Piotr Witwicki, Bartosz Bednarz, Interia: Stoimy na skraju zapaści demograficznej. Mateusz Morawiecki, Premier RP: - Mierzymy się z poważnymi wyzwaniami kulturowymi. Wiele zjawisk społecznych i gospodarczych spotyka się ze sobą. Dane GUS są alarmujące, rodzi się nas najmniej od II wojny światowej. - To problem wyraźnie widoczny w każdym wyżej rozwiniętym kraju. Zmieniający się styl życia wpływa na dzietność. Jaka jest recepta polskiego rządu na ten problem? - Wszystkie nasze działania były ważne, wspomogły politykę proludnościową, ale trudno było walczyć z huraganem zmian kulturowych. "Było"? To zabrzmiało, jakby ta walka była już przegrana, a ona trwa. Czechy to przykład sukcesu. - Wskaźnik urodzeń w wielu europejskich krajach jest na poziomie 1,1-1,3. Z drugiej strony we Francji, Szwecji czy Irlandii pojawiają się dane, które pokazują go na poziomie 1,7-1,8. To zależy od wielu czynników. My znajdujemy się pomiędzy. To nam wystarcza? - Chcielibyśmy być wśród tych państw, które od dawna budują politykę pronatalistyczną, ale nawet tam, co podkreślę, nie ma zastępowalności pokoleń. To może warto skorzystać z tych doświadczeń. - Korzystaliśmy np. z czeskich i dlatego powstał Rodzinny Kapitał Opiekuńczy. Widać jednak wyraźnie, że zmagamy się z wichrem kulturowych przemian. Co to właściwie znaczy? - Zmieniły się zasadniczo dawne nawyki rodzinne, prawie wszystkich społeczeństw. W związku z tym nie ma tu prostych rozwiązań. Jeszcze kilka lat temu wielu ekspertom wydawało się, że można ten trend łatwo odwrócić. My także liczyliśmy na więcej po wprowadzeniu programu 500 plus. Dziś wiadomo, że nie jest to takie proste. Będą dodatkowe działania rządu? - Wprowadziliśmy wiele programów wspierających rodzinę. Będziemy to robić dalej. Będziemy też patrzeć na najlepsze rozwiązania działające we Francji, czy w Szwecji i wdrażać kolejne programy, tak żeby ten poziom dzietności był jak najwyższy. Z tego co mówi pan premier, wynika, że my sobie bez wsparcia Ukraińców nie poradzimy. - Jeżeli mieszkańcy Ukrainy, którzy tu znaleźli swój dach nad głową, będą chcieli zostać, to oczywiście będą mile widzianymi gośćmi. Nie łączę jednak tych dwóch zjawisk. Z danych GUS płynną też inne alarmistyczne prognozy. Stopa inwestycji w 2022 r. wyniosła 16,8 proc. i jest jedną z najniższych w Unii Europejskiej. Do tego mamy starzejące się społeczeństwo. Co dalej z rozwojem gospodarczym, czy nie grozi nam "stracona dekada"? - Gdyby dzisiejszy kryzys uderzył jeszcze parę lat temu, w czasach rządów Platformy Obywatelskiej, taka stracona dekada byłaby realnym zagrożeniem. My na to nie pozwoliliśmy. Po pierwsze zdecydowanie poprawiliśmy naszą pozycję na rynkach międzynarodowych, czego najlepszym dowodem jest malejąca w ciągu tych siedmiu lat ujemna międzynarodowa pozycja walutowa netto. To niezwykle ważne dla rzeczywistego wzmocnienia państwa i naszej gospodarki. Nie tylko dla bilansu rachunku bieżącego, ale i całej gospodarki. Po drugie, wprowadziliśmy szeroką politykę społeczną, która zupełnie zmieniła Polskę. Nie ma zakupów na zeszyt, poziom ubóstwa spadł. W zestawieniu z innymi krajami Unii Polska awansowała na drugie miejsce, po Holandii. Dawniej byliśmy na dole takiej samej tabeli. Wreszcie wykonaliśmy ogromny skok w obszarze inwestycji infrastrukturalnych, zwłaszcza w Polsce powiatowej i gminnej. To poziom wyrównywania szans, który był do tej pory nieosiągalny. A pomimo tego stopa inwestycji spada. - Jest zdecydowanie za niska. Proszę jednak pomyśleć, co by było, gdyby nie ten poziom inwestycji publicznych. Byłaby wtedy o jakieś 2 pkt proc. niższa. To, co należy do państwa, wykonujemy z nawiązką. Życzyłbym sobie, żeby poziom inwestycji prywatnych był wyższy, bo to pięta achillesowa całego polskiego systemu gospodarczego. Od zawsze zresztą. I to nie tylko w III RP, ale i w poprzednich epokach. Morawiecki: Jest szansa, że ustawa o SN przejdzie w ciągu tygodnia À propos tych inwestycji, to kiedy będzie złożony wniosek o KPO? - Chcemy złożyć go w porozumieniu z Komisją Europejską w najbliższym czasie, kiedy tylko przez nasz parlament przejdą ustawy, które są efektem kompromisu z Unią Europejską. Najważniejsza jest ustawa o Sądzie Najwyższym. Ustawa "wiatrakowa" jest mniej istotna. To kiedy przejdzie ta pierwsza? - Jest szansa, że w najbliższych siedmiu dniach. Czyli przechodzi ustawa, pan od razu składa wniosek? - Chcemy to zrobić w uzgodnieniu z KE, aby nie dostać czarnej polewki. Planujemy uzgodnić tryb procedowania wniosku o KPO. To jest bardzo poważna sprawa, nie będziemy tego robić pochopnie. Czy pan ma pewność, że prezydent zaakceptuje tę ustawę o sądach i ją podpisze? - Nie tylko nie mam żadnej pewności, ale nie mam wiedzy co do decyzji pana prezydenta. To jest prerogatywa prezydenta i to do głowy państwa należy ostatecznie decyzja. Jednak po stronie parlamentu chcemy wykonać wszystko, co możliwe, aby tak się stało. Wydawało się, że macie świetny kontakt, pomagał pan przecież mocno w kampanii wyborczej w 2020 r. Właściwie od rana do wieczora pan jeździł wtedy, żeby wesprzeć prezydenta. Mówiąc wprost - macie już to prostu dogadane? - Rok 2020 był niezwykle ważny. Wiedzieliśmy, że dla dobrze funkcjonującego państwa konieczna jest reelekcja prezydenta Andrzeja Dudy. Włożyliśmy wiele energii, żeby tak się właśnie stało. Potrzebna była pełna mobilizacja. Ale co do kwestii ustawy, to pan prezydent sam podejmuje te decyzje. Nie wiem, jak tutaj rozstrzygnie. "Ustawa wiatrakowa". Spór o odległość Przez ostatnie dwa lata trwały prace nad "ustawą wiatrakową" i rozwiązaniem zmniejszenia minimalnej odległości wiatraka od zabudowy do 500 metrów. Ostatecznie w dość dziwnym trybie przeszło 700 metrów. Czy nie można było tego zrobić w sposób bardziej uporządkowany? - Ta ustawa wiąże się z ogromnymi emocjami społecznymi, była bardzo ważna dla wielu grup wyborców kilka lat temu. Dzisiaj wiatraki są inne, rzeczywistość jest inna i wyzwania są inne. Odległość 500 metrów okazała się zbyt dużym wyzwaniem? - Szanujemy obawy tych, którzy wskazują na zakłócenia miru domowego i spokoju w związku ze zbyt blisko stojącym wiatrakiem. Ten kompromis 700 metrów nie jest zły, ale jeżeli dałoby się go jeszcze dodatkowo złagodzić, np. poprzez mechanizm polegający na tym, że między 500 a 700 metrów możliwe byłoby fakultatywne referendum, to byłbym tego zwolennikiem. Myślę, że wielu parlamentarzystów również. Jednak już te 700 metrów otwiera kolejne perspektywy inwestycyjne dla wiatraków. A jest to rzeczywiście ważne dla niezależności energetycznej, dla niższych kosztów energii. Powtarzam często: nie chcemy płacić drogo za norweski czy katarski gaz, za kolumbijski węgiel i ropę z Bliskiego Wschodu. Odnawialne źródła energii leżą w naszym najlepiej pojętym interesie. Ale interes społeczny i obawy ludzi też są ważne. I stąd to ustępstwo. Czyli nie zaskoczyła pana ta poprawka? - Poprawka mnie nie zaskoczyła, bo życie i polityka to sztuka kompromisów. Przyjmuję to i całkowicie akceptuję. I nie przesadzałbym z tymi dwoma latami prac. Tak naprawdę toczyły się one w ostatnich kilku tygodniach, były bardzo intensywne i to wtedy decyzje zapadały. Podwyżki w PKP. Morawiecki: Wracamy do wcześniejszych cen Co z cenami biletów kolejowych? - Zwróciłem się do kierownictwa PKP w tej sprawie. Jestem zdania, że PKP powinny same znaleźć jak najwięcej oszczędności. Przegląd kosztów, zmiany operacyjne i organizacyjne - to elementarz dobrego menedżera. Poprawić proces zakupowy, zmniejszyć wydatki tam, gdzie są niezbędne, a zaoszczędzone pieniądze zwrócić obywatelom w niższych cenach biletów. Dodamy także środki z budżetu państwa. Trzeba było łamać kołem zarząd PKP? - Muszę przyznać, że perspektywa spółek, w tym przypadku PKP, jest inna niż perspektywa społeczna czy perspektywa polityczna. Tydzień temu doprowadziłem do bardzo ważnego spotkania. Przy stole negocjacyjnym zasiadłem nie tylko z władzami PKP, ale też razem z kluczowymi ministrami i wspólnie ten temat omawialiśmy. Wydałem dyspozycje, żeby przepracować ten temat raz jeszcze, tak aby powrót do wcześniejszych cen biletów był możliwy. Zarząd musi wypracować oszczędności, a my zasilimy spółkę dodatkowymi środkami z budżetu państwa, aby skompensować częściowo podwyżki cen energii. Mieliśmy tu zresztą na poziomie politycznym bardzo dobrą współpracę z premierem Sasinem, ministrem Adamczykiem i ministerstwem finansów. Czyli ponownie zarządzanie przez interwencję szefa rządu. - Kryzys to czas interwencji. Można chować głowę w piasek i udawać, że problemu nie ma. Tak robił rząd Platformy Obywatelskiej. Gdybyśmy my nie przeprowadzili szeregu interwencji, to nie byłoby dziś węgla, brakowałoby gazu, żywność byłaby jeszcze o kilka procent droższa, dziesiątki tysięcy firm uległyby bankructwu, a mnóstwo osób martwiłoby się o pracę. Byłoby naprawdę krucho. Czyli rekomenduje pan powrót do cen biletów sprzed podwyżek, bez żadnych kompromisów? - Wracamy do wcześniejszych cen. PKP przekonywały, że podwyżki są niezbędne. - Domagam się przeglądu wszystkich pozycji kosztowych, po to, żeby wyeliminować słabości w wydawaniu środków i przeprowadzić plan oszczędnościowy. Przez wiele lat kierowałem dużą instytucją i wiem, że takie oszczędności zawsze można znaleźć. Jeśli nie będą potrafili sobie z tym poradzić, to podpowiem, jak się robi oszczędności w korporacjach i gdzie są różne nieefektywności. "Podatek od zrzutek". Premier Morawiecki: Najwyraźniej umknęło to uwadze wszystkich Temat zbiórek i podatku od darowizn jest zamknięty? - Wracamy do przepisów przychylnych osobom przekazującym i otrzymującym środki. Bardzo często w morzu dobrych intencji pojawiają się błędy. I tak było tym razem. Wydałem już dyspozycje Ministerstwu Finansów. Działalność charytatywna, wspieranie innych to niezwykle ważne wartości społeczne. Nie można tego było wyłapać wcześniej? - Najwyraźniej umknęło to uwadze wszystkich. Gdyby do mnie dotarła taka informacja wcześniej, zareagowałbym natychmiast. Odnośnie do wsparcia organizacji charytatywnych - ostatnio jedna z gazet napisała, że wpłacił pan ponad 400 tysięcy z prywatnych środków na różne cele charytatywne. Skąd taka decyzja? - To nie była żadna nagła decyzja. Ludzie z organizacji pozarządowych, którzy znają mnie trochę dłużej, wiedzą, że od wielu lat angażuję się we wsparcie różnych inicjatyw. Zarobiłem w życiu dużo pieniędzy. Mogłem zarabiać jeszcze większe krocie. Zrezygnowałem z tego, bo chcę działać publicznie. Ale w wymiarze prywatnym cały czas uważam, że trzeba pomagać innym. Uważam nawet, że to moja powinność. Nie robię tego dla poklasku, tylko z potrzeby serca. Słyszę też głosy różnych hejterów i prześmiewców, ale się nimi nie przejmuję. Raczej bym im radził, żeby zamiast ziać nienawiścią skierowali swoją energię na coś pozytywnego. Świat będzie wtedy lepszy. Wakacje kredytowe będą przedłużone? "Niczego nie wykluczam" Jaki musi być spełniony warunek, by wakacje kredytowe zostały przedłużone na 2024 r.? - Nie ma w tym momencie planów, by przedłużać wakacje kredytowe. Jesteśmy dziś w drugim roku obowiązywania programu, dopiero teraz widzimy jego wpływ na ludzi, na kredytobiorców, na całą akcję kredytową i na tzw. poziom kredytów trudnych. Zobaczymy, jak będą kształtowały się stopy proc. w przyszłym roku, bo od tego zależy i kondycja gospodarstw domowych, i zdolność do zaciągania kredytów. Pan się spodziewa obniżki stóp procentowych w tym roku? - Myślę, że jest to możliwe, a nawet prawdopodobne. Byłaby to ulga dla wielu rodzin. Prawdopodobne i uzasadnione? - Jak zobaczymy, że inflacja od marca, kwietnia będzie w trendzie spadającym, a tym bardziej, jeśli będzie w mocnym trendzie spadającym, to jak najbardziej tak. Ale ostateczne decyzje będzie podejmować RPP. Są obawy, że przed kolejną zimą ceny gazu i węgla ponownie wystrzelą. - Już dzisiaj przygotowujemy się do przyszłej zimy. Zgromadziliśmy duże zapasy węgla. De facto powinniśmy zapytać, czy inflacja faktycznie odpuszcza w 2023 r. czy to tylko chwilowa poprawa, bo ceny surowców spadły. Ryzyko, że ponownie wzrosną, wciąż jest duże? - Taki scenariusz też jest prawdopodobny. Ten rok, to rok potencjalnie wielu zmienności. Jeśli będzie odbicie gospodarcze, to wtedy popyt na surowce wzrośnie, co przełoży się na wyższą inflację. Ceny węgla są dwa razy niższe niż były jeszcze cztery miesiące temu i ciągle spadają. W tym momencie można kupić tonę po 150-160 dolarów, a to jest impuls dezinflacyjny. Podobnie z gazem. Mieliśmy ponad 340 euro za MWh, a dziś jest wielokrotnie taniej. Jednak inne surowce, jak np. miedź, mogą dalej drożeć. Zwłaszcza w przypadku mocnego odbicia w Chinach. Tąpnięcie inflacyjne może być bardzo szybkie, ale równie dobrze - może być o wiele wolniejsze niż pokazują prognozy. I od tego uzależniamy nasze kolejne działania. Także związane z wakacjami kredytowymi. Czyli nie wyklucza pan przedłużenia wakacji kredytowych? - Niczego nie wykluczam. Jeżeli inflacja będzie ponownie mocna, uderzy w zdolność do spłaty kredytów, to zareagujemy. A to odbicie gospodarcze jak pan widzi? - Od drugiej połowy tego roku. Podobne do tego jak po pandemii? - W przypadku Polski tak, widzę szansę na V-kształtne, mocne odbicie, ponieważ mamy silne fundamenty: dług publiczny w relacji do PKB spada, finanse publiczne są zdrowe, deficyt budżetowy nie jest wysoki, wiele firm uratowanych przed bankructwem. To są dobre parametry makroekonomiczne, które tworzą korzystny klimat wokół Polski. Nie ma tygodnia, żebym nie spotkał się z krajowymi bądź zagranicznymi inwestorami, którzy są zainteresowani inwestowaniem w naszym kraju. Dzięki temu tworzymy nowe miejsca pracy, umacniamy eksport, a to nakręca koniunkturę przyszłego wzrostu. Morawiecki do opozycji: Poprzyjcie zmianę ws. majątków rosyjskich Skoro jesteśmy przy wzroście PKB, to Międzynarodowy Fundusz Walutowy pokazał nową prognozę gospodarczą. Co się rzuca w oczy: Rosja w tym i przyszłym roku będzie się rozwijać szybciej niż Niemcy. I to pomimo sankcji. - Sankcje rzeczywiście działają połowicznie. Dlaczego są nieskuteczne? - Po pierwsze, niestety Rosja nauczyła się je omijać. Po drugie, ceny surowców ogromnie skoczyły. Budżet rosyjski nawet na mniejszej sprzedaży, zarabia więcej. To przekłada się na niższy spadek PKB, na płytką recesję. To było nie do przewidzenia? - Przestrzegałem przed tym od samego początku. I przed omijaniem sankcji, i przed dawaniem szans Rosji na wyjście z tego obronną ręką. Kolejne sankcje coś tu zmienią? - Byłem jednym z pierwszych polityków, który powiedział o tym, że mocne uderzenie w rosyjską gospodarkę, adekwatne do zbrodni wojennych, wiązałoby się z konfiskatą majątku rosyjskiego. Raz jeszcze apeluję do opozycji, aby poparła wniosek o zmianę konstytucji - dającą możliwość zabrania majątku rosyjskiego. Pieniądze rosyjskich oligarchów i Federacji Rosyjskiej zamrożone dzisiaj w Polsce, mogą posłużyć polskiemu społeczeństwu. Mogę nawet dziś zaproponować, że z tych środków kupimy gaz czy węgiel i dzięki temu obniżymy ceny dla wszystkich Polaków. To deklaracja? - Proszę bardzo. Mogę zapewnić, że jeżeli opozycja to przegłosuje razem z nami, to wszystkie rosyjskie pieniądze przeznaczamy właśnie na obniżkę cen gazu i energii elektrycznej. Jak wyglądają pana relacje z kanclerzem Scholzem? Niemal wszystkie działania wiążą się z potrzebą przekonywania Niemiec. Czy jest szansa, żeby to się zmieniło? - Ubolewam nad tym, że Niemcy są raczej hamulcowym, jeśli chodzi o pomoc Ukrainie. Wśród niemieckiej klasy politycznej głęboko zakorzeniona jest Ostpolitik i wiara w to, że powrót do dobrych relacji z Rosją jest możliwy i wskazany. Ja mam odmienne zdanie. To właśnie niemiecka polityka "Wandel durch Handel" i gazociągi do Rosji, była współodpowiedzialna za tą straszną tragedię, którą mamy na Ukrainie. Mówiłem to prosto w oczy niemieckim politykom, zanim doszło do tej barbarzyńskiej agresji z Kremla. Niemcy są wciąż podatni na wpływy Rosji? - Rosjanie są bardzo mocni w propagandzie. Nie ma wątpliwości, że zostawili mnóstwo agentury nie tylko w Niemczech, ale również w Polsce i całej Europie Środkowej. Moje rozmowy z Olafem Scholzem zawsze dotyczą Ukrainy. Udało się przełamać opór w sprawie Leopardów. Jestem wdzięczny kanclerzowi, że dał się przekonać do wysłania czołgów, zwłaszcza, że następna ofensywa rosyjska jest bardzo prawdopodobna. I za każdym razem trzeba będzie ich "łamać", żeby zrobili coś sensownego? - To nie jest pytanie do mnie. Mam nadzieję, że również w Niemczech coraz więcej osób rozumie, że na Ukrainie toczy się walka o przyszły kształt pokoju w Europie. Albo będzie on zbudowany na warunkach Kremla, albo na warunkach wolnego świata. Jeśli Moskwa wygra, będziemy drżeć przez lata, kto będzie następny. Jak wygra Ukraina i wolny świat - czekają nas lata szybkiego rozwoju. Ma pan jakieś informacje na temat tego, jak wygląda mobilizacja w Rosji? - Należę do tych, którzy przestrzegają przed rosyjską potęgą. Być może jest to kolos na glinianych nogach, ale to wciąż kolos. Ma ogromne zasoby surowcowe, potężne zasoby ludzkie, finansowe i np. kilkanaście tysięcy czołgów..... ...przestarzałych. - To prawda. Tylko nawet jak z dwóch czołgów trzeba złożyć jeden, to cały czas to jest znacząca siła. Zmienia się świat, a Rosja zawsze działa tak samo. Ociężała, ale zalewająca wroga masą ludzką. - Rosja nie jest niezwyciężona. Przegrała w ostatnich stu kilkudziesięciu latach kilka wojen. Także z Polską. Jednak Rosję i jej władców charakteryzuje duży stopień determinacji i cierpliwości. Także cierpliwości społecznej. Nie widzę poważnych oznak niepokojów w rosyjskim społeczeństwie. Tego nie wolno lekceważyć. Pytanie, czy my nie zaczęliśmy w pewnym momencie za bardzo wierzyć w to, jak dobrze idzie Ukraińcom. Ich media społecznościowe zrobiły świetną robotę, ale to co tam widzimy, to nie jest pełen obraz wojny. - Pełna zgoda. Rosyjskie władze, ale i rosyjscy żołnierze są zdeterminowani. Sytuacja jest bardzo ciężka. Wyższe emerytury Waloryzacja emerytur będzie wyższa niż założył rząd w budżecie na 2023 r. Z danych GUS wynika, że będzie to 14,8 proc. Czy jednak rząd zdecyduje się ją - ze względu na inflację - jeszcze mocniej podnieść? - Podnosimy ją z 13,8 do takiego poziomu, by żaden emeryt nie ucierpiał i by odzwierciedlała poziom inflacji. A jak dodamy do tego 13. i 14. emerytury, to wzrost emerytur znacząco przekroczy 20 procent i znacząco przekroczy inflację. Stać na to budżet? - Dzięki temu, co zrobiliśmy, stać. Chciałbym podkreślić coś, co do tej pory nie było praktycznie w ogóle przedmiotem debaty publicznej. Wszyscy wiedzą, że uszczelniliśmy VAT, ale procentowo jeszcze większym sukcesem jest uszczelnienie systemu CIT. Mimo obniżki tego podatku dla małych i średnich firm będziemy mieć blisko trzykrotny wzrost wpływów z 33 miliardów do ponad 90. Wyobraźmy sobie, ile tu w Polsce firm wcześniej hulało, jak wiatr po dzikich polach i uciekało z podatkami. Te prawie 60 miliardów pokrywa i 500 plus, i 13 emeryturę, a jeszcze zostaje na inwestycje w drogi, żłobki i szpitale. To nie są żarty panowie. Sprawność podatkowa, sterowność finansowa, którą rząd Prawa i Sprawiedliwości przywrócił, to być albo nie być dla naszego państwa. Bez tego moglibyśmy tylko pomarzyć o zakupach broni w Korei, w Stanach Zjednoczonych czy w Wielkiej Brytanii. Bez silnego finansowo państwa, nie ma silnej armii. Co z 15. emeryturą? - Nie ma dziś takiego tematu. Chcemy, żeby 14. emerytura weszła do systemu na stałe. Pod koniec pierwszego kwartału będzie gotowa ustawa? - Mam nadzieję, że tak. A co z waloryzacją 500 plus? - Nie ma dziś takich planów. Naszą politykę społeczną rozwijamy na wiele różnych sposobów. Dokładamy kolejne elementy, jak Rodzinny Kapitał Opiekuńczy, dodatki osłonowe czy 14. emerytura. Prawo i Sprawiedliwość ma dziś coś, co będzie przyciągać wyborców przed kampanią? - Intensywnie pracujemy nad planem na konwencje wyborcze i kampanię. We właściwym czasie wszystko przedstawimy. Kolejny wielki program społeczny, czy może potrzeby Polaków są dziś gdzie indziej? - Potrzeby Polaków są dziś inne niż siedem lat temu. Ale pewne rzeczy pozostały niezmienne. Dlatego przypominamy, że Tusk był, jest i będzie premierem polskiej biedy i bezrobocia. Wtedy bieda zaglądała pod wiele strzech. Teraz nawet były premier Belka przyznaje, że nie będzie recesji. Dziś zwracamy się w stronę coraz szybszego i bardziej sprawiedliwego rozwoju dla wszystkich. Sądzę, że w naszym programie znajdziecie sporo takich elementów. Skoro pan wspomniał byłego premiera, to bardzo nas zastanawia, czemu nie zlikwidujcie "podatku Belki". Wpływy z niego są, w skali kraju, niewielkie a demotywuje do oszczędzania. - Według naszych badań podatek Belki ma niewielki wpływ na poziom oszczędzania. Dużo ważniejszy jest np. dziś poziom oprocentowania w bankach. Różnica między średnią marżą kredytową a depozytową jest ogromna. Akurat rachunek wyników tego sektora znam bardzo dobrze i uważam, że kryją się tam potężne zyski banków. Dlatego nie wystraszył się pan sygnałów, które płynęły z banków przed wprowadzeniem wakacji kredytowych? - Owszem. Nie dałem się zastraszyć sektorowi bankowemu, bo znam go od podszewki. Wracając do kampanii wyborczej. Pan sobie wyobraża, że będziecie ją prowadzić razem z Solidarną Polską? - Tak. Wierzę, że tak właśnie będzie. Nawet nie głosujecie ze sobą. - W najważniejszych ustawach głosujemy razem. Najważniejsze były dla pana kamienie milowe i tu nie głosowaliście razem. - Kamienie milowe są ważne, ale najważniejsza była dla mnie ustawa budżetowa. KPO zostało sfetyszyzowane. Te środki są ważnym elementem naszej konstrukcji gospodarczej, ale nie jedynym i nie najważniejszym. Środki z Unii mogą wam pomóc w kampanii. - Musimy skupić się na tym, co najważniejsze. Dlatego staram się wyciszać spory. Mamy wiele różnic zdań z Brukselą i one zostaną, ale dziś priorytetem jest walka o suwerenność Ukrainy, walka z inflacją i starania o szybki wzrost gospodarczy. Wydawało się nam, że te dotyczące podmiotowości Polski w Unii są dla was fundamentalne. - Podmiotowość Polski nigdy nie była tak mocna, jak teraz. Najlepszym jej gwarantem będzie nasze zwycięstwo w wyborach. Pojawią się informacje, że Unia chciałaby się zająć gospodarkami leśnymi państw członkowskich. - Sam się kiedyś zajmowałem prawem unijnym i pamiętam różne absurdalne sytuacje i dyskusje o tym, że ślimak miał być rybą. Tylko że krzywizna banana, którą wtedy zajmowała się Unia, jest sprawą śmieszną, a lasy są dla was ważną. - Wierzę w to, że Unia Europejska w krótkim czasie zwróci się w stronę Europy ojczyzn. Są ku temu pewne sygnały, jak zwycięstwo Giorgi Meloni we Włoszech. Już dziś atmosfera w Komisji Europejskiej jest inna niż rok temu. "Wille Czarnka". Morawiecki: Podziękowałem ministrowi, że dba o sektor pozarządowy Wezwał pan ministra Czarnka na dywanik po informacjach o tak zwanej "willi plus"? Chodzi o przyznawanie publicznych pieniędzy dla organizacji związanych ze środowiskiem PiS-u. - Podziękowałem panu ministrowi za to, że stara się dbać o sektor pozarządowy. Podkreślam też, że transparentność kryteriów i cele są sprawą kluczową. I to jest odpowiedni rodzaj wsparcia dla tych fundacji? - Wsparcie dla fundacji i organizacji non-profit powinno przybierać wiele form. Przez lata dla wielu organizacji takiej pomocy brakowało. Będzie trzecia odsłona "Lex Czarnek"? - Ministerstwo nie pracuje teraz nad żadną nową ustawą, która by dotyczyła tych spraw. Polska edukacja wymaga dość gruntownych zmian. - To jest temat rzeka. Może czas zacząć zastanawiać się na przykład nad zmianą statusu nauczyciela. - Proponowaliśmy jeszcze bardziej znaczące podwyżki dla nauczycieli, ale związane z podniesieniem pensum. Dziś wynosi ono 18 godzin i jest najniższe wśród 38 krajów OECD. To o czymś świadczy. Słyszałem, że w Szwecji nauczyciel musi być w szkole przez 40 godzin. Taki model jest możliwy. Czyli nauczyciele powinni więcej pracować i więcej zarabiać. - Nauczyciele mogliby mieć wyższe pensum niż 18 godzin i dzięki temu więcej zarabiać. Zresztą, patrząc na zmiany technologiczne, choćby ostatnio głośny Chat GPT, już widzimy, że właśnie praca nauczyciela z uczniem w szkole będzie kluczem do rzetelnego pozyskiwania wiedzy przez uczniów. "Może dojść do poluzowania warunków kredytowych" Co z ograniczeniem hurtowego zakupu mieszkań? - Zastanawiamy się, co z tym zrobić. Nie porzucacie pomysłu? - Zastanawiamy się, co zrobić, by była jak największa podaż mieszkań. Temu mają przyświecać nasze pomysły. W zeszłym roku pojawiła się rekordowa liczba mieszkań. A jednak sytuacja jest taka, że dla Polaków te mieszkania dostępne są w coraz mniejszym stopniu. - Dzięki wysiłkom rynku, samorządowców, spółdzielców i naszemu wsparciu wybudowano najwięcej mieszkań od dwudziestu kilku lat. Panowie pokazują ten negatywny aspekt rynku mieszkaniowego, a ja widzę szklankę do połowy pełną. Staram się patrzeć też na to, co się udało zrobić. Udało nam się uwolnić rynek, sporo budujemy też przez programy BGK. A rynek, to też te fundusze, co nie tylko kupują mieszkania, ale zlecają inwestycje od podstaw. - Jak fundusze zlecają budowę, to pomagają zwiększać podaż. Ale w tej ustawie o ograniczaniu hurtowego zakupu mieszkań chcecie te inicjatywy ograniczać. - Chcemy ograniczać ściąganie mieszkań z rynku, co powoduje, że jest niższa podaż. Pan byłby za tym, by KNF poluzował pięciopunktowy bufor bezpieczeństwa dla kredytów przy obliczaniu zdolności kredytowej? - Wiem, że taka dyskusja ma miejsce w KNF. Sądzę, że wraz z porozumieniem z sektorem bankowym, może dojść do poluzowania tych warunków kredytowych. Co dalej z podatkiem od zysków nadzwyczajnych firm naftowych i węglowych? - Ten podatek jest w Polsce realizowany poprzez wdrożone przez nas mechanizmy ceny maksymalnej na prąd i gaz i redystrybucje w schematach kompensacyjnych dla tych nośników energii. "Wysokie Napięcie" podało, że Komisja Europejska będzie się domagała tego podatku w pełnej formule. - Mechanizmy, które wprowadziliśmy, ograniczyły te zyski 3-4 krotnie, dzięki czemu finansujemy wsparcie dla odbiorców energii czy gazu. Konstrukcja podatków jest różna. Możecie to panowie nazwać "windfall tax". I my taki podatek mamy. A na zamrożenie lub obniżenie cen gazu, paliw czy energii, przeznaczamy także środki z budżetu. Tego budżetu, który miał już 15 razy pęknąć i rozpaść się, miał bankrutować jak w Grecji czy w innych krajach. A który ma się dobrze. Jak na warunki wielkiego kryzysu, w którym przyszło nam działać, to nawet bardzo dobrze.