Jest taki sąd, który może oceniać prerogatywy prezydenta, nazywa się Trybunał Konstytucyjny, ale Andrzej Duda ten sąd w 2016 roku zniszczył. Zniszczył go wraz z Kaczyńskim, Szydło, Ziobrą, zniszczył go nie powołując legalnie wybranych sędziów, a powołując w ich miejsce dublerów wskazanych mu przez Kaczyńskiego i Ziobrę. Niszcząc Trybunał Konstutucyjny, popełnił najpoważniejszy konstytucyjny delikt (naruszenie konstytucji), który może popełnić prezydent. To Andrzej Duda przerobił Trybunał Konstytucyjny w trybunał Przyłębskiej, który jest nielegalny, bo ma w swoim składzie dublerów. Jest nielegalny, bo ma w swoim składzie dwoje członków powołanych w zbyt późnym wieku. I jest nielegalny, bo kieruje jego pracami pani prezes, która nie jest prezesem, gdyż skończyła się jej już kadencja. W takim chaosie, który sam współtworzył, Duda może istotnie uważać, że jest ponad prawem. Ale to błąd. Ponad prawem jest siła, a nie sądzę, by Duda w tej chwili siłę posiadał. Kogo boi się Andrzej Duda? Konstytucja z 1997 roku wyraźnie przesunęła w Polsce prerogatywy władzy wykonawczej w stronę rządu i parlamentu, jednak prezydentowi pozostawiła ich dosyć, aby "nie mógł rządzić, ale mógł przeszkadzać w rządzeniu" (jak to kiedyś bardzo precyzyjnie powiedział Jan Maria Rokita, kiedy nie był jeszcze konserwatystą operowym, radośnie pluskającym w bagnie kulturowych wojen, ale konserwatystą prawdziwym, państwowcem). Duda taką rolę niekoniecznie chciałby dziś pełnić, nie przeciwko Tuskowi, którego się boi. Jest jednak trochę w sytuacji bez wyjścia. Znalazł się między młotem i kowadłem, czyli między Tuskiem a Kaczyńskim, którego też się boi. Kaczyński jest bowiem tyleż postacią, która potrafi człowiekowi (a nawet całemu narodowi) skutecznie uprzykrzać życie, co znakiem poważniejszego problemu dla prezydenta. Duda nie ma powrotu do niepisowskiego elektoratu, jest w nim znienawidzony i pogardzany jako człowiek, który zniszczył TK, a później był notariuszem Kaczyńskiego, podpisując wszystkie przedłożone mu niekonstytucyjne ustawy. Albo za pierwszym razem (jak to było przy ustawach niszczących służbę cywilną czy media publiczne), albo co najwyżej za drugim (jak to było przy ustawach niszczących KRS i szerzej - niezawisłe sądownictwo w Polsce). Andrzej Duda może ze strony elektoratu niepisowskiego liczyć co najwyżej na tolerancję, a i tego nie może być pewien, bo jak się liberalna "ulica" nakręci, to znajdzie się trybunał stanu także dla prezydenta, a jak będą wyglądały kolejne składy parlamentu, nikt dziś nie jest pewien. Musi więc prezydent liczyć na wyborcę pisowskiego, a ten w swojej większości wciąż jeszcze uważa Kaczyńskiego za "silnego faceta", ważniejszego niż wartości (mizantropijnie mówiąc, siła w oczach ludu zwykle jest ważniejsza, niż jakiekolwiek wartości), niż konserwatyzm, Kościół, prawo czy Rzeczpospolita. Jak będzie w przyszłości, czy Kaczyński nawet w oczach swojego elektoratu zostanie odarty z cesarskich szat siły, nie wiadomo i nie wie tego prezydent. Przy wrogim elektoracie liberalnym i przy nieprzewidywalnym elektoracie prawicy przyszłość Dudy jest bardzo niejasna, zatem jego zachowanie w momencie realnego kryzysu państwa także niejasnym się staje. Zdolności egzekucyjne Skoro nie ma mocnego prezydenta, a wobec zniszczenia (jeszcze w 2016 roku) Trybunału Konstytucyjnego nie ma sądu, który by nad nim (a także nad partiami) stał, jeszcze trudniejsza staje się odpowiedź na pytanie, czy da się polskie państwo sparaliżować tak, jak odchodzący milionerzy z PiS-u próbują sparaliżować państwowe media, Polską Agencję Prasową, a wkrótce zapewne inne państwowe instytucje, które będą musieli w konsekwencji przegranych wyborów opuścić. Poznawać odpowiedź na to pytanie będziemy w momencie najgorszym z możliwych, kiedy za naszą wschodnią granicą trwa wojna, a jedność, siła i zdolność Zachodu do obrony Ukrainy, Europy, Polski przed Putinem zależy od wyniku przyszłorocznych wyborów w USA. Wolałbym sprawdzać zdolności egzekucyjne (czyli z łaciny "wykonawcze", nie chodzi tutaj o ścinanie głów, przynajmniej zazwyczaj nie chodzi) polskiego państwa w jakimś innym czasie, może w innym miejscu, nie "na skrzyżowaniu Europy i Azji" (cyt. za: Tomasz Jastrun). A najbardziej wolałbym sprawdzać zdolności egzekucyjne polskiego państwa w komputerze, za pomocą Chata GPT, lub choćby nawet na ogólnopolskiej konferencji konstytucjonalistów, a nie w rzeczywistości państwa, którego jestem obywatelem i od którego losów zależę. Samuel Pereira nie ma takich wątpliwości, nie mają ich też bracia Karnowscy, nie ma ich Daniel Obajtek czy Małgorzata Sadurska (długo by wymieniać). Oni traktują polskie państwo jako żywiciela, a ponieważ nawet w roli pasożytów nie są zbyt rozgarnięci, jako takiego żywiciela, którego można kopać i wykańczać, bo jeśli nie przeżyje to... właśnie, to co się wówczas stanie z drobnymi stworzonkami, które na nim się pasą? Kiedy myślimy już o zdolnościach egzekucyjnych polskiego państwa, rodzi się pytanie, czy polskie państwo ma swoich ochroniarzy. Jak już świetnie wiemy, swoich ochroniarzy ma Kaczyński, swoich ochroniarzy mają PiS-owscy milionerzy w spółkach skarbu państwa, swoich ochroniarzy mają hejterzy z Woronicza. Jednak czy swoich ochroniarzy ma polskie państwo? Nawet policja przyjechała początkowo na Woronicza nie na rozkaz ministra spraw wewnętrznych i administracji, ale na wezwanie woroniczowskich ochroniarzy Prezesa. A i do tej pory, wobec polityków PiS blokujących jedną z kluczowych instytucji państwa, zachowuje się tak, jak by jeszcze wciąż nie była pewna, do kogo należy władza w Polsce. Traktuje ich zupełnie inaczej, niż uczestniczki i uczestników "czarnych protestów" (łącznie z ówczesnymi posłankami opozycji) przeciwko najbardziej cynicznemu gestowi Kaczyńskiego, jakim było podeptanie kompromisu aborcyjnego w apogeum pandemii koronawirusa. Upartyjnianie wojska i policji, wymyślenie przez Macierewicza Wojsk Obrony Terytorialnej po to, by jej porucznicy mogli stać się generałami i służyć jednej partii, nie całemu państwu - wszystko to może zaprocentować dzisiaj dla PiS-u, który po prostu oddać władzy nie chce. Może też mieć tragiczne skutki dla polskiego państwa. Spojrzenie globalnie i historycznie Wróćmy bowiem do globalnego kontekstu, w którym ta "rewolucja na Litwie" (cyt. za: S.I. Witkiewicz) się dzisiaj rozgrywa. Donald Trump (który wciąż może zostać prezydentem USA), jak chce się uwiarygodnić jako obrońca prawdziwej demokracji, przywołuje na dowód komplementy Putina i Orbana pod swoim adresem (bardzo egzotycznie wygląda ta dzisiejsza antyzachodnia "oś zła"). Jarosław Kaczyński, kiedy po raz pierwszy przemawiał w ubiegłym tygodniu na Woronicza, mówiąc o zagrożeniu polskiej suwerenności nie wymienił jako źródła tego zagrożenia Putina masakrującego Ukraińców i obiecującego zmasakrować Polaków, ale dobrym starym wzorem Targowicy wymienił wyłącznie Francuzów i Niemców, którym ma służyć Donald Tusk i jego rząd. Targowiczanie też nie wspominali jako zagrożenia Katarzyny II, mimo że to jej żołnierze stali już przy granicy Rzeczypospolitej, a nawet porywali polskich obywateli na jej terytorium. Targowiczanie zaatakowali jednak całą swoją potencją nie ich, ale Konstytucję 3 Maja i jej twórców, właśnie jako sługusów Francji i Prus, Berlina i Paryża. No więc kto tu jest Targowicą? Może przynajmniej o to już się nie spierajmy? Narody, które nie potrafią nauczyć się własnej historii, będą zmuszone wiecznie ją powtarzać (parafraza za: George Santayana). Czy nad Polską wisi to samo fatum? Znów będziemy się mogli przekonać. Taśmy Falenty były "pisane cyrylicą", ale poza przemówieniem premiera polskie państwo nie okazało wówczas wystarczającej siły. Wówczas przestraszono się Gmyza, Karnowskich, Latkowskiego, Kamińskiego (i jego ludzi wciąż trzymanych w służbach), Pereiry, Wildsteina (Dawida i Bronisława), zatem wkrótce to oni dostali polskie państwo i bardzo szybko zrobili z niego monopartyjny i prywatny chlewik. Po drodze Bronisław Wildstein przeewoluował nawet w galopie (gdyż dystans między tymi postaciami jest zaprawdę ogromny) od Pyjasa do Piotrowicza i Rachonia. Dziś powstaje pytanie, czy rząd Rzeczypospolitej ma swoich ochroniarzy, którzy wyegzekwują uchwały, ustawy, przywrócą Konstytucję i konstytucyjne instytucje w Polsce. Trybunał Konstytucyjny w miejsce trybunału Przyłębskiej, Krajową Radę Sądownictwa w miejsce neo-KRS-u stworzonego przez Dudę, Kaczyńskiego, Ziobrę dla osobistych i partyjnych potrzeb. Pierwsza Rzeczpospolita upadała proporcjonalnie do utraty zdolności egzekucyjnych, czyli wykonawczych. Teraz dowiemy się, czy Trzecia Rzeczpospolita istnieje, czy upada. Dowiemy się tego, mając wojnę za wschodnią granicą. Dowiemy się tego, mając (w kontekście przyszłorocznych wyborów w USA) brak pewności, co do trwałości najważniejszego z ochraniających nas sojuszy (czyli NATO). Dowiemy się tego zatem w momencie, kiedy ta wiedza jest nam naprawdę potrzebna. Cezary Michalski