Warto również rzucić okiem na najnowszy apel szefa Śląsko-Dąbrowskiej "Solidarności", żeby przyszły rząd Tuska załatał rekordowy deficyt należących do państwa spółek wydobywczych. Jest to deficyt spowodowany przez te same górnicze związki, które teraz do przyszłego rządu "apelują". Mając do wyboru obniżenie kosztów wydobycia i modernizację polskiego górnictwa albo doraźne podwyżki pensji i dodatkowe przywileje, górniczy związkowcy zawsze konsekwentnie wybierali to drugie, rząd Morawieckiego zawsze ich wybór szanował, a nawet ośmielał, ale teraz i tak ma to być "wina Tuska". Zagrożeniem dla Tuska, Kosiniaka-Kamysza, Czarzastego, Hołowni nie jest bluzgający po korytarzach sejmowych "mistrz elegancji". Nie są tym zagrożeniem bezsilne lamenty domagających się kolejnych milionów na swoje przetrwanie Rydzyka czy braci Karnowskich. Mogą być takim zagrożeniem tysiące górniczych związkowców podpalających opony w Warszawie albo demolujących siedzibę nowego ministerstwa na Śląsku. Dziura budżetowa, ceny energii i paliw, ceny żywności... to będzie dla przetrwania i stabilizacji nowej władzy ważniejsze niż nazwisko PiS-owskiego wicemarszałka Senatu czy Sejmu. Nie oznacza to jednak, że ten drugi wymiar - wymiar wizerunkowy - jest obojętny i można go byle jak rozegrać. Argument siły czy argument prawa? Tu strategie i stanowiska są różne. Ja wolałbym, aby nowy obóz władzy najpierw zdelegitymizował liderów PiS poprzez przedstawienie faktów i rozpoczęcie prokuratorskich, a później sądowych postępowań. A dopiero później tarzał ich w smole i pierzu najbardziej nawet kwiecistych wystąpień publicznych. Wielu ludzi jest jednak tak wygłodniałych rewanżu, że za smołę i pierze biorą się już dzisiaj, zanim jeszcze nowy rząd postał i rozpoczął pracę. Jest oczywiście argument na rzecz pokazówki. Jak eufemistycznie (ale bardzo zrozumiale) powiedział profesor Radosław Markowski w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej": "to, co się działo w tych dwóch dniach w Sejmie (...) było bardzo dobre. Kiedy przychodzi nowe, to lud musi widzieć, że jest dyskontynuacja". CZYTAJ WIĘCEJ: Premier o "dekalogu polskich spraw". Ma ofertę dla posłów innych partii Można powiedzieć, że Radosław Markowski ma na temat "ludu" dokładnie takie samo wyobrażenie (mizantropijne, pozbawione złudzeń) jak Jarosław Kaczyński. Zdaniem obu "lud" jest głęboko oportunistyczny. Dlatego w 2016 roku Kaczyński zezwolił swoim ludziom na maksymalną "dyskontynuację", czyli maksymalną agresję, ostentacyjne łamanie konstytucji i prawa. Jego zdaniem (podobnie jak zdaniem Markowskiego) argument siły przemawia do "ludu" lepiej niż argument prawa. Szczególnie (tu również zgadzają się obaj) do "ludu pisowskiego", począwszy od Stanisława Piotrowicza, aż po jego najgłębsze miejsko-gminne klony. Mizantropijną mądrość Kaczyńskiego i Markowskiego potwierdza sondaż wykonany dla "Rzeczypospolitej" (w końcu nie medium skrajnie antypisowskiego) przez SW Research. Na pytanie, "jak oceniasz niewybranie Witek na stanowisko wicemarszałek Sejmu", aż 52,1 proc. respondentów oceniło to działanie opozycji pozytywnie, przeciwne było zaledwie 19,3 procent, co oznacza, że już także bardziej oportunistyczna część wyborców PiS na argument siły ze strony opozycji zaczęła reagować ze zrozumieniem, podobnie jak w 2016 roku ze zrozumieniem reagowała na argument siły ze strony Kaczyńskiego. Mnie się to może podobać lub nie, ale nie będąc estetą ani "piękną duszą" (cyt. za G.W.F. Hegel), nie będę Szanownych Czytelników tego typu wątpliwościami zamęczać. Bardziej leży mi na sercu skuteczność i konsekwencje używania argumentu siły w dzisiejszej Polsce. Aby odbudować ład konstytucyjny i prawny niszczone przez Kaczyńskiego, Dudę i Ziobrę przez osiem ostatnich lat, trzeba działać w szarej strefie konstytucji i prawa. Jednak to działanie warto skoncentrować w obszarach, gdzie uda się w ten sposób stworzyć mechanizmy pozwalające na jak najszybszą odbudowę w Polsce konstytucyjnego i prawnego porządku. Z tego Polacy rozliczą Tuska, Hołownię, Kosiniaka-Kamysza i Czarzastego Zatem, jeśli rozpoczynać wojnę w "szarej strefie", to w dwóch kwestiach: zastąpienia trybunału Julii Przyłębskiej Trybunałem Konstytucyjnym i zastąpienia pseuo-KRS-u faktyczną Krajową Radą Sądownictwa. Tu nie może być po stronie demokratycznej koalicji wielogłosu, sprzeczek, braku determinacji. Na tej kwestii ani KO, ani PSL, ani Polska 2050, ani Lewica nie powinny rozgrywać swoich najbardziej nawet uzasadnionych partykularnych interesów. Rozszerzanie pola walki na szarpaniny np. o PiS-owskiego wicemarszałka Senatu też oczywiście jest pokazem siły, ja mizantropijny argument Kaczyńskiego/Markowskiego na temat jakości "ludu" rozumiem, jednak moim zdaniem "siłę" w "szarej strefie" odbudowywania konstytucji i prawa należy stosować maksymalnie ostrożnie, maksymalnie krótko, na precyzyjnie wybranych odcinkach politycznego frontu. Inaczej "pełzający chaos" (cyt. za H.P. Lovecraft), który tak ukochał sobie "Nyarlathotep-Kaczyński" (znów parafrazując H.P. Lovecrafta), tylko się pogłębi. A w kraju przyfrontowym, w który wkrótce uderzą Putin i Trump, chaos to samobójstwo. I ostatecznie jedynym warunkiem, od którego realizacji zależy przetrwanie demokratycznej koalicji u władzy, będzie jak najszybsza odbudowa w Polsce zupełnie podstawowego politycznego, społecznego i prawnego porządku. Temu właśnie Kaczyński każdą swoją wypowiedzią i każdym swoim działaniem będzie się starał zapobiec. Z tego właśnie Tuska, Hołownię, Kosiniaka-Kamysza i Czarzastego większość Polaków rozliczy. Jak mawiali najsensowniejsi konserwatyści, rewolucja (ani kontrrewolucja) nie jest przeciwieństwem rewolucji, nie leczy jej zniszczeń i ran. Przeciwieństwem rewolucji, kontrrewolucji czy zwyczajnej rozróby jest przywrócenie porządku będącego podstawowym źródłem legitymizacji władzy. Cezary Michalski