Na spotkanie Putina z Erdoganem świat czekał od kilku tygodni. Wszystko z powodu niezwykle napiętej atmosfery w basenie Morza Czarnego i nadziei Zachodu na przywrócenie tzw. porozumienia zbożowego, z którego Rosja wycofała się w połowie lipca. Umowa pozwalała Ukrainie eksportować drogą morską swoją żywność, dzięki czemu Kijów był w stanie podreperować stan budżetu. Nowej odsłony porozumienia jednak nie będzie, ponieważ turecki prezydent nie zdołał przekonać do tego swojego rosyjskiego odpowiednika. Obaj politycy omówili za to możliwości wspólnych przedsięwzięć gospodarczych, które z jednej strony rozwiązałyby problemy Rosji, a z drugiej dały Turcji okazję na bardzo pokaźny zarobek. Bez szans na porozumienie - Rosja trzyma się strategii, którą obrała, czyli destabilizowania Ukrainy, a teraz także szantażu żywnościowego wobec Zachodu - ocenia fiasko rozmów o tzw. porozumieniu zbożowym między dwoma przywódcami prof. Agnieszka Legucka. - Wywołanie klęski głodu w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie mogłoby wywołać potężną falę migracji do Europy z ogarniętych nią krajów, czego w Unii Europejskiej bardzo się obawiają. Blokada eksportu ukraińskiej żywności drogą morską zwiększa też napięcia na linii Ukraina - Polska, co widzieliśmy w ostatnich miesiącach. Kreml mocno gra na to od dłuższego czasu - dodaje analityczka ds. Rosji z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM). Putin testuje Zachód domagając się szeregu ustępstw za powrót do tzw. porozumienia zbożowego. Kreml oczekuje m.in. przywrócenia do bankowego systemu SWIFT Rosyjskiego Banku Rolnego oraz zniesienia zachodnich utrudnień w dostępie do światowych rynków dla rosyjskich produktów rolnych. Putin zapewnił, ze gdy tylko warunki te zostaną spełnione, Rosja "będzie gotowa rozważyć odnowienie tzw. porozumienia zbożowego". Rosyjski dyktator nie mówi jednak całej prawdy. Ani rosyjska żywność, w tym produkty rolne, ani nawozy nie są objęte zachodnimi sankcjami. Tylko w 2022 roku Rosja wyeksportowała rekordowe ilości pszenicy. Kreml i eksporterzy produktów rolnych tłumaczą jednak, że zachodnie sankcje w obszarach płatności, logistyki i ubezpieczeń mocno utrudniły dostawy rosyjskich produktów na światowe rynki. - W całej awanturze o tzw. porozumienie zbożowe nie chodzi o to, kto na nim zyskiwał, ale o ceny. Kiedy Rosja wycofała się z umowy, ceny żywności na światowych rynkach wystrzeliły w górę. Kremlowi w to graj - tłumaczy prof. Agnieszka Legucka. Nie można też zapominać o wojennym aspekcie całej sytuacji. Na umowie zdecydowanie bardziej zyskiwała Ukraina niż Rosja. Z perspektywy Kremla opłacalnym było więc wycofanie się z niej i zadanie bolesnego ciosu ukraińskiej gospodarce, która w czasie wojny opiera się głównie na eksporcie żywności. Zwłaszcza, że mając militarną kontrolę nad basenem Morza Czarnego Rosja może bez problemów eksportować drogą morską swoje produkty. Podwójny sukces Putina Odmawiając powrotu do stołu negocjacyjnego Putin upiekł dwie pieczenie przy jednym ogniu. Jednocześnie nadal utrzymuje Ukrainę w bardzo niekomfortowym położeniu, a z drugiej strony nie pozwolił Turcji osiągnąć spektakularnego sukcesu dyplomatycznego, który wzmocniłby pozycję Ankary w regionie. - Rosja chce iść na eskalację, a nie na porozumienie - nie ma wątpliwości prof. Legucka z PISM. Turcja będzie natomiast musiała obejść się smakiem. Dyplomatyczna misja Erdogana spełzła na niczym. - To z pewnością cios dla tureckiej dyplomacji, bo świat, zwłaszcza Zachód, liczył, że Turcja zdoła przekonać Putina. Bez tego porozumienia, a jednocześnie zacieśniając gospodarcze relacje z Rosją, Turcja traci punkty i na najbliższym szczycie G20 może usłyszeć wiele trudnych pytań - uważa Adam Michalski, ekspert ds. Turcji z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW). Jego zdaniem, kompromisu w kwestii eksportu ukraińskiego zboża drogą morską między Zachodem a Rosją już nie będzie. - Z punktu widzenia Rosji brak tzw. umowy zbożowej jest lepszy niż warunki tamtego porozumienia, które bardziej wspierało Ukrainę niż Rosję. Dzisiaj Kreml jest już o to doświadczenie mądrzejszy - mówi w rozmowie z Interią. Rosyjsko-tureckie biznesy Chociaż próby odnowienia tzw. porozumienia zbożowego spełzły na niczym, Erdogan nie wyjechał z Soczi z pustymi rękami. Wręcz przeciwnie. Na uwagę zasługują zwłaszcza dwie kwestie omówione przez tureckiego i rosyjskiego przywódcę. Pierwszą jest budowa hubu gazowego w Turcji, dzięki któremu Rosja mogłaby znacznie łatwiej sprzedawać swój surowiec krajom z regionu albo nawet szerzej - z całego świata. Po powrocie do Turcji Erdogan stwierdził, że w grę wchodzi nie tylko budowa hubu gazowego, ale energetycznego, w którym sprzedawany byłby nie tylko rosyjski gaz, ale także węgiel i ropa naftowa. Z kolei Kreml chciałaby utworzyć w Turcji centrum finansowe, które nadzorowałoby i organizowało sprzedaż rosyjskich surowców. - Efektem tego byłoby przynajmniej częściowe omijanie przez Rosję zachodnich sankcji - nie ma złudzeń Adam Michalski. Podkreśla, że "Turcja i Rosja są mocno zainteresowane współpracą energetyczną". - Turcja widzi potężne zyski z pośrednictwa w obrocie rosyjskimi surowcami i jest bardzo zainteresowana takim rozwiązaniem - mówi w rozmowie z Interią. Na energetyce snucie rosyjsko-tureckich wizji biznesowych się jednak nie skończyło. Putin stara się też skusić Erdogana do wspólnego handlu rosyjskim zbożem i żywnością. Rosja zobowiązała się wysyłać do Turcji 1 mln ton swojego zboża, z którego Turcja wytwarzałaby mąkę i wysyłała ją do Kataru, gdzie byłaby ona sprzedawana krajom afrykańskim. Rząd Erdogana jest niezwykle zainteresowany rolą "żywnościowego brokera". - Tutaj chodzi o potencjalnie gruby pieniądz, który Turcja mogłaby zarobić na sprzedaży zagranicą rosyjskiego zboża i żywności - ocenia Adam Michalski z OSW. Dodaje, że włączenie do przedsięwzięcia Kataru jest nieprzypadkowe, bowiem to wieloletni zaufany partner Turcji, z którym Ankara ma wyśmienite relacje. Kluczowy jest jednak efekt końcowy całego planu. Ten jest natomiast taki, że odbiorcy rosyjskiego zboża płaciliby za nie w dolarach, które najpewniej byłyby deponowane na katarskich kontach (w praktyce należących do Kremla). Dolarach, do których Rosja po inwazji na Ukrainę ma odcięty dostęp. - Potencjalnie umożliwiłoby to częściowe wymknięcie się Moskwy spod zachodnich sankcji - analizuje Adam Michalski. I dodaje: - Aktualna umowa Turcji z Rosją to początkowy element testowania, jak tego rodzaju mechanizmy mogą działać. Jeśli pozwoliłyby one Rosji omijać sankcje, a Turcji zarabiać dodatkowe, wysokie marże, to w przyszłości zobaczylibyśmy zapewne tego rodzaju przedsięwzięcia na znacznie większą skalę. Turcja zawsze gra na siebie Ambitne plany wspólnych rosyjsko-tureckich przedsięwzięć gospodarczych, także pomagających Kremlowi ominąć zachodnie sankcje, rodzą poważne pytanie o wiarygodność Turcji jako sojusznika w ramach NATO. Prof. Agnieszka Legucka zwraca uwagę na dużą koniunkturalność tureckiej polityki oraz to, że "Ankara chce jednocześnie handlować z Rosją i wymuszać różne ustępstwa na Unii Europejskiej i Stanach Zjednoczonych". - Erdogan ma predyspozycje i chęci, żeby pełnić rolę stabilizatora w regionie, co mógłby potem pokazać w krajowej polityce jako wielki sukces swojej dyplomacji. Z racji swojego położenia i historii, Turcja uważa, że może łączyć wiele interesów, państw czy nawet regionów, jednak w rzeczywistości zawsze dba o swoje interesy i cele - dodaje analityczka z PISM. Adam Michalski z OSW podkreśla, że Turcja jest "trudnym do uchwycenia partnerem i takim już pozostanie". Do tego partnerem "mocno transakcyjnym". - Czasami bardziej przechyla się w stronę Zachodu i jest lojalnym sojusznikiem, a czasami podtrzymuje relacje, które dają Zachodowi argumenty, żeby mieć co do tego poważne wątpliwości - diagnozuje. Jego zdaniem mocne powiązania polityczne i gospodarcze Turcji z Zachodem dają jednak Zachodowi możliwość skutecznego wpływania na rząd w Ankarze - czy to groźbą sankcji, czy metodą kija i marchewki. - Jednocześnie Zachód wie, że Turcja jest zarówno problemem, jak i atutem w rozgrywce z Rosją. Jest też jednak stabilizatorem całego regionu, co widzieliśmy chociażby przy okazji kryzysu uchodźczego - dodaje Michalski. I zapewnia, że liderzy Zachodu nie są co do postawy i celów Turcji naiwni, więc Erdoganowi trudno będzie ich zaskoczyć.