Kandydat na prezydenta Karol Nawrocki ma zdjęcia z Sunilem Ahują, polsko-indyjskim działaczem gospodarczym, znanym w Trójmieście restauratorem i propagatorem kultury hinduskiej. Ahuja ma zdjęcie z premierem Indii Narendrą Modim. Modi z kolei ma zdjęcia z Władimirem Putinem. Wniosek? Chyba oczywisty. Karol Nawrocki jest powiązany z Putinem. Tego błyskotliwego wywodu, wspartego materiałem dowodowym w postaci zdjęć, dokonał Tomasz Piątek, dziennikarz i pisarz, jeden z opłacanych - jak się okazało - ekspertów doradzających komisji mającej formalnie za zadanie badanie rosyjskich wpływów. Wywód ten nieco mnie przeraził, bo uświadomiłem sobie, że swego czasu znałem znajomego córki pułkownika Kaddafiego. Co prawda była ona pokłócona z ojcem, ale zawsze, a także rozmawiałem przy okazji jakiejś konferencji z francuskim dziennikarzem, który z kolei rozmawiał kiedyś z samym Saddamem. Więc i tu wniosek chyba jest oczywisty - jestem w obrębie oddziaływania upiorów obydwu niesławnych mężów. Ale żarty na bok, bo sprawa jest dość poważna i dotyczy nie tylko krajowej walki politycznej, ale też najbardziej żywotnego bezpieczeństwa państwa. Czuma jako przestroga Publicysta Grzegorz Sroczyński opisał na łamach serwisu Gazeta.pl świat dzisiejszej prokuratury. Wedle jego relacji jest ona sparaliżowana zleconymi działaniami odwetowymi na PiS. Zawiadomieniami na Jarosława Kaczyńskiego pod pomnikiem smoleńskim, na Mateusza Morawieckiego w sprawie KPO i wszelkimi innymi politycznymi historiami, rozmaitymi wydumanymi zarzutami wobec kogo się da z PiS. Powoduje to realny paraliż i to, że, mówiąc najkrócej, kryminalistom, czyli realnie pożądanym obiektom zainteresowania prokuratury, jest coraz lepiej. Wszystko to ma - wedle relacji Sroczyńskiego - wynikać ze strachu przed Donaldem Tuskiem i zaspokajania jego żądań. Władza nie kieruje się racjonalnością, a zachciankami i emocjami jednej osoby. Zresztą przecież znał to dobrze i PiS, szczególnie w obszarze propagandy, a najbardziej kompromitującym dowodem tego był fakt, że nikt z otoczenia nie powiedział Jarosławowi Kaczyńskiemu, że wizyta na cmentarzu w czasie, kiedy nie może tam wejść nikt inny w Polsce, to zły pomysł. Działania komisji Jarosława Stróżyka wpisują się w ten schemat. Sporządzili mało wartościowy raport pełen ogólników, za to zawierający sporo insynuacji pod kątem dzisiejszej opozycji i niechętnych ekipie Tuska mediów. Generał "odwalił pańszczyznę", bo niewiele z tego wynika. Zresztą i on, i wielu innych szefów różnych komisji powoływanych de facto po to, by zaatakować opozycję, ma jeden przykład tego, co się stanie, gdy się do takiej sprawy podejdzie nadmiernie uczciwie. W poprzedniej kadencji Sejmu zasłużony działacz opozycji i przyjaciel Bronisława Komorowskiego Andrzej Czuma miał za zadanie dowieść nieprawnych nacisków na funkcjonariuszy policji przez służby specjalne. Raport miał doprowadzić do sporządzenia aktu oskarżenia przeciwko nielubianym przez Tuska Maciejowi Wąsikowi i Mariuszowi Kamińskiemu. Niestety, Czuma doszedł do wniosku, że nieprawnych nacisków nie było i umieścił to we wnioskach z działalności komisji. Zakończyło to jego karierę polityczną. Robota polityczna Jednak ta komisja, tym razem nie sejmowa, a rządowa, parała się, choć formalnie, materią dotyczącą geopolityki i bezpośredniego bezpieczeństwa Polski. Przez około trzy lata, w tym cały pierwszy etap wojny na Ukrainie, zajmowałem się zawodowo rosyjską dezinformacją. Półtora roku temu byłem inicjatorem i redaktorem raportu oraz międzynarodowej konferencji poświęconych działaniu Rosjan, tworzonemu przez Polską Agencję Prasową i kilka innych instytucji. Koszt nie był wielki. Zespół autorów składał się z kilku ekspertów, kilku specjalistów zagranicznych pomogło pro bono. Raport zawierał między innymi analizy lingwistyczne, elementy śledzenia ruchu informacji w cyberprzestrzeni, diagnozę rodzajów pudeł rezonansowych i recepcji dezinformacji. Jak ognia unikaliśmy bieżącej polityki, a dokument tworzyły osoby o różnych poglądach, nawet nie wiem jakich. Nie wiem, czy jakoś to zwiększyło bezpieczeństwo Polski, ale na pewno było ruchem w tym kierunku. Raport został zresztą doceniony przez ekspertów - wiem, że korzystano z niego choćby we Włoszech i na Ukrainie. Raport generała Stróżyka, będący dokumentem stworzonym w odpowiedzi na bieżące polityczne zapotrzebowanie, moim zdaniem w żadnym stopniu nie przybliża nas ani do prawdy o rosyjskich wpływach, ani do zwiększania bezpieczeństwa kraju. Za to obce agentury przybliża do jasnego wniosku, że wewnętrzna walka w Polsce i rozprawa z opozycją dominują polskie życie polityczne na tyle, że można śmiało je wykorzystywać i działać w Polsce. Miejmy nadzieję, że opamiętanie nie przyjdzie za późno. Wiktor Świetlik ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!