Zagrożenie dla demokracji w Polsce były w środę tematem debaty Parlamentu Europejskiego, podczas której minister Jessika Roswall w imieniu szwedzkiej prezydencji w Radzie UE podkreślała, że wojna Rosji przeciw Ukrainie, "wyraźnie pokazuje, że musimy bronić zasad demokracji jako wyraźnej alternatywy dla autorytarnych państw, które naruszają prawo międzynarodowe i prawa człowieka". Z kolei Didier Reynders, komisarz UE ds. praworządności, pozytywnie odniósł się do - wystosowanego w zeszłym tygodniu - wspólnego apelu pięciu głównych frakcji Parlamentu Europejskiego o pełnowymiarową misję obserwacyjną OBWE na najbliższe polskie wybory parlamentarne. - Chciałbym również zauważyć, że Komisja Wenecka (agenda Rady Europy - red.) uważa, że obserwacja wyborów jest niezwykle ważna, bo pozwala nam stwierdzić, czy proces wyborczy odbył się zgodnie z prawem. A musi być stwierdzone, kiedy ta misja obserwacyjna się odbędzie. Należy mieć nadzieję, że będzie miała jak najszerszą formę, obejmując zarówno przedstawicieli krajowych, jak i międzynarodowych - powiedział Reynders w europarlamencie. Lex Tusk i ordynacja wyborcza Tematem europoselskiej debaty były - oprócz "lex Tusk" i ogólnego stanu praworządności - tegoroczne zmiany w polskim prawie wyborczym. Chodzi m.in. o zmiany w organizacji komisji obwodowych oraz bezpłatny transport dla osób starszych i niepełnosprawnych w dniu głosowania. Rząd przekonuje, że to wzmocni demokrację i ułatwi udział obywateli w głosowaniu, ale opozycja argumentuje, że zmiany - w tym kategorie gmin z dowózkami na wybory - mają na celu faworyzowanie udziału wyborców z obszarów tradycyjnie popierających partię rządzącą. - Mamy ordynację wyborczą skrojoną pod partię wyborczą - przekonywała Róża Thun (Polska 2050) przemawiająca w imieniu frakcji "Odnowić Europę". Wskazywała również na nierówny dostęp do "mediów, które nazywają się publicznymi" oraz rządową propagandę w mediach drukowanych i internetowych należących do Orlenu. Reynders przypomniał, że Komisja Europejska we wszczętym przed tygodniem postępowaniu przeciwnaruszeniowym w sprawie "lex Tusk" zwróciła się do władz Polski o odpowiedź na "wezwanie do usunięcia uchybienia" co w ciągu zaledwie 21 dni. - "Komisja do spraw wpływów rosyjskich" powinna się nazywać "komisją rosyjskich inspiracji", bo zmierza do prób usunięcia przeciwników politycznych. Dokładnie to robi Putin w Rosji - powiedział holenderski europoseł Jeroen Lenaers w imieniu centroprawicowej frakcji Europejskiej Partii Ludowej. Również Marek Belka w imieniu klubu centrolewicy nazwał komisję przewidzianą w "lex Tusk" "sądem kapturowym rodem ze stalinizmu". Mówił o "okrutnym żarcie z Polaków" ze strony partii, która na niedługo przed napaścią Rosji na Ukrainę organizowała "zlot europejskich popleczników Putina", czyli zjazd skrajnej prawicy w Warszawie z udziałem m.in. Marine Le Pen. Komisja czeka na przyjęcie poprawek Dudy Reynders poinformował europosłów, że w ostatnich dniach dostał informację od ministra Szymona Szynkowskiego vel Sęka o zawieszeniu formowania komisji przewidzianej w lex Tusk oraz o poprawkach wniesionych przez prezydenta Andrzeja Dudę. Jednak Komisja Europejska z oficjalną oceną tych zmian Polski poczeka - zwłaszcza w kontekście postępowania przeciwnaruszeniowego - na ich wejście z życie jako wiążącego prawa zmieniającego "lex Tusk". Komisja w swym postępowaniu co do "lex Tusk" dopiero po raz drugi w historii powołała się bezpośrednio na artykuł drugi Traktatu UE określający prawa podstawowe Unii Europejskiej. Pierwsze były przed kilkunastoma tygodniami Węgry, w których przypadku Komisja zastosowała artykuł drugi w skardze do TSUE na homofobiczne przepisy o "ochronie dzieci". W przypadku Polski chodzi o łamanie "zasady demokracji", ale ponadto Komisja zarzuca m.in. łamanie poprzez "lex Tusk" "zasady legalności i nieretroaktywności sankcji" i "prawa do skutecznej ochrony sądowej" z unijnej Karty Praw Podstawowych, a także wymogów prawa Unii dotyczących ochrony danych osobowych. - Ta ustawa nadmiernie ingeruje w proces demokratyczny. Działalność specjalnej komisji, np. dochodzenia i publiczne rozprawy, może prowadzić do nadszarpnięcia reputacji osób kandydujących w wyborach oraz - przez stwierdzenie przez specjalną komisję, że dana osoba działała pod rosyjskimi wpływami - może ograniczyć skuteczność praw politycznych osób wybranych w demokratycznych wyborach - tak Komisja uzasadniała postępowanie przeciwnaruszeniowe wobec Polski. Reynders wstrząśnięty. Co z ustawą kagańcową? Już podczas poniedziałkowych obrad europoselskiej komisji LIBE (ds. wolności obywatelskich, sprawiedliwości, spraw wewnętrznych) komisarz Reynders przyznał, że jest "wstrząśnięty" nowymi atakami ministra Zbigniewa Ziobry na TSUE po zeszłotygodniowym wyroku o ustawie kagańcowej. Unijny Trybunał potwierdził wszystkie zarzuty Komisji Europejskiej, która musi ściągnąć z Polski całe 556,5 mln euro kary za lekceważenie decyzji zabezpieczającej TSUE o zamrożeniu kagańcowej do chwili wyroku. Reynders zapowiedział europosłom, że Komisja będzie teraz monitorować wdrażanie wyroku TSUE przez Polskę, a jeśli tego zabraknie - będzie szybko działać. Reakcją Brukseli na sabotowanie wyroku TSUE co do ustawy kagańcowej może być nowa skarga do TSUE połączona z wnioskiem o karę finansową, a nawet kolejny wniosek o środki tymczasowe do czasu nowego wyroku. Jak Reynders przypomniał w komisji LIBE, wiceprezes TSUE Lars Bay Larsen w uzasadnieniu swej kwietniowej decyzji o zmniejszeniu kary dla Polski z miliona do pół miliona euro dziennie, przyznał, że Polska w reformie sądowej z lipca 2022 roku (czyli w "ustawie Dudy") częściowo usunęła wady ustawy kagańcowej. Jednak polskim sądom nadal brak prawa do przeprowadzania pełnego oraz niezagrożonego postępowaniem dyscyplinarnym testu niezależności sędziów, czyli sprawdzania podejmowanego również z urzędu.Test niezależności to również "kamień milowy" w KPO. W grudniu zeszłego roku Komisja Europejska we wstępnym porozumieniu z rządem Mateusza Morawieckiego uznała, że wymagania co do testu niezależności - przynajmniej na użytek KPO - są wypełnione w projekcie kolejnej ustawy sądowej, która jednak utknęła w skłóconym Trybunale Konstytucyjnym. Ta ustawa ma przenieść postępowania dyscyplinarne i immunitetowe sędziów do Najwyższego Sądu Administracyjnego. To wzbudza kontrowersje co do konstytucyjności takiej reformy, ale Komisja Europejska - jak wynika z nieoficjalnych informacji - nie chce wchodzić w tę kwestię. Problem Pegasusa Parlament Europejski w ten czwartek najprawdopodobniej dużą większością zatwierdzi rekomendacje przyjęte w maju przez komisję specjalną PEGA (ds. zbadania wykorzystania Pegasusa i równoważnych programów inwigilacyjnych). Zalecenia dla Polski oprócz wezwań do usunięcia wad w systemie praworządności dotyczących m.in. niezależności sądownictwa, prawomocności Trybunału Konstytucyjnego oraz odpolitycznienia prokuratury zawierają również praktyczne zmiany w nadzorze sądowym nad inwigilacją. - Wniosek do sądu o nadzór operacyjny, a także postanowienie sądu o takim nadzorze, powinny zawierać jasne uzasadnienie i wskazanie środków technicznych, które zostaną wykorzystane do nadzoru. A w ramach kontroli ex post należy ustanowić obowiązek informowania osoby podlegającej nadzorowi o fakcie, czasie, zakresie i sposobie przetwarzania danych uzyskanych podczas nadzoru operacyjnego - brzmi jedna z rekomendacji dla Polski. Inne zalecenie dla Polski dotyczy pilnego wprowadzenia losowego przydziału spraw sędziom dla każdego złożonego wniosku o inwigilację "nawet w weekendy i poza normalnymi godzinami pracy, by uniknąć wyboru przyjaznych sędziów przez tajne służby". Ponadto należy zapewnić przejrzystość takiego systemu m.in. poprzez publiczne udostępnienie algorytmu, na podstawie którego sędziowie są losowo przydzielani. Komisja PEGA w poświęconej Polsce części swego sprawozdania podkreśla, że wykorzystanie Pegasusa należy postrzegać w ścisłym powiązaniu z systemem wyborczym. - Kilka celów Pegasusa było w jakiś sposób związanych z wyborami: senator Krzysztof Brejza (szef kampanii wyborczej największej partii opozycyjnej), Roman Giertych (prawnik lidera opozycji, a wcześniej przewodniczącego Rady Europejskiej, Donalda Tuska), Ewa Wrzosek (prokurator prowadząca śledztwo w sprawie głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich), Michał Kołodziejczak (założyciel ugrupowania rywalizującej o ten sam elektorat co partia rządząca) - stwierdza raport PEGA. Tomasz Bielecki / Redakcja Polska Deutsche Welle