Kontrowersyjny Javier Milei zwyciężył w wyborach prezydenckich w Argentynie. Jego sukces może być wstrząsem dla sceny politycznejInflacja w Argentynie wzrosła do ponad 140 proc. Milei zapowiedział radykalne cięcia wydatków publicznychMilei zdobył popularność jako komentator argentyńskiej polityki. Nie ma w zwyczaju gryźć się w język. Obraził m.in. swojego rodaka papieża Franciszka Wielokrotnie krytykował Chiny i Brazylię, określając je jako kraje komunistyczne. Opowiada się za nawiązaniem bliższych relacji z USA - Dzisiaj rozpoczyna się odbudowa Argentyny. Dziś rozpoczyna się koniec upadku Argentyny. Skończyła się dekadencja. Nie ma odwrotu - zapowiedział w niedzielę prezydent elekt Argentyny. Libertarianin Javier Milei zwyciężył w niedzielnych wyborach prezydenckich w Argentynie. W drugiej turze pokonał Sergio Massę, który w październiku wygrał pierwszą turę wyborów. Milei zapowiedział zakończenie trwającego od kilku dziesięcioleci kryzysu gospodarczego kraju, który doprowadził m.in. do inflacji sięgającej 143 proc. Polityk ostrzegł rodaków, że "zmiany, których potrzebuje Argentyna będą drastyczne, ponieważ nie ma czasu na ich stopniowanie, ani łagodzenie". Obiecał, że w ciągu 35 lat Argentyna może stać się Stanami Zjednoczonymi, a w ciągu 40 - Irlandią. Czytaj także: Kluczowy element amerykańskiej gospodarki może się zawalić Argentyna: Kim jest Javier Milei? Javier Milei, właściwie Javier Gerardo Milei urodził się w 1970 r. w stolicy Argentyny Buenos Aires. Z wykształcenia jest ekonomistą - specjalizuje się w tematyce związanej ze wzrostem gospodarczym. Określa siebie jako rynkowego anarchistę, a przez media bywa nazywany "antysystemowym outsiderem". Nowy prezydent wydaje się być oryginałem nawet jak na wyśrubowane standardy argentyńskiej polityki. Jest kawalerem, mieszka w domu z czterema mastifami, z których większość nosi imiona słynnych ekonomistów. Jest katolikiem, ale twierdzi, że mógłby przyjąć judaizm. Przyznał, że dwie najbliższe mu osoby to jego siostra (kierowała jego kampanią wyborczą) oraz... rabin. Znakiem rozpoznawczym nowego prezydenta są charakterystyczne pejsy, przez co bywa zestawiany z gwiazdami rocka. Zasłynął z ekspresyjnych zachowań. Na scenie jest niczym wulkan energii, w czym przypomina słynnego Micka Jaggera, którego ponoć uwielbia od dzieciństwa. Ze względu na swoje kontrowersyjne poglądy i program polityczny często jest porównywany do Donalda Trumpa oraz byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro. Były prezydent USA jest zresztą jednym z pierwszych zagranicznych polityków, którzy pogratulowali Milei zwycięstwa, twierdząc, że "uczyni Argentynę ponownie wielką!". A miliarder Elon Musk napisał, że "przed Argentyną czasy prosperity". Czytaj także: Przyszłość należy do nich. Będą znaczyć więcej niż Chiny czy Indie Co proponuje Javier Milei? W wyborach zmęczeni codziennością Argentyńczycy szukali radykalnej zmiany zamiast delikatnej korekty obecnej polityki. Dlatego społeczne nastroje w ostatnich miesiącach sprzyjały kontrowersyjnym hasłom ultraliberała i prawicowca. Bo Milei lepiej niż ktokolwiek inny zrozumiał zmęczenie argentyńskiego społeczeństwa kolejnymi kryzysami gospodarczymi i brakiem odpowiedzi na codzienne bolączki milionów ludzi. I zgodnie z przewidywaniami wyścig o fotel prezydencki rozgrywał się głównie między dotychczasowym stylem rządzenia a rewolucją zapowiadaną przez Milei. Podczas gdy proponował on "zmniejszenie rozmiaru państwa" i ograniczenie inflacji, Sergio Massa, przeciwko któremu startował, ostrzegał przed negatywnymi skutkami takiej polityki. Dlatego wybory zmusiły wielu Argentyńczyków do podjęcia decyzji, który z tych dwóch wyborów uważają za mniejsze zło. Z badań wynika, że obietnice Milei spodobały się m.in. młodym mężczyznom rozgniewanym sytuacją ekonomiczną w kraju. - Pieniędzy wystarcza na coraz mniej rzeczy. Jestem wykwalifikowanym pracownikiem, a nie mogę związać końca z końcem - przekonywał Esteban Medina, 26-letni fizjoterapeuta z Ezeizy, na obrzeżach Buenos Aires, w rozmowie z The Associated Press podczas wiecu Milei na początku tego tygodnia. Co właściwie obiecywał nowy prezydent? W kampanii wyborczej zapowiedział wstrząs w wielu instytucji krajowych, m.in. likwidację banku centralnego, rozliczenie urzędującej "kasty politycznej" i ograniczenie funkcjonowania państwa - co miałoby zmniejszyć szalejącą w Argentynie inflację. Milei podpadł zwolennikom ambitniejszej polityki w sprawie ochrony klimatu. Zmiany klimatu wielokrotnie określał "kłamstwem wymyślonym przez lewicę", a podczas kampanii relatywizował zbrodnie popełniane przez ostatnią wojskową dyktaturę w Argentynie. Czytaj także: Populista porywa tłumy i obiecuje zwalczenie 104-procentowej inflacji "Mesjański klaun" obraża papieża Franciszka Milei nie ma w zwyczaju gryźć się w język. Obrażał przeciwników w telewizji. W internecie ostro atakował swoich krytyków. Wypowiedzi idące pod prąd jednały mu kolejnych zwolenników wśród społeczeństwa zmęczonego kryzysem gospodarczym. Jednak w tygodniu poprzedzającym drugą turę głosowania grupa ponad stu argentyńskich intelektualistów i naukowców opublikowała dokument, w którym ostrzegła przed niebezpieczeństwami, jakie kryją się dla społeczeństwa za niektórymi "skrajnie libertariańskimi" propozycjami Mileia, w tym proponowanym przez niego "zredukowaniem do minimum" wydatków na cele publiczne. Milei zapewnia, że nie żartuje. A na wiecach wyborczych pokazywał się z piłą łańcuchową, która miała symbolizować plany cięcia wydatków budżetowych. W trakcie kampanii wypowiadał się przeciwko aborcji - legalnej w Argentynie bez ograniczeń do 14. tygodnia ciąży od końcówki 2020 r. - był za posiadaniem broni palnej na użytek prywatny, obiecał zerwanie więzi z kluczowymi partnerami handlowymi Argentyny - Chinami i Brazylią. Opowiada się za nawiązaniem bliższych relacji z USA. Ten "antysystemowy outsider" nie ma w zwyczaju szanowania żadnych świętości. Nazwał swojego rodaka papieża Franciszka "lewicowym sukinsynem" i "imbecylem". W odpowiedzi papież udzielił wywiadu argentyńskiej telewizji publicznej, w którym wprawdzie nie odniósł się do Milei, ale przestrzegł przed niebezpieczeństwem ze strony "mesjańskich klaunów". Co czeka Argentynę, gdy w grudniu dojdzie do zmiany władzy? Eksperci zwracają uwagę, że nowy prezydent będzie miał trudności z wdrożeniem najbardziej kontrowersyjnych obietnic. Partia Milei Libertad Avanza (Naprzód Wolność) kontroluje zaledwie 38 z 257 miejsc w argentyńskiej izbie niższej i osiem z 72 w senacie. To zbyt mało, by liczyć na przegłosowanie ustaw, co oznacza konieczność dogadywania się z innymi ugrupowaniami. Autor: Mateusz Kucharczyk Źródło: AP, Reuters, El Pais, Clarin *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!