Wyobraźcie sobie Państwo, że Jarosław Kaczyński wychodzi i mówi, że jego ugrupowanie nie zamierza liczyć się z przepisami konstytucji ani ustaw zwykłych, bo mamy "demokrację walczącą". Wyobraźcie sobie Państwo, że Mateusz Morawiecki ogłasza, że nie zamierza oglądać się na weto prezydenta Dudy (a parę rzeczy im przecież zawetował), bo to "nie jest żaden prezydent". Wyobraźcie sobie, że minister Ziobro uzasadnia swoje posunięcia tym, że "na razie nie mamy podstawy prawnej, ale w końcu ją znajdziemy". Co by się działo? Nawet jeśli uważacie, że PiS-owcy tak robili (to znaczy naginali obowiązujące przepisy do swoich celów i zamierzeń), to przecież różnica jest oczywista. Oni właśnie "naginali", ale nigdy na żadnym etapie nie dali sobie tak otwartego przyzwolenia na tak totalne zanegowanie tak wielu reguł praworządności i demokratycznego ładu, jak ma to miejsce dziś. Kaczyński, Morawiecki i Ziobro - w przeciwieństwie do Tuska, Bodnara czy Sienkiewicza - nie zachowywali się nigdy tak, jakby nie obowiązywały ich żadne reguły. Oni poruszali się po granicach - owszem - czasem jadąc po bandzie. Ale na ich tle obecni władcy już dawno żadnymi granicami i żadną bandą głowy sobie nie zawracają. Oni są już w innym wszechświecie! Pokażmy to na kilku przykładach. W grudniu rząd Tuska siłowo i bezprawnie przejmuje media publiczne. Twierdzi, że musi to zrobić, bo "tamci też tak zrobili". Ale prawda jest taka, że "tamci tak NIE zrobili". Owszem, rozumiem, że komuś może się nie podobać prezes Kurski w TVP czy red. Holecka w "Wiadomościach". Dokładnie na tej samej zasadzie komuś innemu nie leżą dziś prezes Sygut czy red. Czyż w "19.30". Ale na Boga! Różnica jest zasadnicza. Wtedy - po roku 2015 - PiS-owcy przeprowadzili swoje porządki w mediach publicznych w sposób zgodny w regułami politycznymi oraz prawem korporacyjnym. Po roku 2023 Tusk i jego ludzie zaś wzięli media publiczne gwałtem. Łamiąc zarówno literę prawa (ominięcie Rady Mediów), jak i prawo spółek (fikcyjna likwidacja). Takich przykładów jest więcej. Owszem, za PiS-u politycy opozycyjni Grodzki czy Giertych byli straszeni wymiarem sprawiedliwości. Ale różnica jest taka, że tamci byli właśnie "straszeni". Zaś posłowie Kamiński i Wąsik (za sprawy, dodajmy, dalece bardziej dęte) faktycznie trafili do więzienia (i to na pełnej petardzie wyciągnięci z Pałacu Prezydenckiego). I na tym nie koniec, bo przecież zdejmowanie immunitetów opozycyjnym parlamentarzystom właśnie się rozkręca. Czy zdejmowano je na taką skalę politykom PO w latach 2015-2023? Nie, to się nie działo! Opresyjność "uśmiechniętej" władzy Sprawa ks. Olszewskiego to kolejny przykład pokazujący różnicę skali. Za PiS-u za dowód na opresyjny charakter tamtej władzy starczyło wyniesienie demonstranta z blokady Sejmu do radiowozu. Dziś zaś dowodem opresyjności władzy nie jest trzymanie pod kluczem ks. Olszewskiego. Czy gdyby wtedy taki los spotkał któregokolwiek aktywistę ruchów mniejszości seksualnych liberalna opinia publiczna byłaby równie wyluzowana? A sprawa odebrania głównej partii opozycyjnej części publicznych pieniędzy? Czy spotkało to kiedykolwiek (i w takiej skali) główną siłę opozycji z lat 2015-2023 czyli PO/KO? Nie, nie spotkało. A przecież pamiętajmy, że mandat PiS-owców do rządzenia był po roku 2015 dalece silniejszy niż ten uzyskany przez "uśmiechniętą koalicję" w 2023 roku. Różnica polega choćby na tym, że PiS prócz w pełni demokratycznych wyborów parlamentarnych wygrał także w pełni demokratyczne wybory prezydenckie. W efekcie ich zmiany ustrojowe mogły iść dużo dalej, właśnie z powodu tego podwójnego umocowania. Ale nie szły. W warunkach wielkiego rozedrgania i oskarżeń o zabijaniu w Polsce demokracji nasz ustrój w praktyce nie uległ zmianie. W końcu zaś doszło do wyborów (tych, które miały się nie odbyć, a jeśli nawet, to miały zostać niechybnie sfałszowane), po których ten straszliwie autorytarny PiS grzecznie i zachowaniem wszelkich konstytucyjnych reguł władzę oddał. Donaldowi Tuskowi wolno wszystko Postawmy obok rząd Tuska, który w rok urzędowania poszedł już "na rympał" więcej razy niż rząd Zjednoczonej Prawicy przez osiem lat. Wtedy oczywistym stanie się to, że my nie mamy w Polsce uczciwego politycznego sporu. Ani sprawnej demokracji, o której przywrócenie walczy dziś dzielnie Donald Tusk. Prawda jest taka, że mamy jedną stronę, której wolno wszystko (niszczyć opozycję, wsadzać do więzienia przeciwników, przejmować instytucje etc.). I drugą, której nie wolno nic. Ta druga, gdy tylko zbliża się do władzy (albo choćby zbytnio urośnie w siłę) może być - nawet awansem, bo "przecież wiadomo" - uznana za spadkobiercę najgorszych antydemokratycznych i autorytarnych reżimów świata. Ta pierwsza zaś de facto zachowując się znacznie bardziej antydemokratycznie, sama siebie uznaje za "obóz demokratyczny". To jest nasza rzeczywistość. To jest nasza demokracja. "Uśmiechnięta", "ogryzkowa", "walcząca". Nazwijcie ją, jak sobie chcecie. I jeszcze jeden cytat na zakończenie. "Mam pełne zaufanie do demokratyzmu Donalda Tuska, rozumiem dylematy, przed którymi postawiła koalicję dewastacja ustroju przez PiS. Z góry, jako obywatel udzielam poparcia jego działaniom. Złośliwy nowotwór usuwa się tym co jest dostępne. Byle szybko i radykalnie". Napisał to na Twitterze Waldemar Kuczyński, emerytowany polityk UD i minister rządów po roku 1989. Obecnie rzecz jasna zatwardziały antyPiS-owiec. Można na Kuczyńskiego machnąć ręką. I można zaliczyć go w poczet #SilnychRazem. Ale pamiętajmy, że faktyczne tyranie budowane są na takich, co nie podają w wątpliwość i ślepo wierzą. Nie bądźmy jak Waldemar Kuczyński. Rafał Woś