PiS w defensywie. "Słucham kolegów z partii i łapię się za głowę"
Po euforii związanej ze zwycięstwem Karola Nawrockiego nie ma już w PiS śladu. Sprawa działki pod CPK, a teraz wniosek o areszt dla Zbigniewa Ziobry tylko zwiększają poczucie, że partia znalazła się w defensywie i nie ma pomysłu, jak z niej wyjść. - Tusk nas znów rozgrywa jak dzieci - przyznają politycy formacji Jarosława Kaczyńskiego.

W skrócie
- PiS znalazło się w defensywie po serii kryzysów, w tym sprawy działki pod CPK oraz wniosku o areszt dla Zbigniewa Ziobry.
- W partii narasta frustracja, zwłaszcza wobec braku działań w ostatnich tygodniach i braku nowej strategii komunikacyjnej.
- Wewnętrzne konflikty oraz słaba reakcja na kryzysy osłabiają pozycję ugrupowania, które traci poparcie społeczne.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Na pytanie "Jak sytuacja?" większość polityków Prawa i Sprawiedliwości, których zagadujemy, odpowiada długim westchnięciem. - Źle to wygląda. Jesteśmy w klinczu i nie bardzo widać pomysł, jak z niego wyjść - przyznaje jeden z posłów.
O konwencji programowej, która odbyła się pod koniec października i która miała dać PiS nowy impet na polityczną jesień nikt już dzisiaj nie pamięta i nawet nie wspomina. Chyba, że z gorzką ironią. - Jakieś dwa-trzy miliony złotych poszły w piach - szacuje nasz rozmówca.
Nastroje w PiS dalekie od optymizmu. Dwa powody
Kiepskie nastroje w partii są związane głównie z ostatnimi wydarzeniami: sprawą sprzedaży działki pod CPK, którą opisała Wirtualna Polska, ale także wnioskiem o uchylenie immunitetu i areszt dla Zbigniewa Ziobry. Do tego dochodzą słabe dla PiS sondaże i rosnące poparcie dla Koalicji Obywatelskiej, i to pomimo fatalnych ocen samego rządu.
- Donald Tusk znowu nas rozgrywa jak dzieci. Celowo wrzucił sprawę Ziobry na agendę, wiedząc, że to zogniskuje całą uwagę i zepchnie nas do narożnika. Teraz nie robimy nic innego, tylko bronimy Ziobry i ciągle się z czegoś tłumaczymy. Zero ofensywy z naszej strony, zero próby narzucenia jakiegokolwiek własnego tematu, tylko defensywa - narzeka jeden z naszych rozmówców.
- Przez to, że ciągle musimy się z czegoś tłumaczyć, nie mamy czasu na zajmowanie się własnymi tematami. Tusk wpuszcza to celowo, bo tym samym przykrywa niewygodne dla siebie rzeczy: katastrofę w ochronie zdrowia, fatalny bilans dwulecia rządu, kondycję finansów publicznych itd. - wskazuje jeszcze inna osoba, z którą rozmawiamy. - Przy czym o ile nie mamy wpływu na to, co robi Tusk czy media, o tyle mamy wpływ na to, jak na to wszystko reagujemy, a reagujemy fatalnie - narzeka.
O ile nie mamy wpływu na to, co robi Tusk czy media, o tyle mamy wpływ na to, jak na to wszystko reagujemy, a reagujemy fatalnie
W Sejmie Jarosław Kaczyński pytany przez dziennikarzy, czy Ziobro - który prawdopodobnie przebywa obecnie za granicą - powinien wrócić do kraju, odpowiedział: - Po to, żeby go w istocie zamordowano? Jeżeli ktoś bardzo ciężko chory, kto wymaga stałej, bardzo poważnej opieki lekarskiej jest umieszczany w więzieniu, to jest równoznaczne z wyrokiem śmierci - stwierdził prezes PiS.
Sprawa działki pod CPK i "mit prorozwojowy" PiS
Pokaźna część posłów PiS zżyma się na taki przekaz, sączony od paru dni także przez samych ziobrystów.
- Idziemy w radykalizację przekazu, w tłumaczenia się, w jakieś oszołomstwo totalne i pokazujemy, że zajmujemy się obroną własnych interesów, a nie sprawami ludzi. To jest komunikacyjna katastrofa - mówi z rezygnacją w głosie jeden z posłów. - Zamiast stać pod szpitalami i grzmieć o braku pieniędzy na leki i wizyty, musimy chodzić i opowiadać o Funduszu Sprawiedliwości, który zwykłych ludzi nie obchodzi - dodaje nasz rozmówca z PiS.

Sprawa Ziobry to niejedyny temat, który spędza dziś politykom PiS sen z powiek. Druga bomba to sprawa działki, na której miała znajdować się część inwestycji związanej z budową Centralnego Portu Komunikacyjnego, a którą Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa sprzedał prywatnej firmie Dawtona. Zdaniem większości polityków PiS reakcja na to, co opisała Wirtualna Polska, była spóźniona i nie do końca przemyślana.
- Dobrze, że prezes od razu zawiesił Roberta Telusa i Rafała Romanowskiego, ale od razu pierwszego dnia trzeba było sprawę wyjaśnić do spodu - zwłaszcza, że cała historia nie była wcale jednoznacznie dla nas zła. Ta umowa, którą KOWR podpisał, dawała prawo odstąpienia od niej bez uszczerbku dla państwa, więc trzeba było iść w tym kierunku. Tymczasem Telus został zostawiony sam sobie i bronił się, jak umiał, czyli fatalnie, a partia obudziła się po trzech dniach, kiedy mleko się dawno rozlało - relacjonuje jeden z posłów.
Sprawa CPK uważana jest w PiS za coś, co będzie się za partią długo ciągnęło, bo uderza w "prorozwojowy mit", jaki PiS stworzyło i z którym się utożsamiało. A teraz - jak mówią posłowie - zamiast móc chwalić się CPK i ganić rząd za ociąganie się z budową, muszą się tłumaczyć ze sprzedaży działki.
- I jeszcze ta niepotrzebna nikomu nawalanka z Konfederacją. Jesteśmy jak Polska w 1939 roku: z jednej strony bijemy się z Tuskiem, z drugiej z Mentzenem i na nic innego nie starcza już czasu - porównuje jeden z parlamentarzystów.
Jak słucham kolegów z partii, którzy opowiadają mediom, że Tusk się kończy i za chwilę my wrócimy i będziemy rozliczać Żurka i wsadzać ich do więzień, to łapię się za głowę. Z takim podejściem my wyborów nie wygramy
A jeszcze w sierpniu i wrześniu politykom PiS wydawało się, że złapali pana Boga za nogi, a wygrana Karola Nawrockiego z automatu poniesie PiS do zwycięstwa następnych wyborach parlamentarnych.
- Niektórzy zaczęli się zachowywać tak, jakbyśmy mieli za chwilę przejmować władzę, gdy do wyborów jeszcze dwa lata i nie wiadomo, co się w tym czasie może wydarzyć - denerwuje się jeden z naszych rozmówców. - Jak słucham kolegów z partii, którzy opowiadają mediom, że Tusk się kończy i za chwilę my wrócimy i będziemy rozliczać Żurka i wsadzać ich do więzień, to łapię się za głowę. Z takim podejściem my wyborów nie wygramy - dodaje.
PiS w defensywie. Trwa szukanie winnych
Sęk w tym, że w sierpniu i wrześniu polityka kręciła się wokół nowego prezydenta: najpierw jego zaprzysiężenia, później obejmowania urzędu, następnie pierwszych aktywności, które były medialne i przykuwały uwagę, jak wizyta w USA i spotkanie z Donaldem Trumpem oraz pierwszych wet i konfliktów z rządem. W październiku Karol Nawrocki zajął się jednak urzędowaniem, schodząc nieco z politycznego pierwszego planu. A dla PiS zaczęły się schody.
- Komunikacja partyjna leży, nie próbujemy nawet narzucać własnych tematów, konferencje prasowe ciągle robią ci sami zgrani politycy. Co się dzieje z komitetem wykonawczym? Gdzie są młodzi posłowie, którzy mieli nadawać ton partii? Martwe ciało, powołane tylko pod publiczkę - wylicza nasz rozmówca z PiS.
Do tego dochodzą pretensje, kierowane pod adresem Pałacu Prezydenckiego, że… za przestał być tak aktywny jak na początku. - Nie idzie, więc szukamy winnego. Standard. Nowogrodzka myślała, że Pałac będzie robił za nią całą politykę, a to tak nie działa. Żeby działało, musi być synergia, a tej nie ma - mówi jeden z polityków, dobrze rozeznanych w sytuacji.
W kampanii prezydenckiej wszystkie wzajemne pretensje, wewnętrzne spory i animozje zostały zamiecione pod dywan, ale po wyborach wybuchły ze zdwojoną siłą. I dzisiaj dają o sobie mocno znać. Zaczęły się partyjne przepychanki, które dodatkowo świadomie podsyca Jarosław Kaczyński, spekulując - raz publicznie, innym razem w węższym gronie - kto byłby najlepszym kandydatem na premiera i wrzucając nazwiska rywalizujących ze sobą polityków: Mateusza Morawieckiego, Przemysława Czarnka czy Tobiasza Bocheńskiego.
Więcej pisaliśmy o tym tutaj. To zaś potęguje wzajemną niechęć poszczególnych frakcji i podgryzanie się przy każdej możliwej sposobności.
- PiS zawsze traci, gdy zaczyna zajmować się sam sobą. Tak jest od lat, ale prezes nie potrafi zarządzać partią inaczej niż przez konflikt. Nic nowego - podsumowuje doświadczony polityk PiS.
Kamila Baranowska














