Zaiskrzyło na linii Polska-Ukraina. "Zbyt emocjonalne reakcje"
Sprawa ukraińskiego zboża dzieli Polskę i Ukrainę i wywołuje poważny dyplomatyczny zgrzyt. - Ukraina musi sprzedawać swoje zboże, bo potrzebuje pieniędzy. Polska z kolei musi dbać o polskich rolników - wyjaśnia Jan Piekło, były ambasador RP w Ukrainie. Apeluje o uspokojenie emocji i przekonuje: - To nie jest dobry moment na domaganie się rozliczenia zbrodni wołyńskiej.

Niezałatwiona sprawa ukraińskiego zboża nie po raz pierwszy wywołuje napięcia w relacjach polsko-ukraińskich. Po raz pierwszy jednak dyplomatyczny zgrzyt zaszedł tak daleko.
Ukraińskie MSZ zaprosiło na rozmowę Bartosza Cichockiego, polskiego ambasadora w Kijowie, a polskie MSZ w odpowiedzi na to zaprosiło na analogiczne spotkanie Wasyla Zwarycza, ukraińskiego ambasadora w Warszawie.
Wcześniej mieliśmy natomiast mocne słowa polskiego premiera Mateusza Morawieckiego, który stwierdził, że wzywanie polskiego ambasadora nigdy nie powinno mieć miejsca. - Biorąc pod uwagę ogrom wsparcia, jakiego Polska udzieliła Ukrainie, takie błędy nie powinny się zdarzać - zaznaczył.
Sprawę zaczął łagodzić sam prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który w obszernym wpisie w mediach społecznościowych stwierdził, że docenia "historyczne wsparcie Polski", a "emocje powinny ostygnąć". Dodał, że "nie pozwolimy, aby jakiekolwiek momenty polityczne popsuły stosunki między narodami ukraińskimi i polskimi".
Słowa o braku wdzięczności
Przypomnijmy, że obecny zgrzyt dyplomatyczny zaczął się od słów Marcina Przydacza, szefa prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej, który w wywiadzie dla TVP odniósł się do możliwości przedłużenia obowiązującego zakazu importu ukraińskiego zboża do Polski.
Obecny zakaz, zgodnie z postanowieniami Komisji Europejskiej, obowiązuje do 15 września. Polska i inne kraje przyfrontowe domagają się jego przedłużenia przynajmniej do końca roku.
- W tym krytycznym czasie Polska zamierza nadal blokować eksport ukraińskiego zboża do UE. To nieprzyjazny i populistyczny ruch, który poważnie wpłynie na globalne bezpieczeństwo żywnościowe i ukraińską gospodarkę - skrytykował stanowisko Polski premier Ukrainy Denys Szmyhal.
Więcej o sprawie ukraińskiego zboża i polskim stanowisku pisaliśmy tutaj.
Minister Marcin Przydacz stwierdził wówczas: - Ukraina naprawdę otrzymała dużo wsparcia od Polski. Myślę, że warto by było, żeby zaczęła doceniać to, jaką rolę przez ostatnie miesiące i lata dla Ukrainy pełniła Polska. Stąd też takie, a nie inne decyzje, jeśli chodzi o ochronę granic - powiedział.
Jan Piekło: Zbyt emocjonalne reakcje
Jan Piekło, były ambasador Polski w Ukrainie w latach 2016-2019 podkreśla, że rozumie rację obu stron w sprawie ukraińskiego zboża, ale zwraca uwagę, że w całym zamieszaniu umyka wszystkim fakt, że to Rosja ponosi odpowiedzialność za sytuację na rynku zboża.
Ukraińscy politycy mogą mieć poczucie, że sprzęt potrzebny im do walki był początkowo przekazywany zbyt niemrawo i że gdyby od początku mieli to, czym dysponują dzisiaj, być może Putin byłby już w Hadze.
- To Rosja zaatakowała Ukrainę i wywołała kryzys zbożowy, teraz bombarduje Odessę oraz ukraińskie naddunajskie porty przy granicy z Rumunią. Ukraina musi sprzedawać swoje zboże, bo potrzebuje pieniędzy. Polska z kolei musi dbać o polskich rolników, zwłaszcza że jesteśmy w roku wyborczym i jest to ważny dla wszystkich partii elektorat - wylicza.
Z drugiej strony nasz rozmówca podkreśla, że rozumie emocje sojuszników. - Ukraina broni też naszej wolności i płaci za to najwyższą cenę. Ukraińscy politycy mogą mieć poczucie, że sprzęt potrzebny im do walki był początkowo przekazywany zbyt niemrawo i że gdyby od początku mieli to, czym dysponują dzisiaj, być może Putin byłby już w Hadze. Stąd być może ich zbyt emocjonalne reakcje i pewna niecierpliwość, przebijająca z niektórych komentarzy - zaznacza.
Polsko-ukraiński zgrzyt dyplomatyczny. Jakie skutki
Były ambasador w Kijowie Jan Piekło dodaje także, że obawia się spadku sympatii do Ukraińców wśród Polaków.
- Zarówno w ukraińskim, jak i polskim interesie leży pokonanie Rosji i Putina i zbudowanie trwałych wspólnych relacji. Są już do tego podstawy w postaci formatu Trójkąta Lubelskiego czy zapowiadanych bardziej sformalizowanych form dwustronnej współpracy. To powinien być dla nas punkt odniesienia, a nie pojedyncze, bardziej lub mniej szczęśliwe, komentarze polityków - wskazuje.
Jego zdaniem dyplomacja polega także na tym, by wiedzieć, kiedy i w jakim kontekście wypowiada się pewne słowa oraz by wiedzieć, kiedy ugryźć się w język. I dotyczy to obu stron.
- Myślę, że to nie jest dobry moment na domaganie się rozliczenia zbrodni wołyńskiej czy ekshumacji ofiar. Ukraińcy teraz każdego dnia wojny grzebią własne ofiary i priorytetem dla nich, ale i całej Europy jest to, by ta wojna się jak najszybciej skończyła - podkreśla.
- Myślę, że sprawa zboża i zgrzyt z tym związany zostanie zneutralizowany i zakładam, że trwają już rozmowy na najwyższym szczeblu między Warszawą a Kijowem, by nie dać się rozgrywać Putinowi. Liczę na to, że obie strony wyciągną z tej dyplomatycznie trudnej sytuacji wnioski na przyszłość - konkluduje.