otoczeniu prywatnych gwardzistów, którzy również służyli do odpychania od "mrocznego mistrza" głównie dziennikarzy, ale czasami także innych posłów, łącznie z posłami jego własnej partii. Jeśli jednak nie liczyć trzymania ich na dystans wobec Kaczyńskiego, posłowie mogli chodzić po wszystkich korytarzach Sejmu także i wcześniej. A Braun jest posłem, a nie dziennikarzem, aktywistą, lobbystą czy innym "każdym", który ponoć może teraz chodzić "wszędzie". Jego atakowi nie mogłaby zapobiec ani Witek, ani nie mógł tego zrobił Hołownia. Ciekawy był tylko moment, w którym Braun zdetonował lub ktoś zdecydował się go zdetonować. Polscy wyborcy nadali właśnie swemu krajowi bardziej prozachodni kurs. Miało to zostać potwierdzone na szczycie Unii rozpoczynającym się następnego dnia. Zatem podobnie jak wiele lat wcześniej, kiedy wchodziliśmy do NATO i Unii, a w przeddzień tych decydujących dla bezpieczeństwa Polski i Zachodu wydarzeń, pojawiały się "spontaniczne" ataki na żydowskie cmentarze, także teraz doszło do antysemickiej prowokacji, tyle że w samym sercu polskiej demokracji, jakim jest budynek naszego parlamentu. PiS karmiło radykałów Może to był rzeczywiście przypadek i posła Konfederacji sprowokował widok menory, którą pomylił ponoć z pentagramem (pokryty pyłem z gaśnicy Braun bełkotał coś o satanistycznym znaczeniu chanuki), choć podobieństwo jest żadne. A może to przypadek nie był. Może dowiemy się tego kiedyś, a może nigdy. To wszystko było oczywiste także dla Kaczyńskiego, który jednak natychmiast wyszedł z żądaniem odwołania Hołowni. Afera z Braunem to sprawa rozwojowa, warto w nią inwestować, więc PiS i wciąż kontrolowane przez tę partię media państwowe stwierdziły, że Braun to kontynuator "strajku kobiet" i manifestacji KOD. W rzeczywistości zarówno język Brauna jak też jego zaplecze były przez osiem lat rządów PiS-u karmione i osłaniane przez Kaczyńskiego, Morawieckiego, Kamińskiego, Ziobrę. Od pierwszych dni rządów Zjednoczonej Prawicy policjanci byli zniechęcani do zbyt aktywnego przeciwstawiania się ulicznym ekscesom radykalnych narodowców w Gdańsku, Warszawie, Radomiu, Wrocławiu, a prokuratorskie śledztwa przeciw nim ulegały paraliżowi. Jednocześnie młodzi działacze radykalnych organizacji narodowych stali się jedną z rezerw kadrowych nowej władzy, trafiając do ministerstw, spółek skarbu państwa, mediów państwowych, a nawet do NBP. Kaczyński chciał mieć oczywiście narodowców dla siebie (patrz: Robert Bąkiewicz), jednak nawet ci do niego jeszcze nienależący byli przez niego postrzegani jako świetny młot na liberalną Polskę. Politycy Zjednoczonej Prawicy powtarzali też, że Konfederacja będzie "naturalnym sojusznikiem" w nowej "koalicji polskich spraw". Kim byłby Grzegorz Braun, gdyby PiS-owi i Konfederacji starczyło głosów i mandatów - ministrem kultury, edukacji, wicemarszałkiem Sejmu? Przy okazji Braun zachował się wobec Konfederacji jak Hamas wobec palestyńskich mieszkańców Strefy Gazy. Załatwił pozującego na pragmatystę Mentzena, rozwalił własną partię (tyle że ludzie pokroju Brauna żadnej instytucji nie uważają za własną, ponieważ żyją jeszcze w epoce przedinstytucjonalnej), wyeliminował ją z realnej polityki, w której już zaczynała się mościć. Zrobił to, aby zrealizować własne raczej szalone, "Herostratesowe" ambicje, albo żeby jak klasyczny "pożyteczny idiota" wykonać plan podszepnięty mu przez kogoś bardziej rozgarniętego niż on sam. Czyli dokładnie tak jak Hamas, który podkręcony najprawdopodobniej przez Rosjan otwarł dla nich drugi front, zdjął oczy świata i sporo pieniędzy z frontu rosyjsko-ukraińskiego, nie myśląc albo nie dbając o to, że zapłacą za to tysiące cywilnych Palestyńczyków w bardzo różnym wieku. Faktycznie, "antysemityzm polskiego Sejmu" i "antysemityzm Polaków" został natychmiast wzięty w obroty przez machinę propagandową Putinowskiej Rosji. Dokładnie tak samo jak natychmiast został przez nią wykorzystany atak Hamasu na Izrael i izraelska odpowiedź. Hołownia zachował się lepiej niż youtuber, którym już prawie się stał. Lodowaty oddech politycznej śmierci z kosą przeleciał mu po twarzy, a on to bardzo wyraźnie odczuł i okazał refleks. Kruchość Polski Ostatecznie Tusk i Hołownia nie pozwolili Braunowi i Kaczyńskiemu zdemolować i tak trudnego, i tak wrażliwego, i tak mocno opóźnionego przez Dudę i Morawieckiego procesu powoływania polskiego premiera i rządu. Kaczyński od zawsze wyznaje zasadę, że kiedy przegrywa się w karty, trzeba kopnąć i wywrócić stolik, nawet jeśli tym stolikiem jest Polska. Wykorzystanie przez PiS-owców w 2014-2015 roku Marka Falenty (biznesowego partnera ludzi Putina) do obalenia rządu III RP pokazuje ich absolutny brak ograniczeń. Tego, że nic się od tamtej pory nie zmieniło, najlepiej dowodzi farsowe powtórzenie Macierewiczowskiej "nocy teczek" z 1992 roku, czyli próba wykorzystania komisji Cenckiewicza i Zybertowicza do unieważnienia wyniku wyborów. Potwierdza to również próba wykorzystania przez Kaczyńskiego antysemickiej afery z Braunem, żeby zablokować powołanie nowego rządu. Z taką polityką wchodzimy w niebezpieczne czasy i każdy zewnętrzny przeciwnik będzie próbował polityczny i emocjonalny stan, w jakim się Polacy znajdują, wykorzystać przeciwko nim. Putin ma dziś dwie bronie. Pierwsza z nich to Orban, który zawetował kolejną transzę unijnej pomocy dla walczącej Ukrainy. Druga to Trump, którego ludzie już dziś, czyli na rok przed wyborami w USA, zaszantażowali całą Partię Republikańską i zablokowali amerykańską pomoc dla Ukrainy. Bez tych pieniędzy Ukraina, której całe terytorium, wszystkie miasta, wszystkie ośrodki przemysłowe i gospodarcze są terenem przyfrontowym niszczonym przez Rosjan, może przegrać wojnę z Putinem. Jeśli Kijów upadnie i jeśli upadnie Waszyngton (wyeliminowany przez Trumpa z polityki globalnej, jeśli za amerykańską politykę globalną nie uważamy rozbijania NATO i Unii), suwerenne polskie państwo będzie musiało przeżyć razem z suwerenną Europą wobec zupełnie nowych, o zupełnie nieznanej nam dzisiaj skali, działań Rosji na rzecz zniszczenia jedności i stabilności Zachodu. Wówczas każdy łatwy do zdetonowania Braun i czekający tylko na skorzystanie z tej detonacji Kaczyński staną się dla Polski zagrożeniem śmiertelnym. O ile oczywiście będą jeszcze w polskiej polityce. I o ile będą w tej polityce coś znaczyć. Największy przeciwnik Tuska Jeśli jednak Kaczyński nie powinien pełnić tej funkcji, to kto go w roli najważniejszego przeciwnika Tuska na prawicy mógłby zastąpić (tak naprawdę zawadzamy tu już o kwestię politycznej, a nie jedynie piarowej sukcesji)? Na razie takiego kandydata nie widać. Błaszczak? Czarnek? Nawet ja nie będę formułował aż tak obraźliwych dowcipów na temat obecnej kondycji polskiej prawicy. Mastalerek? Jego nie ma w Sejmie, a poza tym wcale nie jestem pewien, czy Duda zdecyduje się na otwarcie przy użyciu własnej kancelarii czołowego konfliktu z Tuskiem w momencie, kiedy Tusk jest stosunkowo najsilniejszy i ma najmocniejszą legitymizację. Prezydent może oczywiście zacząć sobie budować legitymizację do roli przyszłego lidera prawicy, jako ktoś, kto będzie powstrzymywał lub choćby recenzował podejmowane przez demokratów próby "depisyzacji" państwa. Już obsadzają go w tej roli "symetryści", ale to jest strategia na miesiące i lata. Braun doprowadził do tego, że jak na razie miejsca opuszczanego przez liderów PiS nie może zająć nikt z Konfederacji. Próbuje Jakubiak ze swoim ludowym wizerunkiem piwnego milionera. Może poczynić szkody i powalczyć, jednak nie będzie to walka z liderem o przywództwo państwa, ale walka o rozpoznawalność, która pozwoliłaby na wykrojenie sobie własnej niszy w prawicowym elektoracie. Mocnych i groźnych dla Tuska kandydatów nie ma. Wewnątrz koalicji też na razie spokój. W tej sytuacji Tusk może skupić się na rządzeniu, czasami tylko od niechcenia strzelając Kaczyńskiemu w policzek chusteczką do nosa. Rządzenie (zapewnienie stabilności budżetu i gospodarki przy częściowej choćby realizacji wyborczych obietnic) jest największym przeciwnikiem Tuska. Na tym polegnie albo na tym zbuduje swoją legendę polityka, który dwa razy ocalił Rzeczpospolitą (oczywiście w jej liberalno-demokratycznej i prozachodniej wersji). Cezary Michalski