Jakub Szczepański, Interia: Tylko ja nagrywam tę rozmowę? Patryk Jaki, Suwerenna Polska: - (Śmiech) Rozumiem intencje pytania. Mam zaufanie co do pańskiej rzetelności, czego nie można powiedzieć o TVN, który jest znany z jednostronności i nieprzestrzegania standardów. Zdecydował się pan nagrywać własnymi kamerami wywiad telewizyjny, potem rozpowszechniał pan ten materiał. To raczej niestandardowe zachowanie polityka? - Zostałem zmuszony do takiego działania. Jeśli ktoś chce to ocenić zapraszam do zobaczenia tej rozmowy na moim YouTube. Od lat uczestniczę w życiu publicznym i obserwuję polskie media. Ich konstrukcja jest jedną z głównych przyczyn patologii naszego państwa. Dziennikarze powinni być czwartą władzą, która obiektywnie patrzy na ręce. Niestety ten system, z małymi wyjątkami, już nie istnieje. Jaka jest pańska diagnoza? - Są społeczeństwa nieświadome, nie wiedzą jak wygląda konstrukcja mediów. Są też ludzie zorientowani. Kiedy czytają portal X wiedzą, że dany dziennikarz nie jest obiektywny, podkręca hejt na jedną stronę, a problemy drugiej nie istnieją. Przykładowo, w USA każdy wie, że CNN jest lewicowy a Fox News konserwatywny. Wszyscy się z tym pogodzili. Problem polega na tym, że w Stanach Zjednoczonych siły są rozłożone po równo. A w Polsce... Niech zgadnę: w Polsce mamy medialną patologię, bo liberalne media są silniejsze od konserwatywnych? - W Polsce 90 proc. władzy informowania posiada strona lewicowo-liberalna. Nigdzie w świecie zachodnim, poza Niemcami, nie ma w takiej dysproporcji. Zresztą gdyby nie TV Republika, wPolsce, Telewizja Trwam, silne kanały komunikacji kilku polityków i publicystów konserwatywnych czy nowe projekty internetowe jak "Kanał Zero", w Polsce mielibyśmy typowy system zamknięty. Zbliżony do standardów krajów Ameryki Łacińskiej. Chce pan rozliczać dziennikarzy, ale chyba zapomina pan o mediach publicznych z czasów, kiedy rządziliście. Nie przypominam sobie, żeby przez poprzednie dwie kadencje TVP ujawniła jakąś aferę Zjednoczonej Prawicy. - TVP nie musiałaby być taka, jak była, gdyby nie konstrukcja systemu medialnego III RP. Jeśli zamiast dziennikarzy mamy potężne oddziały, które od rana do wieczora są nastawione na niszczenie wszystkiego co bliskie prawicy: Kościoła, patriotyzmu czy tradycyjnego modelu rodziny, to recepta na oddanie Polski światu kosmopolitycznemu. Media, jako domena liberalno-lewicowych elit III RP wychowywały całe pokolenia dziennikarzy w nienawiści do prawicy i konserwatywnych wartości. Zdecydowana większość z was żyje w największych metropoliach i wyznaje lewicowo-liberalną aksjologię. Ta dysproporcja w poglądach przekłada się później na wybory tematów, narracji czy ujęć. Jeśli coś jest "publiczne" i kontrolowane przez rządzących, od razu musi być partyjne? - Nie musi. Gdyby Polski system medialny był skonstruowany inaczej, media były w większości obiektywne lub aksjologicznie podzielone po równo, TVP byłaby inna. Jednak za naszych czasów telewizja publiczna była każdego dnia pod ostrzałem. Musiała bić się o miejsce w systemie, który nie chciał jej wpuścić. I czas przyznał im rację. W jakim sensie? Nie wiem, który dziennikarz chciałby łatki partyjniaka. - Za naszych rządów TVP była alternatywą dla reszty mediów, co pokazywały jej doskonałe wyniki oglądalności. Niezależnie od potężnego hejtu. Dzisiaj już prawie nikt nie ogląda telewizji publicznej, bo po co komu drugi TVN? Bronię TVP za naszych czasów, chociaż sam często byłem tam dyskryminowany. Czuje się pan wykluczony? - Do TVN nie mogę przychodzić od ponad dwóch lat, w TVP miałem zakaz ponad rok. W tym pierwszym przypadku za krytykę TVN-u w Parlamencie Europejskim. W drugim za krytykę premiera Morawieckiego. Za jego fatalne przyzwolenie na "środki za praworządności" , politykę klimatyczną i inne spawy. To jest normalny system, gdzie dwie największe telewizję w kraju nakładają cenzurę na, jednak zaryzykuję, bardzo znanego polityka? Zresztą, od pewnego czasu TVN nie zaprasza konserwatystów, którzy sobie dobrze radzą. Rafał A. Ziemkiewicz, Przemysław Czarnek? Szło im dobrze, więc widzowie ich już nie zobaczą. Jacek Ozdoba czy Sebastian Kaleta dobrze sobie poradzili? Ocenzurować ich! Tradycyjne media są panu w ogóle potrzebne? Często słychać, że jest pan numerem jeden w polskiej polityce. - Takie dane przedstawia m.in. Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych. Moje kanały komunikacji, łącznie, każdego miesiąca, przekraczają 10-15 mln zasięgu. Przewrotnie powiem, że to dzięki mediom głównego nurtu. Nałożyli na mnie cenzurę, więc zostałem zmuszony do szukania rozwiązania, aby przeżyć w polityce. Pewnie wielu polityków zastanawia się, jak zdobywać takie zasięgi. Zdradzi pan swoją receptę? - Wszystkiego nie powiem, za długo i za ciężko na to pracowałem. Mój okręt flagowy to kanał na Facebooku, który już dawno bije tam wszystkie największe media w Polsce. Mam swoją małą redakcje, każdego dnia ustalamy co się ogląda, co jest ważne, co nagrywamy. Tworzymy i treści proste jak memy i bardzo jakościowe jak transmisje na żywo ciekawych dyskusji z intelektualistami o kulturze czy historii. Skoro jesteśmy przy intelektualistach: prof. Andrzej Nowak, uznawany za intelektualne guru prawicy, namaścił pana na jednego z potencjalnych następców Jarosława Kaczyńskiego. Jak pan to odbiera? - Zacznę od tego kim jest prof. Andrzej Nowak dla prawicy. Nie ma nikogo istotnego na konserwatywnej i intelektualnej scenie publicznej, na kim publikacje profesora Nowaka nie wywarłyby piętna. Chociaż nigdy nie miałem przyjemności go spotkać, jego książki miały fundamentalny wpływ na to, kim jestem dziś w życiu politycznym. Każdemu je zresztą polecam, zarówno analizy III RP, Żywoty Równoległe czy oczywiście wielotomowe Dzieje Polski. Co pan sądzi o tekście, o który zapytałem? - Profesor słusznie wskazuję wiele problemów prawicy, z czego najważniejszy, tj. zaniedbania w obszarze tworzenia własnych kanałów komunikacji, które równoważyłby te liberalno-lewicowe. Było na to 8 lat i rzeczywiście zostaliśmy prawie z niczym. Przyglądaliśmy się jak część mediów wpływa na Polaków na modłę kosmopolityczną. Musimy zmierzyć się z tym problemem oraz wyciągnąć wnioski. Zawalczy pan o schedę po prezesie? - Nie. Po pierwsze, życie i wiele porażek nauczyły mnie pokory. Jestem już innym człowiekiem niż wiele lat temu. Nigdzie się już nie pcham, nie wychodzę przed szereg, nauczyłem się szacunku do hierarchii. Jestem młody, uczę się, mogę spokojnie czekać. Po drugie wierzę, że z prezesem Jarosławem Kaczyńskim możemy wygrać kolejne wybory. Byłem obok niego, kiedy przychodziły wyniki i dowiedzieliśmy się o utracie władzy. Jako jedyny w tym pokoju był już skoncentrowany na tym, jak wygrać kolejne wybory. To zrobiło nam mnie duże wrażenie. Jarosław Kaczyński ma 74 lata, Zbigniew Ziobro walczy z nowotworem. Może tu nie chodzi o chęci tylko potrzeby? - Często rozmawiamy z prezesem Jarosławem Kaczyńskim i widzę, że szuka nowych twarzy, bo zależy mu na odbiciu Polski z rąk Tuska. W wyborach samorządowych wystawiamy młodych polityków, więc przepowiednia prof. Andrzeja Nowaka zaczyna się trochę spełniać. Zbigniew Ziobro z kolei jest silniejszy niż wielu się wydaje. Jestem pewny, że wróci silniejszy. A to nie jest tak, że jako prawica już odpuściliście wybory samorządowe? Rezygnujecie z logo partyjnego, a w niektórych miastach - jak choćby w Olsztynie - nie ma nawet kandydatów. - Część krytyki kierowanej w naszą stronę jest słuszna, wyłanianie kandydatów idzie topornie. Pamiętajmy jednak, że jesteśmy po przegranych wyborach. Przeorganizowanie musi trwać. Świetnie tu pracuje Piotr Milowański. Do tego sprawdzamy czy lepiej stawiać na sprawdzone nazwiska, czy nowe twarze. Analizy wskazują na młodych i świeżych ludzi, z tego pewnie wynika opóźnienie. Niektórzy chcą wyciągać wnioski z moich doświadczeń. Co ma pan na myśli? - Stawiają tezę, że kiedy startowałem w wyborach na prezydenta Warszawy, kampania była zbyt intensywna. Bardzo wcześnie wystartowała i trwała pół roku. Kampania była tak mocna, że rzekomo mieszkańcy stolicy przestraszyli się wygranej PiS, a frekwencja poszła do góry. No i skończyło się tak, jak się skończyło. Nie zgadzam się z taką interpretacją, ale są działacze, którzy chcą próbować pracować spokojniej. Zobaczymy. Powiedział pan, że prezes PiS chce odbijać Polskę z rąk Tuska. Tylko czy jako kierownictwo Zjednoczonej Prawicy wierzycie jeszcze w sukces? Nie sprawiacie wrażenia przekonanych. - Chcemy jak najlepszego wyniku w wyborach samorządowych, ale nastawiamy się przede wszystkim na wybory do Parlamentu Europejskiego. Mamy tu najwięcej atutów. Wydaje się, że agenda i nazwiska polityków na listach mogą sprzyjać pozytywnemu przełamaniu na polskiej scenie politycznej. Będzie się pan ubiegał o reelekcję? - Tak. Nie obawia się pan rozliczeń za czasy rządów Zjednoczonej Prawicy? Choćby pytań o Fundusz Sprawiedliwości, którego wydatków konsekwentnie nie chcieliście ujawniać? - Te zarzuty to hucpa. Weźmy utuskowioną NIK, która twierdzi, że wydatki nie były związane z zagadnieniami bezpieczeństwa. Przypomnijmy, że największa część poszła na lokalne straże pożarne. Nie są związane z bezpieczeństwem? Do tego środki na budowę Kliniki Budzik, która zajmuje się wybudzeniem osób po wypadkach. To też jest niezwiązane z bezpieczeństwem? Czy podobny projekt realizowany w Wilanowie, który ma pomagać ofiarom przestępstw? Przecież te zarzuty są śmieszne! Straż pożarna przeciwdziała przestępczości czy pomaga jej ofiarom? - Straż pożarna jest w każdej małej gminie, pierwsza na miejscu wypadków i przy pokrzywdzonych. Te zarzuty świadczą tylko o tych, którzy je formułują. Obecnie, względem Zjednoczonej Prawicy, formułują je również rolnicy, którzy protestują na granicach przeciwko Zielonemu Ładowi i nieoclonym ukraińskim towarom w Europie. Może właśnie przez politykę względem Ukrainy przegraliście wybory? - Europosłowie Suwerennej Polski zawsze głosowali przeciwko tym towarom z Ukrainy czy przeciwko Zielonemu Komunizmowi. A frakcje, w których są PO, PSL i Polska 2050 przeforsowały w Unii Europejskiej tzw. "Zielony Ład". Ludzie nie zdają sobie sprawy, że jeżeli do 2040 r. ograniczymy redukcję dwutlenku węgla o 90 proc., całe społeczeństwo zubożeje, rolnictwo i zdrowa żywność z Polski zostaną zlikwidowane, loty na wakacje ograniczone, a większość Polaków będzie pozbawiona samochodu. Jak Polacy mogą głosować na partię, które im to zgotowały? Więc jest szansa, aby zatrzymać to szaleństwo w najbliższych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jakub Szczepański *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!