Znamy już wszystkich kandydatów PiS w poszczególnych okręgach. Wcześniej, bo w czwartek prezes Jarosław Kaczyński przedstawił liderów list, kandydujących z pierwszych miejsc. Zaskoczeń było sporo. Najwięcej z nich dotyczyło przesunięć popularnych polityków do zupełnie innych regionów niż te, z którymi byli dotychczas związani. Ten plan nie jest dziełem przypadku. Chodzi o optymalizację wyborczych zysków w postaci mandatów. Więcej o strategii PiS na wybory pisaliśmy tutaj. Starcie PiS z Konfederacją w terenie Jednak w tych przesunięciach jest także drugie dno dotyczące bezpośredniego starcia z Konfederacją. W rozmowie z Interią zwraca na to uwagę Łukasz Pawłowski, szef Ogólnopolskiej Grupy Badawczej, który podkreśla, że PiS postanowiło wzmocnić konserwatywne bastiony, gdzie na więcej głosów i mandatów liczy także Konfederacja. - W doborze polityków do poszczególnych okręgów widać wyraźnie zamysł PiS, które celuje w odebranie części głosów i mandatów Konfederacji. Dlatego np. w Rzeszowie, gdzie jedynką Konfederacji jest Grzegorz Braun, startuje popularny Ziobro, a w Kielcach, gdzie Konfederacja liczy na dodatkowy mandat - Jarosław Kaczyński - mówi Pawłowski. Dodaje, że w Rzeszowie Konfederacja liczy nawet na trzy mandaty (w 2019 miała dwa). Wystawienie tam Ziobry ma pokrzyżować te plany. Z kolei w Kielcach Konfederacja ma nadzieję na dwa mandaty (w 2019 miała jeden). I stąd Jarosław Kaczyński na "jedynce" listy. Witold Tumanowicz, szef sztabu Konfederacji zdaje sobie sprawę, że listy PiS są wymierzone w Konfederację. - Politycy PiS w nieoficjalnych rozmowach specjalnie nawet tego nie kryją, więc nie jest to dla nas żadne zaskoczenie. My jednak nie oglądamy się na to, co robi PiS, bo mamy swoich wyborców, którzy nam ufają i nie wierzę, by chcieli głosować na PiS czy PO - mówi Interii. Krzysztof Bosak zaś dorzuca, że możliwa jest także inna motywacja. - PiS tymi wewnętrznymi przesunięciami maskuje fakt, że wycina ludzi, którzy potrafili sprzeciwić się Jarosławowi Kaczyńskiemu np. w sprawie "piątki dla zwierząt". Na Podlasiu na liście PiS zabrakło np. wiceministra rolnictwa Lecha Kołakowskiego - mówi Interii. - Poza tym z faktu, że PiS kalkuluje, by nam zaszkodzić, nie znaczy, że cokolwiek im z tego wyjdzie - dodaje. Młodsi politycy na listach PiS Politycy PiS, z którym rozmawiała Interia, wskazują również, że to właśnie rywalizacja z Konfederacją wymusiła na kierownictwie partii większą obecność młodych na listach. - Co czwarta nasza jedynka ma 40 lat lub mniej - podkreśla jeden z naszych rozmówców. I wylicza: Janusz Cieszyński, Piotr Müller, Rafał Bochenek, Kacper Płażyński, Anna Pieczarka, Krzysztof Szczucki, Marcin Gwóźdź, Kamil Bortniczuk, Szymon Szynkowski vel Sęk. - Jest obawa, że rodzice będą głosować na nas, a ich dzieci już na Konfederację. Listy są stworzone tak, by zminimalizować to ryzyko. To będzie ostra walka o wyborców - mówił nam jeden z ważnych posłów PiS jeszcze przed oficjalną prezentacją list wyborczych. I jako przykład podawał Białystok, gdzie jedynką listy Konfederacji jest Krzysztof Bosak, jeden z najbardziej rozpoznawalnych polityków tej partii. Andruszkiewicz kontra Bosak PiS w wyborach w 2019 roku zdobył w Białymstoku 52 proc. głosów (dla porównania Koalicja Obywatelska miała 21 proc. a Konfederacja blisko 7 proc.). W tegorocznych wyborach z pierwszego miejsca kandyduje tam Jacek Sasin, jednak okazało się, że na trzecie miejsce awansował Adam Andruszkiewicz, były prezes Młodzieży Wszechpolskiej, dawniej związany z Ruchem Narodowym, dziś wiceminister cyfryzacji w rządzie Zjednoczonej Prawicy. Andruszkiewicz cztery lata temu kandydował z odległego 10. miejsca, a mimo to zrobił bardzo dobry wynik (prawie 30 tysięcy głosów). Dziś ma być alternatywą dla wyborców, którym nie po drodze z Sasinem, a którzy z sympatią mogą spoglądać w kierunku Bosaka. - Nie startuję w kontrze do nikogo, lecz robię swoje. Od lat działam na rzecz Podlasia, jestem stąd, a na Krzysztofa Bosaka patrzę jak na polityka, który przyjechał tu w ramach turystyki wyborczej z Warszawy i tak jak cztery lata temu Robert Winnicki weźmie mandat i z powrotem wróci do Warszawy . Dla regionu nic z tego nie wynika - mówi Interii Adam Andruszkiewicz, wiceminister cyfryzacji. Podkreśla, że rywalizacji z Konfederacją się nie obawia. - Wydaje mi się, że jednak dla tutejszych wyborców o poglądach patriotycznych czy narodowych jestem bardziej wiarygodny, bo jestem stąd, działam od lat, pozyskując dla regionu duże środki na rozwój i tu na Podlasiu chcę zostać. Organizowałem tu pierwsze marsze niepodległości, marsze żołnierzy wyklętych i masę innych inicjatyw - wylicza. Kto przekona najmłodszych wyborców? - Na miejscu polityków PiS nie zaczynałbym tej licytacji, bo to oni są partią, która ma najwięcej liderów list zupełnie niezwiązanych z okręgami, w których kandydują - odpowiada na te zarzuty Witold Tumanowicz z Konfederacji. - PiS nie ma wiarygodności wśród naszych wyborców. To raczej my wchodzimy na ich teren, bo mamy na listach Stanisława Derehajłę, byłego wicemarszałka województwa i działacza rolniczego - dodaje Krzysztof Bosak. Łukasz Pawłowski nie wierzy, by PiS udało się przekonać najmłodszych wyborców o prawicowych poglądach. Jego zdaniem celem są nieco starsi wyborcy oraz kobiety. - Najmłodsi są zawsze antysystemowi i nie będą głosować na partię rządzącą. Oferta PiS jest raczej skierowana pod adresem nieco starszych wyborców, raczej 30-latków niż młodszych - komentuje. - Widać, że PiS zostawia duże miasta bez walki, skupiając się na tych miejscach, gdzie ma więcej do ugrania. Widać chęć walki o wyborców 30 plus, w tym także kobiet, mieszkańców mniejszych ośrodków, którzy mają konserwatywne poglądy - wskazuje. - Dotychczas PiS nie musiał z nikim konkurować o wyborców prawicowych. To zmieniło się wraz z rosnącymi sondażami Konfederacji - dodaje. Bąkiewicz jako sygnał do prawicowej młodzieży? Argumentem PiS w tej rywalizacji ma być także kandydatura Roberta Bąkiewicza, która już w momencie ogłoszenia wzbudziła dużo emocji. Organizator Marszu Niepodległości, kojarzony ze skrajną prawicą będzie kandydował z ostatniego miejsca na liście w Radomiu. Z pierwszego miejsca startuje tam Marek Suski, a na trójce znalazł się jedyny startujących w tych wyborach europoseł Zbigniew Kuźmiuk. - Tylko ktoś, kto nie ma pojęcia o wyborcach i środowisku Konfederacji, mógł pomyśleć, że Robert Bąkiewicz czy Adam Andruszkiewicz na listach będą masowo odbijać nam wyborców. To tak jakby ktoś uznał, że Roman Giertych na liście KO jest dla nas zagrożeniem, bo przecież też był kiedyś w Młodzieży Wszechpolskiej - mówi Witold Tumanowicz z Konfederacji. A Łukasz Pawłowski przyznaje, że mało prawdopodobne, by Bąkiewicz zdobył mandat, bo kalkulacja PiS dotyczyła czego innego. - Lista w Radomiu jest skonstruowana tak, że Robert Bąkiewicz ma bardzo małe szanse ma mandat, ale wiadomo było, że o jego kandydaturze będzie głośno. I o to właśnie Kaczyńskiemu chodziło, o wysłanie donośnego sygnału do bardziej radykalnych wyborców, że dla nich także jest miejsce w PiS - uważa Pawłowski. Z naszych rozmów z politykami PiS wynika, że najbardziej optymistyczny dla partii rządzącej scenariusz to ten, w którym PiS wygrywa wybory, Trzecia Droga nie wchodzi do Sejmu, a Konfederacja zatrzymuje się na 10 proc. poparcia. Potwierdza to także Pawłowski. - PiS liczy, że na rywalizacji z Konfederacją ugra dodatkowe 2 do 4 proc., a to już przełoży się na konkretną liczbę mandatów. Nie jest wykluczony scenariusz, w którym PiS po wyborach będzie mieć 220 mandatów, a brakujące spróbuje dozbierać wśród posłów innych ugrupowań - podsumowuje szef Ogólnopolskiej Grupy Badawczej.