Stracili miejsce w Sejmie, co teraz robią? Sprawdzamy losy polityków na aucie
Choć na polityce zjedli zęby, tym razem zabrakło dla nich miejsca w Sejmie. Postanowiliśmy spytać znanych i byłych już posłów, jak miesiąc po wyborach odnajdują się w nowej rzeczywistości bez udziału w burzliwych obradach na sali plenarnej i nieustających telefonów od dziennikarzy. Nasi rozmówcy nie składają broni i zapowiadają dalszą aktywność w życiu publicznym. - Prawdziwa, dobra żaba błota się nie wyrzeka - podsumowuje Tadeusz Cymański, nie wykluczając udziału w kolejnych wyborach.

Nowy Sejm przyniósł sporo zmian personalnych, ponieważ w ławach poselskich zasiadło 117 debiutantów - najwięcej z nich wprowadziła Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga oraz Prawo i Sprawiedliwość.
Gdy jedni cieszą się z objęcia mandatu, inni musieli pożegnać się z gmachem przy Wiejskiej, niekiedy nawet po ponad 30 latach pracy w parlamencie. Postanowiliśmy spytać "wielkich nieobecnych" o to, jak wygląda ich "życie po Sejmie" - czy brakuje im dawnego zajęcia i jakie mają plany na przyszłość.
Tadeusz Cymański: Prawdziwa, dobra żaba błota się nie wyrzeka
Po 26 latach z polityką parlamentarną żegna się jeden z najbardziej popularnych posłów Prawa i Sprawiedliwości Tadeusz Cymański. Fakt, że do uzyskania mandatu zabrakło mu równo 100 głosów, polityk nazwał "rozczarowaniem". Jak przekonuje, nie czuje jednak goryczy, ponieważ miał silnych konkurentów na liście.
- To była taka sportowa, uczciwa i elegancka walka - przegrałem nie z byle kim, z Jarosławem Sellinem. To ważna pociecha, może słaba, ale jednak - mówi w rozmowie z Interią.
Swój wynik wyborczy określił "całkiem sprawiedliwym remisem ze wskazaniem". Jak przekonuje, dotychczas miewał "bardzo dużo szczęścia w życiu i w innych wyborach". - Tak jak w przysłowiach: "przyszła kryska na Matyska" czy "poniósł wilk razy kilka, ponieśli i wilka". Kiedyś to szczęście w końcu się nie uśmiechnęło - żartuje były już poseł.
Cymański zdradził, że po nieuzyskaniu mandatu poselskiego miewa mniej telefonów od dziennikarzy, ale dzięki temu "otrząsnął się": zaczął czytać mniej publicystyki, a więcej literatury pięknej i historycznej, chce poświęcić się rodzinie i przyjaciołom oraz uchodźcom z Ukrainy, którzy od czasu wybuchu wojny goszczą w jego domu.
- Muszę też bardziej przyjrzeć się własnemu zdrowiu, ale także i muzyce, którą zawsze lubiłem - będę mógł jej więcej słuchać, a może nawet zacznę się uczyć grać na jakimś instrumencie. Nie po to, żeby być wirtuozem, ale po to, by mieć radość - powiedział nam.

Polityk przyznał, że brakuje mu posiedzień parlamentu, ale "zdaje egzamin z powściągliwości". Między innymi dlatego Cymański nie chciał komentować wtorkowego wystąpienia swojego dawnego lidera partyjnego Zbigniewa Ziobry, który z mównicy sejmowej nazwał posłów PO "fujarami".
- Trzymam kciuki za Zbyszka i za moich kolegów, bo choć te relacje zostały wystawione na wielką próbę, to w polityce, jak w życiu - o byłej żonie i byłej partii mówi się albo dobrze, albo wcale - taką mam doktrynę i pozostanę jej wierny - stwierdził były poseł.
Odpowiadając na pytanie, czy bierze pod uwagę powrót do wielkiej polityki, Cymański nie wykluczył żadnego scenariusza. - Prawdziwa, dobra żaba błota się nie wyrzeka - skwitował.
Apeluję do kochanych czytelników - dbajcie o zdrowie, cieszcie się życiem, nie odkładajcie przyjemności na potem
Iwona Śledzińska-Katarasińska: Bardzo żałuję
Sporym zaskoczeniem był również wynik Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej, która do tej pory zasiadała w każdej kadencji Sejmu od 1991 roku. Łódzka polityk Platformy Obywatelskiej powiedziała nam, że pożegnała się z pracą przy Wiejskiej, ponieważ pierwszego dnia kampanii rozchorowała się i nie dała rady wziąć w niej udziału. Była posłanka zdradziła, że bardzo żałuje, iż nie udało się ponownie uzyskać mandatu.
- Zdecydowałam się kandydować, ponieważ miałam plan i cel, dla którego szłam do tego Sejmu. Przez te wszystkie lata zajmowałam się mediami i kulturą; zawsze uważałam, że jest tam dużo do zrobienia. Ruina, jaką pozostawił po sobie pan minister Piotr Gliński, i ruina mediów publicznych, jest faktem. Miałam wszystko przygotowane. Wydawało mi się, że przez te wszystkie lata jestem dobrze znana, rozpoznawalna i mam dobrą opinię. Nie przewidziałam tej zmiany - mówi w rozmowie z Interią.
Na początku listopada pojawiły się doniesienia, że Iwona Śledzińska-Katarasińska jest rozważana jako członek przyszłej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, w której miałaby nawet pełnić funkcję szefowej.

- Nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał, bo nie zdążył. Nie sądzę, żebym przychyliła się tej propozycji - przez wiele lat mówiłam z mównicy sejmowej, że KRRiT to nie przechowalnia dla byłych polityków. Nie muszę być w Krajowej Radzie, żeby się tym (kulturą i mediami - red.) zajmować - podkreśliła polityk i zaznaczyła, że przez lata zorganizowała wiele konferencji na temat kultury, dlatego mogłaby doradzać ministrowi w związku z zapowiadaną reformą mediów publicznych.
Swój czas poza parlamentem Iwona Śledzińska-Katarasińska chce przeznaczyć dla samej siebie - jej głównym celem jest przede wszystkim wyzdrowieć.
Janusz Korwin-Mikke: Moja partia wbiła mi dwa noże w plecy
O życie bez Sejmu spytaliśmy również Janusza Korwin-Mikkego. Jak przekonuje, nie brakuje mu pracy parlamentarnej, a jego ostatni miesiąc minął "dokładnie tak samo, jak przedtem". W rozmowie z Interią tłumaczy, że nie został wybrany na posła, ponieważ "jego własna partia wbiła mu dwa noże w plecy" - jeden w sprawie jego udziału w konferencji fundacji "Patriarchat", a drugi za jego komentarze w związku z aferą youtuberską "Pandora Gate".
Były poseł podkreśla, że ma żal do szefa sztabu Witolda Tumanowicza oraz ludzi, "którzy mu sekundowali".
Pod koniec października Korwin-Mikke zapowiadał, że jeśli jego napięta sytuacja w partii nie zmieni się, opuści ją i założy nowe ugrupowanie. Polityk potwierdził Interii, że pozostaje członkiem Nowej Nadziei i Konfederacji, ale jest już w trakcie formowania nowej partii. Nie zdradził jednak jej nazwy, ponieważ "zaraz wrogowie by ją zarejestrowali". Zaznaczył także, że nie rozmawiał w tej sprawie z Grzegorzem Braunem i jego posłami z Konfederacji Korony Polskiej.
- To nie jest rozpad Konfederacji. To jest wyjście jednego, skromnego członka - za mną pewnie pójdzie trochę innych ludzi, ale zgłosiło się już paręset nowych. To nie jest tak, że ja zabieram ludzi - powiedział nam Korwin-Mikke. Jak dodał, zwycięstwo ultraliberalnego Javiera Milei w argentyńskich wyborach prezydenckich tylko "zaostrzyło jego apetyty" na dalsze uczestniczenie w życiu publicznym i "walkę z socjalizmem".

Polityk zdradził również, że swoją nieobecność Sejmie chce spożytkować na pisanie. - Mam w planie dwie książki - jedna na temat cyklów rozwoju i upadku naszej umierającej cywilizacji, a druga o historii Rosji od 1825 do 2025 roku - podkreślił.
- Wątek wojny rosyjsko-ukraińskiej będzie przytoczony, ale to nie jest ważny element tej książki, tu dokładnie wiadomo, co się stało, to jest marginalna sprawa. Najbardziej istotne jest wbicie do głowy - zarówno Polakom, jak i Rosjanom - że Związek Sowiecki to było wrogie mocarstwo, które okupowało Rosję tak samo jak Ukrainę czy Polskę. Propaganda sowiecka dążyła do stworzenia nowego, Sowieckiego Człowieka - co, niestety, się udało - tłumaczy nam wybór tematu.
Joanna Senyszyn: Jestem zadowolona, to tylko polityczny urlop
Po 22 latach z polityką parlamentarną żegna się również prof. Joanna Senyszyn. Polityczka przekonuje jednak, że jest zadowolona, a brak jej obecności w Sejmie to tylko "polityczny urlop, który po tylu latach jej się należy". Żartuje, że wliczając jej kadencję w sejmiku pomorskim, "uzbierałoby się na srebrne wesele".
- Mój pierwszy miesiąc poza Sejmem wyglądał zapewne tak samo, jak tych, którzy się dostali - obrad nie było, więc robiłam swoje. Od wielu lat piszę dwa felietony tygodniowo do tygodnika "Fakty po Mitach", a teraz zaczęłam jeszcze współpracę z tygodnikiem "NIE", gdzie wspólnie z Agnieszką Wołk-Łaniewską zainaugurowałyśmy rubrykę "Dialogi dam, z których obie żyją" - mówi nam Senyszyn.
Jak zaznacza, wielu wyborców wciąż traktuje ją jako parlamentarzystkę, ponieważ dziennie ma kilka telefonów z prośbami o interwencję w różnych sprawach. - Dzwonią również moi sympatycy, którzy bardzo żałują, że nie ma mnie w Sejmie. Telefony dosłownie się urywają, nawet po 22 - przekonuje.
- Po tylu latach politykę ma się we krwi i oczywiście chętnie bym uczestniczyła w obradach i zabierała głos, bo wyjąwszy marszałka Szymona Hołownię, za mało jest błyskotliwych ripost na głupoty wygadywane przez PiS-owców. Ale przecież kiedy nie byłam w Sejmie, też śledziłam i komentowałam życie polityczne, głównie na Twitterze i Facebooku, za co mam łącznie cztery sprawy sądowe łącznie o 340 tys. złotych, i pierwszy sukces - Ordo Iuris przegrało w pierwszej instancji - mówi nam.

- To tylko polityczny urlop. Może już w przyszłym roku będę gdzieś startować. Wszystko zależy od okoliczności - zdradza. Nie chciała jednak powiedzieć, z jakimi partiami zamierza na ten temat rozmawiać. - Na razie za dużo się dzieje w Sejmie, żeby mówić o czymkolwiek innym - dodała.
Czas wolny ma zamiar wykorzystywać na podróże m.in. do Brukseli, Włoch i na Maltę. - Po latach wytężonej pracy, praktycznie bez urlopu, należy mi się podreperowanie zdrowia, więc pewnie pojadę do mojego ulubionego Buska Zdroju na rehabilitację. I apeluję do kochanych czytelników - dbajcie o zdrowie, cieszcie się życiem, nie odkładajcie przyjemności na potem - kwituje była już poseł Joanna Senyszyn.
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na sebastian.przybyl@firma.interia.pl