Po raz pierwszy PiS zgłosił pomysł powołania komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne jesienią ubiegłego roku. Jako zakres czasowy prac komisji wskazano lata 2007-2022, a więc dwie kadencje, gdy władzę sprawował rząd PO-PSL oraz niepełne dwie kadencje, gdy rządzi Zjednoczona Prawica. Twór ma działać na wzór komisji weryfikacyjnej, badającej sprawę warszawskiej reprywatyzacji. Nie będzie to zatem klasyczna komisja śledcza, działająca jako organ sejmowy, lecz zupełnie osobny organ administracyjny. Gotowy projekt ustawy został złożony w Sejmie przez posłów PiS 1 grudnia ubiegłego roku. Pierwsze czytanie projektu odbyło się już 13 grudnia. Sejm uchwalił ustawę 14 kwietnia 2023 roku. Miesiąc później, 11 maja ustawę odrzucił Senat. W miniony piątek Sejm, głosami posłów Zjednoczonej Prawicy, odrzucił sprzeciw Senatu, dzięki czemu ustawa trafiła na biuro prezydenta. Prezydent Andrzej Duda poinformował w poniedziałek, że ustawę podpisze i skieruje do Trybunału Konstytucyjnego w trybie kontroli następczej. Oznacza to, że jej przepisy wchodzą w życie, niezależnie od tego, kiedy zajmie się nią TK. Zbyt szerokie uprawnienia Główny i najczęściej pojawiający się zarzut dotyczy zbyt szerokich uprawnień komisji. Komisja może analizować m.in. czynności urzędowe, tworzenie, powielanie, udostępnianie informacji osobom trzecim; wpływanie na treść decyzji administracyjnych; wydawanie szkodliwych decyzji; składanie oświadczeń woli w imieniu organu władzy publicznej lub spółki; zawieranie umów czy dysponowanie środkami publicznymi. W ustawie czytamy także, że właściwie wszystkie instytucje i organy państwa, począwszy od ABW przez CBA, Prokuraturę Generalną, NIK, Sąd Najwyższy po jednostki samorządu mają obowiązek zapewnienia komisji dostępu do swoich dokumentów i materiałów. Także tych archiwalnych oraz zawierających informacje niejawne czy tajemnice spółek. Dotyczy to np. materiałów akt sądowych na różnych etapach postępowania czy informacji z działań operacyjnych. Co więcej, szef komisji może wystąpić do prokuratora z wnioskiem o przeszukanie pomieszczeń czy zajęcie rzeczy w celu zabezpieczenia dowodu w sprawie. Komisja, jak czytamy, przeprowadza także czynności sprawdzające oraz prowadzi postępowanie. To wszystko - jak podkreślają krytycy - sprawia, że komisja ma uprawnienia takie same jak policja, służby specjalne, prokuratura, a nawet sądy. Niejasne spektrum działania komisji Komisja w założeniu ma prowadzić postępowania mające na celu wyjaśnianie działalności osób będących w latach 2007-2022 ważnymi politykami bądź urzędnikami państwowymi, które mogły podejmować decyzje lub konkretne działania pod wpływem rosyjskim. W ustawie o komisji znalazł się jednak także zapis dotyczący tego, że komisja może badać wpływy rosyjskie na działalność także "osób innych", o ile "w istotny sposób oddziaływały one na bezpieczeństw wewnętrzne lub godziły w interesy RP". Zakres możliwego oddziaływania jest bardzo nieostry, bo dotyczy m.in. wpływu na środki masowego przekazu, rozpowszechniania fałszywych informacji czy działalności stowarzyszeń, fundacji, związków zawodowych. To może otwierać pole do nadużyć, czego zdaniem niektórych przykładem były słowa Jarosława Kaczyńskiego skierowane do reportera TVN. Prezes PiS po pytaniu dziennikarza o to, czy jako szef partii ma zaufanie do ministra obrony narodowej po sytuacji z zagubioną rakietą pod Bydgoszczą, odpowiedział, że "jest zmuszony traktować go jako przedstawiciela Kremla, bo tylko Kreml chce, żeby ten pan (Mariusz Błaszczak - red.) przestał być ministrem obrony narodowej". Opozycja przekonuje, że idąc tym tokiem rozumowania, autora każdego nieprzyjaznego dla władzy pytania będzie można postawić przed komisją, uznając, że działa na rzecz Rosji. Środki zaradcze. Eliminacja z polityki? Ustawa daje komisji prawo do stosowania "środków zaradczych". Wśród nich znajduje się cofnięcie poświadczenia bezpieczeństwa lub nałożenie zakazu otrzymania takiego poświadczenia na okres 10 lat. Środkiem zaradczym w gestii komisji jest także wydanie zakazu pełnienia funkcji publicznych na 10 lat, a także cofnięcie pozwolenia na broń lub zakaz posiadania takiego zezwolenia. W tym punkcie opozycja dopatruje się prawdziwej intencji powołania komisji, dlatego nowe przepisy funkcjonują pod hasłem "lex Tusk". Posłowie opozycji mówią też o ustawie "dorwać Tuska". Powołują się przy tym m.in. na wpis Janusza Kowalskiego, polityka Suwerennej Polski, który napisał na Twitterze, że jego celem od kilkunastu lat jest "postawić Tuska przed Trybunałem Stanu za współpracę z Rosją Putina w latach 2007-2014". Prezydent Andrzej Duda, ogłaszając podpis pod ustawą, odpowiadał, że w jego ocenie "ustawa nie przewiduje, aby werdykt komisji eliminował z życia publicznego czy politycznego". - Jest możliwość skorzystania z drogi sądowej. W istocie zatem, aby można było rozstrzygnąć ostatecznie o kwestii odpowiedzialności, tutaj będzie w tej sprawie wypowiadał się sąd i - w moim przekonaniu - jest to bardzo silna gwarancja konstytucyjna, co do możliwości odwołania się do dwuinstancyjnego sądowego postępowania - stwierdził Andrzej Duda. Kto wejdzie w skład komisji W skład komisji ma wchodzić dziewięciu członków, powoływanych i odwoływanych przez Sejm. Przy czym nie muszą to być parlamentarzyści. Przewodniczącego komisji wybierze premier. Komisja jest organem administracji publicznej, a jej obsługę merytoryczną, prawną, organizacyjno-techniczną oraz kancelaryjno-biurową zapewnia Kancelaria Premiera. Budżetem komisji dysponuje szef Kancelarii Premiera. O finalnym składzie komisji zdecyduje więc aktualna większość rządząca. Kolejne partie opozycyjne już zapowiadają, że nie zgłoszą do niej swoich przedstawicieli. Jak podkreślają politycy PiS, komisja może działać po wyborach i to jest jej przewaga nad sejmową komisją śledczą, która zakończyłaby działanie wraz z końcem kadencji. Pierwszy raport z prac komisji ma zostać przedstawiony 17 września, podobne raporty mają być prezentowane każdego roku. Co ciekawe, w ustawie znalazł się przepis, który mówi, że "członkowie komisji nie mogą być pociągnięci do odpowiedzialności za swoją działalność wchodzącą w zakres sprawowania funkcji w komisji". Krytycy powstania komisji mówią wprost, że to gwarancja bezkarności dla wszystkich, którzy będą w niej zasiadać, niezależnie od trafności podejmowanych decyzji. Nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych kary Komisja może nakładać kary finansowe na świadków lub biegłych, którzy mimo wezwania nie stawią się na rozprawę "bez uzasadnionej przyczyny". Kara finansowa może spotkać także każdego, kto opuści rozprawę komisji przed jej zakończeniem lub "odmówi składania zeznań czy wydania opinii, a komisja uzna, że zrobił to "bezzasadnie". Grzywna przewidziana przepisami może wynosić do 20 tys. zł., a w przypadku ponownego niezastosowania się do wezwania do 50 tys. zł. W razie niestawiennictwa komisja może także zwrócić się do prokuratury z wnioskiem o zatrzymanie i przymusowe doprowadzenie na posiedzenie komisji. Jawność czy niejawność Politycy partii rządzącej tłumaczą, że powołanie komisji ma na celu zwiększenie transparentności życia publicznego. Sęk w tym, że z tą jawnością posiedzeń komisji sprawa wcale nie jest tak oczywista. Z jednej strony rozprawy przed komisją mają być jawne. Z drugiej jednak komisja może wyłączyć jawność rozprawy ze względu na szereg powodów m.in. bezpieczeństwa państwa, zagrożenie spokoju, moralności, porządku, życie rodzinne. Podobnie jest z obecnością mediów. Komisja określa warunku ich udziału w rozprawie, co znaczy, że może je wyprosić np. gdy uzna, że obecność dziennikarzy może "oddziaływać krępująco na zeznania świadka". Komisja, jak czytamy w ustawie, może też zwolnić zeznających przed nią świadków np. urzędników z tajemnicy państwowej, także jeśli idzie o posiadanie informacji o klauzuli tajności "tajne" lub "ściśle tajne". Jeśli zajdzie uzasadniona potrzeba "ochrony ważnych interesów" lub "bezpieczeństwa wewnętrznego", państwa komisja może domagać się ujawnienia faktów, chronionych także tajemnicą notarialną, adwokacką, radcowską, lekarską czy dziennikarską. Wyjątkiem jest tajemnica spowiedzi dotycząca duchownych. Kamila Baranowska