Rok temu odbyły się przełomowe pod względem frekwencji wybory. Do urn udało się blisko 75 proc. uprawnionych. To historyczny rekord, który pokazał, że polaryzacja służy demokracji - widzianej przez pryzmat frekwencji. Poprzedni rząd robił, co mógł, aby utrzymać się u władzy. Publiczne pieniądze płynęły wartkim strumieniem. Jednostronność mediów publicznych w przeddzień wyborów była porażająca - aż do granic groteski. W wyborach zwyciężyła frekwencja, ale także duch przekory. Chociaż na PiS zagłosowały miliony rodaków, większość jednak miała dość sposobu sprawowania władzy. Po wyborach nie przyszła zmiana, albowiem... Andrzej Duda dał Mateuszowi Morawieckiemu szansę pociągania za sznurki przez kilka tygodni. Nie była to strata czasu dla PiS. Zabetonowano się w kilku instytucjach, pobrano dodatkowe honoraria, ale przede wszystkim - skutecznie - wyhamowano medialny efekt utraty władzy. Teoretycznie, wygrał antyPiS, praktycznie, PiS pokazał, że nie został zatopiony. Obraną ścieżką Jarosław Kaczyński i jego środowisko podąża do dziś. Rozliczenia Alla Polacca Przede wszystkim Donald Tusk nie zdobył całej władzy. Wbrew wrażeniom, skądinąd fabrykowanym przez samego zainteresowanego, w 2023 roku w ręce antyPiS-owej koalicji trafiła władza ustawodawcza i "tylko" część władzy wykonawczej. Prezydent Andrzej Duda nadal pozostaje na stanowisku z prawem weta i innymi uprawnieniami, dostatecznie szerokimi, aby Tusk musiał się z nim liczyć. Szanować prezydenta ze środowiska PiS wcale nie musi (czym nie różni się od J. Kaczyńskiego), ale nie może go w świetle konstytucji zupełnie pomijać. Przez moment wydawało się, że sprawa uwiezienia i ułaskawienia duetu Kamiński - Wąsik to zapowiedź rozliczeń. W istocie rzecz była marginalna. Wielu komentatorów odczytywało ją jako przełomową itd., niesłusznie, albowiem skandaliczna sprawa korzeniami sięgała czasów zmarłego Andrzeja Leppera. Jeśli sprawa duetu Kamiński - Wąsik czegoś dowodziła, to absolutnej niewydolności wymiaru sprawiedliwości i to na przestrzeni dekady. I to owa nieudolność właśnie była (i jest) zapowiedzią przyszłości. Jakiekolwiek rozliczenia - z różnych powodów, także proceduralnych - będą ciągnąć się tak długo aż wyborcy zapomną, o co w danej sprawie chodziło. Jeśli ktoś z takiego stanu rzeczy korzysta, to raczej PiS niż PO. Sny o dePiS-yzacji? Lektura konstytucji z 1997 roku przekonała Tuska i jego środowisko, że bez wygranej w wyborach prezydenckich w 2025 roku nie ma mowy o dokończeniu obiecanej dePiS-yzacji. Zaczęło się wielkie wyczekiwanie na wybory. Po awanturze o sposób wyrzucenia PiS-owców z mediów publicznych - owo czekanie to chyba także usprawiedliwienie dla pewnej bezczynności. Słychać ciągle, że nic się nie da zrobić, bo... prezydent odmówi podpisania ustawy i tak dalej. Słusznie czy nie, ten punkt widzenia dowodzi raczej braku sprawczości i tego, że w Polsce wszystko uchodzi na sucho (no, może poza utratą paru stanowisk). A czas mija. Po awanturach o prawne potknięcia w sprawach takich, jak sprawa pana Romanowskiego, zapanowała zresztą pewnego rodzaju prawna bojaźliwość w podejmowanych działaniach. Jeśli przymierzymy sprawę dekady rozliczania duetu Kamiński-Wąsik do dzisiejszej sytuacji, po wyczerpaniu wszystkich instancji oraz tricków - groźba więzienia, jeśli w ogóle, majaczy na horyzoncie w okolicach roku 2035. Nie wygląda to przerażająco, prawda? Tym bardziej warto walczyć o immunitety. I tym większa determinacja do walki politycznej po stronie PiS oraz okolic. Sondaże ostatnie są dla ugrupowania J. Kaczyńskiego dostatecznie przychylne, aby realistycznie liczyć na przejęcie władzy w koalicji z Konfederacją. Krótko mówiąc, nic nie jest rozstrzygnięte raz na zawsze. A przecież na to liczyło wielu ludzi skrzywdzonych czy rozczarowanych ostatnimi ośmioma latami. Nie na komisje sejmowe, których poziom intelektualny jest w dużej mierze żałosny. Jak bieguny magnesu? Czy była lepsza droga zmian? Być może. Jednak czasy się zmieniły i najważniejsze jest to, że nie ma automatycznego powrotu do stanu sprzed 2015 roku. Ani Tusk nie ma obecnie pełni władzy, ani ideologiczne trendy mu nie sprzyjają jak kiedyś. Właśnie z bezsilności Tusk postanowił podążać częściowo drogą agendy PiS-u, czego dowodzi weekendowy anons o polityce azylowej. Wielu po stronie opozycji będzie oburzonych (słusznie), jednak obecnemu premierowi chodzi o zdobycie za rok pełnej puli władzy. Jak dowiodły wybory roku 2015, tutaj można się przeliczyć. Wystarczy, że spoza PO-PiS-u wyłoni się ktoś trzeci, dość nonkonformistyczny i atrakcyjny, aby znów przy urnach zwyciężył duch polskiej przekory. W tym sensie nasza polityka pozostanie ciekawa, chociaż polaryzacja zmieniła Kaczyńskiego i zmieniła Tuska. Co może zaskakiwać, w pewnych sprawach obaj politycy nigdy nie wydawali się do siebie tak podobni, jak właśnie teraz, po ogłoszeniu, że rzecznik Komisji Europejskiej krytykuje Donalda Tuska za strategię migracyjną dla Polski. Jeśli ktoś liczy, że tym samym polska polaryzacja osłabnie, to myli się. Po pierwsze, my kochamy polaryzację. Nowe technologie tylko wzmacniają nasze kody kulturowe, owe podziały na białych i czerwonych, Solidarność i post-komunę itd. Tym bardziej na razie należy oglądać dziś polityków - jak jednoimienne bieguny magnesu. Im bardziej stają się do siebie podobni, tym bardziej się odpychają. I tym bardziej publicznie przekonują nas, że jest inaczej. Tymczasem po ośmiu latach brewerii PiS z naszym państwem naprawdę zasługujemy na restart instytucji. Na razie te oczekiwania pozostają po większej części niespełnione. Jarosław Kuisz