Na czwartek na godzinę 11 premier Mateusz Morawiecki zaprosił przedstawicieli wszystkich klubów i kół parlamentarnych na rozmowę do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Szef rządu chciał omówić pomysł Brukseli dotyczący wprowadzenia tzw. paktu migracyjnego, któremu sprzeciwia się polski rząd. O pakcie migracyjnym i sprzeciwie Polski pisaliśmy tutaj. Nie wszystkie partie opozycyjne przyjęły zaproszenie. Przy Alejach Ujazdowskich w Warszawie, gdzie mieści się siedziba premiera, nie stawili się przedstawiciele największej partii opozycyjnej, czyli Koalicji Obywatelskiej, Lewicy oraz Polski 2050. Zaproszenie przyjęli za to politycy PSL, Konfederacji i kół parlamentarnych. Premier na spotkaniu przedstawił zebranym politykom "Pakt bezpiecznych granic dla Unii Europejskiej". - Zawiera kilka punktów, dostaliśmy go do zapoznania się - relacjonuje Interii Władysław Kosiniak-Kamysz, szef PSL. Mówi też o merytorycznej dyskusji wokół rozporządzenia unijnego w sprawie zmiany polityki azylowej. - Widzę pewne rozbieżności w tym, co mówią w tej sprawie przedstawiciele Komisji Europejskiej, a tym, co mówi dziś rząd, w tym minister Szynkowski vel Sęk - wskazuje. - Te przepisy są szkodliwe, groźne i niebezpieczne - tak o propozycjach Komisji Europejskiej mówił po spotkaniu w KPRM minister ds. UE Szymon Szynkowski vel Sęk. - Mechanizm relokacji w myśl tych przepisów jest obowiązkowy, nie ma wyłączenia z niego z automatu, a dzisiaj podawane kwoty czy migrantów i ewentualnych kar są tylko punktem wyjścia i mogą być uznaniowo przez Komisję zwiększane w przyszłości - wyliczał. "Pakt bezpiecznych granic dla UE" "Pakt bezpiecznych granic dla Unii Europejskiej", który zaprezentowano podczas spotkania w KPRM, to dokument, w którym "liderzy partii politycznych w Polsce zobowiązują wszystkich polskich europarlamentarzystów do głosowania przeciwko tzw. paktowi migracyjnemu, oznaczającemu przymusową relokację oraz do potwierdzenia obowiązywania konkluzji Rady Europejskiej z 2018 roku". Dokument zawiera także propozycje, które mają zapewnić Europie ochronę przed zagrożeniami związanymi z napływem nielegalnych imigrantów. Zawarto je w pięciu punktach. Po pierwsze, skuteczna ochrona granic na wzór tego, jak poradziła sobie Polska z kryzysem na granicy polsko-białoruskiej. Po drugie, ograniczenie bodźców socjalnych, sprzyjających imigracji. Chodzi, jak czytamy, o wprowadzenie mechanizmu pozbawiającego nielegalnych migrantów "tego typu przychodów, a wręcz grożącego im poniesieniem strat finansowych". Po trzecie, szybkie i skuteczne odsyłanie nielegalnych imigrantów do krajów ich pochodzenia. Po czwarte, współpraca rozwojowa z krajami źródłowymi migracji na partnerskich stosunkach. Chodzi o walkę z zasadniczą przyczyną migracji, którą - jak czytamy - pozostają nierówności ekonomiczne między krajami Afryki i Bliskiego Wschodu, a krajami Unii Europejskiej. "Unia Europejska powinna zwiększyć wsparcie dla krajów rozwijających się, warunkując je każdorazowo prowadzeniem polityki szczelnych granic i realnego przeciwdziałania nielegalnej migracji" - czytamy w "Pakcie bezpiecznych granic dla UE". Po piąte, racjonalna polityka migracyjna, bo przeciwdziałanie nielegalnej imigracji nie oznacza całkowitego zamknięcia granic dla legalnej migracji, wynikającej z potrzeb rynku pracy. - To roboczy dokument, który każdy z liderów, obecnych na spotkaniu dostał do zapoznania się. Nie chcieliśmy wywierać presji, lecz pokazać zagrożenia, które są przemilczane lub nieobecne w dyskusji, która się obecnie toczy wokół tzw. paktu migracyjnego - mówi Interii Piotr Muller, rzecznik rządu. - Ci, co pojawili się na spotkaniu, zadawali bardzo merytoryczne i konkretne pytania. Dyskusja trwała dwie godziny, co pokazuje, że było o czym rozmawiać - dodaje. Spotkanie w KPRM, część opozycji nie przyszła Politycy PiS, z którymi rozmawiała Interia, nie kryli zdziwienia tym, że nikt z Koalicji Obywatelskiej nie pojawili się w KPRM. Byli bowiem przekonani, że po ostatniej aktywności Donalda Tuska w temacie migracji, politycy KO będą chcieli skonfrontować się z rządzącymi. - PO i Tusk nie chcą rozmawiać z polskim premierem, bo nie dostali zgody od swoich mocodawców z Berlina, m.in. pana Webera na sprzeciw wobec przymusowej relokacji nielegalnych migrantów. Nie od dzisiaj wiadomo, że Tusk i PO działają pod dyktando Berlina, a odmowa przyjęcia zaproszenia jest tego najlepszym dowodem - mówi Interii Rafał Bochenek, rzecznik PiS. Zobacz raport wybory parlamentarne 2023 "Dyktando Berlina" kontra "zawodowi oszuści" - Nie siada się do stołu z zawodowymi oszustami - odpowiada w rozmowie z Interią Borys Budka z Koalicji Obywatelskiej. - PiS sztucznie kreuje problem rzekomych relokacji, by odciągnąć uwagę opinii publicznej od tego, że w ostatnich latach ten rząd ściągnął do Polski setki tysięcy zarobkowych imigrantów - mówi. - Zamiast jałowych rozmów zaproponowaliśmy sejmową uchwałę wzywającą rząd do niezwłocznego skorzystania przez Polskę z mechanizmu gwarantującego nam europejskie wsparcie i dwa miliardy euro zwrotu kosztów poniesionych przez Polskę w związku z pomocą dla uchodźców z Ukrainy - dodaje. Wcześniej Donald Tusk wytykał rządowi, że chce sprowadzać do Polski więcej migrantów. Chodzi o rozporządzenie MSZ, które miało ułatwić przyznawanie wiz, z którego ostatecznie rząd się wycofał. Poinformował o tym Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla PAP, gdzie powiedział, że "urzędnicza inicjatywa, która była zdecydowanym błędem, została rozpoznana i zatrzymana". Podzielona Trzecia Droga Z ustaleń Interii wynika, że Lewica rozważała różne scenariusze w sprawie zaproszenia premiera na rozmowy o migracji. Ostatecznie jednak partia zdecydowała, że udziału w spotkaniu nie wezmą. - Uznaliśmy, że za dużo w tym cyrku politycznego, a za mało konkretu - mówi Interii Krzysztof Gawkowski, szef klubu Lewicy. - Od początku mówimy, że jesteśmy przeciwko przymusowej relokacji, ale jednocześnie podkreślamy, że na rozwiązaniach, proponowanych przez Komisję Europejską Polska może zyskać, bo dostanie pieniądze za przyjęcie uchodźców z Ukrainy - podkreśla polityk. Spotkanie w KPRM podzieliło Trzecią Drogę. PSL zdecydowało się na udział w rozmowach z premierem, podczas gdy Polska2050 Szymona Hołowni odmówiła przyjęcia. - Zawsze bierzemy udział w takich spotkaniach - wyjaśnia Interii Władysław Kosiniak-Kamysz, szef ludowców. Pytany o to, czy konsultowali z Szymonem Hołownią to, że jeden z nich idzie a drugi nie, odpowiada, że tak. - Każdy z nas gra swoją melodię. Mamy nieco innych wyborców, którzy mają inne spojrzenie na migrację - wskazuje. - My jako PSL poszliśmy na to spotkanie z własnymi pomysłami na problemy z migracją i problemy z brakiem rąk do pracy. To m.in. rozszerzenie przyznawania Karty Polaka na kraje bliskie nam kulturowo - mówi.