W czwartek rozpoczyna się dwudniowy szczyt Rady Europejskiej, czyli spotkanie premierów państw Unii Europejskiej. Jednym z tematów ma być kwestia przyjmowania migrantów. Przypomnijmy, 8 czerwca Rada Unii Europejskiej, w skład której wchodzą ministrowie spraw wewnętrznych krajów członkowskich przyjęła tzw. pakt migracyjny, a konkretnie "stanowisko negocjacyjne w sprawie procedury azylowej i migracyjnej". Stanowisko to ma stanowić podstawę dalszych negocjacji z Parlamentem Europejskim. Tzw. pakt migracyjny przeszedł większością głosów, przy sprzeciwie Polski i Węgier. Cztery inne kraje: Bułgaria, Litwa, Malta, Słowacja wstrzymały się od głosu. Sprawa od początku wzbudziła kontrowersje, m.in. ze względu na "system obowiązkowej solidarności". Pakt migracyjny i przyjmowanie migrantów Co to takiego? To mechanizm zakładający ustalenie minimalnej rocznej liczby relokacji z państw członkowskich, z których większość migrantów wjeżdża do Unii Europejskiej do państw unijnych mniej narażonych na przyjazdy. Jeśli kraj odmówi, przewidziano możliwość ekwiwalentu finansowego 20 tysięcy euro za każdą nieprzyjęta osobę. Z ustaleń Interii wynika, że strona polska jedzie na szczyt z jasnym stanowiskiem. - Stoimy na stanowisku, że obowiązujący jest konsensus z 2018 roku o dobrowolności stosowania mechanizmów relokacji, bo zawarto go na najwyższym poziomie szefów państw, na poziomie Rady Europejskiej. Nie zgadzamy się na próby obejścia tego konsensusu - podkreśla w rozmowie z Interią Szymon Szynkowski vel Sęk, minister ds. UE. Dodaje także, że "wymuszanie na krajach członkowskich stosowania mechanizmu relokacji jest "nie do zaakceptowania". Przyjmowanie migrantów. Temat pojawił się na szczycie V4 Strona polska nie chce jednak jechać na szczyt jedynie z negatywnym komunikatem, lecz chce zaprezentować własne pomysły na to, jak poradzić sobie z kryzysem migracyjnym. Główny dotyczy tego, by skupić się na działaniach w krajach pochodzenia migrantów i zintensyfikować rozmowy z władzami tamtych krajów. - Chodzi o to, by walczyć z przyczyną problemu, a nie skutkiem. Rozwiązania trzeba szukać tam na miejscu, tymczasem dotychczasowa polityka unijna działała wręcz jak zachęta dla nielegalnych migrantów - mówi nam polityk z rządu.O nowym podejściu do sprawy migracji mówili także liderzy państw Grupy Wyszehradzkiej podczas niedawnego szczytu V4 w Bratysławie. - Kwoty nie rozwiążą problemu, trzeba chronić granice i rozwiązywać problem na miejscu - stwierdził czeski premier Petr Fiala. Premier Węgier Viktor Orban przekonywał zaś, że jeśli ktoś chce wjechać do Węgier, to ma procedury azylowe i do momentu ich dopełnienia nie ma pozwolenia na wjazd do kraju. Dodawał, że tak powinno być w całej Unii. - Polityka migracyjna jest jednym z kluczowych elementów, według których określa się suwerenność państwa - mówił w Bratysławie premier Mateusz Morawiecki. - Jeśli raz się zgodzimy na taki czy inny mechanizm, to prędzej czy później napłynie do nas nieograniczona fala migrantów - podkreślał. Zapowiedział też, że na najbliższej Radzie Europejskiej zaproponuje "jak polityka migracyjna UE powinna być tworzona dla dobra całej Unii tak, by zachować pełną suwerenność państw członkowskich w odpowiedzi na wyzwania migracyjne". KE: Nie będzie zmuszania do relokacji imigrantów Tymczasem Komisja Europejska uspokaja, że wbrew obawom Polski, "nikt nie mówi o obowiązkowej relokacji imigrantów". W oświadczeniu opublikowanym przez RMF FM Anita Hipper, rzeczniczka Komisji przekonywała, że każdy kraj będzie mógł sam wybrać między trzema opcjami: relokacją migrantów do innych krajów Unii, wsparciem finansowym i wsparciem operacyjnym (takim jak np. dostawy wyposażenia, wysłanie personelu do pomocy itp.) - Nikt nie będzie zmuszał do relokacji - podkreśliła. Pojawiły się także nieoficjalne informacje, że Polska będzie mogła wnioskować o całkowite odstępstwo od relokacji migrantów oraz kar finansowych jako kraj, który ma specyficzną sytuację geopolityczną oraz przyjął ponad milion uchodźców z Ukrainy. - Nie ma przymusowej relokacji, jest przymusowa solidarność - mówi Interii Bogusław Liberadzki, europoseł z Lewicy. - Tak gwałtowna reakcja Polski jest niepotrzebna. To polityczna gra na emocjach, która ma się nijak do rzeczywistości - dodaje. I tłumaczy na czym ma polegać unijne rozwiązanie w ramach tzw. paktu migracyjnego. - Pierwsza kwalifikacja migrantów, którzy będą mogli wjechać do krajów Unii będzie się odbywać po drugiej stronie Morza Śródziemnego, w państwach, z których pochodzą ci ludzie. Dalsza weryfikacja nastąpi w tzw. welcome centers już na terenie państw unijnych i jeśli ktoś zostanie na tym etapie zakwalifikowany, to przestaje być nielegalnym migrantem. Następnie będzie decyzja, do którego państwa unijnego taki ktoś trafi - relacjonuje europoseł. Jego zdaniem Polska w tej sprawie prowadzi przegraną sprawę, bo przy dalszych uzgodnieniach nie będzie obowiązywała zasada jednomyślności. Z tego właśnie powodu polskiemu rządowi zależy, by przenieść ją na szczebel Rady Europejskiej. Minister ds. UE: To nieakceptowalny kierunek - Mechanizmy relokacji nie mogą być obligatoryjne, a w takim kierunku zmierzają ostatnie ustalenia na poziomie ministerialnym, czyli niższym, gdzie Polska się tym rozwiązaniom także sprzeciwiała. Kontrybucja finansowa jako alternatywa jest w istocie karą za brak relokacji. To nieakceptowalny kierunek - podkreśla Szymon Szynkowski vel Sęk, minister ds. UE. Aby przekonać do swojego stanowiska szefów innych państw, premier Morawiecki ma podkreślać, że wie, o czym mówi, bo Polska skutecznie poradziła sobie z kryzysem migracyjnym na granicy polsko-białoruskiej oraz że nie uchyla się od przyjmowania prawdziwych uchodźców wojennych, czego dowodem jest milion osób, które przyjechały do Polski po wybuchu wojny w Ukrainie. Z punktu widzenia dalszych losów tzw. paktu migracyjnego ważnym argumentem ma się stać także kwestia zapowiedzianego w Polsce referendum ws. przyjmowania imigrantów. Dlaczego? - Referendum jest zawsze bardzo silnym argumentem, bo odwołuje się do woli społeczeństwa. Tego instytucje unijne nie mogą łatwo zignorować. Jeśli będziemy mieć wyraźny głos społeczeństwa w sprawie przyjmowania migrantów, to trudno będzie uzasadnić dalsze forsowanie obecnych pomysłów wbrew woli obywateli, jeśli instytucje unijne chcą zachować minimum wiarygodności - wskazuje minister Szynkowski vel Sęk. Strona rządowa jako przykład podaje przy tej okazji referenda w sprawie zmian traktatowych, gdy próbowano ustanowić Konstytucję dla Europy. W 2005 roku ten pomysł w referendum odrzuciły Francja i Holandia. Własne referenda zapowiedziały także kolejne kraje, w tym Polska. Ostatecznie pomysł zarzucono. - Wtedy zadziałało to jak fala, teraz mogłoby być podobnie. Wiele krajów w sprawie migrantów podziela stanowisko Polski, tylko nie chce się wychylać. Nasze referendum mogłoby uruchomić falę - wskazuje nasz rozmówca z rządu.