Magdalena Pernet, Interia: Po co prezes Zbigniew Ziobro zakłada się z premierem Mateuszem Morawieckim o wódkę? Beata Kempa, europosłanka, wiceprezes Solidarnej Polski: - Jako politycy wszyscy ze sobą ostro walczymy, bo spór jest istotą demokracji. Gdy jednak chodzi o sytuacje, które są istotne, a do takich kwestii należą te ustalane na posiedzeniu Rady Ministrów, to żeby rozstrzygnąć kto ma rację, czasem warto się założyć. Sprawa jest fundamentalna, bo dotyczy opłat za samochody spalinowe, czyli tematu, który dotyka miliony Polaków. Unia Europejska ma zbyt szaleńczy, ideologiczny pęd w kwestiach zielonej energii. To wypycha cały przemysł do Azji i w inne regiony świata, co będzie równie mocno zatruwało naszą planetę. Natomiast, jeżeli chodzi o Europę, to z jednej strony nastąpi zubożenie społeczeństwa, a z drugiej Europa stanie się skansenem, w którym będziemy jeździć meleksami albo na hulajnogach. Czy to oznacza postęp technologiczny i rzeczywiste bogacenie się? Należy się nad tym głęboko zastanowić. Średnio chcę się wpisywać w ideologie Fransa Timmermansa, mówię to kpiąco, bo cała ta ideologia zasługuje na taki ton. Jeśli ktoś to kupuje, to proszę bardzo, ale skoro już mówimy o walce z ocieplaniem klimatu, to trzeba to robić roztropnie, z poszanowaniem dotychczasowego dorobku, a w szczególności zwrócić uwagę na to, żeby nie przyczynić się do ubóstwa energetycznego. To oznacza, że rozgrywki wokół Krajowego Planu Odbudowy mogą być teraz, po jego akceptacji, jeszcze bardziej burzliwe niż były przed? - To na pewno jest i będzie spory problem, ale większym problemem jest to, że UE pogrywa sobie z Polską, bo te pieniądze już dawno powinny być i to bez tych warunków. Podpisaliśmy umowę międzynarodową, a to jest po prostu dalsze pogrywanie wydumaną praworządnością i wpisywanie tego w swój plan. A jaki jest plan UE? To było widać na "Konferencji w sprawie przyszłości Europy", która odbywała się od 19 kwietnia do 9 maja i wskazywała jeden kierunek - federalizację UE. Zaproszono na nią kilkuset obywateli i organizacji pozarządowych i arbitralnie stwierdzono, że to obywatele chcą, żeby Unia Europejska była jeszcze bardziej federalna, scalona, z jednym rządem w Brukseli. W Parlamencie Europejskim odbyła się debata dotycząca wezwania do otwarcia traktatu UE. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że jest to bardzo groźne. To przewidywałoby m.in. rozpoczęcie prac nad zniesieniem jednomyślności i wprowadzeniem większości w głosowaniach nad decyzjami. Wprowadzenie takiego mechanizmu spowoduje przede wszystkim pokusę absolutnej ingerencji w suwerenność krajów członkowskich, nieliczenie się z autonomią i odrębnością ich porządków prawnych, tradycją, kulturą i może być podstawą do narzucania rozwiązań sprzecznych z wewnętrznymi normami kulturowymi i obyczajowymi krajów członkowskich. Unia się zmienia. Czy jest taki punkt tych zmian, w którym pani i pani formacja uznacie, że trzeba ponownie zapytać Polaków w referendum czy chcą być w UE? - Eurokraci bardzo by chcieli, żebyśmy doprowadzali do jakichś referendów, do wewnętrznych tarć, a przede wszystkim do obalenia rządów konserwatywnych. Nie możemy na to pozwolić. Na ten moment jest trzynaście krajów, które mają wątpliwości co do obalenia zasady jednomyślności. Nie możemy zgodzić się żeby znieść jednomyślność i przegłosowywać wszystko zasadą większości. Bo tą większością można uchwalać wszelkie absurdy w dokumentach Parlamentu Europejskiego. Koronnym przykładem mogą być teksty głoszone przez polską opozycję przeciwko Polsce, które przedrukowuje się bez żadnego sprawdzenia, bez żadnej weryfikacji, nawet fake newsy i przyjmuje jako prawdę objawioną. Tym samym PE ową większością wpisuje się w projekt polskiej opozycji walki z konserwatywnym rządem o nazwie - "zagranica", bo skoro nie wyszła "ulica", to może wyjdzie "zagranica". Dlatego praktyka w PE pokazuje, że przeniesienie zasady większości na grunt decyzji w Radzie Europejskiej jest niezwykle groźne. To są zbyt poważne kwestie np. dotyczące suwerenności, by pozwolić na jakąkolwiek większość, musi być wentyl bezpieczeństwa w postaci weta. To zabezpieczyli Ojcowie Założyciele. UE powstała na gruncie prawa rzymskiego, wartości chrześcijańskich, wzajemnego szacunku i współpracy gospodarczej. To wszystko miało zagwarantować, by nie było już więcej wojny. A co się teraz stało? UE naiwnie, a może w sposób cyniczny handlowała z Rosją, nie bacząc, jaka ona jest bezwzględna i jak gra. Handlowano m.in. ropą i gazem, co przyczyniło się do zbrojeń Rosji. Przymykano oko na jej imperialne zapędy. To postępowanie poskutkowało okrutną wojną. A przecież UE powstała m.in. po to, by Europa była wolna od konfliktów zbrojnych. Dzisiaj widzimy, że gdy górę wzięły brudne interesy, skończył się pokój w Europie. To oznacza, że UE jest winna wojnie w Ukrainie? - Na pewno nie można mówić w ten sposób o wszystkich krajach UE. Jeśli ktoś musi poczuwać się do winy, to powinny być to Niemcy i Francja. Tak, jak powiedziałam wcześniej, to jest kwestia Nord Stream 2, Nord Steam 1, umów gazowych, całego handlu surowcami, a przede wszystkim naiwnej wiary w to, że Rosja to "dobry wujek" i da się z nią robić bezpieczne interesy. Jeśli do tego dodamy handel bronią, pomimo unijnego zakazu, to wystarczy z tym wszystkim zestawić smutne obrazy z Mariupola, Buczy, Irpienia. Wystarczy popatrzeć na uciekające matki z dziećmi oraz ogrom zniszczeń i cierpienia. Wtedy łatwo możemy odpowiedzieć sobie na pytanie - kto za to wszystko odpowiada. W takim razie jak ocenia pani różnice zdań w UE, jeżeli chodzi o prowadzenie polityki wobec rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie? - Na początku te działania w mojej ocenie były bardzo powolne, ale być może moja ocena wynika z mojego charakteru. Potem, kolejne pakiety sankcji były dość obiecujące, choć każdy z nich był ostrożny i nie wstrzymywał Putina w jego działaniach. Przede wszystkim sankcje osobiste powinny być bardziej dotkliwe. Później pakiety uzupełniano i uszczelniano. Słuszne było to, by sankcjami objąć największy rosyjski bank Sbierbank. Putin liczył na wewnętrzne rozegranie Unii, liczył, że Stany Zjednoczone i UE zachowają się tak jak w 2014 roku i się nieco przeliczył. Znaczenie ma też postawa USA, gdzie wydawało się, że "posttrumpowskie" Stany Zjednoczone mogą być nastawione sceptycznie, gdy mowa o angażowaniu się w konflikt w tej części Europy, a okazuje się, że stało się wręcz odwrotnie. Postawa NATO, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii była wiodąca, ale też mobilizująca dla ospałej i mocno związanej z Rosją Unii Europejskiej. Sytuacja jest trudna i może wymykać się spod kontroli. Dziś wszyscy siedzimy na beczce prochu. Mamy do czynienia z Putinem, który jest człowiekiem absolutnie bezwzględnym. Dlatego potrzebujemy sprawnej, unijnej dyplomacji i polityki zagranicznej wobec Rosji i większej współpracy UE ze Stanami Zjednoczonymi. Wasze środowisko stawiało na Donalda Trumpa nie na Joe Bidena. - Tak, to prawda. Oczywiście, że stawialiśmy na Trumpa. Gdyby wygrał, to myślę, że reakcja byłaby taka sama. Wygrał Biden, takie są prawa demokracji, ale Biden się sprawdził. I sprawdziło się to, co od zawsze podoba mi się w Stanach Zjednoczonych, że w sytuacjach ekstraordynaryjnych, takich jak wojna, tam jest ciągłość administracji. Niezależnie od zmieniającej się władzy, pewne ważne decyzje geopolityczne są kontynuowane. I trzeba podkreślić, że decyzje w sprawie aktywności w Europie Środkowo - Wschodniej były kluczowe wobec agresji Rosji. Były fundamentem i filarem, łącznie z decyzjami NATO przy konstruowaniu polityki odpowiedzialnych państw Europy wobec agresora. Trzeba tu również przywołać dobrą postawę Wielkiej Brytanii. Przejdźmy na krajowe podwórko. KPO prowokuje zgrzyty w Zjednoczonej Prawicy, choć to nie jedyny temat wokół którego narastają spory między PiS-em i Solidarną Polską. Taka niepewna koalicja ma w ogóle szanse wytrzymać jeszcze ponad rok do kolejnych wyborów? - Tak jak już wcześniej wspomniałam - spór jest istotą demokracji. Gdy jest koalicja, to mogą pojawić się różnice zdań. Podobno z tego cieszy się nieudolna opozycja. Moje przesłanie do polskiej opozycji jest takie - koalicja będzie skupiała się na jednym z najważniejszych filarów: odpowiedzialności za kraj i za sprawy obywateli w obliczu trwającej wojny, światowego kryzysu energetycznego, światowej inflacji, a także zbliżającego się światowego zagrożenia bezpieczeństwa żywnościowego. Jesteśmy świadomi, że opozycja - nawet wobec tak poważnych, globalnych wyzwań - nie jest w stanie stanąć na wysokości zadania. Wręcz przeciwnie, robi wszystko, szczególnie patrząc na to przez pryzmat zachowania europosłów w PE, aby kłaść Polsce kłody pod nogi. Dzisiaj trzeba przede wszystkim zabiegać o kwestie osłonowe dla Polaków w zakresie chociażby zabezpieczenia opału i cieszę się, że wniosek ministrów SP - ministra Ziobro i ministra Wójcika znalazł akceptację w polskim rządzie. Jako SP nie będziemy się zgadzać na jakiekolwiek rozwiązania, które prowadziłyby do zubożenia Polaków. Do powrotu do Polski "postbalcerowiczowskiej". A do tego może doprowadzić podatek od samochodów spalinowych i w ogóle cała strategia "zielonego ładu". To nie oznacza, że ma to destabilizować rząd, bo ufamy że podobnie jak w sprawie zaopatrzenia rodzin w węgiel i w tych sprawach będzie porozumienie. Póki co, rząd jest stabilny. I to jest pierwsza wiadomość dla opozycji, a druga wiadomość jest taka, że nie można opozycji oddać spraw polskich, bo historia pokazała, że zachodzą obawy, iż znów byłby zwrot polityki w kierunku Rosji. Po drugie, gdyby oni doszli do władzy, to natychmiast poparliby zmierzanie w kierunku federalistycznej Europy. Przykładem na powyższe jest postępowanie i poglądy liderów opozycji, w szczególności Rafała Trzaskowskiego, bo w mojej ocenie Donald Tusk w tej chwili zdecydowanie mniej się już liczy. Trzaskowski na urzędzie prezydenta Warszawy chyba mocno cierpi, bo bardziej spełniał się w roli europosła i o ile wiem, w PE był zdeklarowanym zwolennikiem federalizacji Europy. Zatem wszystko jasne. Nie możemy oddać władzy eurokratom, zwolennikom kursów w kierunku Rosji, liberałom, którzy zawsze hołdowali prymatowi pieniądza nad człowiekiem. Trzaskowski liczy się bardziej niż Tusk? - Patrząc na to, jak się kotłują wewnętrznie i jak się jeden przez drugiego kompromitują, to myślę, że opozycja w ogóle nie ma przywódcy. Bo tak właściwie to przywódca musiałby być albo "dupiarzem", albo upadłym "królem" Europy. Jeden i drugi przypadek jest trochę passe. Ale to już nie nasz problem. Według mnie, niech się wewnętrznie kotłują, byleby tylko przestali szkodzić Polsce, bo mieli już swoje pięć minut i nic dla Polski nie zrobili. Czy Solidarna Polska wystartuje w następnych wyborach parlamentarnych na wspólnych listach z PiS? - Wszystko zależy od porozumienia, od rozmów, ale myślę, że SP, PiS i wszyscy, którzy tworzą Zjednoczoną Prawicę, na pewno dobrze życzą Polsce, a to wymaga głębokiego zrozumienia. Mam nadzieję, że w tej sprawie zrobimy wszystko, a przede wszystkim nie dopuścimy w tej sytuacji do władzy tych, którzy kładą kłody pod nogi naszemu krajowi i nie robią niczego, żebyśmy dostali środki z KPO. Oni już pokazali czego chcą dla Polski i to nie jest droga, którą należy iść. Pani poseł, w którym miejscu w Wałbrzychu otwarte zostało biuro SP? - Na pewno nie zostało ono otwarte w kościele, jak sugerowały nierzetelne media. To były absurdalne, nieprawdziwe i niesprawdzone informacje. Nikt tego nigdzie nie weryfikował. To nie jest moje biuro. Zostałam zaproszona przez organizatorów na uroczystość z okazji otwarcia biura SP w strukturach wałbrzyskich. Z tego co wiem, przy wyborze miejsca kierowano się ograniczeniami gabarytowymi docelowego biura, gdzie nie zmieściłoby się tyle osób. Najbardziej przykre w tej sytuacji jest to, że ucierpieli niewinni ludzie, którzy uczestniczyli w tym spotkaniu. Poza tym, jak już wspominałam innym mediom, jestem oburzona faktem, że kolejny raz wykorzystano moja osobę do zaatakowania Kościoła. W takim razie, gdzie powstało to biuro? - W tej kwestii osobą najbardziej kompetentną do udzielenia tego typu informacji jest pan wicewojewoda dolnośląski, ponieważ to on odpowiada za struktury. Do Wałbrzycha przyjechałam prosto z uroczystości beatyfikacyjnych Sióstr Męczenniczek we Wrocławiu i zaraz po spotkaniu z powrotem na nie wracałam. Naprawdę zasmuca mnie fakt, że tego dnia niektóre media, zamiast napisać o nowych błogosławionych, zignorowały ten temat, wyolbrzymiając za to inny, kompletnie mijając się przy tym z prawdą. Przykre i smutne jest również to, że kolejny raz przekonaliśmy się o braku rzetelności dziennikarskiej, jakiegokolwiek obiektywizmu, a przede wszystkim o tak szeroko rozumianej i pojętej przez media tolerancji. Zwłaszcza te media, które najwięcej w tym temacie zawsze "krzyczą". (Bogusław Szpytma, wicewojewoda dolnośląski udzielił Interii odpowiedzi w tej sprawie) Bogusław Szpytma: - Całe nieporozumienie powstało po opublikowaniu zdjęć, które wykonano nie w kościele, tylko w sali, którą ksiądz wynajmuje komercyjnie również innym podmiotom i która znajduje się kilkadziesiąt metrów od kościoła. Wszystko odbyło się zgodnie z prawem, z zachowaniem wszelkich formalności. Dlaczego spotkanie odbyło się w tym miejscu? - To wynikało z wielu powodów. Koordynując kalendarz minister Beaty Kempy widzieliśmy, że w lipcu nie może uczestniczyć w otwarciu biura. W związku z tym, postaraliśmy się zorganizować wcześniej taką uroczystość. Umowy na nasze docelowe biuro zostały już zawarte, ale nie zdążyliśmy uporać się z remontem. Poza tym, to biuro jest małe, ma dwadzieścia trzy metry kwadratowe, więc nie pomieściłoby ponad trzydziestu osób. W związku z powyższym, zaprosiliśmy panią minister Beatę Kempę, która przecież jest również wiceprezesem Solidarnej Polski, na spotkanie w miejscu, do którego swobodnie mogło przyjść kilkudziesięciu gości. Biuro SP, które zostanie otwarte w lipcu, będzie mieściło się przy ulicy Marii Konopnickiej. Wynajmujemy je komercyjnie od biura wynajmu nieruchomości.