Przedstawiciele innych ugrupowań sceptycznie podchodzą do propozycji lidera SLD, padają m.in. opinie, że jest ona populistyczna. Politycy podkreślają, że każdy komitet będzie się kierował własną strategią w kampanii wyborczej. - Skoro mówi się o oszczędnościach i innej formule polityki, a wiemy, że kampanie są drogie, więc nie rozmawiajmy o billboardach, bo to jest wycinek - powiedział Napieralski na konferencji prasowej w Szczecinie, nawiązując do zgłoszonej niedawno propozycji PO, by w kampanii przed wyborami prezydenckimi zrezygnować z billboardów. - Jeśli rozmawiamy o billboardach, to możemy rozmawiać o chorągiewkach, o spotach reklamowych, o balonikach i o ulotkach. Nie rozmawiajmy tylko o jednej sprawie, tylko o całości kampanii. Jeśli ma być uczciwie, inaczej niż zawsze, ma nie być tych uśmiechniętych twarzy, to chciałbym zaproponować, aby wydatki każdego sztabu wyborczego na kampanię wyborczą ograniczyły się do 5 mln zł - zaapelował Napieralski. Jak dodał, wierzy, że kandydat PO na prezydenta Bronisław Komorowski i jego sztab "przystaną do takiej formuły". Szef klubu PO Grzegorz Schetyna apelując w środę do innych partii politycznych, by w kampanii prezydenckiej nie korzystały z billboardów powiedział, że PO "chce poprowadzić kampanię w sposób inny niż dotychczas, bo sytuacja jest inna". - Chcemy zrezygnować z billboardów, żeby nie epatować kampanią, będziemy też prosić inne partie, żeby zrezygnowały z zewnętrznych sygnałów, że ta kampania biegnie - argumentował wówczas Schetyna. W odpowiedzi na tę propozycję Napieralski oświadczył wczoraj, że jest gotów zrezygnować z kampanii billboardowej pod warunkiem jednak, że PO zgodzi się na debaty prezydenckie z udziałem wszystkich kandydatów, którzy wezmą udział w czerwcowych wyborach. Jak mówił dziś, jego propozycja "debata zamiast billboardów" jest uczciwa. Wyraził jednak obawy, czy pomysł rezygnacji z billboardów nie jest "tematem zastępczym", gdy raczej należałoby rozmawiać "o sprawach ważnych np. o in vitro, budowie przedszkoli, płacy minimalnej czy budżecie państwa". - Billboardy są niewielką częścią prowadzenia kampanii wyborczej, nie najważniejszą. Dziś słyszymy, że budżet kandydata PO na prezydenta Bronisława Komorowskiego ma być w całości wykorzystany na dużą kampanię w mediach elektronicznych. To dziwne - powiedział. Napieralski uważa, że zaoszczędzone przez partie podczas kampanii pieniądze powinny być raczej wykorzystane na działalność merytoryczną, poprawiającą jakość polskiej polityki. - Piszmy dobre ustawy, zapraszajmy wielu ekspertów i spróbujmy być bardziej aktywni na polu charytatywnym - mówił lider SLD. Wiceszef PO Waldy Dzikowski powiedział, że kampania prezydencka będzie inna zarówno w wymiarze materialnym, jak i emocjonalnym. Przypomniał, że Platforma już wcześnie zaapelowała, aby zrezygnować z billboardów - co także niesie za sobą mniejsze wydatki na kampanię. - Trzeba oszczędzać w życiu publicznym, każdy taki gest jest przyjaźnie widziany przez ludzi, traktujemy to jako dobry sygnał, który my pierwsi już daliśmy - powiedział Dzikowski. - Pan Napieralski wystosował apel, natomiast my będziemy kierowali się własną strategią i własnym rozumem - tak do inicjatywy szefa SLD odniósł się szef Komitetu Wykonawczego PiS Joachim Brudziński. - Jestem ostatnim, który chciałby panu Napieralskiemu, czy jego sztabowcom sugerować jak mają gospodarować własnymi pieniędzmi. Nie mój budżet, nie moja partia - dodał