Polscy politycy zastanawiają się, jak zwycięstwo Donalda Trumpa wpłynie na to, dzieje się na krajowym podwórku, zwłaszcza w kontekście zbliżającej się kampanii prezydenckiej w Polsce. I przede wszystkim, czy i jak przełoży się na wybór kandydatów do wyścigu o Pałac Prezydencki, bo ani PiS ani KO oficjalnie nie zadeklarowali jeszcze, kto wystartuje z ich ramienia. Wiadomo, że w PiS toczy się wielka dyskusja o kampanijną strategię, w której ścierają się dwie wizje: jedna, w której za najlepszego kandydata jest uznawany Przemysław Czarnek i druga, w której za optymalnego kandydata uchodzi niezwiązany z PiS prezes IPN Karol Nawrocki. Po zwycięstwie Trumpa wydawać by się mogło, że górą będzie pierwsza opcja. Wyniki wyborów w USA. Euforia w PiS O tym mogły świadczyć choćby słowa byłej premier Beaty Szydło. W mediach społecznościowych oświadczyła, że "Donald Trump nie tracił czasu na szukanie 'centrum', nie łasił się do otwarcie wrogich liberalno-lewicowych mediów". " On robił swoje, trzymał się swojej agendy i wygrał. To przykład dla każdego prawicowego polityka, jak należy działać. Odwaga i praca dają zwycięstwo" - dodała była premier. Wybory prezydenckie w USA - śledź naszą relację na żywo Taka narracja towarzyszy dziś dużej części polityków prawicy, którzy przekonują, że sukces Donalda Trumpa powinien przełożyć się na zaostrzenie kursu prawicy w Polsce. Co to oznacza w praktyce? Postawienie na kandydata sprawdzonego, nawet jeśli radykalniejszego i nie gryzącego się w język. Do wypowiedzi byłej premier, na łamach Interii, odnosi się Przemysław Czarnek, były minister edukacji i jeden z poważnie przez PiS rozważanych partyjnych kandydatów na prezydenta. - Trump w swojej kampanii nie przejmował się środkiem, nie oglądał się na opinie innych, budował na swoich fundamentach, na swoich wartościach, których się nie wstydził i tym wygrał wybory. To jest wskazówka dla nas - przyznaje, zastrzegając, że w kampanii będzie wspierał każdego kandydata PiS "ktokolwiek nim zostanie". Czarnek nie kryje też, że cieszy go wygrana Trumpa. - Jako konserwatysta cieszę się, że ten lewicowy czy lewacki wręcz walec kulturowy został zatrzymany. Mam nadzieję, że powtórzymy to w Europie i w Polsce - mówi Interii. Jednak obok tej narracji w PiS funkcjonuje całkiem inna, którą zaprezentował w rozmowie z Interią były premier Mateusz Morawiecki. Podkreśla, że Trump wygrał wybory nie dzięki radykalizmowi ale dzięki temu, że w kampanii go unikał. - Donald Trump wolał mówić o gospodarce zamiast o aborcji, o zagrożeniu ze strony nielegalnych imigrantów zamiast o LGBT+, o odbudowie amerykańskiego przemysłu i niższych cenach energii zamiast o oskarżeniach w sprawie 6 stycznia - przekonuje były premier. - W Europie przedstawiano kampanię Trumpa jako radykalną i skupioną na skrajnościach. Byłem w USA w ostatnich dniach finału kampanii i tam wyglądało to zupełnie inaczej - dodaje. Donald Trump prezydentem. Jak to wpłynie na Kaczyńskiego? Prezes PiS Jarosław Kaczyński, zanim podejmie decyzję, chce dostać od swoich współpracowników głęboką analizę tego, jak wyglądała zwycięska kampania Trumpa i które czynniki przesądziły o zwycięstwie. Lider PiS czeka także na pierwsze efekty nowych badań, które zleciła partia. Nadal aktualny pozostaje termin drugiej połowy listopada, w której PiS chce ogłosić kandydata. Choć wielu polityków przekonuje Kaczyńskiego, by poczekał z tym przynajmniej do grudnia, kiedy swojego kandydata przedstawi Platforma Obywatelska. Więcej informacji na temat wyborów w naszym raporcie specjalnym - WYBORY PREZYDENCKIE W USA 2024 Politycy PiS, z którymi rozmawiamy, zwracają także uwagę na to, że wygrana Trumpa jest z punktu widzenia Polski istotna głównie przez wzgląd na to, co się może teraz wydarzyć w Ukrainie. - Trzymam kciuki, by Donald Trump dotrzymał słowa i jak najszybciej doprowadził do zakończenia wojny na Ukrainie, wojny, która nikomu nie służy, rujnuje Ukrainę i im dłużej trwa, tym bardziej uniemożliwia jej rozwój - wskazuje Przemysław Czarnek. W wypowiedziach polityków PiS przewija się jeszcze jeden wątek, który będzie zapewne mocno wykorzystywany w kampanii prezydenckiej. Chodzi o podkreślanie, że PiS ma lepsze relacje z republikanami i administracją Donalda Trumpa niż Platforma i jej potencjalni kandydaci na prezydenta. - Będziemy mieć potężny problem, jeśli chodzi o relacje Polski z USA, ponieważ rządząca Platforma postawiła wszystko na zwycięstwo demokratów i nie ma dziś żadnych kontaktów z republikanami. Sikorski stawiał tylko na demokratów, teraz trwa zaklinanie rzeczywistości, że było inaczej - uważa Paweł Jabłoński, były wiceminister spraw zagranicznych. I mówi, że jeśli idzie o szersze relacje USA i Europy, spodziewa się powrotu koncepcji polityki Trumpa z poprzedniej kadencji, czyli wywierania presji na kraje europejskie do ponoszenia większych nakładów finansowych na obronność. - Tego Polska akurat nie musi się obawiać - przyznaje. Wygrana Trumpa szansą dla Polski. PO tonuje nastroje Chociaż ekipa Donalda Tuska liczyła na zwycięstwo Kamali Harris, w Platformie Obywatelskiej nikt nie załamuje rąk. Paweł Kowal, szef sejmowej komisji spraw zagranicznych, deklarował w Interii i "Graffiti" Polsatu News pełne przygotowanie rządu na każdą ewentualność. - Europa musi być mocniejsza w sprawach militarnych, musi produkować więcej amunicji, dawać więcej pieniędzy na obronność. Zrozumiałem to w Waszyngtonie, głownie debatując z republikanami - wyznał polityk. Jednocześnie Kowal trywializował kampanijne wypowiedzi Donalda Trumpa. W wątpliwość poddał choćby tę dotyczącą zakończenia wojny na Ukrainie w ciągu doby. Jak wyjaśniał później J. D. Vance, miałoby to być ustanowienie strefy zdemilitaryzowanej na "obecnej linii demarkacyjnej między Rosją, a Ukrainą". Nie wszyscy politycy związani z PO są jednak tak optymistyczni jak szef sejmowej komisji spraw zagranicznych. - Najważniejsze, co Donald Trump zrobi z polityką amerykańską wobec NATO, Unii Europejskiej i Ukrainy. Tu jest największy niepokój. Bo może dążyć do ułożenia relacji z Rosją kosztem Ukrainy, powstrzymania Rosji przed dalszymi krokami w stronę odbudowy imperium - powiedział Interii Bronisław Komorowski, były prezydent. - Tego się wszyscy obawiamy. Jak będzie, zobaczymy. Nadzieja umiera ostatnia. Wierzę, że Donald Trump co innego mówił w kampanii wyborczej, a co innego będzie realizował. Tym niemniej, trudno nie traktować jego słów poważnie - podkreślił. Były prezydent obawia się także "redefinicji" światowego przywództwa USA. Co to oznacza? Że Stany Zjednoczone miałyby bardziej patrzeć na własne interesy niż solidarność z innymi. To jednak tylko jedna strona medalu. Bo nowe rozdanie to także nowe szanse. A tu, w opinii polityków, mamy pole do popisu. Choćby dlatego, że w Europie wydajemy najwięcej na zbrojenia, a Rzeczpospolita jest na wschodniej flance NATO. - Mamy podmiotową pozycję. Węgrzy nie wystarczą Donaldowi Trumpowi, żeby budować poprawne relacje z Unią Europejską. Zauważmy jego wypowiedzi na temat Niemiec, dystans do Francji. Dlatego widzę przestrzeń dla prowadzenia sensownej, przemyślanej polityki zagranicznej - powiedział nam Grzegorz Schetyna z PO, były szef MSZ. - Z pewnością relacje Stanów Zjednoczonych z Ukrainą, Chinami, Tajwanem, Bliskim Wschodem są ważne. Ale trzeba tu poczekać na pierwsze oficjalne wypowiedzi - podkreśla. Wyniki wyborów w USA. Odbiją się na kampanii w Polsce? W oficjalnych rozmowach politycy KO raczej unikają deklaracji odnośnie do kampanii prezydenckiej w Polsce. Jak jednak pisaliśmy w Interii, to żaden przypadek, że już teraz obserwujemy rywalizację między Rafałem Trzaskowskim i Radosławem Sikorskim. Jak twierdzą nasi rozmówcy, to celowa gra Donalda Tuska, który przynajmniej póki co nie chce jednego, pewnego kandydata. W kuluarach słychać, że wewnątrzpartyjnie większe szanse ma prezydent Warszawy. Jako polityk dużego formatu, z szerszymi znajomościami wymieniany jest jednak szef MSZ. - Sufit poparcia mam wyżej. Idziemy łeb w łeb w badaniu - tak o swoim potencjalnym kontrkandydacie w "Faktach po Faktach" wypowiadał się Sikorski. - Jestem gotów startować w wyborach prezydenckich i nie odpuszczę - dzień później ripostował Trzaskowski. Jak sprawę widzą politycy z doświadczeniem? Bronisław Komorowski jest ostrożny z ferowaniem wyroków, ale widzi brutalizację w polityce, która może odbić się na polskim podwórku. - Zwycięstwo Donalda Trumpa to potwierdzenie, że brutalizacja w ramach kampanii wyborczej sprzyja polaryzacji, a polaryzacja sprzyja wygranej. Jak sądzę, inni będą stali w obliczu pokusy naśladowania Trumpa w jego dość brutalnych zachowaniach politycznych - ocenia Komorowski. Były prezydent podkreśla, że nie chce zaszkodzić żadnemu z kandydatów. Zwłaszcza przed decyzją Donalda Tuska. - Mogę jedynie powiedzieć, że niewątpliwie, bardzo ważne, dla każdego kandydata, który chce walczyć o wygraną z nieznanym kandydatem PiS-owskim jest to, aby mógł przyciągać ludzi umiarkowanie konserwatywnych, spoza kręgu sympatyków obecnej koalicji - przekazał Bronisław Komorowski. - To może zrobić każdy kandydat ze strony PO. Pewnie jedni lepiej, inni gorzej. Ale trzeba sięgnąć po tego rodzaju wyborców - podkreśla. Kamila Baranowska, Jakub Szczepański ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!