Pierwszy raz o "pokemonach" na listach Konfederacji, już podczas wieczoru wyborczego, usłyszeli widzowie Polsatu. W niedzielę działacze formacji nie ukrywali swoich kiepskich nastrojów, bo sondaż exit poll dawał im 6,2 proc. poparcia, chociaż oczekiwania były dużo wyższe. Jeszcze tydzień przed wyborami politycy z ekipy Krzysztofa Bosaka i Sławomira Mentzena liczyli nawet na 40 mandatów w nowym Sejmie. Ostatecznie wywalczyli ich 18 przy wyniku 7,16 proc. Błyskawicznie zaczęło się więc poszukiwanie przyczyn kiepskiego wyniku. Chociaż Dobromir Sośnierz nie wywalczył reelekcji, przedstawił swoją diagnozę całej sytuacji. - "Pokemony", które nam powyciągano, to błędy, które popełniliśmy przy tworzeniu list - przyznał na antenie Polsat News. Interia zapytała go, kogo miał na myśli i czy do kategorii sympatycznych animowanych stworzeń zalicza się któryś z 18 posłów Konfederacji nowej kadencji Sejmu. - Żaden z nowych posłów zdecydowanie nie zalicza się do kategorii "pokemonów". Ludzi, o których mówiłem, nie było na biorących miejscach. Nie chcę pokazywać palcem, o kogo chodzi - odpowiada Sośnierz. - Czasem ktoś niesłusznie znajdzie się na liście kandydatów. Niektórzy z nich budzili dyskomfort również u mnie jako potencjalnego wyborcy - dodaje. Parlamentarzysta dzieli swoich kolegów z list na trzy grupy: "sprawdzonych liderów; działaczy, często nie dość dobrze prześwietlonych przez struktury; oraz osoby potrzebne tylko po to, żeby dopełnić listę". - Ci, którzy generują problemy, są w tej drugiej kategorii. Chodzi raczej o działaczy z odległych miejsc, ale też z konkretnej frakcji - precyzuje rozmówca Interii. O jakie problemy chodzi? Mowa o konkretnych wypowiedziach, takich jak ta Natalii Jabłońskiej (Konfederacja Korony Polskiej - red.), która zapoczątkowała głośną dyskusję o jedzeniu psiego mięsa. Chociaż została skreślona z listy, mleko się rozlało, bo wypowiedź była cytowana przez wszystkie ogólnopolskie media. Konfederacja. "Mocne charaktery, które trudno ujarzmić" Główne zarzuty w stosunku do kandydatów Konfederacji to prorosyjskość, zamiłowanie do broni, wiara w różnej maści teorie spiskowe czy negacja pandemii COVID-19. Zapytaliśmy posłów debiutantów, czy czują się "pokemonami" oraz czy nie uważają swoich poglądów za kontrowersyjne. - Konfederacja jest partią, która zrzesza mocne charaktery, inaczej siedzielibyśmy w PiS-ie. Stąd czasem trudno "ujarzmić" niektóre osoby w kwestii ich wypowiedzi. Decyzję o ostatecznym składzie list podejmuje lider danej listy, a na koniec Rada Liderów - tłumaczy Grzegorz Płaczek (formalnie niezrzeszony - red.), którego w wyborach poparło 18,6 tys. Polaków. - Pytania związane z tym, dlaczego ktoś ostatecznie znalazł się na liście, powinny być kierowane do "jedynek" okręgów. W Katowicach miałem mocnych kandydatów, którzy swoją postawą, zaangażowaniem i kampanią wprowadzili do Sejmu nowego posła X kadencji z ziemi śląskiej, czyli mnie - opowiada. Andrzej Zapałowski należy do Konfederacji Korony Polskiej Grzegorza Brauna, startował z Podkarpacia. Poparło go 14 475 osób. Co sądzi o słowach niektórych kolegów z list? - Moje życiowe doświadczenia pokazują, że (kontrowersyjne wypowiedzi kandydatów Konfederacji - red.) to emocje, które wyrzucają z siebie ludzie. Są to nie do końca przemyślane słowa, nie odbieram tego poważnie. Trzeba mieć trochę dystansu - uważa. Nie wszyscy są jednak zdania, że kontrowersyjne wypowiedzi mocno zaszkodziły dobremu wynikowi Konfederacji. Bartłomiej Pejo, członek Nowej Nadziei, a prywatnie zięć Janusza Korwin-Mikkego, przekonał do siebie ponad 26 tys. wyborców z Lubelszczyzny. Jak mówi, dyskusyjne wypowiedzi kandydatów mogły zaszkodzić jego formacji "w minimalnym stopniu". Co więcej, w jego opinii media przyglądały się przede wszystkim kandydatom Konfederacji, chociaż inne partie także miały swoje "pokemony". Jak mówi, chodzi o osoby "o egzotycznych poglądach na niszowe tematy". - W przypadku podobnych "pokemonów" na listach Lewicy, KO czy Trzeciej Drogi media nieporównywalnie mniej się tym zajmowały. To nie koincydencja - uważa Pejo. Przypomina, że do zapełnienia ogólnopolskich list potrzeba 920 osób, a nie wszyscy z nich są sprawdzonymi w 100 proc., wieloletnimi działaczami. - To problemy każdej partii, nawet tej największej. Niektóre osoby, bez większych szans na mandat niepotrzebnie i bezsensownie wypowiadały się w mediach społecznościowych, ale to nie znaczy, że prezentowały poglądy czy program Konfederacji - usłyszeliśmy. Nasi rozmówcy, jak jeden mąż, nie poczuwają się do miana "pokemona". Skoro jednak to określenie zostało użyte ze względu na kontrowersyjne poglądy, zapytaliśmy świeżo upieczonych posłów, co sądzą na temat konfliktu Rosji z Ukrainą czy pandemii COVID-19. Wybory 2023. Pokemony, poglądy i Konfederacja Roman Fritz, wiceprezes Konfederacji Korony Polskiej i numer jeden na liście w okręgu nr 30 (część woj. śląskiego - red.) brał udział w debacie antywojennej ramię w ramię z Mateuszem Piskorskim oskarżanym o szpiegostwo na rzecz Rosji. W rozmowie z Interią przekazał, że Piskorski nie był skazany, więc nie widzi żadnego problemu. - Konfederacja w zakresie polityki zagranicznej realizuje program polskiej racji stanu i reprezentowania polskiego interesu narodowego. Oczekujemy przede wszystkim rzetelnej debaty w kolejnej kadencji we wszystkich tematach - powiedział nam Fritz. - Tego zabrakło w ostatnich latach. Mimo ustawowego obowiązku premier Morawiecki nie złożył parlamentarzystom informacji w sprawie specustawy ukraińskiej - dodał. Co z pandemią COVID-19? - Sam byłem chory i leżałem w szpitalu, natomiast po pierwszych tygodniach było wiadomo, że nie można zamykać gospodarki, edukacji, a zwłaszcza całego systemu ochrony zdrowia - odpowiada Fritz. Uważa, że działalność rządu doprowadziła do nadmiarowych zgonów ze względu na "zamknięcie systemu zdrowia". W sprawie COVID-19 swoje boje toczy też Grzegorz Płaczek. Serwis Konkret24 zarzucał mu działalność na rzecz Kremla oraz manipulowanie danymi Ministerstwa Zdrowia w sprawie pandemii. Co ma do powiedzenia na ten temat? Poseł elekt przekonuje, że nie ma mowy o żadnym oszustwie. - Zdecydowałem się podać TVN do sądu, walcząc o moje dobre imię. Sprawa się ciągnie, ja jednak nie odpuszczam i już za parę dni kolejna rozprawa w katowickim Sądzie Okręgowym. Co więcej, potrafię udowodnić, iż resort zdrowia nie tylko nie posiadał wyników badań, które by potwierdzały, iż osoby zaszczepione przeciw COVID-19 zarażają w mniejszym stopniu niż niezaszczepione, lecz sama Kancelaria Prezesa Rady Ministrów także nie posiadała wyników takich badań. Posiadam stosowną dokumentację oraz korespondencję z tymi instytucjami - zapewnia Płaczek. Kiedy o Ukrainę zapytaliśmy Andrzeja Zapałowskiego z Konfederacji Korony Polskiej, podkreślił, że każde państwo ma prawo do zachowania integralności własnego terytorium, a większość Ukraińców w Polsce to "normalni, fajni ludzie". Niemniej, powinniśmy zrewidować swoją politykę socjalną odnośnie do tego narodu. - Czym innym jest pomoc humanitarna, czym innym utrzymywanie innego narodu. W wielu przypadkach mówimy o warunkach, które są lepsze niż dla obywateli polskich. Przecież u nas też jest ogromna bieda. Państwo polskie ma obowiązki przede wszystkim wobec swoich obywateli - uważa Zapałowski. - Może zaraz zaczniemy utrzymywać Palestyńczyków? Polaków jest niecałe 40 mln, a na świecie jest 4 mld ludzi, których "pasowałoby" utrzymywać - konkluduje. Wybory 2023. Co zrobi Dobromir Sośnierz? Wiadomo już, że o utrzymaniu z sejmowej pensji może zapomnieć Dobromir Sośnierz, który jako pierwszy nazwał swoich kolegów z list "pokemonami". Chociaż poparły go 10 962 osoby, nie udało mu się wywalczyć reelekcji. Jakie ma plany na przyszłość? - Mamy niezwykle niski poziom debaty publicznej. Przez kilka tygodni musiałem się tłumaczyć, że nie chcę jeść psów. Mówiłem wyraźnie, że nie chcę, a mimo to zrobiono z tego coś zupełnie odwrotnego - powiedział nam Sośnierz. - To uciążliwe jak kopanie się z debilami czy zapasy ze świnią w błocie. Zwłaszcza że po chwili zauważamy, że świnia to lubi. Trochę mam dość, więc na pewno nie będę się za wszelką cenę trzymał polityki - stwierdził. Jakub Szczepański