Jak to możliwe, że wbrew ostrzeżeniom ze strony sojuszników, a wręcz wbrew zdrowemu rozsądkowi, Niemcy wmanewrowały się w energetyczną zależność od Moskwy? Jak to możliwe, że Berlin nie dostrzegał albo nie chciał dostrzegać zagrożenia w osobie Władimira Putina, nawet gdy gołym okiem było widać, że władca na Kremlu nie ma pokojowych zamiarów wobec sąsiadów Rosji i nie zamierza tolerować ich niezależności. W końcu jak to możliwe, że Niemcy tak późno zdecydowały się na udzielenie napadniętej Ukrainie konkretnej pomocy wojskowej?Szukając odpowiedzi na te pytania bardzo pomocna okazuje się książką "Die Moskau Connection", ("Moskiewskie powiązania" - red. ) autorstwa dwóch dziennikarzy renomowanej niemieckiej gazety "Frankfurter Allgemeine Zeitung" - Reinharda Bingenera i Markusa Wehnera. Książka ukazała się w Niemczech w połowie marca nakładem wydawnictwa C.H. Beck. Męski klub W sieć wplątani są czołowi politycy socjaldemokratycznej SPD, wpływowi i bardzo bogaci przedsiębiorcy, prawnicy broniący w sądach ludzi z półświatka, artyści. Ich nazwiska krążą w następnych latach wokół Schroedera w różnych sytuacjach i na różnych stanowiskach. "Otoczenie Schroedera ma rysy męskiego klubu. Składa się głównie z odnoszących sukcesy i zamożnych mężczyzn, będących w większości w takim samym wieku co Schroeder, którym zazwyczaj udał się gwałtowny awans społeczny i wykazują dużą pewność siebie i gotowość do konfrontacji. Niezbyt rozwinięte jest wśród nich za to poczucie wstydu. Szemrane interesy i kontakty z grupami przestępczymi nie są przeszkodą, tak jak kontakty z Iranem, Chinami czy właśnie Rosją. Piją razem, pomagają sobie nawzajem" - czytamy w książce. Owe kontakty z krajami o niskich czy wręcz żadnych standardach demokratycznych okazują się być dla sieci bardzo opłacalne. Zwłaszcza z Rosją, gdy na horyzoncie zaczynają pojawiać się rosyjscy oligarchowie inwestujący w Dolnej Saksonii czy lukratywne zlecenia dla lokalnych firm od rosyjskich koncernów energetycznych. "Przedsiębiorca z branży budowlanej i odpadowej Guenter Papenburg od lat należy do jednego z zaufanych ludzi Schroedera. Na początku lat 90. Papenburg towarzyszy premierowi Schroederowi w (zagranicznych) podróżach i od tego czasu robi duże biznesy na obszarze postsowieckim. Salzgitter AG (w której Pappenburg ma udziały - red.) dostaje potem duże zlecenia na rosyjskie projekt rurociągowe" - czytamy. Ta historia to tylko jedna z wielu pokazujących jak wyglądała "sieć Schroedera", utkana w czasach, gdy ten rządził Dolną Saksonią. - To, jak gęsta była ta sieć, jak długo istniała i jak bardzo rozciągała się na ludzi z różnych grup społecznych, jest czymś zdumiewającym - mówi Deutsche Welle jeden z autorów książki Reinhard Bingener. - Sieć obejmowała przyjaciół Schroedera ze świata biznesu, firm doradczych, z mediów a nawet świata sztuki. Markus Wehner dodaje, że zaskakujące było, iż nazwiska członków "sieci" ciągle wypływały w różnych sytuacjach. - Można było zauważyć, że coś ich łączy, nie tylko politycznie ale też biznesowo - mówi. Najciekawsze jest jednak to, że wpływy sieci Schroedera nie skończyły się wraz z utratą przez niego stanowiska kanclerza, wręcz przeciwnie, grupa stawała się coraz silniejsza. Święta Ostpolitik Autorzy książki zastrzegają jednak, że naiwnego podejścia do Rosji, charakterystycznego dla niemieckich socjaldemokratów (ale nie tylko socjaldemokratów) w ostatnich latach, nie można tłumaczyć jedynie biznesowo-polityczną siecią wokół Schroedera. Zdaniem Bingenera i Wehnera kluczowym problemem jest bezkrytyczne podejście do polityki wschodniej (Ostpolitik) SPD z czasów zimnej wojny, która jest dla partii świętością. "Ostpolitik jest do dziś zawzięcie bronionym mitem SPD. Bez tego mitu, pielęgnowanego przez partię od dziesięcioleci, nie można zrozumieć błędnej polityki wobec Rosji w ostatnich dwóch dekadach" - czytamy. Autorzy książki zarzucają politykom SPD, że nie chcą dostrzec błędów tak zwanej drugiej fazy Ostpolitik. Bo o ile w jej pierwszej fazie polityka kanclerza Willy'ego Brandta doprowadziła do wyraźnego odprężenia w relacjach z blokiem wschodnim (Brandt klęczący w Warszawie, uznanie zachodniej granicy Polski, w końcu pokojowy Nobel dla kanclerza), to później socjaldemokraci woleli porozumiewać się z Moskwą, niż wspierać ruchy demokratyczne w krajach bloku wschodniego.Autorzy przypominają, z jaką rezerwą SPD podchodziło do papieża Jana Pawła II czy do Solidarności w Polsce. "Reakcja władz SPD na sytuację w Polsce w latach 80-tych i wprowadzenie stanu wojennego mówi dużo o tym podejściu niemieckiej socjaldemokracji. Egon Bahr (nazywany architektem Ostpolitik - red.) zarzuca Solidarności, że ta naraża na szwank pokój w Europie". Bahr był zdania, że ZSRR miał prawo, aby interweniować w Polsce. Socjaldemokratyczny kanclerz Helmut Schmidt był zaś zdania, że wprowadzenie stanu wojennego w Polsce było koniecznością, przypominają autorzy książki. Rewolta 1968 i skręt na lewo Skąd taka postawa? Bingener i Wehner zwracają uwagę na debaty, jakie toczyły się w łonie socjaldemokratów w reakcji na rewolucję roku 1968. W dużych miastach partia skręca mocno na lewo, a jej młodzi działacze z organizacji studenckich schodzą wręcz na pozycję lewicowej ekstremy, sympatyzując nawet ze sterowaną przez Berlin Wschodni Niemiecką Partią Komunistyczną DKP. W następnych latach cała SPD znajduje kilka stycznych punktów z komunistami, a w ramach polityki odprężenia partia zaczyna w 1984 roku, będąc już w opozycji, bezpośrednie rozmowy z rządzącą w NRD Socjalistyczną Partią Jedności Niemiec SED. Bingener i Wehner piszą o panującym w SPD antyamerykanizmie oraz braku entuzjazmu wobec wizji zjednoczenia Niemiec, gdy upadał mur berliński. Gerhard Schroeder miał wówczas mówić, że takie plany są reakcyjne i w najwyższym stopniu niebezpieczne. "Trudno się dziwić, że niespodziewane ponowne zjednoczenie wywołuje w SPD nie tylko entuzjazm. W oczach niektórych socjaldemokratów upada przecież w ten sposób także socjalizm" - czytamy. Szczególnie krytycznie autorzy książki opisują w tym kontekście działania Egona Bahra, architekta Ostpolitik i szarą eminencję SPD, który do swojej śmierci w 2015 roku miał wywierać wpływ na władze SPD przekonując, że to Moskwa stanowi centrum zainteresowania niemieckiej polityki zagranicznej. "Fiksacja Bahra na punkcie Moskwy miała dla SPD daleko idące konsekwencje, jako że wielu uważało go za doradcę o kluczowym znaczeniu" - czytamy. Wielki błąd Autorzy wymieniają jeszcze szereg czynników, które złoży się na uwikłanie Niemiec w zależność od Rosji. Przypominają o niezwykle sprytnych i godnych byłego agenta KGB działaniach Władimira Putina, zdobywającego zaufanie Niemców, a przede wszystkim Gerharda Schroedera. Piszą o byłych agentach enerdowskiej bezpieki aktywnie działających na niemiecko-rosyjskim styku biznesu i polityki. O konsekwentnym i prowadzanym latami urabianiu niemieckiej opinii publicznej i kupowaniu zachodnich polityków, bo nie tylko Gerhard Schroeder trafił na listę płac rosyjskich koncernów, podobnie było z innymi europejskimi politykami. "Schroeder jest jednak najbardziej wpływowy. Mając byłego niemieckiego kanclerza Putin zyskuje nie tylko orędownika rosyjskich interesów, którego głosu słucha się w całej Europie. Poprzez pozyskanie Schroedera Kreml zdobywa dostęp do jego szerokiej sieci, która wykracza daleko poza niemiecką socjaldemokrację. Kiedy były niemiecki kanclerz sięga po telefon albo zaprasza na kolację, to mało kto w Europie odmawia" - czytamy. Bingener i Wehner piszą, że ignorowanie zagrożenia ze strony Rosji i uzależnienie energetyczne kraju od rosyjskich surowców to być może największy błąd w polityce zagranicznej Niemiec po 1949 roku. Co ciekawe, błąd za który żaden z winowajców, poza Schroederem, jak dotąd nie zapłacił. Wpływowi politycy, którzy przez lata należeli do bliskiego otoczenia kanclerza, jak Frank-Walter Steinmeier czy Sigmar Gabriel, funkcjonują dalej. Steinmeier jest powszechnie szanowanym prezydentem. Gabriel, za którego urzędowania w ministerstwie gospodarki zależność od gazu z Rosji niebotyczne wzrosła, udziela się z kolei we wpływowych gremiach transatlantyckich. Skończony jest za to Schroeder. Niedawno Bundestag odebrał mu nawet przysługujące byłym kanclerzom biuro i środki na jego utrzymanie. - Wniosek jaki płynie z naszej książki jest taki, że jesteśmy w Niemczech o wiele bardziej podatni na obce wpływy i korupcję, niż nam się wydaje - mówi Markus Wehner. O "Die Moskau Connection" mówi się, że to jedna z najważniejszych książek tego roku w Niemczech. Reinhard Bingener nie spodziewa się jednak, że wywoła w kraju polityczny wstrząs i odmieni polityczne obyczaje. - Myślę, że niewiele się zmieni. Widać nieśmiałość w próbach wyjaśniania tego wszystkiego. Mamy do czynienia z najpoważnieszym błędem w polityce zagranicznej od początku istnienia Republiki Federalnej Niemiec, a nadal nie ma rozliczenia z prawdziwego zdarzenia - mówi. Rozmowa z autorami została przeprowadzona 19 maja 2023 podczas prezentacji książki "Die Moskau Connection" w berlińskim oddziale Instytutu Pileckiego. Wojciech Szymański/Redakcja Polska Deutsche Welle