Łukasz Rogojsz, Interia: Kibicuje pan jednej liście opozycji? Na razie mocno "pompuje" to Konfederację. Sławomir Mentzen: - Jak najbardziej. Trzy listy - nasza, Prawa i Sprawiedliwości oraz zjednoczonej opozycji - sprawiają, że jeżeli ktoś nie chciałby głosować ani na PiS, ani na sojusz Tuska z Zandbergiem, to musiałby wybrać nas. Wolelibyście współrządzić z PiS-em czy Platformą? - W tym momencie żadna z tych partii nie wygląda na godną tego, żebyśmy zawiązali z nią koalicję. Mamy swój program i chcemy ten program zrealizować. Po wyborach zobaczymy, kto będzie chciał zrealizować nasz program i będzie w tym bardziej zdeterminowany. Rozmawialiście z PiS-em albo Platformą o ewentualnym sojuszu powyborczym? - Nie. Niektórzy dziennikarze puszczali już informacje, że rozmawiamy z PiS-em na temat koalicji. Żadne tego typu rozmowy się nie toczyły i nie toczą, to było kłamstwo. Donald Tusk nie zostawia na panu i Konfederacji suchej nitki. Wpycha was w objęcia PiS-u, wypomina też niesławną "piątkę Konfederacji", którą ogłosił pan w 2019 roku. Powiedział pan wtedy: "Nie chcemy Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej". - Jak już wielokrotnie mówiłem, to nie są moje poglądy. Mówiłem wtedy tylko, że takie hasła najlepiej się rozchodzą. Nigdy takich haseł nigdzie nie używaliśmy. Tusk świadomie kłamie, twierdząc, że to jest mój program. Tusk mówi też, że chcecie wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej: "Jeśli Konfederacja i PiS będą w Polsce rządzić po następnych wyborach, to znaczy, że są to ostatnie lata obecności Polski w UE". Jest pan za wyjściem Polski z UE? - Tusk ponownie kłamie. Jestem zwolennikiem swobodnego przepływu osób, kapitału, towaru i usług. Nie podobają mi się jednak te szalone plany klimatyczne, które doprowadzą do radykalnego podniesienia kosztów życia w Polsce, do zniszczenia naszego przemysłu i rolnictwa. Polska nie jest przygotowana na tę rewolucję, musimy to odkręcić. PiS-owi też pan podpadł i publicznie obrywa od polityków obozu władzy, ale w kuluarach można usłyszeć, że Konfederacja to plan B PiS-u na utrzymanie się przy władzy po wyborach. - Nie znam planów PiS-u. My takich rzeczy nie planujemy. Widziałby pan siebie w jednym rządzie z Jarosławem Kaczyńskim i Zbigniewem Ziobrą? Janusz Kowalski przyznał w Radiu Plus, że mógłby być pan u nich ministrem finansów. - Z Kaczyńskim i Ziobrą nie chcę mieć nic wspólnego. Jednak w polityce nigdy nie można niczego wykluczyć. Może poza sojuszem z Lewicą, z którą dzieli nas absolutnie wszystko. O reszcie zadecyduje przyszłość i wynik wyborów. Nie palimy się do koalicji z kimkolwiek. Zresztą naszym celem na najbliższe wybory wcale nie jest wejście do rządu. To do czego się wam spieszy? - Bardzo chcielibyśmy dostać 60 proc. głosów i samodzielnie zmieniać Polskę na lepsze, ale na razie jeszcze się na to nie zanosi. Co będzie za pięć lat albo za dziewięć, tego nie wiem. Konfederacja jest bardzo młodą partią - ja mam 36 lat, Robert Winnicki 37, Krzysztof Bosak 40. Jesteśmy o co najmniej pokolenie młodsi od Kaczyńskiego i Tuska. Nasz czas prędzej czy później przyjdzie. To my jesteśmy przyszłością. Dlatego nigdzie nam się nie spieszy. To jaki jest cel Konfederacji na jesień? - Dwucyfrowy wynik i przynajmniej 40 posłów w Sejmie. Ambitnie. Dzisiaj jesteście na fali i sondaże dają wam realne szanse na taki wynik. Tyle że będąc na świeczniku, trudno się schować. Wasi polityczni rywale już wyciągają panu pamiętne 100 ustaw Mentzena. Wśród nich takie propozycje jak: nierozerwalne małżeństwo, akceptacja dla kar cielesnych wobec dzieci, brak kar za propagowanie ideologii totalitarnych. - Jeżeli już zajmujemy się archeologią, to lepiej dla wszystkich by było, gdyby dziennikarze zajęli się tym, że Morawiecki obiecywał, że nie będzie zamykania polskich kopalń, a wchodząca właśnie dyrektywa metanowa zamknie 80 proc. z nich. Dlaczego na stronie z ustawami nie można już znaleźć tych propozycji? Wstydzi się ich pan? - To były propozycje z 2019 roku. Sporo z nich jest już nieaktualnych. Nie pamiętam, żebym podjął decyzję o ich usunięciu. Teraz jesteście na fali, bo schowaliście Janusza Korwin-Mikkego i Grzegorza Brauna. Pierwszy to wielki fan Rosji i Władimira Putina, drugi od lat słynie z antysemickich wypowiedzi. - Ani kwestie żydowskie, ani wschodnie nie będą pierwszorzędne w planie na kampanię wyborczą, który właśnie układamy. Możliwe, ale zwłaszcza o wojnę ludzie na pewno będą was pytać. Polacy chcą wiedzieć, że władza jest odpowiedzialna i zapewni im bezpieczeństwo. - Kiedy tylko Putin zaatakował Ukrainę, rada liderów Konfederacji wystosowała oświadczenie, że wspieramy Ukrainę i mamy nadzieję, że Ukraina wygra wojnę z Rosją. Nic się w tej sprawie nie zmieniło. Zmieniło to, że prorosyjskie i antyukraińskie tyrady Korwin-Mikkego i Brauna puściły z dymem ten listek figowy. Nie potępialiście ich, udawaliście, że nie ma problemu i dzisiaj macie opinię piątej kolumny Kremla. - To nie był listek figowy, tylko nasze stanowisko, które się nigdy nie zmieniło. Nie zgadzam się z pana oceną. Schowanie Korwin-Mikkego i Brauna na czas kampanii to jedno. Jaka jest reszta planu? Media społecznościowe, w których Konfederacja jest bardzo silna? - W TVP nie byłem już ponad dwa lata, w TVN nie byłem ponad trzy lata. Skoro duże telewizje, pomijając Polsat, nie chcą mnie zapraszać, a muszę utrzymywać kontakt z wyborcami, to jestem skazany na media społecznościowe. Rozwijam je od wielu lat, z dużą konsekwencją, a teraz zbieram tego efekty. Podobnie zresztą jak cała Konfederacja, to nasza świadoma strategia. To wasz złoty bilet do pierwszoligowej polityki? - Zobaczymy jesienią. Co jeśli przeceniacie wpływ social mediów na wynik wyborczy? Może dla młodych Polaków jest pan tylko rozrywką - śmiesznym gościem z sieci, który chce, żeby Kaczyński zrobił fikołka albo który chwali się lodówką na napoje w swoim biurze? - TikTok charakteryzuje się tym, że daje dużą rozpoznawalność, ale rzeczywiście nie wywołuje zaangażowania wśród widzów. Tutaj YouTube i Facebook działają znacznie lepiej. Jaki będzie efekt naszych działań, zobaczymy jesienią. Zna pan w ogóle swoich wyborców, wyborców Konfederacji? Wie pan, do kogo mówicie? - Tak, zrobiliśmy zarówno badania ilościowe, jakościowe, jak również fokusowe. Spotykamy się też z wyborcami na co dzień. Wiemy, po jakich wyborców ruszamy. Wiemy, komu i w jaki sposób musimy ich odbić. No więc? Komu i jak chcecie ich odbić? - Nie zamierzam zdradzać takich szczegółów na tym etapie kampanii. A zdradzi pan, kim jest ten wyborca, który już przy was jest? - To głównie młodzi ludzie przed 40. rokiem życia. Znacznie częściej mężczyźni niż kobiety. Jeśli chodzi o miejsce zamieszkania, to mówimy i o wsi, i średnich miastach, i metropoliach. To wolnorynkowcy, konserwatyści, eurosceptycy. Ostatnio obserwujemy przypływ wyborców centrowych, którzy rozczarowali się Platformą, a później Hołownią. W zasadzie tylko wśród seniorów, a więc osób powyżej 65. roku życia, jest problem. W tej grupie nasze poparcie oscyluje wokół zera. To największa grupa elektoratu, w dodatku bardzo zmobilizowana wyborczo. Nie powinniście zwrócić się także do nich? - Problem polega na tym, że nie mam z seniorami kanałów komunikacji. Jestem silny w mediach społecznościowych, a oni z nich nie korzystają. Seniorzy oglądają TVP i TVN, a mnie w tych telewizjach nie ma. Są też w świecie rzeczywistym. Można na przykład do nich wyjść. - Ale jak? Na targ, do sklepu, na ulicę. Politycy tak robią. - Ilu seniorów spotkam na targu? To już od pana zależy. - Załóżmy, że 15 albo 20, jeśli poświęcę dwie godziny. To ile czasu musiałbym poświęcić, żeby pozyskać ich 100 tys. albo milion. Nie zdążyłbym do emerytury. Konfederacja to chyba nie jest partia jednoosobowa? Sławomir Mentzen nie musi robić wszystkiego sam. - Z wyborcami powyżej 65. roku życia nie mam komunikacji masowej. Nawet gdybym miał dla nich idealną ofertę, to oni o niej nie usłyszą. A ma ją pan? - Nie mam, ale nawet gdybym miał, toby o niej nie usłyszeli. Nie uważa pan, że to problem? Wybory wyborami, ale to olbrzymia część społeczeństwa. - Mam ograniczone zasoby. Moja doba ma 24 godziny, budżet na kampanię też jest ograniczony. Muszę inwestować w grupy i działania, które dają najlepszą stopę zwrotu. Czyli seniorzy to kiepska inwestycja dla Konfederacji? - Brzydko powiedziane. Bardzo szanuję seniorów, ale nie mam dla nich oferty ani nie mam z nimi wspólnego języka. Nie rozumiem ich, nie znam, nie mam z nimi kontaktu. Nie jestem w stanie ich pozyskać. Seniorzy powinni się obawiać Konfederacji u władzy? Tego, że skasowalibyście np. 13. i 14. emeryturę? - Na pewno nie przeznaczalibyśmy tylu pieniędzy na programy socjalne co PiS. Ale nie jesteśmy straszni i nie zamierzamy nikomu grozić. Nikt nie musi się nas obawiać. Co byśmy zostawili, a co skasowali, tego jeszcze nie wiem, bo nie mamy tego policzonego. Co z kobietami? To już chyba grupa elektoratu, z którą powinniście mieć kontakt. - Tu już jest lepiej. To spora część mojego audytorium na Instagramie i TikToku - średnio 30 proc., w niektórych przypadkach nawet 50. Dużo więcej niż na Twitterze i Facebooku. Dzięki TikTokowi mogę pozyskiwać kobiety. Jaką ofertą chcecie je pozyskać? Macie opinię partii antykobiecej, obyczajowych ultrakonserwatystów uprzedmiotawiających kobiety. Z kolei młode Polki, czyli te najaktywniejsze w mediach społecznościowych, są poglądowo mocno lewicowe. - Aborcja w praktyce nikogo nie interesuje i nie wpływa na niczyje życie. Kobiety, podobnie jak mężczyźni, płacą wysokie podatki, stoją w kolejkach do szpitali i przychodni, męczą się z naszym niesprawnym sądownictwem, urzędami, biurokracją. Kobiety mają w Polsce w dużej mierze te same problemy co mężczyźni. W przypadku mężczyzn rząd nie decyduje o ich zdrowiu i ciele. - Rząd zabrania zabijania dzieci zarówno kobietom, jak i mężczyznom. Tutaj jest równowaga. To, co pan mówi o tematach, które interesują kobiety, jest nieprawdziwe. Setki tysięcy Polek protestujących na ulicach polskich miast przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego każe mi się jednak z panem nie zgodzić. - Ilu aborcji dokonuje przeciętna Polka w trakcie swojego życia? A podatki płaci co miesiąc. VAT nawet codziennie, jak jest na zakupach. Są rzeczy, które naprawdę wpływają na czyjeś życie i to codziennie, a są rzeczy, które nie wpływają na większość Polek. Aborcja to wymyślony problem, sprawa marginalna. I to mówi pan tym młodym Polkom na TikToku? Że nie ma problemu, pogadajmy o podatkach? - W ogóle nie rozmawiam z nimi o aborcji. Ten temat interesuje tylko dziennikarzy i polityków. To o czym pan z tymi młodymi Polkami rozmawia? - O podatkach, biurokracji, kolejkach do lekarza, drożyźnie. O tym, że Unia Europejska chce zakazać samochodów spalinowych i zmusić Polaków do remontu domów. Tym żyją Polacy, o tym chcą rozmawiać. Aborcja czy Jan Paweł II to tematy, które interesują media i polityków, którym zależy na wojnie ideologicznej jednych z drugimi. Skoro wspomniał pan o Janie Pawle II, to jakie miejsce w państwie rządzonym albo współrządzonym przez Konfederację miałby Kościół katolicki? Dokonalibyście rozdziału państwa od Kościoła? - Kolejny temat, który nie ma żadnego wpływu na nasze życie. Kościół ma ogromy wpływ na politykę w Polsce. Co za tym idzie - również na życie Polaków. - Każdy ma jakiś wpływ na politykę, w zależności od sił i środków, którymi dysponuje. Mielibyśmy zakazać komuś zabierać głos w sprawach publicznych? Nie wiem, do czego pan zmierza. Do tego, żeby udzielił pan odpowiedzi na pytanie. Rozdział państwa od Kościoła czy sojusz tronu z ołtarzem? - Nie jestem za tym, żeby jakiejkolwiek organizacji zabraniać głosić poglądy, posiadać własność czy kogoś do czegoś przekonywać. Widzę, że pan nie odpowie. To inaczej: czy Konfederacja jest za opodatkowaniem kleru i likwidacją Funduszu Kościelnego? - Fundusz Kościelny jest odszkodowaniem za ziemię i nieruchomości, które państwo Kościołowi zabrało. Gdyby oddać te nieruchomości, to wtedy można ten fundusz zlikwidować. Nigdy nie będziemy popierać zabierania komuś jego własności. Niezależnie kogo to będzie dotyczyć. - Co do opodatkowania, to duchowni są przecież opodatkowani. Jeśli ksiądz uczy religii, to płaci podatki. "Tacy" opodatkować nie można, bo to darowizna, a darowizny w Polsce opodatkowane nie są. To nie jest tak, że tylko Kościół nie płaci podatków od darowizn, nikt ich nie płaci. Nie o tym mówimy. Mówimy o systemowym podejściu do kleru i uprzywilejowaniu względem zwykłych podatników. Po pierwsze, duchowni mają bardzo niski podstawowy przychód, ale wiele opcji nieopodatkowanego dorabiania. Po drugie, duchowni nieprowadzący działalności gospodarczej płacą wyłącznie 20 proc. składki ZUS, resztę opłaca Fundusz Kościelny (czyli de facto państwo). Po trzecie, składkę zdrowotną duchownych w całości opłaca Fundusz Kościelny. Po czwarte, duchowni otrzymują podwójną emeryturę - z ZUS-u i Funduszu Kościelnego. I mógłbym tak wyliczać. To chyba nie jest sprawiedliwe? - Powtarzam, że Fundusz Kościelny powstał jako rekompensata za zabrane Kościołowi przez państwo ziemie. Jeżeli ktoś chce zlikwidować tę rekompensatę, to powinien też oddać zabrany wcześniej majątek. Konfederacja mało mówi o tym, jak wyglądałaby jej Polska. Ograniczacie się do zapewnień, że byłoby łatwiej, sprawniej, lepiej. Macie odpowiedzi na największe wyzwania, przed którymi stoi dzisiaj Polska: kryzys demograficzny, kryzys mieszkaniowy, naprawa systemu opieki zdrowotnej, ochrona praw pracowniczych, transformacja energetyczna? - Polska Konfederacji to byłoby piękne państwo. Mieszkania byłyby w naszym państwie tańsze niż obecnie, bo nie byłoby całego mnóstwa bzdurnych regulacji, które sztucznie zawyżają ceny mieszkań. Podatki byłyby dużo prostsze - ustawa o PIT miałaby 10 stron, a ustawa o VAT może 60-70. Urzędnicy nie służyliby do tego, żeby gnębić przedsiębiorców, tylko żeby pomagać Polakom. Polska byłaby państwem suwerennym, które nie zgadza się na każdą głupotę przychodzącą z UE. W Unii twardo byśmy negocjowali i, w przeciwieństwie do obecnego rządu, wetowali niekorzystne dla Polski rozwiązania. Co na przykład? - Na pewno nie zgodzilibyśmy się na powiązanie KPO z praworządnością. Na samo KPO też byśmy się nie zgodzili, zawetowalibyśmy to na starcie i nikt nie dostałby tych pieniędzy. Nie byłoby też naszej zgody na zadłużanie się przez UE, nakładanie nowych podatków, pakiet klimatyczny, przymusowe remonty mieszkań i domów czy zakaz sprzedaży samochodów spalinowych. A co z kryzysem mieszkaniowym i prawami pracowniczymi? To superważne rzeczy dla młodych ludzi, czyli waszego podstawowego elektoratu. PiS chce dopłacać do kredytów hipotecznych, Tusk mówi, że mieszkanie jest prawem, nie towarem i chce dopłacać do kredytów jeszcze więcej. Czego chce Konfederacja? - Rynek mieszkań, jak każdy inny rynek, ma stronę popytu i podaży. Jeżeli stymulujemy popyt, na przykład poprzez tańsze kredyty, to zwiększamy ceny mieszkań przy zachowaniu ich dotychczasowej liczby. To bardzo głupi i szkodliwy program. Żeby zwiększyć dostępność mieszkań, trzeba po prostu zwiększyć ich liczbę. Zadziałać na stronę podażową, ułatwić budowanie mieszkań poprzez likwidację mnóstwa zbędnych przepisów. Przepisy budowlane wprowadzone po 2014 roku sprawiły, że ceny nowych mieszkań są wyższe o 30 proc. Państwo powinno być graczem na rynku nieruchomości, powinno budować mieszkania na wynajem albo z dojściem do własności? - Nie, ponieważ państwo się na tym nie zna. Czyli oddać wszystko w ręce prywatnych deweloperów? - Tak. I nie utrudniać im życia tak, jak to ma miejsce obecnie. Myśli pan, że prywatni deweloperzy, gdyby ograniczyć biurokrację, zadbaliby o Polaków, którzy mieszkań nie mają? - Zadbaliby o swój zysk. Chcieliby wybudować i sprzedać więcej mieszkań. W każdej branży jest dokładnie to samo - jeśli poprzez regulacje zwiększamy koszty produkcji czegoś, to taka rzecz staje się droższa albo trudniej dostępna. Deweloperzy, jak wszyscy inni przedsiębiorcy, muszą dbać o klienta. Jeśli nie będą tego robić, to zbankrutują. Chyba że jest taki głód mieszkaniowy jak w Polsce, każda dziura znika w mgnieniu oka, więc można bezkarnie windować ceny mieszkań. - Gdyby było tak, jak pan mówi, to ceny mieszkań byłyby jeszcze wyższe. Jeśli chcemy mieć więcej mieszkań, musimy zwiększać podaż mieszkań, a nie jeszcze bardziej stymulować popyt na nie.