Jakub Szczepański, Interia: W jakim kierunku, przed wyborami samorządowymi, zmierza dzisiaj Zjednoczona Prawica? Przemysław Czarnek, poseł PiS: - Kampania wyborcza jest na tyle dynamiczna, na ile to możliwe, w tak krótkim okresie po wyborach parlamentarnych. PiS zmierza do zwycięstwa w samorządach, chcemy też ponownie objąć władzę na szczeblu centralnym. Patryk Jaki powiedział mi, że skupiacie się przede wszystkim na wyborach do Parlamentu Europejskiego. Obie kampanie się przeplatają? - Takie było założenie. Trudno nie poruszać wyborów europejskich w kampanii samorządowej, skoro obydwie elekcje dzieli tak krótki czas. Tak naprawdę mamy jedną kampanię, wiele zależy od wyników na szczeblu lokalnym. W samorządach szyld PiS gdzieś znika. Przykładowo: dlaczego Łukasz Schreiber, były szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, nie eksponuje barw partyjnych w Bydgoszczy? - Zawiązał koalicję z Konfederacją, więc trudno żeby nasze ugrupowanie, albo ich, startowało pod cudzym szyldem. Tam, gdzie były możliwe szersze koalicje, trudno spodziewać się logotypu PiS. W wyborach do sejmiku czy powiatów jest już inaczej. To zagrania taktyczne obliczone na konkretne samorządy. Nie jest tak, że konflikty wewnętrzne Zjednoczonej Prawicy nabierają rumieńców przez walkę o miejsca na listach? - Mówi pan pewnie o dyskusji między naszymi przyjaciółmi z Suwerennej Polski i politykami PiS? Zacznijmy od wymiany zdań Patryka Jakiego i Piotra Mullera. Europoseł nie szczędził krytyki w stosunku do byłego premiera, a rzecznik rządu nie pozostawał mu dłużny. - To przedwyborcze emocje, zupełnie niepotrzebne. Patryk Jaki powtarza to samo od ośmiu lat, nie zgadzam się z nim. Suwerenna Polska od zawsze miała inny punkt widzenia na naszą politykę w Brukseli, również się z nim nie zgadzam. Nasi przyjaciele z PiS zareagowali zbyt emocjonalnie. Niepotrzebnie. A może koledzy z Suwerennej Polski chcą się odróżnić, bo idą wybory? - Kiedy rozmawiam z ziobrystami na korytarzach sejmowych, nie mają spójnego zdania odnośnie do kierunku zmian w Zjednoczonej Prawicy. Nie ma sensu reagować na ich zaczepki. Odejście Suwerennej Polski od współpracy z PiS jest nierealne. I nikt ich nie chce wyrzucać, to bezprzedmiotowa dyskusja. Relacje między PiS, a Suwerenną Polską zmieniły się, odkąd na polskiej scenie politycznej brakuje Zbigniewa Ziobry? - Zbigniew Ziobro toczy dużo ważniejszą walkę niż o relacje swojej partii z PiS. Trzymam za niego kciuki, modlę się i wierzę, że wygra. Jeśli chodzi o przywództwo Patryka Jakiego, nie ma różnicy. Mamy bardzo dobre relacje. Suwerenna Polska zapowiedziała, że odejdzie ze Zjednoczonej Prawicy, jeśli kandydatem na prezydenta w kolejnych wyborach zostanie Mateusz Morawiecki. Co pan na to? - Nasz kandydat na pewno zostanie wybrany wspólnie. Zostanie nim osoba, która będzie miała realną szansę na wygranie wyborów prezydenckich w lipcu 2025 r. Czyli nie będzie to były premier? Zatem kto: Beata Szydło, pan? - Mateusz Morawiecki jest jednym z rozpatrywanych kandydatów, ale na pewno nie jedynym. Znam swoje miejsce, nie zamierzam stawać w szranki. Beata Szydło, Elżbieta Witek, Małgorzata Wassermann, Tobiasz Bocheński - rozpatrujemy wiele nazwisk. Na pewno nie będzie prawyborów tylko pogłębione analizy politologiczne. Ta metoda sprawdziła się w 2015 r., kiedy wskazaliśmy na ówczesnego europosła, Andrzeja Dudę. Ile prawdy jest w stwierdzeniu, że kandydat PiS na prezydenta może wyłonić się podczas wyborów samorządowych? - Mnóstwo. Mamy kandydatów na prezydentów dużych miast: Zbigniew Bogucki - walczy o Szczecin, Andrzej Śliwka - Elbląg, Łukasz Kmita - Kraków. Mówimy o młodych, choć doświadczonych twarzach, które sprawdzały się chociażby na stanowiskach wojewodów. Jednocześnie oferują polityczną świeżość. Jeśli któremuś z nich kampania pozwoli wygrać, staną się liderami w wyścigu o partyjną nominację i fotel prezydencki. Od dawna mówi się o partii prezydenckiej, która mogłaby zastąpić PiS. Obecnie słychać, że taki podmiot miałby współtworzyć Mateusz Morawiecki. - Nie ma możliwości, aby jakiekolwiek ugrupowanie Andrzeja Dudy zastąpiło PiS. Jesteśmy największą partią w Polsce, liderem sondaży. Czemu miałby służyć taki ruch? Opowieści o tworzeniu jakiejś partii to absurdalna plotka, bo mówimy o najważniejszych politykach naszego obozu. Na polskiej scenie politycznej nie ma miejsca na ugrupowanie między PiS, a Trzecią Drogą. Gdyby powstało coś na wzór Polska Jest Najważniejsza, zyskałoby 2 proc. poparcia i szybko zniknęło. Skąd takie informacje o Morawieckim? Przecież wiadomo, że kolportuje je PiS. - Każdy lider formacji, nie tylko w PiS, ma wewnętrznych wrogów. Zewnętrzni oponenci też chcą zaszkodzić byłemu premierowi, ale on da sobie radę. Kiedy Michał Dworczyk, jednoznacznie kojarzony z Morawieckim, opowiada o "układzie pasożytniczym" w kontekście PiS i Suwerennej Polski jest to jednak coś nowego? - Dlatego liczę na wielką mądrość Michała Dworczyka. Wierzę, że już więcej nie padną z jego ust takie niepotrzebne sformułowania. A Marcin Mastalerek? Po tym jak Mariusz Błaszczak wywołał go do tablicy w kontekście tworzenia nowej partii, szef gabinetu prezydenta nie gryzł się w język. Zresztą, były minister obrony zakpił też otwarcie z Mariusza Chłopika, który jest człowiekiem Morawieckiego. Jak stwierdził, jeśli obaj panowie mają zakładać ugrupowanie, nie widzi dla niego przyszłości. - Trudno komentować słowa przewodniczącego mojego klubu. Być może jego wypowiedź była niepotrzebna. A Marcina Mastalerka nie znam osobiście, ale dawno temu zdefiniował swój stosunek do naszego ugrupowania. Nie pierwszy raz, kiedy uderza zupełnie bez sensu. To wynika z zaszłości sięgających 2015 r., kiedy z jakiegoś powodu nie trafił na listy PiS. Nie trafił na listy, bo w kampanii wyborczej nie odbierał telefonów od prezesa PiS? A teraz się odgrywa? - Jego wypowiedzi to pokłosie tamtych powodów. Jak dla mnie, nie chodzi o odbieranie telefonów tylko miejsce na listach. Odszedł wtedy z życia politycznego i dopiero teraz wrócił do prezydenta. Ma jakiś uraz do PiS, trudno mi to komentować. Czy prawdą jest, że tylko Jarosław Kaczyński powstrzymuje działaczy PiS przed skoczeniem sobie do gardeł? - To przypadłość wszystkich ugrupowań z silnym przywództwem. Takie rzeczy dzieją się w demokracji. Jarosław Kaczyński ma posłuch, jest autorytetem, to oczywiste. Niech tak będzie do końca świata. Prezes PiS jest ciągle wartością dodaną? Bardzo dobrze wypadł przed komisja ds. wyborów kopertowych, ale czy nie mówimy o jednym z lepszych wystąpień w ciągu ostatnich lat? - Jarosław Kaczyński jeździ po kraju, wypowiada się w każdy weekend. Niektóre wystąpienia są lepsze, inne nieco gorsze. Nie wszystkie muszą być błyskotliwe. Nie ma polityków, którzy przez 40 lat mają na koncie tylko takie. Co świadczy o jego wartości? Chociaż jesteśmy atakowani przez koalicję ze wszystkich stron, dwa ostatnie sondaże dają PiS pierwsze miejsce. Wynik mówi za siebie. Niech pan powie obiektywnie... - Jestem obiektywny! Jarosław Kaczyński kończy 74 lata, wielokrotnie mówił o emeryturze, sprawdzał państwa jako potencjalnych następców. Życie na najwyższych obrotach to spory wysiłek dla kogoś tak doświadczonego? - Prezes jest typem człowieka, który się męczy, gdy nie pracuje. Działalność w opozycji zwyczajnie mu służy. Na prezydenta Stanów Zjednoczonych startuje człowiek, który ma 81 lat. Patrząc z tego punktu widzenia, przed szefem jeszcze długie lata liderowania. Jak w Interii napisała Kamila Baranowska, podczas wewnątrzpartyjnych spotkań padały pomysły nie tylko założenia nowej partii, ale też zmiany nazwy czy szyldu PiS. Potwierdza pan? - Rebranding jest realizowany już podczas tej kampanii samorządowej. Chodzi o zmianę narracji czy prowadzenia walki wyborczej. Na pewno przyniesie zmianę oblicza partii, bo ugrupowanie musi przestawić się z pracy w rządzie na pracę w opozycji. PiS, jako marka polityczna, odejdzie do lamusa? - Nie ma ustaleń dotyczących zmiany nazwy PiS. Gdybyśmy mieli się kiedyś lekko przemianować, jak PO na KO, nie da się tego wykluczyć. Teraz skupiamy się na kampanii, wszystko zależy od wyników wyborów. Jako były minister edukacji odzwyczaił się pan już chociażby od resortowych limuzyn? - Świetnie czuję się za kółkiem. Uwielbiam prowadzić, więc nie przeszkadza mi, że nie siedzę na tylnym siedzeniu. Kiedy miałem samochód służbowy i wozili mnie SOP-owcy często była pokusa, żeby wymienić się z kierowcą. W ogóle mi to nie przeszkadza. Co innego nuda w Sejmie. Co tak pana nudzi? - Zwołano dwudniowe posiedzenie, na którym głosowania z pierwszego dnia będą trwały pewnie 20 do 40 minut. Drugiego dnia nie dzieje się nic interesującego. W Senacie też plaża. PiS był rzekomo lepszy, bo...? - Pracowaliśmy dużo w parlamencie, bo była wizja zmian. Druga strona nie ma żadnej, zajmuje się wyłącznie ludźmi od pasa w dół. Pigułką dzień po, finansowaniem in vitro oraz kłótnią wewnątrz koalicji rządzącej o aborcji do 12. tygodnia życia. Każdy przeciwnik PiS powie, że parlament zbierał się rzadko, posłowie zachowywali się jak maszynki do głosowania, a projekty były słabe od strony legislacyjnej. - Myśmy pracowali na projektach ustaw, a oni na projektach uchwał, które nic nie znaczą i jednocześnie wprowadzają zamęt. Po drugie, za czasów PiS głosowania trwały po kilka godzin. Wróćmy do łączenia kampanii samorządowej i europejskiej. Beata Mazurek zniknie z list do Europarlamentu w związku z oskarżeniami o współpracę z polityczną konkurencją w 2023 r. i jej współpracownicę, która wystartuje z listy PO? - Sprawa jest w centrali partyjnej, zajmuje się nią osobiście prezes Jarosław Kaczyński. Podobnie jest chociażby z usunięciem Sławomira Zawiślaka, który wbrew rekomendacjom PiS chce walczyć o fotel prezydenta Zamościa. Wnioski zostały już wyciągnięte, ale ich nie znam. Kierownictwo podejmuje decyzję. Wyobraża pan sobie, że tak mocne nazwisko, była rzecznik PiS, mogłaby zniknąć z waszych list? - Mocnych nazwisk, które zniknęły, naliczyłbym dzisiaj cały autokar albo i dwa. Wszystko jest możliwe. Jakub Szczepański