Kiedy w kwietniu 2024 roku cała Polska wybierała władze samorządowe, Rafał Trzaskowski walczył o reelekcję w Warszawie. Zapewniał przy tym, że jego celem jest wyłącznie dumna stolica, a myślami nie wybiega do wyborów prezydenckich w 2025 roku. A te pytania padały w każdym wywiadzie. I słusznie, bo w 2020 roku otarł się o prezydenturę. Trzaskowski powtarza teraz, że "w jakimś sensie był naturalnym kandydatem PO od 2020 roku". Tyle tylko, że ani sam wcześniej o tym nie mówił, ani nie było tego widać w jego działaniach "pozawarszawskich". Był uśpiony, cierpliwie czekał na oficjalne decyzje. Te jednak długo nie zapadały. Prawybory w KO. Początkowo trzy nazwiska w grze Przypomnijmy, że w kontekście Platformy Obywatelskiej i wyborów prezydenckich pojawiały się początkowo trzy nazwiska: Trzaskowskiego, ale też Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego. Politykiem, który najgłośniej mówił o nominacji szefa rządu był... poseł PSL Marek Sawicki. Sugerował, że Tusk, niczym typowy samiec alfa, nie odpuści takiej okazji i powalczy o najwyższy urząd w państwie. Mówił tak mimo tego, że premier zaprzeczał. Tusk ostatecznie przeciął spekulacje w połowie sierpnia, kiedy ogłosił jednoznacznie, że nie będzie kandydował w wyborach prezydenckich. Na polu boju zostały dwie poważne kandydatury - Trzaskowskiego i Sikorskiego. - Zdecydowanym faworytem w wewnątrzpartyjnym wyścigu pozostaje Rafał. Na pewno trochę osób skusiłoby się, by poprzeć Radka. Nawet jeśli nie ma wielkich szans w tym starciu, to sam fakt, że jest brany pod uwagę, jest dla niego nobilitujący. Mówi się o nim w PO w bardzo poważnym kontekście - słyszeliśmy jeszcze w sierpniu od ważnego polityka Platformy. Prawybory w KO. Metodyczny szturm Sikorskiego To właśnie w wakacje wokół Sikorskiego zawiązywała się grupa, która suflowała mu, że byłby lepszym kandydatem od Trzaskowskiego. - Nie było to trudne, bo każdy kto zna Radka wie, że ma ochotę na Pałac Prezydencki. Jego ambicje są powszechnie znane - słyszymy dzisiaj. Stronnicy Sikorskiego przygotowali nawet badania, na dużej próbie, które miały stawiać szefa MSZ na równi z Trzaskowskim. Obaj kandydaci mieli cieszyć się podobnym poparciem, a Sikorski miał mieć "wyższy sufit" - czyli większa liczba niezdecydowanych wyborców mogłaby na niego zagłosować. W badaniu zostały też ujęte zagadnienia, które miały być wskazówką w kampanii. Ludzi najbardziej miały zajmować kwestie bezpieczeństwa, zdrowia i relacje polsko-ukraińskie. Na szarym końcu - według doniesień stronników Sikorskiego - miały znaleźć się sprawy związane z równością i mniejszościami. Już wtedy w części PO nieśmiało mówiło się o prawyborach, choć ciągle w roli faworyta upatrywano Trzaskowskiego. Sam Sikorski zapytany wprost w TVP, czy wziąłby udział w prawyborach, odpowiedział: "Pożyjemy, zobaczymy". Wysłał więc kolejny sygnał, że jest gotowy. Podobnych przygrywek było zresztą więcej. Powoływał się na sondaże i badania, które miały mu dawać porównywalne szanse. Prawybory w KO. Trzaskowski musiał zareagować Rafał Trzaskowski i jego zaplecze musieli zareagować, bo sprawa robiła się coraz mniej ciekawa dla włodarza Warszawy. Sikorski regularnie bywał w mediach i przemycał swoją wizję prezydentury, tłumacząc, że głowa państwa musi znać się na bezpieczeństwie i sprawach międzynarodowych. W domyśle mówił o sobie, bo to były szef MON i obecny szef MSZ. Trzaskowski takiego doświadczenia nie ma. Sikorski wywołał też emocje wywiadem z Moniką Olejnik. Przypomnijmy, że dziennikarka zapytała go o to, czy problemem w prezydenturze nie będzie pochodzenie żony, czyli Anne Applebaum. Sikorski odpowiedział, a po chwili wzburzony wyszedł ze studia. Część polityków KO uznała, że było to pytanie "poniżej pasa", a sam Sikorski zapunktował u wyborców KO, którzy już szykowali się do prawyborów w partii. Prawyborów, o które zawnioskował sam Rafał Trzaskowski. Prezydent Warszawy uznał, że brak stanowczej i jednoznacznej decyzji co do kandydata PO w wyborach prezydenckich, a jednocześnie coraz śmielsze kroki Sikorskiego sprawiają, że musi przejąć inicjatywę. To on poprosił władze KO o zorganizowanie prawyborów. Wiedział, że jest liderem wyścigu i ma duże poparcie wewnątrz partii, a jednocześnie Sikorski staje się niebezpiecznym przeciwnikiem. Uzyskał zgodę. - Prawybory to dobry pomysł, bo dzięki temu Tusk pokazuje, że jesteśmy partią demokratyczną, a jednocześnie zrzuca z siebie ten trudny wybór. Mamy dwóch znakomitych kandydatów, więc każdy miałby problem z wyborem - mówi nam jedna z posłanek KO. - To zresztą zawsze była taka mała tradycja PO - dodaje. Mała tradycja PO, czyli jak Sikorski przegrał z Komorowskim I rzeczywiście, prawybory w Platformie Obywatelskiej odbyły się dwukrotnie. Najpierw w 2010 roku Bronisław Komorowski rywalizował właśnie z Sikorskim. Szef MSZ zdobył nieco ponad 30 proc. głosów członków PO i zaakceptował start Komorowskiego. Pięć lat później prawyborów nie było, bo o reelekcję starał się Komorowski, który finalnie przegrał z Andrzejem Dudą z PiS. W 2020 roku w prawyborach wystartowała Małgorzata Kidawa-Błońska, a rękawice rzucił jej prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. W cuglach wygrała Kidawa-Błońska, która jednak na finiszu słabej kampanii została wymieniona na Trzaskowskiego. Co ciekawe, w tym "cichym" okresie, kiedy PO szukała kandydata, który mógłby zastąpić Kidawę-Błońską, nieśmiało akces zgłaszał też Sikorski. Polityk w mediach społecznościowych podawał dalej m.in. takie wpisy: "Obaj trzy poziomy nad Dudą. Wybrałem Sikorskiego, żeby Trzaskowski dalej spokojnie rządził Warszawą, a pan Radek zrobił miazgę z Dudy w debacie. Duda pewnie by się nie odważył spotkać oko w oko z Sikorskim, ale w drugiej turze by musiał", "Tylko Sikorski. Obecna kampania potrzebuje politycznego fightera. Siedem lat doświadczenia jako szef MSZ, dwa lata w MON (w rządzie PiS i u samego JK), wykładowca na Harvardzie", "Ciekawe, kto z KO byłby lepszym kandydatem. Rafał Trzaskowski czy może Radosław Sikorski. Zróbmy sobie prawybory skoro ich pewnie nie będzie". W 2020 roku Sikorski rzeczywiście nie doczekał się prawyborów. W listopadzie 2024 roku już tak. Stanął w szranki z murowanym faworytem KO, który w 2020 roku właśnie o włos przegrał z Andrzejem Dudą. Trzaskowski i tym razem był więc faworytem, który w przededniu prawyborów mówił tak: - Byłem naturalnym kandydatem od 2020 roku. Wiele moich koleżanek i kolegów, sam przewodniczący Donald Tusk, wielokrotnie to powtarzali. Natomiast Radosław Sikorski od wielu lat ma swoje ambicje, które są całkowicie uzasadnione, postanowił stanąć w szranki. Przy całym szacunku do przewodniczącego i dla zarządu uznałem, że dobrze zwrócić się do wszystkich koleżanek i kolegów z Koalicji Obywatelskiej, bo uznałem, że nasz kandydat musi mieć bardzo silny mandat - tłumaczył Trzaskowski. - Zawsze pojawia się jakaś różnica zdań, po to robiliśmy prawybory. Gdybyśmy byli identyczni to ta rywalizacja nie miałaby sensu. Zmobilizowało nas to do działania, aktywności. Na końcu nam zależy, by wygrać wybory, a jestem przekonany, że to nas skonsoliduje - puentował. W sobotę po godz. 11 poznaliśmy wyniki prawyborów. Zwycięzcą wewnętrznego głosowania w KO został Rafał Trzaskowski, który zdobył ponad 74 proc. poparcia. Na Radosława Sikorskiego postawiło ponad 25 proc. głosujących. Łukasz Szpyrka ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!