Tak, rozumiem. Zdaję sobie sprawę, że kwestia parlamentarnej większości oraz powyborczych koalicji do końca będzie niewiadomą. A możliwe nawet, że po 15 października czeka nas sejmowy klincz. Jednocześnie... Jednocześnie warto zwrócić uwagę na dwie sprawy, które są w tej chwili (prawie) pewne. Pierwsza z nich jest taka, że Prawo i Sprawiedliwość po ośmiu latach u władzy nie zejdzie ze sceny z podkulonym ogonem. Przeciwnie. PiS te wybory pod względem liczby parlamentarnych mandatów wygra. I to wygra mocno. Może będą mieli w okolicach 200, a może raczej bliżej 230 posłów i posłanek. Tego nie wiemy, a oba scenariusze są możliwe w zależności od układu w reszcie stawki. Jednak w każdej z dostępnych opcji PiS pozostanie po wyborach 15 października największym ugrupowaniem parlamentarnym. To znaczy, że klub Kaczyńskiego będzie (wedle wszelkiego prawdopodobieństwa) znacznie liczebniejszy niż Koalicja Obywatelska. I od trzech do czterech razy większy niż kluby Konfederacji, Lewicy czy Trzeciej Drogi. Z praktycznego punktu widzenia to PiS-owi przypadnie prawo pierwszego podejścia do stworzenia większościowego rządu. I dopiero po ewentualnym fiasku tego przedsięwzięcia przyjdzie kolej na opozycję. Ale nawet po sukcesie opozycji w kleceniu prowizorycznej większości ten obejmujący prawie pół izby klub PiS pozostanie ważnym memento: oto partia Kaczyńskiego po ośmiu latach rządzenia nadal reprezentować będzie prawie połowę głosujących Polek i Polaków. Ten wynik powinien studzić euforię i triumfalizm antyPiSu oraz ich - co bardziej radykalne - ambicje dePiSizacji Polski. Wybory 2023. Liderzy opozycji nigdy się do tego nie przyznają... Drugie pole, na którym PiS już dziś wygrał wybory 2023, to aktualny porządek dzienny oraz strategiczne kierunki debaty politycznej. Oczywiście liderzy opozycji nigdy się do tego nie przyznają, ale prawda jest przecież taka, że ich polityczny przekaz z jesieni roku 2023 to w 70-80 procentach jest... kopiowanie PiSu albo mówienie PiSem. Kto nie wierzy, niech sobie raz jeszcze obejrzy debatę TVP i posłucha, co na temat zapory na granicy z Białorusią powiadał na przykład Szymon Hołownia. A mówił - cytuję niedokładnie - że przecież "nikt rozsądny istnienia tej zapory nie podważa". I to jest dziś główny nurt polskiej debaty politycznej w sprawie bezpieczeństwa. Spójrzcie też, jaka od pewnego czasu nawet wśród starych SLD-owców (jeszcze dekadę temu bardziej neoliberalnych od Miltona Friedmana) ochota do mówienia o sprawach społecznych czy koniecznej rozbudowie państwa dobrobytu (które, gdy byli u władzy, tak jakoś chętnie i bez oporów zwijali). Nie wspominam już nawet o Donaldzie Tusku i PO, którzy w ciągu tych minionych ośmiu lat przeszli dłuuuugą drogę z pozycji "500+ rozleniwia polskie społeczeństwo" czy "obniżka wieku emerytalnego to zbrodnia" na stanowiska, że "nikt nikomu niczego zabierał nie będzie". Tu faktycznie zaszła zmiana. I to stało się to nie jakoś tam pod wpływem plam na słońcu albo nagłego odwrócenia frontu atmosferycznego. Zdarzyło się to za sprawą PiS-u, który przesunął polską debatę publiczną, forsując cały szereg spraw i tematów, które się liberalnemu mainstreamowi jeszcze nie tak dawno po prostu nie mieściły w głowie. Nieważne czy mówimy o 500+, o aktywności państwa w gospodarce, o umiejętności mówienia "nie" Brukseli, o rozbudowie armii, o uporze, by nie wychodzić przedwcześnie z konwencjonalnych źródeł energii albo o zagrożeniach ze z opartej wyłącznie na odruchach serca polityki "otwartych granic". Za każdym razem, gdy PiS to w minionych latach to robił albo tylko o tym mówił, słychać było syczenie i pohukiwania. Że "koniec świata", "wstyd", "hańba" i "katastrofa". Po czym mijało trochę czasu i okazywało się, że... jednak można. Można, a nawet trzeba. Stopniowo opozycja musiała się na ten PiS-owski kurs orientować. Stając wobec - karkołomnego nieraz - zadania, by przekonać Polki i Polaków, że oni zrobią to samo, co zrobił PiS. I - nota bene - będzie to to samo, na co oni sami przed nastaniem PiS-u nie mieli najmniejszej ochoty. Do zobaczenia! Wiem, że ten i ów może uznać podnoszone tutaj argumenty za drugoplanowe. I ustępujące przez tym kluczowym pytaniem, kto będzie miał po 15 października arytmetyczną większość w nowym Sejmie. Odpowiedzi na tę ostatnią zagadkę nie znam. I nikt jej jeszcze znać nie może. Piszę o tym, co wiem i co widzę. I co wcale - wbrew pozorom - drugoplanowe nie jest. Tak czy owak, do zobaczenia po wyborach! Rafał Woś Czytaj także: Wybory parlamentarne 2023. Kiedy? Najważniejsze informacje. Wszystko, co musisz wiedzieć Głos nieważny? Podpowiadamy, jak uniknąć powszechnego błędu Partie walczą o wielkie pieniądze. Subwencja nie dla każdego Ile zarobią posłowie w kolejnej kadencji? Nowi będą mile zaskoczeni Ile zarabia senator i kto może nim zostać? Wyjaśniamy ----- TWÓJ GŁOS MA ZNACZENIE. Dołącz do naszego wydarzenia na Facebooku i śledź aktualne informacje w trakcie kampanii wyborczej!