Tam, gdzie zrobione zostają dwa kroki do przodu, musi pojawić się kroczek w tył. Tusk publicznie zaprosił wszystkich na swój marsz, a kiedy Hołownia i Kosiniak-Kamysz publicznie wyrazili wątpliwość, czy ogłoszony w taki sposób marsz jest rzeczywiście krokiem ku partnerskiej współpracy, zostali zaatakowani za "rozbijanie jedności opozycji". Udział w marszu 4 czerwca zapowiedzieli niektórzy politycy Nowej Lewicy. Nie wiadomo na ile reprezentatywni dla swojej formacji, gdyż jednoznaczną deklarację uczestnictwa złożył Robert Biedroń, Włodzimierz Czarzasty wydał z siebie dość niejasne błogosławieństwo opozycyjnej jedności, a z okolic Adriana Zandberga dobiega tradycyjny antyliberalny łomot. Tymczasem obóz władzy nadal prowadzi politykę przerzucania odpowiedzialności za własne błędy na innych i przejmowania na siebie czyichś zasług oraz wykonanej przez kogoś innego ciężkiej pracy. Winą za wielomiesięczny bałagan rządu z ukraińskim zbożem została obciążona Unia Europejska. Winni drożyzny są Putin i Tusk. Ta sama para jest też winna katastrofy smoleńskiej, a PiS przepchnął właśnie przez Sejm projekt komisji śledczej mającej obciążyć obu panów odpowiedzialnością za wszystkie pozostałe niedokonania PiS-owskiego państwa, np. w obszarze energetyki. Rok temu, w odpowiedzi na kryzys wywołany przez wojnę na Ukrainie i sankcje, PiS zapowiedział "powrót do polskiego węgla". W konsekwencji tej deklaracji wydobycie polskiego węgla spadło w ciągu ostatniego roku znacząco. Specjalna sejmowa komisja będzie się musiała mocno natrudzić, żeby przekonać choćby samą siebie, iż Tusk i Putin mają dziś większy wpływ na poziom wydobycia polskich kopalń, niż rząd Mateusza Morawieckiego i NSZZ "Solidarność". Jarosław Kaczyński rozpoczyna tymczasem przedwyborczą akcję przekonywania Polaków, że nikt inny tak jak PiS nie pomógł samorządom i małym ojczyznom. Tak naprawdę pierwsza reforma samorządowa, przywracająca w Polsce prawdziwy samorząd lokalny po paru dekadach komunistycznej centralizacji, została przeprowadzona w 1990 roku przez rząd Tadeusza Mazowieckiego, który Kaczyński, Morawiecki i bracia Karnowscy, w zależności od stanu własnych nerwów, zaliczają dzisiaj do rządów "niemieckich" albo "postkomunistycznych". Druga reforma samorządowa zwiększająca uprawnienia samorządu i zmieniająca jego odziedziczoną po PRL-u strukturę została przeprowadzona w 1999 roku przez rząd AWS-UW. Był to ostatni rząd wspierany przez szeroką koalicję dawnego solidarnościowego obozu, znów gromadzącą przez chwilę sensownych polityków od lewa do prawa, od "elit" do "ciemnogrodu". Przez pierwsze dwie dekady III RP wypracowano także mechanizmy gwarantujące samorządom własne dochody uniezależniające je od kaprysów władzy centralnej. Jarosław Kaczyński konsekwentnie nazywał każdą reformę samorządową "demontażem państwa". Nie była to prawda, bowiem zarówno po pierwszej, jak też po drugiej reformie, tak różniący się od siebie politycy jak Jan Maria Rokita (kiedy nie był jeszcze dzisiejszym operetkowym reakcjonistą, ale sensownym promodernizacyjnym szefem Urzędu Rady Ministrów przy Hannie Suchockiej) czy Leszek Miller (kiedy był szefem MSWiA, a później premierem rządu), konsekwentnie pracowali nad takimi reformami i takim wzmocnieniem władzy centralnej, które pozwoliłyby rządowi skutecznie wypełniać te funkcje, których samorządy w oczywisty sposób spełniać nie mogły (bezpieczeństwo, inwestycje centralne, polityka gospodarcza państwa...). Kiedy Jarosław Kaczyński nazywał budowanie samorządu lokalnego w Polsce "demontażem państwa", gdyż najbliższym mu modelem państwa był po prostu scentralizowany do granic absurdu PRL, jak zwykle nie rzucał słów na wiatr. Po roku 2015 PiS rozpoczęło konsekwentne niszczenie polskiego samorządu, odbierając mu uprawnienia i pozbawiając go dochodów własnych. Własne źródła finansowania samorządów były w coraz większym stopniu zastępowane przez przyznawane coraz bardziej arbitralnie subwencje i dotacje rządu, co miało pozwolić (i częściowo pozwoliło) na uzależnienie samorządu lokalnego od partii rządzącej. Jeśli rację miał jeden z twórców pierwszej reformy samorządowej profesor Jerzy Regulski, którego zdaniem "odbudowa samorządu terytorialnego w Polsce była przełamaniem monopolu władzy totalitarnego państwa", można się zastanowić, czym jest prowadzone konsekwentnie i programowo przez Jarosława Kaczyńskiego niszczenie samorządu terytorialnego w Polsce. To normalne, że politycy i wyborcy różnią się poglądami. Jedni wolą demokrację i samorządność inni zamordyzm i centralizację. Problem pojawia się wówczas, kiedy realni zamordyści i miłośnicy monopolu władzy centralnej z miedzianym czołem umieszczają na swoich sztandarach "miłość do małych ojczyzn".