Ian Brzeziński o Carterze: Był człowiekiem, który wybiegał w przyszłość
Ian Brzeziński jest analitykiem Atlantic Council. Jest synem Zbigniewa Brzezińskiego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego 39. prezydenta Stanów Zjednoczonych Jimmy’ego Cartera. W rozmowie z Magdą Sakowską wspominał jakim człowiekiem i prezydentem był Jimmy Carter.
Magda Sakowska, korespondentka Polsat News w USA: Czy pamięta pan, kiedy pierwszy raz spotkał prezydenta Cartera?
Ian Brzeziński, analityk Atlantic Council: - Tak, choć to nieco niewyraźne wspomnienie. To było dawno temu, byłem nastolatkiem. Pamiętam, że prezydent był bardzo przyjazny. Pamiętam, jak raz zaprosił moją rodzinę do Białego Domu na seans filmowy. Wówczas mój ojciec Zbigniew Brzeziński był doradcą prezydenta Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego. Ja, mój brat i moja siostra byliśmy niezwykle podekscytowani i pamiętam jak ciepłą osobą był prezydent. Pytał nas o różne sprawy, był niezwykle miły. Gdybym miał określić go jednym słowem, oddającym także to, co mój ojciec mówił o prezydencie Carterze, to tym słowem byłaby prawość. Jimmy Carter bardzo trzymał się zasad moralnych i chciał dać z siebie wszystko, pracując na rzecz Ameryki, by rozwiązywać jej problemy, ale także by uczynić Amerykę bardziej konstruktywną siłą na arenie międzynarodowej.
A jak pana ojciec opisywał pracę dla prezydenta Cartera, w końcu był ważną postacią w jego administracji.
- Dla mojego ojca to był zaszczyt. To był najważniejszy moment w jego karierze. Zawsze mówił o prezydencie Carterze jako o przyjacielu. Bardzo go podziwiał. Ciekawe jest to, że mój ojciec, nie tak jak inne osoby w administracji blisko współpracujące z prezydentem, nie zwracał się do niego po imieniu: Jimmy. Mój ojciec zawsze zwracał się do niego: panie prezydencie. Chciał w ten sposób podkreślić jak profesjonalne są ich relacje, to znaczy on, jako doradca, zawsze będzie obiektywny i takie będą też jego rady dla prezydenta. Myślę, że prezydent to doceniał. I moja rodzina była niezwykle poruszona tym, że prezydent Carter zechciał przemówić na pogrzebie mojego ojca (Zbigniew Brzeziński zmarł 26 maja 2017 roku), a jego wystąpienie było wymowne i serdeczne. Ich naprawdę łączyła specjalna więź.
A co by pan powiedział o prezydencie Carterze, jako przywódcy?
- Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, to myślę ze od pierwszego dnia urzędowania był tym przywódcą, który miał najbardziej pewne i zdecydowane podejście do polityki bezpieczeństwa narodowego. Niektórzy mogliby go nawet krytykować i być może słusznie, za to że w niektórych przypadkach nawet za bardzo wnikał w detale.
Jego polityka zagraniczna była odbiciem wartości, które wyznawał i chęci, aby wpływ Ameryki na świat jak najbardziej wykorzystać do budowania pokoju na tym świecie, do budowania dobrobytu ludzi w różnych zakątkach globu. I jak spojrzymy na jego rolę jako prezydenta, to jest on często niedoceniany.
~ Ian Brzeziński
- Niestety wytworzył się bardzo niesprawiedliwy wizerunek Cartera, przede wszystkim przez sprawę amerykańskich zakładników w Iranie. A przecież to on był tym prezydentem, który oddał Kanał Panamski Panamczykom, co wzmocniło naszą pozycję w Ameryce Środkowej. Był tym prezydentem, który chciał wzmocnienia NATO i to prezydent parł do tego, aby państwa Sojuszu przeznaczały nie 2 proc. PKB na obronność, ale 3 proc.
- Był prezydentem, który rozpoczął program wsparcia dla Afgańczyków, który ostatecznie doprowadził, jednak już za prezydentury Reagana, do pokonania Sowietów w Afganistanie. To Jimmy Carter doprowadził do historycznego porozumienia pomiędzy Izraelem i Egiptem, co było fundamentem do budowania większej stabilności w tej części świata. Był prezydentem, który wzmocnił nasze wojsko, poprawił naszą siłę odstraszania nuklearnego. Niestety o tych jego dokonaniach mówi się bardzo niewiele. Natomiast w polityce wewnętrznej, krajowej, jak zostało napisane w jednej z jego biografii - może poszczycić się najbardziej agresywną, prowadzoną z sukcesami polityką legislacyjną od czasu prezydenta Lyndona B. Johnsona. Do tej pory nikt mu nie dorównał. Jednym z symboli jego działań jest stworzenie Departamentu Energii oraz Departamentu Edukacji. Jimmy Carter jest jednym z tych prezydentów, którzy bardzo rozwinęli nasz system parków narodowych, w celu wzmocnienia ochrony środowiska. Jest prezydentem wielu dokonań. Przez cztery lata zrobił więcej niż niektórzy prezydenci w osiem lat.
To właśnie Carter był prezydentem, który kazał zainstalować pierwsze panele słoneczne na dachu Białego Domu.
- Był człowiekiem, który wybiegał w przyszłość. Zainstalował panele słoneczne na Białym Domu, ale wtedy się z niego śmieli, a spójrzmy na to co dzieje się teraz, co jest jedną z najważniejszych, najbardziej dynamicznych gałęzi naszej polityki energetycznej. Jest to rosnąca rola właśnie energii słonecznej i to ma swoje korzenie w administracji Cartera.
Dlaczego ludzie wtedy z powodu tych paneli z niego szydzili?
- Ludzie nie rozumieli wtedy tej technologii. Nie rozumieli potrzeby zmian w polityce energetycznej, nie rozumieli zielonej energii. On rozumiał, już wtedy w latach 70. XX wieku.
Jaki wpływ prezydent Carter miał na historię Polski?
- Myślę, że jego trzy najważniejsze dokonania, które wpłynęły na historię Polski i walkę Polaków o zrzucenie sowieckiej opresji, to, po pierwsze, włączenie walki o prawa człowieka do polityki bezpieczeństwa narodowego i polityki zagranicznej jego administracji: chodzi o wolność wypowiedzi, wolność polityczną, wolność od opresji. To miało bardzo duże znaczenie dla Polski i jej sąsiadów z Układu Warszawskiego.
- Po drugie, jego administracja bardzo mocno pracowała nad pogłębieniem podziałów w łonie imperium sowieckiego, aby powstały pęknięcia. Wspierał ruchy wolnościowe w Polsce. Ukrainie chodziło o to, aby wielozarodkowość Związku Radzieckiego wykorzystać przeciwko niemu, osłabić ten system.
- Wreszcie po trzecie, pod koniec 1980 roku Rosja szykowała się do inwazji na Polskę, to wtedy były protesty, pojawiła się Solidarność, to był jej moment. Moskwa się tego bała. Sowieci mieli wiele dywizji wzdłuż granicy z Polską, a przecież sowieckie wojsko było już też w samej Polsce. Silniki już były włączone, by wejść do Polski i zdusić te wszystkie ruchy, w tym oczywiście Solidarnościowe.
Prezydent Carter przewodził międzynarodowej inicjatywie, wewnątrz społeczności transatlantyckiej, a nawet poza nią, której celem było jasne pokazanie, że jeśli Rosja zaatakuje i powtórzy się to co miało miejsce w Budapeszcie w 1956 roku, to konsekwencje dla Moskwy będą olbrzymie. Przede wszystkim odczuje to ekonomicznie. Były przygotowane sankcje. Nie było cienia wątpliwości, że cena jaką zapłaci Rosja za atak będzie bardzo wysoka. I Rosja się wycofała. W ten sposób uniknięto inwazji na Polskę, która mogła być bardzo brutalna.
~ Ian Brzeziński
Skąd takie słabe oceny prezydenta Cartera? On sam nie wygrał drugiej kadencji w Białym Domu, Amerykanie nie dali mu możliwości dłuższego rządzenia.
- Była bardzo dobrym prezydentem, ale nie był tak dobrym politykiem jak być powinien.
Czy to dlatego, że był outsiderem? Nie był tak dobrze znany kręgom waszyngtońskim, nie miał przyjacielskich relacji z innymi politykami. Ubiegał się zresztą o urząd, podkreślając, że jest człowiekiem z zewnątrz.
- To prawda i nigdy nie udało mu się zintegrować z tą klasą polityczną, przekonać ją w pełni do siebie. Gdyby mnie pani spytała, co było przyczyną, że przegrał walkę o reelekcję w 1980 roku, to powiedziałbym, że po pierwsze - sprawa z zakładnikami w Iranie (w listopadzie 1979 roku kilkuset irańskich studentów wtargnęło do amerykańskiej ambasady w Teheranie i wzięli jej pracowników jako zakładników. To był protest przeciwko przewiezieniu do USA na leczenie obalonego szacha Pahlawiego. Administracja Cartera przeprowadziła nieudaną próbę odbicia zakładników. Ci zostali zwolnieni po 444 dniach niewoli, w dniu zaprzysiężenia na prezydenta Ronald Reagan, co zostało przez wielu odebrane jako kolejne upokorzenie Cartera przez Teheran przyp. red.).
- To nieprawdopodobnie źle wpłynęło na morale w kraju i bardzo podkopało jego reputację jako lidera. Po drugie to kryzys energetyczny (między innymi spadek podaży ropy spowodowany także rewolucją w Iranie, brak paliwa na stacjach benzynowych - przyp. red.), który Amerykanie odczuli w swoich kieszeniach.
- Po trzecie, mieliśmy wewnętrzne podziały w Partii Demokratycznej. Była frakcja kierowana przez senatora Teda Kennedy’ego, która doprowadziła do pęknięcia w partii i która, mimo że Carter dostał nominację, odmówiła jego poparcia. I oczywiście trzeba przyznać, że Reagan był niezwykle charyzmatyczny, ale był też bardzo trudnym przeciwnikiem politycznym. Także to te cztery rzeczy złożyły się na ostateczną przegraną, a gdyby choć jedną z nich udało się wyeliminować, to myślę, że Jimmy Carter wygrałby wybory i miałby drugą kadencję.
Czy zaskakuje to pana, że po przegranych wyborach Jimmy Carter wrócił do swojej rodzinnej miejscowości. Zamieszkał w tym samym domu, który zbudował w latach 60., a który, jak wyliczył, "The Washington Post" był mniej warty niż samochody, które przed nim parkowali agenci Secret Service. Były prezydent Stanów Zjednoczonych był tak skromny i prowadził tak skromne życie, to pana dziwi?
- Nie, bo Carter taki właśnie był, to mu pomogło wygrać wybory w 1976 roku i to pokazuje, że on nie został sztucznie wykreowany, nie udawał, był prawdziwy. Był tym, czego Ameryka potrzebowała po aferze Watergate. Jimmy Carter zawsze dotrzymywał słowa, nie porzucił też swoich wartości i dlatego nie zaskakuje, że wrócił tam skąd pochodził. Nie zaskakuje też, że tak doskonale wykorzystywał fakt bycia byłym prezydentem USA, by czynić dobro, nie tylko tutaj w Ameryce, ale na całym świecie. Nie sadzę, aby była druga biblioteka prezydencka, która byłaby tak aktywna w pomaganiu ludziom na całym świecie jak aktywna jest biblioteka Cartera.
I na koniec chciałabym zapytać o jego żonę, o Rosalynn Carter, którą pan oczywiście też spotkał. Jak ważny w życiu Jimmy’ego Cartera jest fakt, że z nią się ożenił?
- Rosallyn zawsze miała gigantyczne znaczenie dla niego i Jimmy Carter zawsze to podkreślał. Ich małżeństwo, ich relacja, to było fantastyczne.
Dla Interii Magda Sakowska, korespondentka Polsat News w Stanach Zjednoczonych