Cotygodniowy, piątkowy cykl "Interia Bliżej Świata" to najciekawsze artykuły najważniejszych zagranicznych gazetPrezydent Finlandii opowiada się za rozpoczęciem rozmów pokojowych między Ukrainą a RosjąZachód musi pozyskać globalne Południe do swoich celów - podkreśla Alexander Stubb w rozmowie z "Le Monde" 56-letni Alexander Stubb jest prezydentem Republiki Finlandii od marca br. W przeszłości był premierem oraz członkiem kilku konserwatywnych rządów, m.in. jako szef resortu dyplomacji i finansów. Stubb jest jednym z największych zwolenników Kijowa w Europie, ale w rozmowie z "Le Monde", przeprowadzonej w Paryżu przy okazji rozpoczęcia Igrzysk Olimpijskich, mówił o konieczności rozpoczęcia rozmów pokojowych między Ukrainą a Rosją. Alexander Stubb z apelem do Ukrainy. "Czas na rozpoczęcie negocjacji" Philippe Ricard, "Le Monde": Co pan sądzi o apelu Wołodymyra Zełenskiego do Rosji o udział w nadchodzącym szczycie pokojowym? Alexander Stubb: - Prezydent Ukrainy dobrze rozgrywa swoje karty. Od samego początku chciał przejąć inicjatywę w dyskusji na temat procesu pokojowego. Teraz piłka jest po stronie Kremla. - Ukraina i Zełenski są w znacznie lepszej sytuacji niż dwa miesiące temu. Otrzymują sprzęt i niezbędne wsparcie finansowe, by utrzymać swoje pozycje. Kijów nie jest już w sytuacji bliskiej rozpaczy, jak jeszcze wiosną br., w związku z blokadą pomocy USA w Kongresie przez republikanów i trudnościami Europy w dostarczaniu sprzętu wojskowego. - Wciąż także nie jesteśmy świadkami wielkiego przełomu na froncie po stronie Rosji. Według naszego wywiadu armia Moskwy nie posuwa się naprzód, a jej straty są jeszcze większe niż wcześniej. Putin myślał, że Zachód zmęczy się wojną. Myślał, że przeczeka do amerykańskich wyborów. Ale mylił się. Nadszedł już czas, by mówić o negocjacjach, a nawet ustępstwach terytorialnych ze strony Ukrainy? - Musimy dokonać rozróżnienia między ewentualnym procesem negocjacji, który nie jest celem samym w sobie, a pokojem. - Rozpoczęcie negocjacji nie oznacza ustępstw. Zełenski potrzebuje czterech elementów, by proces okazał rozstrzygający. Pierwszy dotyczy statusu terytoriów okupowanych obecnie przez Rosję i będzie to wyłącznie jego decyzja. - Ukraina potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa. I tutaj możemy pomóc, poprzez umowy dwustronne i wytyczenie możliwej ścieżki do akcesji w NATO i Unii Europejskiej. Nie możemy zapomnieć o potrzebie sprawiedliwości, ściganiu i rozliczeniu rosyjskich zbrodniarzy wojennych. Wreszcie, Zełenski potrzebuje wsparcia w odbudowie kraju. Podjęcie rozmów pokojowych powinno wiązać się z wycofaniem rosyjskich wojsk z Ukrainy? - Z naszej perspektywy droga do pokoju jest jasna: Rosja musi się wycofać. Ale nie można traktować tego jako warunku wstępnego. Musimy przekonać kraju globalnego Południa, że to, co robi Moskwa w Ukrainie, to imperializm. A powstrzymanie tego konfliktu leży w ich interesie. - Gdyby (prezydent Chin - red.) Xi Jinping chciał powstrzymać wojnę, mógłby zadzwonić do Putina i powiedzieć: "dość". Chiny mogłyby zrobić wiele, by powstrzymać walki, ponieważ mają silną pozycję wobec Rosji. Uważa pan, że Wołodymyr Zełenski otwiera drzwi do negocjacji Rosji pod presją Chin i globalnego Południa? - Zełenski uważał, że pierwsza faza rozmów powinna odbyć się bez udziału agresora. Teraz jednak doszliśmy do momentu, w którym negocjacje muszą się rozpocząć. Rzeczywistość jest taka, że jeśli chce się zaangażować Chiny i kraje globalnego Południa w proces pokojowy, Kreml także musi być jego uczestnikiem. - Na Zachodzie często zapominamy, że 141 krajów potępiło rosyjską agresję na Ukrainę w pierwszym głosowaniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ po inwazji, ale tylko około 40 państw przyjęło sankcje. Nie zrobił tego żaden kraj Ameryki Łacińskiej ani Afryki. A w Azji tylko Japonia, Korea Południowa i Singapur. Możliwe, by Rosja zgodziła się negocjować inaczej niż żądając kapitulacji Ukrainy? - Zrezygnowałem z prób odgadnięcia, co zrobi Rosja, ponieważ w większości przypadków nasze przewidywania są błędne. Atakując Ukrainę, Putin popełnił już największy geopolityczny i taktyczny błąd w najnowszej historii. Przecenił własne możliwości wojskowe, a nie docenił możliwości Ukrainy i jedności Zachodu. - Ukraina zbliżyła się do Europy. Putin zjednoczył UE i spowodował rozszerzenie NATO o Finlandię i Szwecję, co znacznie wzmocniło Sojusz Północnoatlantycki. - Nie wiem, co zrobi Putin. Nie jestem pewien, czy zgodzi się na negocjacje. Ale za pięć lat potencjał militarny Rosji będzie na tym samym poziomie, co przed wojną, ponieważ udało jej się rozwinąć gospodarkę wojenną. Jeśli więc szukamy porozumienia, nie ma miejsca na zwykłe ustępstwa. Obawia się pan wygranej Donalda Trumpa w listopadowych wyborach prezydenckich w USA? - Nie boję się już niczego. Akceptuję rzeczywistość i dostosowuję się do niej. Dla nas Stany Zjednoczone są tak ważnym sojusznikiem, że w interesie mojego kraju jest dogadanie się z kimkolwiek, kto będzie im przewodził. - Jeśli spróbuję spojrzeć na sprawę pozytywnie, Donald Trump miał rację, zmuszając Europejczyków do zwiększenia wydatków na obronność. W 2014 r. tylko trzy kraje przeznaczały 2 proc. swojego PKB na ten cel. Teraz to już 23 państwa. - Trump zwiększył również amerykańską obecność w Europie podczas swojej prezydentury. Amerykański izolacjonizm istnieje i jest odczuwalny kosztem organizacji multilateralnych. Ale Stany Zjednoczone bardzo ostrożnie podchodzą do swoich interesów w polityce zagranicznej i dbają o strategiczne sojusze. - Nie wierzę, że Amerykanie porzucą Europę, ponieważ w ich interesie jest pozostanie supermocarstwem. Potrzebują Starego Kontynentu do projekcji swojej potęgi na Bliskim Wschodzie, w Azji i Afryce. To się nie zmieni pod ewentualnymi rządami Donalda Trumpa. Opowiada się pan za utworzeniem bazy NATO lub batalionu Sojuszu w Finlandii? - Poprosiliśmy o dowództwo wielonarodowych struktur dowódczych NATO, obejmujących wojska lądowe. Byłby to niewielki kontyngent liczący około 100 oficerów. Skorzystamy także z wysuniętej obecności sił lądowych, dziewiątych pod względem wielkości w ramach Sojuszu. - Wnosimy więcej bezpieczeństwa do Sojuszu, niż "konsumujemy". Ważne jest dla nas, że mamy już 900 tys. mężczyzn i kobiet, którzy odbyli służbę wojskową. W czasie wojny możemy zmobilizować 290 tys. ludzi w ciągu tygodnia. - Przed przystąpieniem do NATO inwestowaliśmy znaczne środki we własną obronę, by chronić naszą 1300-kilometrową granicę z Rosją. A teraz prowadzimy wiele ćwiczeń z Amerykanami i naszymi europejskimi sojusznikami. --- Więcej ciekawych historii z całego świata w każdy piątek w Interii --- Artykuł przetłumaczony z "Le Monde". Autor: Philippe Ricard Tekst w oryginale dostępny na stronie "Le Monde" Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!