Prawo i Sprawiedliwość domyka swoje listy wyborcze. Jak dowiedziała się Interia, zamierza je zaprezentować w tym tygodniu, po posiedzeniu Sejmu, najprawdopodobniej w czwartek. PiS przy układaniu tegorocznych list kierował się strategią, która ma zmaksymalizować wyborcze zyski. Najbardziej popularne nazwiska trafiają więc do na pierwszy rzut oka nieoczywistych okręgów, tam gdzie możliwe jest ugranie dodatkowego mandatu. Ta strategia wzbudziła w partii sporo emocji. Politycy, którzy od lat startowali ze "swoich" okręgów, niespecjalnie palili się do tego, by być "spadochroniarzami", jak nazywa się polityków kandydujących w miejscach, z którymi nijak nie są i nie byli wcześniej związani. - Takich roszad na listach jak w tym roku dawno nie widziałem. Rozumiem optymalizację zysków, ale ciężko jest robić kampanię w sześć tygodni, trafiając do okręgu, z którym nie ma się nic wspólnego - narzeka jeden z naszych rozmówców. Aby uniknąć tego typu narzekań, prezes Jarosław Kaczyński zadeklarował, że on także - dla dobra partii - nie będzie kandydować z Warszawy, choć otwierał stołeczną listę od ponad 30 lat. Tym razem ma startować z Kielc. - Musiał pokazać, że skoro nawet on może się przesunąć, to inni tym bardziej nie powinni dyskutować - mówi nasz rozmówca z PiS. - Z punktu widzenia interesów partii, a im się muszę podporządkować, to jest lepsze, bardziej efektywne - oznajmił Kaczyński w Sokołowie Podlaskim, zapytany przez dziennikarkę Polsat News, dlaczego nie wystartuje w wyborach z Warszawy. I choć wydaje się, że tym samym potwierdził pojawiające się spekulacje, to w PiS wciąż można usłyszeć głosy powątpiewające w ten scenariusz. - Uwierzę, jak zobaczę - mówi nam jeden z polityków PiS. - O tym, jak ostatecznie będą wyglądały listy PiS, zdecyduje prezes. Nie można wykluczyć, że w ostatniej chwili dla dobra partii, namawiany przez partyjny aktyw, uzna jednak, że mimo wszystko lepiej będzie, gdy wystartuje z Warszawy - dodaje. Mówi też, że dziś w PiS nikt nie ma do końca pewności, czy nie jest to jakaś rozgrywka prezesa, który wypuszczając takie informacje, sprawdza reakcje poszczególnych osób i frakcji. Choć akurat pomysł, by lider PiS kandydował z okręgu świętokrzyskiego z puntu widzenia optymalizacji zysków wyborczych jest sensowny, przekonują politycy z kierownictwa PiS, ale także politolodzy. Optymalizacja zysków wyborczych - To okręg obejmujący całe województwo świętokrzyskie, gdzie PiS jest wyborczo mocny, więc potencjał jest duży. Jednocześnie jednak struktury działają tak sobie, ludzie są skłóceni, pełno jest lokalnych konfliktów, trudno tam było wyłonić jedynkę, na którą wszyscy by zgodnie pracowali w kampanii. Prezes rozładował tę sytuację i wziął to na siebie, dodając jeszcze opcję być może zdobycia dodatkowych mandatów. Same korzyści - tłumaczy jeden z ważnych polityków PiS. Jak słyszymy, zachwycony takim obrotem spraw nie był Zbigniew Ziobro, który w 2019 roku kandydował z Kielc, uzyskując 115 tysięcy głosów. Dziś Ziobro, jak wynika z informacji Interii, jest przymierzany do kandydowania w Chełmie lub opcjonalnie w Rzeszowie. - Wiadomo, że tam trudniej mu będzie zrobić tak dobry wynik jak w Kielcach, bo to są mniejsze okręgi, choć jest popularny, więc i tam sobie dobrze poradzi - uważa nasz rozmówca. - Jacek Sasin, który w 2019 roku był "jedynką" w Chełmie, zdobył ponad 90 tysięcy głosów, to był jeden z lepszych wyników w kraju - dodaje. Lokomotywy wyborcze PiS Na dzisiaj wszystko wskazuje na to, że wspomniany Jacek Sasin, minister aktywów państwowych, będzie "jedynką" w Białymstoku. Małgorzata Wasssermann otworzy listę w Krakowie. Z informacji Interii wynika także, że jedynką z Płocka będzie Kamil Bortniczuk, obecny minister sportu, a w Opolu pierwsze miejsce ma mieć zapewnione Paweł Kukiz. Miejsce prezesa Jarosława Kaczyńskiego w Warszawie zajmie najprawdopodobniej Piotr Gliński, zwalniając tym samym pierwsze miejsce na liście w Łodzi, gdzie kandydatem ma zostać obecny szef MSZ Zbigniew Rau. Wciąż ważą się losy m.in. Michała Dworczyka, ale także - o czym poinformowało Radio Zet - minister klimatu Anny Moskwy. Będą niespodzianki na listach Politykiem, który - jak słychać na Nowogrodzkiej - także ma powrócić do polityki po dłuższej nieobecności jest Dawid Jackiewicz. Były minister skarbu jest rozważany jako "jedynka" PiS w Olsztynie. Jackiewicz w rozmowie z Interią nie zaprzeczył planom powrotu do polityki, jednak o kształcie list rozmawiać nie chciał. Wszyscy nasi rozmówcy zastrzegają jednak, że kształt list ciągle się zmienia i do ostatniej chwili nikt niczego nie może być pewien. Poza premierem Mateuszem Morawieckim, który jak już oficjalnie zapowiedział, pozostanie jedynką z Katowic. - Oczywiście będę kandydatem na Śląsku, w Katowicach, chcę stamtąd startować, jednak jestem jednocześnie bardzo aktywny we wszystkich innych częściach Polski - zapowiedział premier Morawiecki. Cztery lata temu zdobył tam blisko 134 tysięcy głosów. "Ludzie głosują na szyld i partię" Prof. Bartłomiej Biskup, politolog z UW przyznaje, że z punktu widzenia ekonomiki wyborczej strategia PiS, by kierować najmocniejsze nazwiska do "swoich" okręgów, czyli tych z największym wyborczym potencjałem, ma ręce i nogi. - W okręgu świętokrzyskim, z którego ma kandydować Jarosław Kaczyński, jest dużo mandatów do wzięcia. Ostatni mandat "biorący" może się rozstrzygnąć o kilkaset głosów. A w momencie, gdy ważą się losy przyszłej większości parlamentarnej, każdy dodatkowy mandat jest na wagę złota - mówi Interii prof. Biskup. - W wyborach parlamentarnych ludzie z reguły głosują na szyld, na wybraną partię bardziej niż na kandydatów, więc to, ilu i gdzie jest tzw. "spadochroniarzy", ma mniejsze znaczenie niż np. w wyborach samorządowych. Tam będzie obowiązywała już całkiem inna strategia, nastawiona bardziej na lokalnych polityków. Teraz liczą się nazwiska, które mogą wspomóc ogólnokrajowy wynik partii i w poszczególnych miejscach wpłynąć na zwiększoną liczbę mandatów - wskazuje.