Konfederacja nie jest bez szans. Pośród chaosu i znużenia dotychczasową polityką pęcznieje zapotrzebowanie na proste diagnozy i jeszcze prostsze recepty. Może i pochodzą one po części z brunatnego lamusa, a po części z infantylnego pamiętniczka zbuntowanego nastolatka, ale w czasach wojennych znów zaczynają mieć wzięcie zwłaszcza wśród młodych ludzi. To groźny symptom, z którego obóz proeuropejski nie wyciągnął jeszcze żadnych wniosków. Ale Konfederacja - partia, która twierdzi, że jest przeciw wszystkim siłom politycznym, formacja anarchicznego protestu - jest odpowiedzią na o wiele poważniejszy problem, niż tylko niemoc aktualnej opozycji. Tak jak PiS trafił przede wszystkim do przegranych i wykluczonych z transformacyjnego sukcesu III RP, tak skrajna prawica przyciąga już nie tylko swój tradycyjny nacjonalistyczno-libertariański elektorat, ale również tych, których nie tyle uwodzi ksenofobia i rządy silnej ręki, ile rozczarowują współczesne obyczaje liberalnej demokracji i zniechęca ślepy postęp. Ci, których nie potrafiło zagospodarować umiarkowane centrum, bo samo straciło busolę, stają się łatwiejszym łupem dla skrajnej prawicy. Bunt przeciw poprawności politycznej Postępowa lewica, która sprawuje dziś rząd dusz pośród zachodnich elit, nie uwiodła wszystkich. Jest spora grupa liberalnych, centrowych, konserwatywnych wyborców, którzy mają dość poprawności politycznej reglamentującej nawet poczucie humoru. Odstręcza ich nowy purytanizm, który seksualność wymieszał z ideologią. Nie chcą wymazywania z przestrzeni publicznej postaci i dzieł, które nie spełniają surowych norm nowej inkwizytorskiej moralności. Uciekają przed "przebudzonymi", którzy najchętniej wykasowaliby z historycznej pamięci wszystko, co nie pasuje do ich wizji nowego urojonego świata bez grzechu i bez miłosierdzia. Ta część elektoratu, która wcale nie identyfikuje się z prawicą, może być uwiedziona przez wolnościową fasadę właśnie takich partii jak Konfederacja, bo gdzie indziej nie ma dla takich ludzi oferty albo jest nieprecyzyjnie wyartykułowana. Balcerowicz pyta Tuska o Konfederację Konfederacja jest zlepkiem ekscentrycznych wizji politycznych, pośród których prorosyjskie arlekinady mieszają się z ksenofobicznymi pohukiwaniami o wielkiej Polsce, skrajnym liberalizmem gospodarczym oraz antynaukowymi teoriami, ale jest to właśnie raj dla zagubionego i rozczarowanego wyborcy. A według Leszka Balcerowicza jest to także partia, która zyskuje, ponieważ główne siły polityczne ścigają się na rozdawniczy populizm. "Na kogo mają głosować ludzie, którzy mają wolnorynkowe poglądy i nie lubią, gdy traktuje się ich jak idiotów?" - zapytał na Twitterze, kierując swe słowa do Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej. Inni pytają, na kogo mają głosować ludzie, którzy uważają, że europejski pacyfizm nie obroni ich przed wojną, która jest u bram. Oto lęki, które pompują Konfederację, bo nie znajdują aksjologicznej odpowiedzi po stronie opozycyjnej. Aleksander Hall zwrócił w "Rzeczpospolitej" uwagę, że na sporze o przeszłość Karola Wojtyły zyskała przede wszystkim formacja Jarosława Kaczyńskiego, a straciła opozycja. A to według niego oznacza, że "polskiej opozycji potrzebny jest możliwie najsilniejszy ośrodek polityczny, który będzie się przeciwstawiał próbom dekonstrukcji naszej kultury i świadomości narodowej". Być może taki ośrodek powinien także znaleźć przestrzeń na refleksję o tym, dlaczego wyborcy, którzy tradycyjnie uciekają od skrajności, coraz chętniej udają się na emigrację wewnętrzną. I nie planują powrotu do świata, w którym Konfederacja właśnie poczuła zapach władzy. Przemysław Szubartowicz