Tu w scenerii "państwowej", tam w PiS-owskiej jatce. Tu z godnością, tam w "youtubowej" konwencji, która ostatecznie nawet dla Szymona Hołowni nie będzie długofalowo aż tak sprzyjająca, jak mu się na początku wydaje, a jako sceneria pierwszej prezentacji nowego rządu RP byłaby otoczeniem wręcz toksycznym. Tu pytania dziennikarzy, na które Donald Tusk zazwyczaj odpowiada bez trudu, tam wycie sierot po komisji Cenckiewicza i Zybertowicza, które w tradycyjnym "macierewiczowskim" języku powitają kolejnych ministrów jako "rosyjskich agentów". Itp., itd. Poza pierwszą wygraną piarową bitwą pozostaje jednak do rozegrania cała niełatwa wojna. Tusk na swojej konferencji po spotkaniu z ministrami wymienił główne kierunki uderzeń. Czy będą takie faktycznie, zobaczymy, bo żaden dowódca nie odkrywa kart przed porankiem faktycznego szturmu. Nie wiemy zatem, jak rozwinie się sprawa rozliczeń Kaczyńskiego, Ziobry i kierownictwa PiS. Czy najpierw igrzyska (komisje śledcze pracujące w zmieniającym się "pejzażu audiowizualnym"), czy najpierw uderzenia w neo-KRS i trybunał Przyłębskiej, które przez część środowiska sędziowskiego i prawniczego słusznie są oczekiwane, jednak bez wcześniejszego nadgryzienia wizerunkowej legitymizacji PiS mogą się skończyć okrążeniem i klęską szturmujących na warownie alternatywnego państwa, które przez osiem lat budował i umacniał Jarosław Kaczyński. Na razie dowiedzieliśmy się tylko, które ze złożonych przez siebie obietnic wyborczych Donald Tusk uważa za konieczne i możliwe do natychmiastowej realizacji, a które chciałby "odroczyć". Podwyżka dla nauczycieli - natychmiast, liczona od stycznia, nawet jeśli przygotowanie i realizacja samej formalnej decyzji potrwa symboliczne sto dni. "800 plus" od stycznia, ale to była obietnica PiS-u. Kluczowe jest 60 tysięcy kwoty wolnej od podatku, o której to obietnicy Tusk lakonicznie powiedział, że "nie w pierwsze sto dni". "Nie w sto dni" może oznaczać za rok, dwa albo nigdy. Wówczas jednak Tusk popełni krok więcej niż ryzykowny. Ta akurat obietnica wyborcza Donalda Tuska i Koalicji Obywatelskiej jest jedyną o wadze (i oczywiście ryzykach) równej z obietnicą "500 plus" Kaczyńskiego i PiS-u z 2015 roku. Każdy Polak na tym skorzysta, każdemu zostanie realna gotówka w kieszeni, każdy się o tym dowie. Składkowe ułatwienia dla biznesu i samozatrudnionych, które Tusk zacznie realizować od samego początku, to oczywiście gigantyczny oddech dla wszystkich, którzy w Polsce podejmują gospodarczą działalność, ale symbolicznie (a więc i politycznie) nigdy nie spełnią funkcji "500 plus". Jeśli Donald Tusk tej obietnicy nie spełni - może nie w ciągu stu pierwszych dni, ale np. sto pierwszego dnia (czyli wciąż jeszcze w okolicy wyborów samorządowych), to demokratyczna koalicja nie tylko nie złamie kręgosłupa PiS-owi, ale sama znajdzie się w zagrożeniu. Kaczyński może się wówczas, zarówno w wyborach samorządowych, jak też w późniejszych wyborach europejskich, ocalić i wypromować bardzo łatwym grepsem: "my obiecaliśmy 500 plus i wprowadziliśmy, Tusk obiecał 60-tysięcy kwoty wolnej od podatku i obietnicy swojej nie dotrzymał". Furda konsekwencje takich obietnic dla budżetu, państwa, wręcz dla ustrojowego modelu redystrybucji. W 2015 roku Kaczyński zdecydował, że z przyczyn czysto politycznych, ze względu na wyborczą opłacalność, w Polsce zapanuje logika "równych żołądków", logika "flaszki za głos", a nie logika rozwoju, motywacji, podnoszenia poziomu usług publicznych i pomocy państwa precyzyjnie adresowanej do naprawdę najbardziej zagrożonych i potrzebujących. On jednak "obiecał i dotrzymał", a Tusk "obiecał i skłamał". To będzie jedyne hasło wyborcze PiS-u w 2024 roku i może to być hasło wyborcze skuteczne. Zmiany w systemie podatkowym można przeprowadzać w ciągu podatkowego roku, jeśli są na korzyść płatników. Także stan budżetu państwa od dawna już (a może od zawsze) znacznej części wyborców nie obchodzi wcale. Zatem wystarczającego alibi, osłony przed kluczowym hasłem wyborczym PiS-u na najbliższy rok, Tusk nie będzie miał żadnej. Coś z tym musi zrobić, a koalicja nie może mu w tym przeszkodzić, gdyż wszyscy oni płyną na tej samej łodzi (tylko Adrian Zandberg wiosłuje swoim nadmuchiwanym łabędziem pod prąd).