Wszystko wskazuje na to, że państwom Zachodu udało się na Bali zbudować silną koalicję przeciwko Kremlowi. Szczyt G20. Rosja bez wsparcia sojuszników Dokument, jak twierdzą liczni dyplomaci, zostanie zaakceptowany przez Rosję, co oznacza, że nie może ona liczyć podczas szczytu na swoich największych sojuszników, takich jak Chiny. Rosyjska delegacja nie zamierza jednak zostawać na szczycie do końca. Z planów szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa wynika, że po kilku spotkaniach bilateralnych wysłannik Władimira Putina wieczorem uda się w drogę powrotną do Moskwy. Jeszcze przed szczytem spekulowano, że Rosja nie zaakceptuje dokumentu, w którym pojawiają się słowa "wojna" lub "agresja". Gospodarze szczytu obawiali się, że wspólna deklaracja może nie powstać. Jednak po spotkaniu prezydentów Stanów Zjednoczonych i Chin amerykańscy dyplomaci zasugerowali, że naciski na Rosję są na tyle duże, że spisanie deklaracji jest możliwe. Choć rozbieżność pozycji Pekinu i Waszyngtonu była duża, w jednym punkcie oba kraje się zgodziły, co zwiększyło presję na Putina. Chodzi o potępienie gróźb użycia przez Kreml broni nuklearnej. Ten wątek również ma znaleźć się w przygotowywanym dokumencie. Szczyt G20 na Bali Na szczycie G20 oprócz Ukrainy państwa G20 dyskutują na temat przyczyn kryzysu energetycznego, głodu i spraw związanych ze zdrowiem. W dwudniowym spotkaniu na indonezyjskiej wyspie Bali udział biorą delegacje z takich krajów jak Niemcy, Argentyna, Australia, Brazylia, Chiny, Francja, Wielka Brytania, Indie, Indonezja, Włochy, Japonia, Kanada, Meksyk, Rosja, Arabia Saudyjska, Republika Południowej Afryki, Korea Południowa, Turcja, USA oraz przedstawiciele Unii Europejskiej. Grupa G20 reprezentuje łącznie prawie dwie trzecie ludności świata, trzy czwarte światowego handlu i cztery piąte globalnej siły gospodarczej. Coroczne szczyty odbywają się od 2008 roku.