Przypomina mi się historia sprzed lat, kiedy niemieckiej chadecji, kierowanej wówczas przez Angelę Merkel, zabrakło po wyborach jednego czy dwóch głosów do tego, by rządzić wraz z mniejszą, słabszą i bliższą chadecji programowo FDP. Zamiast pójść sobie na zakupy jak Jarosław Kaczyński (Bundestag jest liczniejszy od Sejmu, więc z pozoru, statystycznie rzecz biorąc, byłoby to łatwiejsze), zawarła wielką koalicję z SPD, z którą rządziło się trudniej i podzielić się z nią trzeba było połową stanowisk. Czy minister Rau, wyżywając się w Sejmie na Niemcach na wzór swego mistrza Zdzisława Krasnodębskiego (który na Niemcach pasożytował przez lata, nasiąkając coraz większym resentymentem wobec swojego żywiciela), wziął pod uwagę fakt, że w Bundestagu panują jeszcze jakieś zasady, podczas gdy on sam jest członkiem gabinetu rządzącego wyłącznie dzięki "śmieciowej koalicji" skleconej na bazarku, jakim stał się Sejm RP? "Chciałem, by Warszawa była wielka..." Nie wiem, jak będzie w przyszłej kadencji, ale lepiej już było. Jak mawiał prezydent Starzyński w chwili próby, "chciałem, by Warszawa była wielka...". Czemu Warszawa i Polska potrafią być wielkie tylko w mundurach i w morzu płomieni, podczas gdy po cywilnemu zaczyna się rozkład? Przez tak liczne wieki (znowu chodzą mi po głowie jakieś pieśni masowe) nie mieliśmy wyboru. Dlaczego więc teraz, kiedy wybór mamy, robimy z naszej wolności tak kiepski użytek? Karnawał zawsze może się skończyć. Nie tylko Polacy potrafią się mylić. Anglicy wybrali brexit, a teraz... Nie, ci co go wybrali, wcale nie żałują, gdyż "narodowe" tabloidy Murdocha i Rosjan, a także Boris Johnson (jak kiedyś, w kampanii przed referendum w sprawie brexitu, znów strzelający zza węgła do własnej partii, premiera i rządu), powtarzają im, że prawdziwego brexitu jeszcze nie zaznali, bo żadna z partii nie zdołała im go naprawdę dostarczyć ("deliver"). Problem w tym, że "biali, rdzenni, narodowi" zwolennicy brexitu dostają teraz szału rządzeni przez premiera Hindusa, minister spraw wewnętrznych Hinduskę, do tego premiera Szkocji pakistańskiego muzułmanina i burmistrza Londynu pakistańskiego muzułmanina. Aktualny premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak jest Hindusem (jego rodzice przybyli do Anglii z Południowej Afryki), ale milionerem. Jego żona jest hinduską imigrantką, ale milionerką. Oboje byli bogaci już w chwili narodzin. Dziś wspólny majątek państwa Sunak zbliża się do miliarda funtów. Minister spraw wewnętrznych Suella Braverman jest córką Hindusów, którzy uciekli do Wielkiej Brytanii z wyspy Mauritius i z Kenii, gdzie Hindusi byli prześladowani z powodów rasowych. Wielka Brytania po brexicie Sunak i Braverman, nie mogąc dostarczyć ("deliver") mlekiem i miodem płynącego brexitu, poszli w twardy "biały nacjonalizm". Podpisali z Rwandą umowę pozwalającą odsyłać tam imigrantów trafiających do Zjednoczonego Królestwa. Suella (właściwie Sue-Ellen, gdyż matka nadała jej imię po bohaterce serialu "Dallas") stwierdziła w wywiadzie dla BBC, że Rwanda jest najbezpieczniejszym krajem dla imigrantów. W rzeczywistości imigranci regularnie padają tam ofiarą pogromów. Później Suella i Sunak zaproponowali, żeby imigranci czekający na deportację lub przyznanie prawa pobytu zostali przeniesieni z wynajmowanych przez państwo tanich hotelików i mieszkań do baraków w opuszczonych bazach wojskowych i na wycofane z użytkowania rdzewiejące promy. W ten sposób dystopijny serial brytyjski "Rok za rokiem" z 2019 roku, w którym pokazywano podobne chwyty w wykonaniu coraz bardziej staczających się w populizm brytyjskich elit politycznych, staje się faktem. Zachowanie Sunaka i Suelli dowodzi, że rasa, narodowość, nawet historia własnej rodziny ulatniają się w zderzeniu z pieniędzmi i mirażem władzy. Całkiem jak w słynnej poezji Karola Marksa z "Manifestu Komunistycznego" ("wszystko co stałe wyparowuje, wszystko co święte ulega profanacji"). Bogaci i biedni różnią się ostatecznie bardziej, niż Hindusi, Pakistańczycy czy "rdzenni biali Anglicy". Rzecz w tym, że w czasach, gdy kończy się Republika, kiedy klasa średnia zostaje zmiażdżona, a na placu boju pozostają już tylko "oligarchowie" i "motłoch", biednymi da się manipulować bez końca. Wystarczy obdarować ich "godnością", która będzie polegać na odzieraniu z godności jeszcze słabszych od nich. Z kolei nowy premier postbrexitowej "narodowej" Szkocji Humza Yousaf to następca Nicoli Sturgeon. Męża jego poprzedniczki oskarżono właśnie o przekręty przy finansowaniu partii swojej żony. Do upadku Sturgeon przyczyniła się jednak także jej radykalna emancypacyjna agenda, czyli przeforsowanie w szkockim parlamencie ustawy o "sex self-ID", prawie do swobodnego deklarowania własnej płci. Po jej uchwaleniu gwałciciel kobiet zażądał - już jako transkobieta - transferu do kobiecego więzienia. Uniemożliwiono mu to, ale z pogwałceniem obowiązującego prawa, co odbiło się na popularności Sturgeon i całej kierowanej przez nią Szkockiej Partii Narodowej. Humza Yousaf jest kontynuatorem agendy Sturgeon albo po prostu oportunistą. W 2014 roku nie zagłosował w brytyjskim parlamencie za uznaniem małżeństw homoseksualnych, bo zakazał mu tego meczet w Glasgow. Najsensowniejszy z tej czwórki rządzącej postbrexitową Wielką Brytanią jest burmistrz Londynu Sadiq Khan. On mniej stawia na wojnę kulturową, a bardziej na programy społeczne, ale biorąc pod uwagę trendy epoki, prędzej czy później zostanie zmielony. Wielka Polska? Jeśli bazarek przy Wiejskiej znów będzie Sejmem Podcięta brexitem gospodarka brytyjska jest jedną z najbardziej rozwiniętych gospodarek świata, która najgorzej przechodzi postcovidowy i wojenny kryzys. Czy jednak z tego powodu Anglicy rzeczywiście masowo chcą uciekać do Polski, jak to dla Onetu napisała Magdalena Miecznicka (kiedyś bardzo sensowna dziennikarka działu kultury "Dziennika. Polska. Europa. Świat")? Nic tego nie potwierdza. Aktualnie, dwa lata po brexicie, w Wielkiej Brytanii mieszka i pracuje około 750 tys. Polaków (nadal jesteśmy drugą najliczniejszą mniejszością na Wyspach po Hindusach, przed Pakistańczykami, tyle że nie mamy tam ani premiera, ani burmistrza). Wedle szacunków NBP w samym tylko IV kwartale 2022 roku przesłali oni do Polski równowartość 700 milionów złotych. Wielka Brytania, nawet po brexicie, jest drugim po Niemczech krajem, z którego płyną do Polski największe pieniądze zarobione przez emigrantów. Tymczasem w Polsce jest 35 tysięcy Anglików, a ich transfery finansowe do Anglii nie są uwzględniane w corocznych budżetowych rachunkach Korony. Nawet katastrofa brexitu nie doprowadziła do tego, że Anglicy emigrują do Polski. Chciałem, żeby Warszawa była wielka. Wciąż jeszcze stoi niezbombardowana. To mi wystarczy z nawiązką. Chciałem, żeby Polska była wielka. Wystarczy, że bazarek na Wiejskiej znów stanie się Sejmem, a wielki kupiec odejdzie na emeryturę, żeby moja ojczyzna urosła w moich oczach. Z punktu widzenia piewców Międzymorza moje ambicje są tak małe, że godne pogardy. Dla mnie są jednak skrajnym optymizmem. Przedmiotem wiary, którą tracę i nadziei, której mi zaczyna brakować.