Zawieszenie w prawach członka klubu poselskiego Konfederacji i zakaz wystąpień na mównicy sejmowej na czas nieokreślony - taką karę wymierzył Grzegorzowi Braunowi klub poselski Konfederacji. Przypomnijmy: 12 grudnia poseł Konfederacji z użyciem gaśnicy proszkowej zgasił zapalone podczas corocznej uroczystości żydowskie świece chanukowe, wywołując w budynku Sejmu niemały chaos. Ukaranie Brauna wcale nie kończy sprawy. Wręcz przeciwnie, najważniejsze odpowiedzi wciąż są przed nami. Po pierwsze, co zrobi sami poseł, który znany jest z nieprzestrzegania żadnych ograniczeń i norm. Po drugie, jaką decyzję podejmie wobec Konfederacji większość parlamentarna, która postawiła konfederatom ultimatum: albo wydalenie Brauna z klubu/partii, albo miejsce w Prezydium Sejmu. Wreszcie po trzecie, co wydarzy się w samej Konfederacji, której wybryk Brauna mocno pokrzyżował polityczne szyki i która walczy teraz o to, żeby uniknąć rozłamu. Braun, czyli recydywista Jeśli chodzi o samego Brauna, to chociaż klubowi koledzy potraktowali go mocno ulgowo, to już Prezydium Sejmu pobłażać mu nie planuje. Niemal od razu po akcie agresji zasądziło wobec niego najwyższą możliwą karę - wykluczyło go z bieżącego posiedzenia izby, ale też odebrało połowę uposażenia na trzy miesiące i całą dietę poselską na sześć miesięcy. Łącznie daje to kwotę ok. 30 tys. zł. Co więcej, Kancelaria Sejmu złożyła przeciwko Braunowi zawiadomienie do prokuratury, a parlamentarna większość już przymierza się do pozbawienia go poselskiego immunitetu, żeby za swoje zachowanie odpowiedział przed sądem. Oskarżenia wobec Brauna dotyczą m.in. czynów, które "mogą być kwalifikowane jako przestępstwo przeciwko wolności sumienia i wyznania". Nie wiadomo też, czy z powództwem cywilnym przeciwko politykowi nie wystąpi poszkodowana wskutek jego ataku gaśnicą kobieta - Magdalena Gudzińska-Adamczyk. Warto jednak zaznaczyć, że skandaliczne zachowanie w sejmowym holu to dla Brauna nie pierwszyzna w tego rodzaju wybrykach. Szerokim echem odbił się akt wandalizmu, którego w końcu maja tego roku Braun dopuścił się w Niemieckim Instytucie Historycznym. Brutalnie przerwał wówczas wykład badacza Holokaustu prof. Jana Grabowskiego. Po całym zdarzeniu, gdy na miejsce dotarła policja, polityk zasłonił się immunitetem poselskim. Wcześniej, w styczniu tego roku, w budynku Sądu Okręgowego w Krakowie zdewastował świąteczną choinkę, która przystrojona była m.in. ukraińskimi bombkami i flagami. Jak wówczas tłumaczył, postanowił dokonać interwencji poselskiej. To tylko dwa najświeższe, bo tegoroczne, przykłady agresywnych i niezrozumiałych zachowań polityka Konfederacji. Braun zawinił, Bosaka odwołają Sama Konfederacja również może przez Brauna mocno ucierpieć. Wskutek aktu agresji i antysemityzmu ze strony posła przedstawiciele większości parlamentarnej postawili sprawę jasno: albo Konfederacja wydali Brauna ze swojego klubu/partii, albo straci miejsce w Prezydium Sejmu, które zajmuje Krzysztof Bosak. Konfederaci, jak się wydaje, dokonali już wyboru - Brauna co prawda ukarali, ale tak, żeby nie wywołać poważniejszych reperkusji wewnątrz swojego klubu i partii, natomiast ultimatum Koalicji 15 Października spełniać nie planują. "O tym, kto będzie członkiem naszego klubu, będzie decydował wyłącznie klub Konfederacji. Nie damy się w tej sprawie nikomu szantażować, nawet jeżeli stawką jest miejsce w prezydium Sejmu dla Krzysztofa Bosaka" - napisał na Twitterze Sławomir Mentzen, współprzewodniczący Konfederacji, informując, jaką karę klub wymierzył Braunowi. Na Konfederację spadła fala krytyki za zbyt łagodne potraktowanie Brauna. Marszałek Bosak w rozmowie z dziennikarzami w Sejmie zasygnalizował jednak, że być może wobec posła zostaną wyciągnięte dalsze konsekwencje. - Należą się nam przynajmniej przeprosiny za to, co się stało. Jeśli okaże się, że mamy inne sposoby na uprawnianie polityki, to nie ma się co razem męczyć - skwitował pytanie o usunięcie polityka z klubu Konfederacji. To jednak nie zadowala większości parlamentarnej, która w tej sprawie jest niezwykle pryncypialna i zerojedynkowa. Jeśli Braun nie zostanie usunięty z klubu Konfederacji, formacja straci swojego przedstawiciela w Prezydium Sejmu. Decyzja w tej sprawie zapadnie najpewniej podczas kolejnej odsłony pierwszego posiedzenia Sejmu, czyli w dniach 19-21 grudnia. - Jeżeli Konfederacja uzna, że pan Braun nadal powinien mieć miejsce w jej szeregach, to nie powinno być miejsca dla przedstawiciela Konfederacji, z panem Braunem na pokładzie, w Prezydium Sejmu - zapowiedział marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Braunowcy języczkiem u wagi Dla Konfederacji obecna sytuacja jest tą z kategorii "lose-lose". Nie ma z niej dobrego wyjścia. To dlatego kierownictwo zarówno formacji, jak i klubu poselskiego obowiązuje cisza radiowa. Czołowi politycy Konfederacji wypowiadają się niechętnie i lakonicznie. Bo i nie bardzo wiedzą, jak wybrnąć z sytuacji. Na razie starają się ją przeczekać. Jak dowiedziała się Interia, Konfederacji z Braunem od dawna jest jednak nie po drodze. Jego zachowanie, poglądy i sposób uprawiania polityki mocno kolidują z wizerunkiem i marką, którą dla formacji chcą wypracować współprzewodniczący Bosak i Mentzen. Najchętniej skorzystaliby więc z kolejnego wybryku jego autorstwa i wykluczyli go z klubu albo nawet partii. Tu pojawia się ważne "ale". I to nawet niejedno. Po pierwsze, Braun otrzymał w październikowych wyborach 27 tys. głosów - to dobry, ale nie powalający wynik - jednak wśród elektoratu Konfederacji cieszy się ogromną popularnością i sympatią. To on jest najgłośniej fetowany na wiecach i konwencjach, to z nim wyborcy najchętniej się fotografują i rozmawiają. Tego rodzaju stratę Konfederacja być może byłaby jednak gotowa ponieść w zamian za odzyskanie spokoju i wolności w rebrandingu partii, w budowie wizerunku nowoczesnej i merytorycznej formacji libertariańsko-konserwatywnej. Rzecz w tym, że Braun to lider jednego z trzech koalicyjnych podmiotów - marginalnej Konfederacji Korony Polskiej, która jednak w klubie poselskim ma aż czterech przedstawicieli. Oprócz Brauna są to posłowie Włodzimierz Skalik (wiceprzewodniczący klubu), Tomasz Fritz i Andrzej Zapałowski. Z naszych informacji wynika, że w Konfederacji nie ma pewności, czy w razie ostrzejszej kary dla Brauna, zwłaszcza zaś jego wykluczenia, nie doszłoby do rozłamu w klubie. Gdyby Braun ze swoimi ludźmi opuścili klub, Konfederacja miałaby tylko 14 mandatów i została zredukowana do rangi koła. To natomiast niosłoby ze sobą konkretne ograniczenia w działalności sejmowej (m.in. brak możliwości samodzielnego składania projektów ustaw czy krótszy czas na wystąpienia podczas debat na sali plenarnej). Dodatkowym ryzykiem dla Konfederacji jest (kolejny już) powrót Janusza Korwin-Mikkego do bieżącej polityki. W połowie października Korwin-Mikke został zawieszony w prawach członka Konfederacji i wykluczony z partyjnej Rady Liderów. Co więcej, współprzewodniczący Sławomir Mentzen ogłosił, że jego dawny patron nie będzie już kandydować z partyjnych list. Teraz budzący od lat wielkie kontrowersje polityk wraca do gry, tworzy nową partię (nazwy nie chce jeszcze ujawniać) i planuje stać się realną alternatywą dla Konfederacji. Gdyby połączył siły z Braunem i jego ludźmi, nie tylko osłabiłby swoją dawną formację w Sejmie, ale też rzucił jej wyzwanie przed podwójnymi wyborami - samorządowymi i europarlamentarnymi - zaplanowanymi na pierwszą połowę przyszłego roku. W Konfederacji woleliby takiego scenariusza za wszelką cenę uniknąć. Łukasz Rogojsz