Zmień miejscowość
Popularne miejscowości
- Białystok, Lubelskie
- Bielsko-Biała, Śląskie
- Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
- Gdańsk, Pomorskie
- Gorzów Wlk., Lubuskie
- Katowice, Śląskie
- Kielce, Świętokrzyskie
- Kraków, Małopolskie
- Lublin, Lubelskie
- Łódź, Łódzkie
- Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
- Opole, Opolskie
- Poznań, Wielkopolskie
- Rzeszów, Podkarpackie
- Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
- Toruń, Kujawsko-Pomorskie
- Warszawa, Mazowieckie
- Wrocław, Dolnośląskie
- Zakopane, Małopolskie
- Zielona Góra, Lubuskie
Lewica i Trzecia Droga nie wejdą? Prof. Flis rozwiewa złudzenia PiS i PO
Prof. Jarosław Flis nie ma wątpliwości: scenariusz, w którym Lewica i Trzecia Droga nie przekraczają progu wyborczego, po prostu się nie ziści. - Nie ma powodu, żeby udało się doprowadzić w Polsce do trzech partii. Nigdy tak nie było. Polaryzacja jest mniejsza niż w jakichkolwiek wyborach w ciągu ostatnich 16 lat - mówi Interii naukowiec.

"Życzliwi" Trzeciej Drodze raz po raz zastanawiają się, czy sojusz Szymona Hołowni i Władysława Kosiniak-Kamysza przekroczy 8-procentowy próg wyborczy i wejdzie do Sejmu. Według "Gazety Wyborczej" w Lewicy pojawiło się przerażenie, bo według wewnętrznych badań nie przekracza ona progu wyborczego. Tymczasem w środę w TVN24 opublikowano najnowsze sondaże pracowni Kantar, według których oba komitety tańczą na granicy progu wyborczego - Trzecia Droga może liczyć na 8 proc. poparcia, a Nowa Lewica 6 proc.
Idziemy więc krok dalej i pytamy, co by się stało, gdyby po wyborach 15 października pod progiem wyborczym znalazły się nie jeden, ale obydwa komitety - Trzeciej Drogi oraz Nowej Lewicy? Jaki miałoby to wpływ na wynik wyborczy? Czy wówczas w cuglach wygrałoby Prawo i Sprawiedliwość? A może to Koalicja Obywatelska liczy na przejęcie głosów wyborców Lewicy i Trzeciej Drogi, dzięki czemu mogłaby rządzić samodzielnie?
Prof. Flis obala scenariusz political-fiction
Uznany badacz preferencji wyborczych, kampanii i geografii wyborczej prof. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego od lat zajmuje się tym tematem. W rozmowie z Interią obala tezę zawartą w naszym pytaniu. W jego opinii to mit, którego spełnienia mogłyby sobie życzyć wyłącznie PiS i PO. Naukowiec swoje słowa popiera badaniami, z których wynika, że sytuacja, w której Lewica i Trzecia Droga nie wchodzą do Sejmu, to w polskich warunkach scenariusz z gatunku political-fiction.
- Nie ma co tego w ogóle rozważać, bo to przekaz suflowany przez PiS - z czystego wyrachowania i rozsądku, a także przez część sympatyków PO - w tym przypadku z głupoty, bo wydaje im się, że są w stanie zgarnąć wszystkie te głosy. To nieprawda - przekonuje prof. Flis.
- Nie ma co się łudzić, że zrobi się stuprocentową polaryzację. W tym przypadku to złudzenie, które może kosztować opozycję zwycięstwo - uważa naukowiec.
- Wiemy z doświadczeń, że w żadnym kraju takiej wielkości i z takim systemem wyborczym jak Polska nie udało się zejść w parlamencie do mniej niż czterech partii. Generalnie w XXI wieku średnia liczba polskich partii powyżej progu wyborczego wynosi pięć. Mamy w tym momencie pięć takich partii. Od wielu miesięcy wszystkie one są stabilnie nad progiem. Gdyby zrobić średnią wszystkich sondaży z kilku ostatnich miesięcy, to są to linie kompletnie proste. Wychodzi, że to jest naprawdę stabilne - przekonuje.
Prof. Flis: Polaryzacja najsłabsza od 16 lat
Drugi element, na jaki zwraca uwagę nasz rozmówca, to kwestia polaryzacji. W przestrzeni publicznej utarło się, że powrót Donalda Tuska do polskiej polityki spowodował większą polaryzację i w zasadzie ograniczenie rywalizacji do starcia między PiS a PO. Co ciekawe, kompletnie nie pokazują tego dane. Prof. Flis jakiś czas temu opublikował zaskakującą analizę w "Tygodniku Powszechnym". Wynika z niej, że polaryzacja w Polsce jest dziś najmniejsza od 16 lat.
Profesor wziął pod lupę lipcowe wyniki sondażowe oraz ostateczne rezultaty czterech poprzednich wyborów. W poprzedniej kampanii PiS i PO mogły liczyć na zsumowany wynik ok. 76,3 proc. Cztery lata wcześniej było to 69,6 proc., w 2011 roku 77,9 proc, a 16 lat temu 69,2 proc. Dziś - według średniej lipcowych sondaży - PiS i PO mogłyby liczyć łącznie na 66,8 proc. poparcia.
- Przy takim układzie sieci społecznych, różnych skrzydeł w poszczególnych partiach, wybiórczej słabości jednych i drugich, nie ma powodu, żeby udało się doprowadzić w Polsce do trzech partii. Nigdy tak nie było. Polaryzacja jest mniejsza niż w jakichkolwiek wyborach w ciągu ostatnich 16 lat i niby dlaczego miałaby się zwiększyć? - zastanawia się prof. Flis.
- Nie widzę żadnego takiego powodu. Zarówno Tusk jak i Kaczyński są osobami, które przodują w braku zaufania. Dlaczego miałoby im się udać przyciągnąć więcej ludzi? Wiem, kto to opowiada. Ci, którym się to marzy. Wydaje mi się to zdecydowanie mniej prawdopodobne - konkluduje Jarosław Flis.
Analiza: Liderzy tracą, zyskują partie spoza lipcowego podium
Co więcej, historyczne dane wskazują - z małymi wyjątkami - że od lipca do terminu wyborów polaryzacja wręcz maleje, a w ostatniej fazie kampanijnego wyścigu zyskują głównie partie spoza układu PiS-PO. - Jest tak, że zawsze następowała depolaryzacja. Tak było przy czterech ostatnich starciach wyborczych - podkreśla prof. Flis.
Z porównania tych samych okresów wynika, że partia rządząca zawsze notuje gorszy wynik niż sugerowałyby sondaże z lipca. To samo dzieje się z główną siłą opozycyjną (wyjątkiem jest PO w 2007 roku). Trzecia siła również traciła poparcie względem sondaży z lipca. Tak było w 2007, 2011 i 2015 roku, a w 2019 roku Lewica zanotowała minimalny wzrost. A to oznacza, że na baczności powinna mieć się też Konfederacja.
Przede wszystkim jednak z analizy prof. Flisa - obejmującej dane z ostatnich 16 lat - wynika, że w przyszłym parlamencie powinniśmy widzieć pięć ugrupowań - również Lewicę i Trzecią Drogę.
W lutym 2015 dostrzegł coś, czego nie widzieli inni
Jarosław Flis swoje tezy opiera na badaniach. Tak było też w lutym 2015 roku, kiedy jako jeden z pierwszych sygnalizował możliwą porażkę Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich. Socjolog przeanalizował wówczas wyniki wyborów z 2010 roku, podzielił elektoraty SLD i PSL - jego zdaniem kluczowe - na część liberalną oraz solidarną i pokazał, że z matematycznego punktu widzenia zwycięstwo Andrzeja Dudy jest możliwe. I choć wówczas środowisko ówczesnego prezydenta nie chciało w to wierzyć, tezy Flisa potwierdziły się po drugiej turze wyborów.
CZYTAJ WIĘCEJ:

Napisz do autora: lukasz.szpyrka@firma.interia.pl
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje