Prezes PiS wezwał posiłki z Brukseli. Ostało się jedno nazwisko
Europosłowie Zjednoczonej Prawicy zostali poproszeni o wzmocnienie list w wyborach krajowych. Chęć kandydowania wyraziło tylko kilkoro z nich. - Nic dziwnego, zamiana Parlamentu Europejskiego na polski Sejm jest jak wymiana mercedesa na malucha - mówi nam jeden z polityków. Wśród tych, którzy zgłosili gotowość, byli m.in. Patryk Jaki, Dominik Tarczyński, Zbigniew Kuźmiuk. Ostatecznie wystartuje tylko ten ostatni. Ujawniamy kulisy rozmów.

Do 3 w nocy trwały na Nowogrodzkiej rozmowy dotyczące ostatecznego kształtu list wyborczych - dowiedziała się Interia. Jak już informowaliśmy, w czwartek mają zostać oficjalnie zaprezentowane lokomotywy wyborcze list PiS.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński, układając listy wyborcze, szukał mocnych nazwisk, które zwiększyłyby szanse na dodatkowe mandaty w okręgach, w których jego ugrupowanie zwykle osiąga dobre wyniki. Między innymi z tego powodu sam postanowił kandydować z Kielc, a nie z Warszawy.
O strategii PiS na wybory pisaliśmy tutaj.
W układance wyborczej PiS ważną rolę odgrywać mieli także europosłowie, zwłaszcza ci, którzy osiągnęli w skali kraju bardzo dobre wyniki i mieli duży "potencjał wyborczy". Propozycję kandydowania otrzymała większość europosłów, jednak tylko kilkoro z nich zadeklarowało chęć powrotu do krajowej polityki.
Jak wynika z ustaleń Interii, byli to: Dominik Tarczyński, Patryk Jaki, Zbigniew Kuźmiuk oraz wstępnie Tomasz Poręba. Do startu namawiane były także: była premier Beata Szydło, która w eurowyborach uzyskała najlepszy wynik w kraju (ponad 525 tysięcy głosów) i Jadwiga Wiśniewska (ponad 396 tysięcy głosów). Prowadzono także rozmowy z byłą minister rodziny i polityki społecznej, a dziś europosłanką Elżbietą Rafalską, która jest twarzą sztandarowego programu "500 plus" i podobnie jak Beata Szydło jest bardzo popularna wśród prawicowych wyborców. Wszystkie odmówiły.
Co z Tomaszem Porębą?
Do ostatniej chwili ważyły się losy kandydowania Tomasza Poręby, byłego szefa sztabu PiS, który był przymierzany do "jedynki" w Rzeszowie. Poręba wstępnie miał zgodzić się na kandydowanie, ale później zmienił zdanie. Partii zależało, by wystartował, bo w wyborach do PE w 2019 roku uzyskał bardzo dobry wynik (274,5 tysiąca głosów).
Jednak zaprzyjaźnieni z Porębą brukselscy politycy w środę, czyli w dniu zatwierdzenia list, w rozmowie z Interią przekonywali, że Poręba nie tylko nie będzie kandydować, ale planuje całkiem odejść z polityki. - To ostatnie miesiące Tomka w polityce. Zamierza dokończyć mandat. Chce odejść, bo został mocno obity w prekampanii przez własnych kolegów z partii i stracił jakąkolwiek ochotę na dalszą obecność w tym towarzystwie - powiedział nam jeden z polityków PiS.
Sam Poręba nie odebrał od nas telefonu. Odpowiedział za to na wiadomość tekstową. "Nie chcę komentować żadnych informacji na mój temat" - napisał jedynie.
Koledzy obawiali się Jakiego?
Zawirowania dotyczyły także kandydatury Patryka Jakiego. Początkowo był plan wciągnięcia go na listy wyborcze, bo jest politykiem rozpoznawalnym i kampanijnie sprawnym. Także jego wynik 249 tysięcy głosów w wyborach do PE przemawiał za tym scenariuszem.
Tu jednak pojawił się problem. - Nikt z PiS za bardzo nie chciał go na swojej liście, bo każdy obawiał się, że Patryk wykręci dobry wynik i przeskoczy jedynkę albo zabierze komuś mandat - mówił nam jeden z polityków PiS.
Początkowo Jaki miał kandydować z Warszawy. Rozważano nawet, że zastąpi tu Jarosława Kaczyńskiego. Sęk w tym, że na przesunięcie na drugą pozycję nie zgodził się Piotr Gliński. I to on ma otwierać listę PiS w stolicy. - Na to, żeby Patryk kandydował z drugiego miejsca też nie było zgody, bo pewnie przeskoczyłby Glińskiego - mówi nasz informator.
Poza tym, jak słyszymy, w Warszawie kandyduje Sebastian Kaleta, inny polityk Suwerennej Polski, dla którego Jaki byłby konkurencją.
Jaki zadeklarował, że może kandydować z każdej listy, jednak brano pod uwagę głównie bliższe Warszawie okręgi z uwagi na to, że jest także w sztabie wyborczym i nie może prowadzić kampanii na odległość. Ostatecznie nie udało się znaleźć mu dogodnego okręgu i Jaki nie będzie kandydował.
"Nic pewnego"
Gdy jeszcze w środę po południu pytaliśmy Zbigniewa Kuźmiuka, czy wraca do krajowej polityki, sam nie znał odpowiedzi na to pytanie.
- To jeszcze nic pewnego, jak komitet polityczny zdecyduje, to będziemy wiedzieć. Pożyjemy, zobaczymy - powiedział Interii Zbigniew Kuźmiuk.
Komitet polityczny zdecydował, że Kuźmiuk wystartuje z listy PiS w Radomiu i będzie jedynym europosłem obecnym na listach wyborczych w wyborach do parlamentu.
Nie chcieli się przesiąść do malucha
Polityków PiS nie dziwi fakt, że europosłowie nie rwali się do kandydowania. - Zamiana Parlamentu Europejskiego na polski Sejm jest jak wymiana mercedesa na malucha - mówi jeden z nich.
W przypadku decyzji czy o starcie w wyborach parlamentarnych europosłowie stracą nie tylko możliwość kandydowania w przyszłorocznych wyborach do PE, ale przepadnie im również pół roku obecnej kadencji, co przekłada się na konkretne straty finansowe.
Tylko z tytułu samych wypłat i diet, przez sześć miesięcy, każdy z europosłów straci po 348,6 tys. zł.
Udział w polskiej kampanii przekłada się na jeszcze jedną stratę: biorąc pod uwagę, że euroemerytura jest wyliczana po każdym pełnym roku kadencji, nasi eurodeputowani stracą też na tym świadczeniu. Po 63. roku życia będą pobierać nie 6 262 zł, a 5 010 zł. Spadną też wysokości ich odpraw. Zamiast 178,9 tys. zł, będzie im przysługiwać "ledwie" 143 152 zł.
Więcej o tym, ile zarabiają europosłowie i ile mogą stracić finansowo, startując w październikowych wyborach parlamentarnych pisaliśmy tutaj.