"Kompletna ściema". Prof. Flis obala teorię o magii wyborczych "jedynek"
Partie wierzą, że silna "jedynka" zapewnia dobry wynik wyborczy całej partii. Stąd m.in. obecność w Kielcach Jarosława Kaczyńskiego i dziewięciu innych "spadochroniarzy" w nieswoich okręgach. Podobną strategię stosuje PO, która w nieznany teren wysyła siedem takich osób. - Siła "jedynki" jest bez znaczenia. Opowieści o jakichś lokomotywach wyborczych, pojedynkach to kompletna ściema, która nie ma żadnego związku z rzeczywistością - obala jeden z wyborczych mitów prof. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Optymalizacja zysków - takim zwrotem politycy największych partii uzasadniają przesunięcia znanych twarzy do innych okręgów. Chodzi o to, by w wyborach parlamentarnych zdobyć jak najwięcej mandatów w najbardziej sprzyjających danej partii regionach. To dlatego m.in. Jarosław Kaczyński wystartuje w Kielcach a nie w Warszawie. Podobnych przykładów jest zresztą więcej i nie odnoszą się wyłącznie do formacji rządzącej.
"Spadochroniarze" - takim mianem najczęściej określani są politycy, którzy startują w okręgu, w którym na co dzień nie mieszkają. Kimś takim w poprzednich wyborach był choćby Paweł Kowal startujący w Krakowie, mimo że rodzinnie i zawodowo związany jest z Podkarpaciem i Warszawą. Stolica Małopolski jest tu zresztą ciekawym przykładem, bo osiem lat temu jedynką PO był tutaj Rafał Trzaskowski (dziś prezydent Warszawy), a tym razem będzie nią Bartłomiej Sienkiewicz (związany z Warszawą, w poprzednich wyborach kandydował z Kielc).
Prof. Flis: To kompletna ściema
W tym roku spadochroniarstwo osiągnęło jednak niespotykane rozmiary. Zazwyczaj gra toczy się o pierwszą pozycję na liście, która ma całą tę listę "ciągnąć w górę". Innymi słowy: polityk na "jedynce" musi mieć rozpoznawalne nazwisko, żeby cała lista osiągnęła dobry wynik. Kłopot w tym, że strategia stosowana od lat przez niemal wszystkie partie polityczne, jeśli w ogóle przynosi efekty, to niewielkie.
Nad tym zagadnieniem pochylił się prof. Jarosław Flis. - Z wszystkich wcześniejszych badań wynikało, że siła "jedynki" jest bez znaczenia. Opowieści o jakichś lokomotywach wyborczych, pojedynkach to kompletna ściema, która nie ma żadnego związku z rzeczywistością. Żyją tym podchody partyjne i media, ale realnego wpływu na wynik wyborów to nie ma - przekonuje prof. Flis w rozmowie z Interią.
- Nie ma żadnego przełożenia, jak poszło jedynce i całej partii. Są pojedyncze przypadki, takie jak Beata Szydło, Radosław Sikorski czy Przemysław Gosiewski lata temu, ale nie istnieje mechanizm, że partia dostaje więcej, jeśli więcej dostaje "jedynka" - dodaje badacz Uniwersytetu Jagiellońskiego i jednocześnie obala mit mocnej "jedynki", która teoretycznie zapewnia dobry wynik wszystkim pozostałym.
Historia dowodzi, że to mocna i zrównoważona lista wyborcza jest gwarantem sukcesu. Kandydaci na niej powinni być silnymi postaciami w lokalnych społecznościach, rozpoznawalnymi, a jeśli jest ich wystarczająco dużo, to wynik całej formacji będzie dobry.
10 "spadochroniarzy" w PiS, ośmiu w PO
"Spadochroniarzy" widzimy w tych wyborach bez liku. Obok Jarosława Kaczyńskiego są to: Paweł Szrot, Krzysztof Szczucki, Mariusz Kamiński, Jacek Sasin, Ryszard Terlecki, Kamil Bortniczuk, Zbigniew Ziobro, Janusz Cieszyński i Mateusz Morawiecki (choć już drugi raz startuje z okręgu katowickiego).
W przypadku KO mowa o siedmiu nazwiskach. Donald Tusk, choć mieszka w Sopocie, związany jest z Warszawą i będzie jedynką ze stolicy. Z okręgów innych niż miejsce zamieszkania bądź pracy startują natomiast: Bartłomiej Sienkiewicz, Joanna Kluzik-Rostkowska, Tomasz Siemoniak, Paweł Kowal, Michał Kołodziejczak, Bartosz Arłukowicz i Adam Szłapka.
Partie nie miałyby żadnego problemu z obsadzeniem wyrazistymi i mocnymi postaciami "jedynek", gdyby udało im się ściągnąć posiłki z Brukseli. Jak jednak pisaliśmy w Interii, nasi europosłowie, z małymi wyjątkami jak np. Arłukowicz, nie kwapili się, by wrócić do Polski i wspomóc partie w "najważniejszych wyborach po 1989 roku", jak mówią zgodnie Tusk i Kaczyński. Czy wobec tego ranga tych wyborów nie jest tak duża?
- Wszystkie wybory są najważniejsze po 1989 roku. Są sprawy niezwykłej wagi, jak demokracja, naród, klimat czy gospodarka. Są sprawy ważniejsze, czyli pozycja naszej partii. I są sprawy naprawdę ważne, czyli moja pozycja w partii - żartuje prof. Flis. - Są granice ściemy - dodaje po chwili.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na: lukasz.szpyrka@firma.interia.pl