Łukasz Rogojsz, Interia: 75 do 25 proc. dla Rafała Trzaskowskiego to jeszcze zwycięstwo czy już nokaut na Radosławie Sikorskim? Prof. Rafał Chwedoruk: - Ten wynik nie zaskakuje. Zaskakiwać powinno nas to, że te prawybory w ogóle się odbyły. Dlaczego? - Bo trudno wskazać jakikolwiek ich sens. Rafał Trzaskowski jest w prezydenckiej grze, odkąd cztery lata temu uratował Platformę w kampanii, nie ciągną się za nim żadne afery, utrzymuje stabilne notowania w sondażach. Również kontekst zmiany lokatora w Białym Domu mocno za nim przemawia, bo to jego otoczenie było na taki scenariusz przygotowane. Sikorskiemu ciążyło to, że jego żona, znana dziennikarka Anne Applebaum, jest jedną z żarliwszych krytyczek Donalda Trumpa? - Tak, ale to jedna kwestia. Drugą jest sam styl uprawiania polityki przez Sikorskiego. Pełen jednoznaczności i wiecowego manifestowania poglądów. To nie służy maksymalizacji atutów w polityce międzynarodowej i bezpieczeństwa. Mimo różnic ideologicznych jesteśmy społeczeństwem bardzo proamerykańskim. - Inna sprawa, że te prawybory były zbyt krótkie i startowała w nich zbyt mała liczba kandydatów, więc nie dały Koalicji Obywatelskiej żadnej wartości dodanej. Nie pozwoliły dotrzeć do różnych grup potencjalnych i aktualnych wyborców. Rozegrano mecz, w którym jedna drużyna prowadziła z drugą pięć do zera, a sędzia mówi: - Panowie, zagramy jeszcze dogrywkę. Przesadza pan. W ostatnich tygodniach Sikorski nie schodził z czołówek mediów. Był wszędzie, potraktował te prawybory niezwykle serio. - Tylko to Trzaskowski był osadzony w tym prezydenckim wyścigu, prowadził swoją kampanię od kilku lat, miał silne zaplecze w partii. Wiara w to, że polityk z przeszłością w twardej prawicy i całkowicie uzależniony politycznie od Donalda Tuska jest w stanie wygrać z jednym z najpopularniejszych polityków w kraju to myślenie życzeniowe. W Platformie pamiętają jeszcze Sikorskiemu członkostwo w PiS-ie? W realiach politycznych to było trzy epoki temu. - Platforma ma wielu wyborców starszej daty, młodzież zaczęła do nich wracać dopiero od 2019 roku. Gros wyborców PO to ludzie wychowani i socjalizowani politycznie w realiach ostrego bipolarnego konfliktu. Oczywiście to nie PiS, gdzie ślepa lojalność jest warunkiem koniecznym czegokolwiek, ale trudno, żeby takiej karty w politycznym życiorysie nie pamiętano. Przecież nie bez powodu Roman Giertych czy Michał Kamiński mieli swego czasu duże problemy z akceptacją przez wyborców PO. Dla Sikorskiego wyborcy Platformy byli jednak łagodniejsi. Bądźmy poważni: gdzie Giertych i wskrzeszenie Młodzieży Wszechpolskiej, a gdzie Sikorski. - Oczywiście. Tyle że Platforma w ostatniej dekadzie przesunęła się w lewo. Nie rewolucyjnie, tylko stopniowo, ale fakty są takie, że dzisiaj w partii nie ma ani konserwatywnego skrzydła, ani prominentnych konserwatywnych polityków. A przecież 15, 17 czy 20 lat temu trudno byłoby nam wskazać w PO lidera frakcji liberalno-lewicowej. Sikorski walczył, ale w dzisiejszej Platformie jest outsiderem, jest osamotniony. Sikorski dużo grał argumentem, że w drugiej turze potrzebne będą głosy wyborców umiarkowanie konserwatywnych i niezdecydowanych. Miał rację czy zadecyduje jednak maksymalna mobilizacja elektoratu centrowo-lewicowego? - Elektorat liberalny jest zmobilizowany od lat i nawet w przegranych przez Platformę wyborach karnie stawiał się przy urnach. Ich nie trzeba dodatkowo mobilizować. Plan polegał na tym, żeby kandydat KO był w stanie zdemobilizować neutralnych wyborców, których PiS chciałoby przeciągnąć na swoją stronę. I tu lepszy jest Trzaskowski? - Tak, bo Sikorski z prawicy odchodził w atmosferze personalnych konfliktów, a w ostatnich latach jest dla PiS-u i prawicy negatywnym punktem odniesienia. Nawet ostatnio nie oszczędzano mu zdjęć z Siergiejem Ławrowem z czasów, gdy był szefem MSZ w poprzednim rządzie Platformy, chociaż to były zupełnie neutralne, służbowe spotkania. No, właśnie. A Trzaskowski to dla PiS-u i prawicy wcielone zło. - Styl uprawiania polityki przez Sikorskiego mobilizowałby wszystkich po obu stronach, a z perspektywy Platformy to nie ma sensu. Dla nich optymalne jest wystawienie polityka, którego w skali makro nie sposób będzie uczynić negatywnym punktem odniesienia. Polityka mniej wyrazistego, ale nie wywołującego tak skrajnych emocji. Trzaskowski A.D. 2025 ma ten sam potencjał zwycięstwa co w 2020 roku? Głównymi tematami kampanii będą zapewne bezpieczeństwo i gospodarka. Poza tym, dużo się zmieniło: u władzy jest dzisiaj Koalicja Obywatelska, a sam Trzaskowski ma na liczniku kilka lat więcej rządów w Warszawie. - Dzisiaj większość europejskich społeczeństw chce negocjacji pokojowych i zakończenia wojny w Ukrainie. Ona szkodzi naszemu życiu codziennemu na wiele różnych sposobów - nie tylko w wymiarze zagrożenia wojną atomową, uderza też w gospodarkę, dusi Europę pod wieloma względami. Sikorskiemu wcale nie pomogła ani w wymiarze krajowym, ani partyjnym zapowiedź zestrzeliwania przez Polskę rosyjskich rakiet, od czego z kolei odciął się Trzaskowski. Sikorski sam wybrał dla siebie tematy międzynarodowe i bezpieczeństwa, a nie chociażby gospodarki czy kosztów życia, i raczej nie był to dobry wybór. Zwłaszcza przy tak bojowym i konfrontacyjnym nastawieniu kandydata. Odegrane przez Sikorskiego role samca alfa i stanowczego szeryfa na trudne czasy nie są tym, czego oczekują dzisiaj Polacy? - W historii III RP był jeden prezydent-szeryf - mowa, oczywiście, o Lechu Wałęsie - i swoją kadencję skończył w ten sposób, że nie było istotnego stronnictwa politycznego w kraju, z którym nie byłby skonfliktowany. W dodatku to przez jego działania i zachowania polska konstytucja bardzo mocno ograniczyła rolę prezydenta-szeryfa. Aleksander Kwaśniewski, Lech Kaczyński czy Bronisław Komorowski nie bez powodu naśladować go nie próbowali ani nawet nie mogli. Przecież żyjemy w czasach przedwojennych, jak ujął to Donald Tusk. Trudno winić Sikorskiego, że postawił na kartę twardego przywódcy na czasy kryzysu. - Rzecz w tym, że Platforma w wymiarze wyborczym znajduje się między Lewicą a Trzecią Drogą. Atutem Trzaskowskiego na starcie było to, że miał poparcie olbrzymiej części wyborców Lewicy, a także dużej części wyborców Trzeciej Drogi. Sikorski wypadał pod tym względem dużo gorzej i w czasie kampanii prawyborczej nic z tym nie zrobił. A liczenie, że po 20 latach wojny PO z PiS-em kandydat Platformy przyciągnie wyborców prawicy brzmi niedorzecznie. Sikorski źle to wszystko policzył i zapłacił cenę w postaci swoich drugich przegranych prawyborów prezydenckich. Co z sytuacją w samej Platformie? Otoczenie Trzaskowskiego odbierało organizację prawyborów jako kłodę rzuconą pod nogi prezydentowi Warszawy przez Tuska. Miał pokazać pazur i wolę walki. Pokazał? Wyjdzie z prawyborów politycznie wzmocniony? - Na pewno wzmocnił się wewnątrz Platformy. Skala jego zwycięstwa nad Sikorskim jest większa niż w przypadku Komorowskiego w 2010 roku. Tyle że sam fakt odbycia się tych prawyborów to dla Trzaskowskiego i jego otoczenia strata czasu. Mogli poświęcić ten czas chociażby na modelowanie przekazu pod kątem innych kandydatów czy przygotowanie kandydatury w kontekście sytuacji gospodarczej, która będzie się pogarszać. A Tusk? Prawybory to jego zwycięstwo? Osiągnął założone cele? - W pewnym sensie dopiął swego. Pokazał, że działanie wbrew niemu w Platformie byłoby bardzo trudne i ryzykowne politycznie. Trzaskowski i jego otoczenie nawet po ewentualnym triumfie w wyborach za pół roku będą musieli patrzeć na Tuska i liczyć się z Platformą. Tusk pokazał, że nic nie może wyrosnąć ponad partię. Trzaskowski jest dzisiaj zdecydowanym sondażowym faworytem do wyborczej wygranej. Przypomina się 2015 rok i kampania Bronisława Komorowskiego. Prezydentowi Warszawy nie grozi przegranie "wygranych" wyborów? - Minęła dekada i niemal wszystko jest dzisiaj inne niż wtedy. Trzaskowski to nie Komorowski, Platforma jest dzisiaj w zupełnie innym miejscu niż wtedy, wreszcie pozostałe partie na czele z PiS-em prezentują się kompletnie inaczej niż dziesięć lat temu. Krótko: co musiałoby się stać, żeby Trzaskowski przegrał? - Musiałoby dojść do bardzo gwałtownego załamania gospodarki, które przyniosłoby dramatyczne efekty, także dla wielkomiejskiej klasy średniej. Taki scenariusz wydaje się obecnie niemożliwy. Nawet gdyby doszło do gospodarczego tąpnięcia, to jego efekty będą stopniowo rozchodzić się po różnych grupach społecznych. Przed wyborami z 2015 roku Platforma podniosła wiek emerytalny. Jeśli teraz nie zrobi czegoś o podobnej skali, trudno wyobrazić sobie, żeby wywołała taką falę niechęci, która zmiecie jej kandydata. - Nie możemy też zapominać o samym PiS, które jest dzisiaj w zupełnie innym miejscu niż w 2015 roku. Wówczas mogło grać problemami społecznymi, kwestią generacyjną między kandydatami, podwyższeniem wieku emerytalnego. Mogło też ogrywać echa globalnego kryzysu gospodarczego, które dotarły do Polski. Bardzo wyraźnie wzrosły wówczas m.in. aspiracje płacowe Polaków, z czym polityka Platformy mocno kontrastowała. Dzisiaj takich atutów nie posiada. Ma za to ogrom problemów wewnętrznych i potężny problem z wyborem kandydata, przy czym zdaje się kierować minimalizacją strat, a nie walką o zwycięstwo. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!