Do wyborów parlamentarnych 2023 zostały niespełna cztery tygodnie. To najintensywniejszy czas kampanii wyborczej. Premier Mateusz Morawiecki i lider KO Donald Tusk ruszyli busami w Polskę, by przekonywać do głosowania na swoje partie. Po okręgach i powiatach jeżdżą także inni najważniejsi politycy PiS. Interia towarzyszyła w podróży byłej premier Beacie Szydło, która odwiedziła Nowe Miasto nad Pilicą. W sali zgromadziło się ponad dwieście osób, głównie działaczy i sympatyków PiS. Czytaj więcej: Kampania wyborcza przyspiesza, politycy ruszają w Polskę Była premier mobilizowała ich do wyborczej walki i zaangażowania. Opisywała osiągnięcia rządu PiS, największe wyzwania (migracja, bezpieczeństwo, wojna, relacje z Ukrainą), a także ostrzegała przed tym, co będzie, gdy do władzy dojdzie opozycja. Mówiła, że Tuskowi nie wolno wierzyć, gdy obiecuje, że nie odbierze świadczeń czy nie podniesie wieku emerytalnego. Na spotkanie z byłą premier Beatą Szydło stawiła się większość kandydatów z okręgu radomskiego. Byli m.in. lider listy Marek Suski, posłanka Anna Kwiecień, europoseł Zbigniew Kuźmiuk oraz ostatni na liście Robert Bąkiewicz. Obecny był też kandydat do Senatu, były marszałek izby wyższej Stanisław Karczewski. Z każdym z nich Beata Szydło zrobiła sobie pamiątkowe zdjęcie.W drodze do Nowego Miasta nad Pilicą Interii udało się porozmawiać z byłą premier. Kamila Baranowska, Interia: Niemcy wezwały polskiego ambasadora w Berlinie w związku z aferą wizową. Jak dużym problemem w kampanii jest dla PiS afera wizowa i to, co działo się w MSZ? Beata Szydło: - Minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau wyjaśnił już tę sprawę, która jest osobno badana przez odpowiednie służby i prokuraturę. Myślę, że nie należy jej łączyć z kampanią wyborczą, choć niestety nasi konkurenci polityczni próbują z tego zrobić temat wyborczy. A jeśli jeszcze do tego włączają się Niemcy, to tylko potwierdza to przypuszczenie, że próbują różnymi sposobami wpływać na kampanię wyborczą w Polsce. Dotąd kampania PiS w dużej mierze była osadzona m.in. na kwestiach bezpieczeństwa, w tym sprzeciwu wobec przyjmowania nielegalnych migrantów. Łatwo jest teraz zarzucić PiS brak wiarygodności w tej kwestii. - Jeśli chodzi o nieprawidłowości przy wydawaniu wiz, to trwa sprawdzanie, jaka była skala tego zjawiska i kto za tym stał. Na razie wiemy, że skala nie była tak wielka, jak usiłuje to wszystkim wmówić opozycja, a stała za tym grupka nieuczciwych ludzi, którzy powinni ponieść odpowiedzialność. - Co do naszej wiarygodności, to nie mam wrażenia, by została naruszona. Jesteśmy jedyną partią, która od początku konsekwentnie sprzeciwia się relokacji nielegalnych migrantów. Osobiście, będąc premierem, blokowałam złe decyzje, które podjął rząd PO i które firmował ówczesny szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Wtedy, w 2015 roku, udało nam się powstrzymać to szaleństwo migracyjne, teraz temat wraca, a nasze stanowisko jest wciąż niezmienne. Pomagajmy potrzebującym, ale tam na miejscu, nie zachęcajmy ich do przyjazdu do Europy. To, co się dzieje, to biznes mafii przemytniczych, którzy zarabiają na tych biednych ludziach grube pieniądze, mamiąc ich wizją rajskiego życia w Europie. Czytaj więcej o sprawie wiz. Chcecie pytać Polaków w referendum o to, czy są za przyjmowaniem nielegalnych migrantów. Czy rzeczywiście jest to temat, którym ludzie dziś żyją i o który pytają was na spotkaniach wyborczych? - Ważnych tematów poruszanych podczas spotkań wyborczych jest wiele, ale to temat szeroko pojętego bezpieczeństwa jest tym, który ludzie bardzo często podejmują. Polacy wiedzą, że dopóki rządzi PiS, to mogą czuć się bezpieczni i nie muszą się przejmować nielegalną migracją. Niepokoi ich jednak to, co dzieje się w Europie. Pytanie referendalne jest zasadne, bo ludzie mają prawo się wypowiedzieć, zwłaszcza, że ten problem będzie narastał. W UE nie ma pomysłu na rozwiązanie tej sprawy, kryzys będzie narastał, być może trzeba będzie podejmować decyzje wbrew stanowisku Brukseli i mandat społeczny bardzo ułatwi rządowi takie działania. Powiedziała pani premier, że Niemcy próbują wpływać na wynik wyborów w Polsce. W jaki sposób? - Tak postrzegam kwestię nieprzedłużenia zakazu importu ukraińskiego zboża, o co postulowały Polska i inne kraje przyfrontowe. W Komisji Europejskiej za sprawy związane z handlem odpowiada komisarz Dombrovskis, który reprezentuje tę samą frakcję, do której należy Platforma Obywatelska, ale także szefowa Komisji Ursula von der Leyen. Ewidentnie widać oczekiwanie, by ta sprawa wprowadziła jakieś zamieszanie, chaos w Polsce. Temu miał służyć teatr, zorganizowany przez polityków opozycji w Parlamencie Europejskim, gdzie przywieziono pana Kołodziejczaka, który biegał nie wiadomo po co i miał wywołać jakiś skandal, co się nie udało. - Przewodnicząca komisji Ursula von der Leyen mogła jednoosobowo podjąć decyzję o przedłużeniu embarga, okazać solidarność z rolnikami europejskimi, ale nie zrobiła tego. Wybrała solidarność z ukraińskimi oligarchami. Minister rolnictwa Robert Telus w rozmowie z Interią mówił, że to decyzja polityczna. - Podczas debaty w PE komisarz Janusz Wojciechowski przedstawiał twarde dane, liczby pokazujące, że ukraiński eksport wcale nie cierpi na tym zakazie. Wydawało się, że te argumenty są tak mocne, że bez sensu jest zdejmowanie embarga. A jednak Komisja je zdjęła. Trudno nie mieć przynajmniej cienia wątpliwości, że to celowe wpisanie się w kampanię wyborczą w Polsce i próba szantażowania polskiego rządu i destabilizowania sytuacji w naszym kraju. Przy czym my się nie damy szantażować. Stanowisko polskiego rządu jest jasne. Nie cofniemy się, bo nie ma zgody na to, by napływ zboża z Ukrainy psuł polski rynek rolny. Psują się za to relacje polsko-ukraińskie. Jak pani premier odbiera ostatnie słowa prezydenta Zełenskiego, a wcześniej innych polityków ukraińskich, którzy chcą pozywać Polskę i w odwecie nakładać embargo na polskie produkty. - Ukraina popełnia ogromny błąd. Wydaje się, że przynajmniej część rządu ukraińskiego i niestety wygląda na to, że także sam prezydent Zełenski, zaczyna się fokusować na Niemcy i politykę, prowadzoną przeciwko Polsce. - Znamienna była wypowiedź ministra ukraińskiego, atakująca polski rząd i jednoczesna wypowiedź ministra niemieckiego, który stwierdził, że nie jesteśmy wystarczająco solidarni. I mówi to polityk rządu, który miał problem z wprowadzeniem sankcji dla Rosji na początku wojny i nie potrafił zrealizować pomocy dla Ukrainy. Kiedy my wysyłaliśmy tonami sprzęt, broń i amunicję, Niemcy wysyłali stare hełmy. Polacy od początku wspierali Ukrainę, bo to było i jest w naszym interesie. Uważam jednak, że nie można tego robić bezkrytycznie. Co to znaczy? Rzecznik rządu sugerował ostatnio, że z początkiem przyszłego roku wygasną przepisy dotyczące świadczeń dla Ukraińców w Polsce. Premier ostrzega, że Polska też może dokładać zakazy wwozu na kolejne ukraińskie produkty. - Zdecydowanie Ukraińcy muszą zrozumieć, że Polska ma swoje interesy, że polscy rolnicy mają swoje interesy i że nasza współpraca nie może odbywać się kosztem naszego bezpieczeństwa żywnościowego. Mamy prawo oczekiwać zrozumienia z tamtej strony i partnerstwa. Liczę na to, że ukraińscy politycy przemyślą sprawę i wycofają się z tych błędnych decyzji. Czy ta cała sytuacja może wpłynąć na wzrost nastrojów antyukraińskich w Polsce? - Antypolskie działania i decyzje, jak zapowiedź embarga na polskie warzywa i owoce czy pozwy przeciwko Polsce, będą niestety wykorzystywane przez tych, którzy chcą, żeby relacje między naszymi narodami i naszymi państwami się pogarszały. - Polskie społeczeństwo wykazało się naprawdę ogromnym zaangażowaniem i zrozumieniem w sprawie pomocy, jakiej udzielamy Ukrainie, zarówno tej militarnej, jak i humanitarnej. Wydaje mi się, że po stronie ukraińskiej nie ma świadomości, że w pewnym momencie prowadzona przez nich polityka może się obrócić przeciwko nim. Ubolewam nad tym, bo komu to jest na rękę? Oczywiście Putinowi. Dlaczego rząd ukraiński tak twardo gra w tej sprawie? Dlaczego nie było szansy na jakiś sensowny kompromis? - Sama zastanawiam się, czym się ukraiński rząd i prezydent kierują, czy są to ich własne decyzje i kalkulacje czy jednak oparte na podpowiedziach, płynących z innych źródeł, krajów, które od lat prowadzą politykę antypolską. Jeśli to drugie, to tym większy błąd Ukrainy i szybko się o tym przekonają. Takie sojusze nie wyjdą im na dobre w ostatecznym rozrachunku. Wybory parlamentarne 2023. Kiedy? Najważniejsze informacje. Wszystko, co musisz wiedzieć Jak pani ocenia szanse PiS na samodzielne rządy, jakie nastroje panują w partii? - Uważam, że szansa jest. Zostały nam trzy tygodnie do końca kampanii i to jest bardzo bardzo dynamiczny okres. Z jednej strony nie możemy sobie pozwolić na żaden błąd, a z drugiej strony musimy cały czas utrzymywać bardzo dużą aktywność i mobilizować naszych wyborców. Wystarczy mobilizować, nie trzeba szukać nowych wyborców? - Zawsze trzeba próbować pozyskiwać nowych wyborców, ale w tych wyborach kluczowa jest mobilizacja. I ta zależy w dużej mierze od nas i od tego, jak politycy PiS, kandydaci będą pracować na ostatniej prostej. Nie można teraz odpuszczać ani jednego centymetra. Mamy szansę rządzić trzecią kadencję i naszym obowiązkiem jest tej szansy nie zmarnować. Kampanię po ośmiu latach rządów prowadzi się łatwiej czy trudniej niż w 2015 roku? - Inaczej. Inne są emocje wśród wyborców. W 2015 roku była wielka nadzieja i ogromna chęć zmiany, której towarzyszyła wielka, pozytywna energia. W 2019 roku wygraliśmy akcentując naszą wiarygodność i wywiązanie się z kluczowych obietnic, więc ludzie uznali, że warto nam jeszcze raz zaufać, docenili nas. A dzisiaj? - Dzisiaj jest inaczej. Do wielu rzeczy ludzie się przyzwyczaili, są też bardzo zmęczeni wydarzeniami ostatnich lat: pandemią, wojną, brakiem poczucia bezpieczeństwa i to po nich widać. Ta rzeczywistość przemodelowała nam społeczeństwo i sposób myślenia ludzi. - Odpowiadając na pytanie o kampanię: nie ma łatwiejszych i trudniejszych wyborów. W każdej kampanii trzeba się zaangażować na 100 proc., bo nawet zaangażowanie na 99 procent to może być za mało. To jak w sporcie, gdy chce się wygrać mecz, to trzeba grać jak nasi siatkarze, a nie piłkarze. Co zmienił powrót Donalda Tuska do polskiej polityki? - Wprowadził po raz kolejny do polskiego życia publicznego ogromną agresję i chaos. Nie ma już szans na merytoryczną debatę, jest tylko i wyłącznie agresja, granie na negatywnych emocjach, podkręcanie atmosfery Donald Tusk chce debaty z Jarosławem Kaczyńskim. Powinno do niej dojść? - Nie wiem, czy to ma jakikolwiek sens. Bo o czym on miałby rozmawiać z prezesem Kaczyńskim? O programie? Przecież nawet na swoich wiecach wyborczych, gdy ma szansę pokazywać swoje propozycje, to nie robi tego, tylko atakuje PiS i mówi o PiS, politykach PiS, nic więcej. Moim zdaniem Tusk nie ma dziś nic więcej do powiedzenia i jakakolwiek debata z nim, to będzie wyłącznie puste show, w którym on będzie chciał prowokować i obrażać. Po co zatem taka debata, z której nic nie wynika? Zobacz raport: Wybory parlamentarne 2023 *** Sprawdź, czy jesteś w rejestrze wyborców. Bez tego nie oddasz głosu Kiedy poznamy oficjalne wyniki wyborów? Tak wygląda proces ich liczenia Znaczące zmiany przed wyborami. Chodzi o formę głosowania