Prezes PiS zaryzykował. Ekspert: Pomysł wydaje się nie najgorszy
- PiS szukało formuły. Pomysł na to, by w kontrze do kandydata wybranego przez partię postawić na taką opcję, wydaje się nie najgorszy - tak o wyborze Karola Nawrockiego na kandydata popieranego przez PiS mówi prof. Szymon Ossowski z UAM w Poznaniu. - Nie możemy patrzeć na wybory z punktu widzenia osób, które regularnie interesują się polityką. Są wyborcy, którzy mogą "kupić" pomysł PiS na te wybory - dodaje ekspert.
Łukasz Szpyrka, Interia: Kandydat PiS na prezydenta Karol Nawrocki przedstawiany jest jako "bezpartyjny" i "obywatelski". To może się udać?
Prof. Szymon Ossowski: - PiS szukało formuły. Pomysł na to, by w kontrze do kandydata wybranego przez partię postawić na taką opcję, wydaje się nie najgorszy. Ma to być kandydat niby-obywatelski, choć oczywiście jest wybrany przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego. PiS od wyborów parlamentarnych znajduje się w trudnej sytuacji, z pewnością kandydat tej partii ma mniejszą szansę niż pięć lat temu. Poszukiwali formuły, wybrali właśnie taką. Ta bezpartyjność i obywatelskość ma spowodować, by taki kandydat mógł przyciągnąć ludzi centrowych, młodych, bo przecież to on będzie młodą twarzą tych wyborów w porównaniu do Rafała Trzaskowskiego. PiS musiało coś wymyśleć, musieli ryzykować, ponieważ sondaże pokazują, że kandydat KO wygrywa.
Ten pomysł nie jest zbyt naiwny? Ludzie uwierzą, że Nawrocki jest kandydatem rzeczywiście bezpartyjnym, a nie człowiekiem wskazanym przez Kaczyńskiego?
- Część ludzi może w to uwierzyć. Mój kolega jakiś czas temu był na Woodstocku i zapytał młodych ludzi, na kogo zagłosują. Odpowiadali mu, że na Konfederację, bo kojarzą tę partię ze Sławomirem Mentzenem i hasłem niskich podatków. Nie możemy patrzeć na wybory z punktu widzenia osób, które regularnie interesują się polityką. Są wyborcy, którzy mogą "kupić" pomysł PiS na te wybory. Nie mówię, że będzie to łatwe. To, że nam wydaje się to naiwne, nie znaczy to, że przez wszystkich wyborców zostanie tak odebrane. Finalnie bardzo dużo zależy od kampanii. Uważam ten pomysł PiS za ciekawy, nie bali się zaryzykować. Pod tym względem są w podobnej sytuacji jak w 2015 roku, kiedy ich kandydat nie był faworytem. Wtedy się udało. Dziś też nie mają nic do stracenia.
Kaczyński tym samym uznał, że w jego partii nie ma polityka, który sprostałby wyzwaniu? Czy sam szyld PiS jest obciążeniem?
- Szyld PiS może być obciążeniem. Kaczyński mógł uznać, że kandydat stricte z PiS bardzo łatwo wszedłby do drugiej tury, ale w niej miałby bardzo małe szanse. Wydaje się, że wśród znacznej części wyborców cały czas nastawienie anty-PiS z października 2023 roku ma znaczenie. Logo PiS może być obciążeniem, szczególnie w stosunku do młodych. PiS straciło młodych, a pamiętajmy, że w 2015 roku Andrzej Duda wygrał właśnie dzięki głosom młodych. Być może młody Nawrocki, bokser, przyciągnie wyborców. Nie ma gotowych rozwiązań, trzeba próbować, ale uważam, że to nie jest zły pomysł.
W samym PiS mówią, że na starcie Nawrocki ma lepsze sondaże od Dudy sprzed 10 lat.
- Tamta sytuacja była łatwiejsza, bo w 2015 roku PiS nie zakładało, że on wygra te wybory. Chodziło pierwotnie o to, by postawić krok do zwycięstwa w kampanii parlamentarnej. To Bronisław Komorowski przegrał te wybory. Nieżyjący już Adam Łaszyn nazwał jego kampanię "PR-owym bublem 20-lecia". Tam nie zakładano zwycięstwa, a się udało. Być może dziś też myślą, że choć nie zakładają zwycięstwa, to być może znów się uda. Sytuacja jest jednak inna, bo tam był Komorowski, który dla ludzi młodych był trochę "obciachowy", był starym kandydatem. Z drugiej strony pojawił się młody, wykształcony prawnik.
A teraz?
- Mamy dwóch pretendentów, nie ma tu urzędującego prezydenta. KO będzie starała się pokazać, że Nawrocki to tak naprawdę PiS i Duda, grać przekazem, że Dudy i PiS to mamy już dosyć. PiS z kolei będzie chciał pokazać, że Trzaskowski to Tusk, więc należy obwinić go za niezrealizowane obietnice KO.
A ta bokserska przeszłość Nawrockiego, o której pan wspominał, ma jakiekolwiek znaczenie?
- Nawrocki przede wszystkim pokazuje się jako człowiek z ludu. Bokser to fighter, walczak, który się nie poddaje. Prezydent Jacek Jaśkowiak w Poznaniu też uprawia boks i też podkreśla to w kampaniach. W przypadku Nawrockiego na razie prezentują go przede wszystkim jako zwykłego człowieka, co już było widać w pierwszych przemówieniach. On jest od ludzi, a Trzaskowski to przedstawiciel elit popierany przez media i Unię Europejską. A tu mamy prawdziwego Polaka, który sam doszedł do wszystkiego - tak to przedstawiają. Widać będzie walkę ludu z elitami. Nawrocki to z jednej strony bokser, a z drugiej wykształcony człowiek z doktoratem. To ciekawe, nieźle się uzupełnia.
Już na scenę wszedł przy piosence z filmu "Rocky".
- To jest show. Musi pokazać, że ma siłę. W kampanii trzeba udowodnić charakter. Tym porównaniem chcą utwierdzić ludzi w przekonaniu, że on jest twardy, a Trzaskowski słaby. Oczywiście uważam, że Trzaskowski ma dziś ma większe szanse, kampanię powinien mieć dobrą, ma doświadczenia z kampanii sprzed pięciu lat. Dzięki temu, że PiS postawił na takiego kandydata, trudniej prognozować przebieg kampanii. Czarnek czy Błaszczak nie mieliby prawdopodobnie szans ze względu na logo PiS. A tu zabieg jest prosty - chodzi o to, by zagłosowali na niego wszyscy wyborcy PiS, ale przez mniejsze eksponowanie loga PiS, również ci spoza PiS, np. elektorat części politycznego centrum i liberalnej gospodarczo prawicy.
Manewr z Nawrockim ma być próbą przyciągnięcia elektoratu Konfederacji czy PSL w drugiej turze? Czarnek czy Błaszczak nie nadawaliby się do tego?
- Myślę, że tak. Wyborcy Konfederacji i PSL-u też są przeciwni PiS-owi. Nawrocki rzeczywiście łatwiej mógłby takich ludzi przyciągnąć. Druga tura będzie ciekawa też w tym sensie, że nie wiadomo co zrobią Hołownia i kandydatka Lewicy przed drugą turą. To też będzie miało znaczenie.
Chce pan powiedzieć, że Hołownia może nie poprzeć Trzaskowskiego?
- To kampania, oni muszą się różnić między sobą. Poprze go, tylko pytanie w jaki sposób. Pięć lat temu Robert Biedroń od razu powiedział, by głosować na Trzaskowskiego. To było wyraźne poparcie. A Hołownia powiedział, że oczywiście, zagłosuje na Trzaskowskiego, ale niewiele więcej. Już teraz słyszymy wypowiedź Hołowni, że zwycięstwo Trzaskowskiego to będzie zwycięstwo PiS w wyborach parlamentarnych w 2027 roku. Hołownia musi walczyć, bo jeżeli będzie miał poniżej 10 proc., to będzie dla niego porażka. Walczy o przetrwanie, o bycie liderem Trzeciej Drogi. Jeśli będzie miał 15 proc. to tym liderem będzie, ale jeśli spadnie poniżej 10 proc. to okaże się, że jednak liderem Trzeciej Drogi jest Władysław Kosiniak-Kamysz. Musi mieć dobry wynik.
Gdzie po tym weekendzie, kiedy poznaliśmy nazwiska kandydatów dwóch największych partii, są Szymon Hołownia i Sławomir Mentzen?
- Mimo wszystko głosujemy na partie. Hołownia i Mentzen zdają sobie sprawę, że ich szanse na wejście do drugiej tury są minimalne. Polacy zagłosują na kandydata PO lub PiS, bo głosują na PO lub PiS. To się przełoży na wyniki. Trzecia Droga jest w dołku sondażowym, a PSL nie będzie mocno popierał Hołowni. Moim zdaniem marszałek Sejmu ma dużo gorszą sytuację niż w poprzednich wyborach, bo zatracił walor świeżości. W wyborach prezydenckich zawsze wygrywali kandydaci wspierani przez największe partie. Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby do drugiej tury wszedł ktoś inny niż Trzaskowski i Nawrocki.
Wróćmy do Nawrockiego. Nie ma pan wrażenia, że kandydat bezpartyjny i obywatelski "mówił PiS-em"?
- Oczywiście. Krytykował rząd, krytykował PO, a za PiS jego zdaniem prawie wszystko funkcjonowało dobrze. Pojawił się dość dziwny pomysł z brakiem podatku za nadgodziny, chyba chciał po prostu zaistnieć, złożyć pierwszą konkretną obietnicę. Zapowiedział też, że powinna powstać minimum 300-tysięczna armia, Centralny Port Komunikacyjny i wiele innych spraw z agendy partii Kaczyńskiego.
Jak pan wyobraża sobie tę kampanię?
- Gdyby startował klasyczny kandydat PiS, retoryka byłaby prosta i bardzo ostra. W przypadku Nawrockiego może być nieco inaczej. Na pewno pojawi się ostra krytyka rządu oraz obecnej sytuacji w Polsce. Jestem ciekaw, czy Trzaskowski - jak w 2020 roku - będzie miał głównie pozytywny przekaz, czy też pojawi się wyraźna krytyka prezydenta Dudy. PiS może grać kartą nieudolności rządu, braku realizacji zapowiedzi, co spróbują przypiąć wizerunkowo do Trzaskowskiego. Trzeba jednak pamiętać, że w sondażach PO prowadzi, więc dla PiS to będzie trudna kampania. Pytanie też, jakimi pieniędzmi będzie dysponować Nawrocki, bo kampania prezydencka to zawsze gigantyczne koszty.
Znamy kandydatów niemal wszystkich ugrupowań. Swoje nazwisko ogłosi Lewica i startujemy?
- Mamy najważniejszych kandydatów. Lewica pewnie wybierze kobietę, by widać było różnicę i kontrast. Celem Lewicy pewnie będzie 10 proc. Być może pojawią się nowi kandydaci. Wyrazistą kampanię może zrobić Marek Jakubiak, który jest zamożnym biznesmenem, jest w stanie zrobić widoczną kampanię, co może przynieść mu jakieś 2 proc. poparcia. Być może znów wystartuje Waldemar Witkowski, a być może ktoś jeszcze się pojawi. Na pewno nie będziemy się nudzić.
Rozmawiał Łukasz Szpyrka