Teraz mamy drugą kadencję Andrzeja Dudy i końcówkę rządów Zjednoczonej Prawicy. Prezydent postanowił zatem trzymać się przynajmniej litery konstytucji, no bo nie jej ducha. Decyzja Andrzeja Dudy wydłużyła "okres przejściowy", moment przekazywania władzy, który zawsze destabilizuje państwo, a szczególnie destabilizuje je, kiedy władza przechodzi z rąk do rąk dwóch bardzo skonfliktowanych ze sobą obozów. Prezydent zachował się tak, jakby Polska miała mnóstwo czasu, który można tracić. Jakby można było przez kolejne tygodnie odraczać choćby rozpoczęcie starań o odblokowanie miliardów z KPO. Przypomnijmy, zablokowanych nawet nie przez Brukselę, ale przez czysto krajowy, wewnętrzny konflikt w obozie władzy, pomiędzy Ziobrą (który promował się na eurosceptycyzmie), Dudą (bojącym się ograniczenia swego wpływu na nominacje sędziowskie), Kaczyńskim (który bojąc się Ziobry przeprowadził przez Sejm ustawę o Izbie Dyscyplinarnej SN w kształcie łamiącym wcześniejsze ustalenia z Brukselą). Prezydent opóźnił powołanie nowego rządu przez mającą wyraźną większość w parlamencie demokratyczną koalicję, jakby rzeczywiście uważał, że za naszą wschodnią granicą nic się ważnego nie dzieje. Jakby uważał, że nic niepokojącego nie dzieje się z budżetem państwa. Jakby wreszcie uważał, że nic nie dzieje się w skali globalnej. Gdzie Bliski Wschód grozi totalnym wybuchem, a Trump skrada się do kolejnej kadencji w Białym Domu, w czasie której z jeszcze większą determinacją będzie niszczył atlantycką jedność Zachodu, oddając Europę (a wraz z nią także Polskę) na pastwę podsycanego przez Putina geopolitycznego chaosu. Z tej perspektywy, powołanie jak najszybciej rządu, który byłby w stanie szukać dla Polski sojuszników, a nie sojuszników tracić, jest polską racją stanu, w którą prezydenckie odroczenie wyroku na rządy Zjednoczonej Prawicy bardzo mocno uderza. To odroczenie wcale nie ma służyć daniu Morawieckiemu jakiejkolwiek szansy na stworzenie rządu. Jest raczej dowodem na to, że Andrzej Duda i Marcin Mastalerek nie widzą dla siebie żadnej politycznej, ani żadnej życiowej przyszłości poza prawicową polityką w Polsce. Oddanie przez nich władzy Tuskowi skończyłoby jakąkolwiek sympatię dla Dudy czy Mastalerka w oczach prawicowych wyborców. Jeśli to jednak Morawieckiemu nie wyjdzie próba utworzenia rządu, "władza odda się sama", prezydent będzie jak zwykle tylko notariuszem, a całe odium klęski obciąży odchodzącego premiera (i trochę Kaczyńskiego), co z punktu widzenia politycznej przyszłości Dudy i Mastalerka będzie tylko zyskiem. To odroczenie dało prawicy parę tygodni na drobne skoki i wziątki. "Drobne" to oczywiście eufemizm, skoro prezydent postanowił w tym czasie dokonać skoku na Sąd Najwyższy, a Morawiecki na Komisję Nadzoru Finansowego. Także wziątki, z których będą korzystać przez kolejnych parę tygodni prawicowe media, a także wszelcy krewni i znajomi królika, idą w dziesiątki milionów budżetowych złotych. Wszystkie te ostatnie drobne skoki i wziątki mogą być odwrócone i zwrócone z nawiązką, jeśli dzisiejsza opozycja po przejęciu władzy rzeczywiście zdoła Zjednoczoną Prawicę rozliczyć. Kiedy skończą się kontrole poselskie, ustaną niekończące się polemiki, teksty i wywiady w mediach, a zacznie się działanie prokuratorów, sędziów, kontrolerów NIK. Czy okaże się wówczas, że Kaczyński, Morawiecki, Sasin, Ziobro, ale też liczni pomniejsi chłopcy od trefnych maseczek i trefnych respiratorów, chłopcy ze spółek skarbu państwa i państwowych urzędów transferujący do swoich kolegów w "tożsamościowych mediach" i "tożsamościowych fundacjach" strumienie budżetowych pieniędzy... czy wszyscy oni działali jednak zgodnie z prawem, a medialne doniesienia, wzajemne donosy czy kontrole NIK-u były tylko "brutalnym atakiem na nas" (cyt. za Jarosław Kaczyński)? Czy może jednak państwo PiS, państwo, które zbudował Kaczyński, było w rzeczywistości konstrukcją z wikliny i śmiecia zbudowaną na łamaniu prawa, chciwości i kłamstwie? "Rękopisy nie płoną" (cyt. za Michaił Bułhakow), nie płoną umowy, polecenia na piśmie, zawartość pamięci oportunistów, którzy chętnie się tą zawartością podzielą z każdym nowym zwierzchnikiem. Ale to wszystko można sprawdzić wyłącznie mając władzę otwarcia archiwów, teczek i szuflad. Prezydent Andrzej Duda w interesie swego obozu, a także w swoim własnym interesie, zdecydował, że demokratyczna opozycja uzyska tę władzę o parę tygodni później.