Magdalena Pernet, Interia: Z raportu wywiadu Wielkiej Brytanii wynika, że Rosja traci kontrolę nad Morzem Czarnym. Do tego dochodzą eksplozje na Krymie - choć władze w Kijowie nie przyznają, że to one zlecają ich przeprowadzanie. Czy Ukraina zyskuje przewagę w tej wojnie? Radosław Sikorski, europoseł Platformy Obywatelskiej: - Wojna nie poszła po myśli Putina. Z ideologicznie motywowanej pogardy dla przeciwnika Putin przyjął skrajnie optymistyczne założenia tego, jak ta "operacja" będzie wyglądała. Ale te założenia okazały się płonne. Przegrał bitwę o Kijów, przegrał bitwę o Charków, a w Donbasie odniósł taktyczne sukcesy, ale bez przełamania ukraińskiej obrony. Wojna kosztuje Putina, wedle przybliżeń, około dziewięciuset milionów dolarów dziennie. - Rosja nigdy nie kontrolowała Morza Czarnego, jest jednym z państw wokół niego, ale faktycznie miała swobodę żeglowania po nim i nawet to się skończyło, po pierwsze zatopieniem krążownika Moskwa, a po drugie atakami na Krym. Ataki na Krym są znaczące, bo one wydłużają linię frontu o ogromny obszar, który dla Rosjan miał być obszarem bezpiecznym, zaopatrzeniowym i bazowym, a teraz jest obszarem frontowym, gdzie trzeba szukać partyzantów, rozmieszczać systemy lotnicze itd. Przy rosyjskich brakach personelu to oznacza, że kolejne setki, a może tysiące żołnierzy nie mogą być przerzucone na pierwszą linię. Nadal nie wiemy jak Ukraińcy zaatakowali na Krymie, ale efekt dla nich będzie znaczący. A jakie będą efekty całej wojny? Ile ona może trwać? Czy to będzie wieloletni konflikt? - Efekty już są. Utrata prestiżu armii rosyjskiej i samej Rosji. Świat był przekonany i Putin był przekonany, że ma wojsko równoważne z najważniejszymi armiami świata. A okazuje się, że Putin ma XX-wieczne wojsko z XIX-wieczną logistyką. Wojsko, które jest fatalnie dowodzone, z fatalnym morale żołnierzy, praktycznie z brakiem precyzyjnej amunicji czy dronów. To armia, która nie jest w stanie zadać decydującego ciosu znacznie mniejszemu krajowi. To, że Putin musi jechać po prośbie do Iranu, by tam próbować kupić drony, jest upokorzeniem Rosji i świadectwem jej zacofania technologicznego. To jest także cios w jeden z przemysłów eksportowych Rosji. Rosja ma ropę i gaz, ale do tej pory była też jednym z największych eksporterów uzbrojenia. A kto teraz kupi rosyjskie uzbrojenie? Gdy mówimy o sprzęcie, to czy nasz kraj jest gotowy na potencjalny atak ze strony Rosji? - Bohaterstwo Ukrainy daje nam bezcenny czas. Co prawda intencje Putina okazały się takie jak ostrzegaliśmy, ale jego zdolności są mniejsze niż sądziliśmy. Ponadto Amerykanie zaangażowali się w konflikt w Ukrainie bardziej niż sądził tak Putin jak i Europa. Stany Zjednoczone stanęły na wysokości zadania. Natomiast politykę obronną PiS-u oceniam krytycznie. Po pierwsze dlatego, że wpuścili do Ministerstwa Obrony Narodowej Antoniego Macierewicza, który zdemolował resort, sparaliżował kontrwywiad i unieważnił kontrakty zawarte przez poprzedników, a sam nie zawarł nowych. Niszczył doświadczonych generałów, niszczył współpracę sojuszniczą. Jego następca, Mariusz Błaszczak, jest niewiele lepszy. Co prawda zatrzymał najgorsze szaleństwa Macierewicza, ale przed wybuchem wojny w Ukrainie politykę zakupową prowadził tak, jakby wojny miało nie być do końca dekady. Wypłacał gigantyczne zaliczki za sprzęt, który dotrze do nas dopiero za parę lat. A teraz, jak odkurzacz, w chaotyczny sposób kupuje wszystko, co jest do wzięcia na światowych rynkach od zaraz. To spowoduje, że za parę lat będziemy mieli sprzęt od Sasa do Lasa. Między innymi będą to trzy różne rodzaje czołgów z odrębnymi trybami szkolenia, napraw, części zamiennych itd. Dopiero teraz, w panice, kupują polskie drony, a można było to zrobić pięć lat temu. Dzięki temu mielibyśmy już dzisiaj armię dronów i przewagę techniczną w tej dziedzinie nad Rosjanami. Sprzęt to jedno. Wojsko to drugie. Ale trzecie to sojusznicy. Pozycja Polski w Unii Europejskiej po 24 lutego się umocniła. Wystarczająco? - Polska mogłaby być w unikalnym momencie przewagi moralnej i intelektualnej, a więc politycznej. Mogłaby mówić Niemcom: "Nie słuchaliście nas, wszystkich kolejnych polskich rządów, które ostrzegały was przed Putinem, przed Nord Streamem, przed Gazpromem, to słuchajcie nas teraz. Żarty się skończyły. Putin jest zagrożeniem dla Europy i co? Wy - Niemcy, spodziewacie się, że my - Polska, sami sfinansujemy zaporę przeciwko temu zagrożeniu? Że my będziemy dla was za darmo miną przeciwpancerną? Jeżeli już w końcu zgadzacie się z nami, że Putin jest zagrożeniem, to trzeba wspólnie zbudować opokę przeciwko temu zagrożeniu. Można się dogadać, w jaki sposób zbudujemy wspólną kopułę przeciwko rosyjskim rakietom. W jaki sposób Unia Europejska ze swojego budżetu, na który składamy się wszyscy, zbuduje obronność przeciwko Putinowi tam, gdzie występuje zagrożenie, czyli na wschodniej flance, czyli w Polsce". Zamiast tego wszyscy z PiS-u są tak wystraszeni obsesjami Kaczyńskiego wobec Niemiec, że między naszymi krajami nie ma nawet kontaktów urzędniczych w rutynowych sprawach środowiskowych, a co dopiero w strategicznym zarządzaniu bezpieczeństwem Europy. Jak to może wpłynąć na stosunki polsko-niemieckie? - Nie ma stosunków polsko-niemieckich. One były wtedy, gdy wspólnie z ministrami Niemiec i Francji formułowaliśmy politykę całej UE wobec Ukrainy czy Białorusi i Rosji. Efektem tego był program Partnerstwa Wschodniego, czy umowa stowarzyszeniowa między UE i Ukrainą. Dzisiaj zakompleksieni, głupi zamordyści wygrażają się Niemcom przez dziurkę od klucza. Chciałbym wiedzieć, jaka z tego wynika korzyść dla Polski. Poza stosunkami z Niemcami, ważne są też stosunki z innymi krajami członkowskimi wspólnoty i z organami unijnymi, między innymi, a może aktualnie przede wszystkim, z Komisją Europejską. Jest pan europosłem - czy środki z KPO trafią w końcu do Polski? - Tak, trafią, gdy tylko PiS straci władzę. Dla nich branie pod but polskich sędziów jest ważniejsze od 770 miliardów złotych dla Polaków, którymi już się chwalili na billboardach. Dziękujemy panie Ziobro. Dziękujemy panie Morawiecki, że nie jesteś w stanie spełnić kamieni milowych, które sam zaproponowałeś, a to dlatego, że nie pozwala ci na to twój podwładny. Istotna jest też opinia Jarosława Kaczyńskiego. - On ich wszystkich mianował. Ale mam też wrażenie, że Kaczyńskiego Morawiecki też okłamał. Podejrzewam, że Morawiecki przedstawiał Kaczyńskiemu warunki KE, jako jakieś kwestie techniczne do przezwyciężenia. A przecież nie chodzi o kwestie techniczne, tylko o jądro sprawy. "Nie dostaniesz pieniędzy europejskich, jeżeli będziesz kontynuował projekt upolitycznienia polskich sądów" - to jest jądro sprawy. W UE wszystkie sądy muszą mieć do siebie nawzajem zaufanie, a żeby mieć zaufanie, sędziowie muszą być niezawiśli, a nie zależni od jakiegoś ministra czy szefa partii. Oni nie są w stanie zrezygnować z projektu podporządkowania sobie sądownictwa i dlatego nie mamy KPO. W wypowiedziach polityków opozycji wciąż pojawiają się Jarosław Kaczyński czy Mateusz Morawiecki, a w wypowiedziach polityków partii rządzących Donald Tusk. Co to ma na celu? - Oni wiedzą, że złamali konstytucję i sądzą, że zohydzaniem Tuska zapobiegną utracie władzy. Kierują się wzorami Orbana, który czerpał ze wzorów Putina. Najpierw podporządkowanie mediów publicznych, potem prywatnych i nachalna, bezustanna propaganda, na którą niestety część naszych obywateli daje się nabrać. Niech wyobrażą sobie, że po zmianie władzy, co drugi dzień w wiadomościach TVP pojawia się fragment orędzia Jarosława Kaczyńskiego do Rosjan, który zaczyna się od słów "Bracia Rosjanie", że co drugi dzień na ekranie będzie pojawiał się Kaczyński i powtarzał "bracia Rosjanie, bracia Rosjanie". I będą się oburzać, że przecież intencje Kaczyńskiego, gdy to mówił były szlachetne. A Tuska, gdy mówił "Für Deutschland", nie były? Jakimi wynikami skończą się nadchodzące wybory parlamentarne? - Uważam, że wygramy te wybory. Proszę przypomnieć sobie, jak wściekły był Kaczyński po ostatnich wyborach. Sondaże dawały mu zwycięstwo z większością konstytucyjną. A okazało się, że PiS dostał mniej więcej o 3,5 proc. mniej niż średnia w sondażach. A to dlatego, że panuje strach przed partią rządzącą, bo oni mogą wziąć człowieka w obroty, załadować mu Pegasusa, nękać go upolitycznionymi śledztwami albo zamknąć do aresztu wydobywczego. Gdy odmawiają odpowiedzi w sondażach telefonicznych lub ulicznych, to zapewne nie zamierzają głosować na PiS. Tylko w jaki sposób chcecie osiągnąć zwycięstwo? Pada wiele słów, odbywa się wiele spotkań, ale z konkretnych propozycji, które przedstawiła KO, najbardziej obywatelom zapadł w pamięć pomysł 4-dniowego tygodnia pracy, który skrytykował nawet prof. Leszek Balcerowicz. Co konkretnie planujecie zaproponować, przedstawić? - Przedstawiamy to cały czas. Jeśli politycy nie szkodzą, tak jak to robi obecna ekipa, to już "alleluja"! Takiego marnotrawstwa polskich pieniędzy Polska nie widziała od czasów PRL-u. Odsuniemy "PiSiewiczów". Przestaniemy łamać praworządność, dzięki czemu dostaniemy 770 miliardów złotych. Mało? Przestaniemy powodować inflację. Mało? To jest bardzo pozytywny program. Wystartujecie sami czy z Lewicą? - Tego nie wiem ale mam wrażenie, że nasza lewica bardziej nie lubi nas "libków", niż boi się PiS-u. A to czy będzie wspólna lista reszty opozycji zależy od jednej osoby. Jestem szeregowym członkiem partii, więc wypowiadam się wyłącznie jako analityk. Ale to zależy od Szymona Hołowni. A od PiS-u to zależy w tym sensie, że jeśli zmienią ordynację wyborczą, to zmienią się też kalkulacje różnych partii w tej sprawie. Czemu start KO zależy od Szymona Hołowni? - Bo ma naszą ofertę, jesteśmy gotowi zawrzeć z nim koalicję na prawie każdych warunkach. Wolelibyście startować na listach z Polską 2050, partią Szymona Hołowni niż z Nową Lewicą? - Do Szymona Hołowni nam zdecydowanie bliżej. Poza tym u Szymona Hołowni jest część naszego elektoratu. Na koniec kwestia bieżąca, którą żywo zainteresowani są chyba wszyscy Polacy: co z Odrą? Czy reakcje w tej sprawie nie były spóźnione? - To, że reakcje były spóźnione, przyznał nawet Morawiecki, dymisjonując paru delikwentów. Dla mnie sprawa jest prosta. Mogę zaufać albo tej notorycznie kłamliwej władzy albo największemu stowarzyszeniu w Polsce, Polskiemu Związkowi Wędkarskiemu. Oni alarmowali jako pierwsi i gdy oni mówią, że Odra jest zatruta, to jest A Wody Polskie, jak Lasy Państwowe, stały się łupem politycznym części Zjednoczonej Prawicy. Partyjni nominaci w tych instytucjach mają większe zacięcie do pielgrzymek i zawierzeń niż do ochrony lasów czy wód. Powierzenie spraw państwowych nieudolnym ideologom ma swoją cenę. Płaci nie tylko przyroda.